Dołącz do nas

Felietony

Ekstraklaso – meldujemy się na kolejny sezon!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W zasadzie to przechodzi bez echa, więc wczoraj byliśmy trochę wyizolowani, gdy o tym informowaliśmy. A przecież skutek prawny wczorajszego wyniku w Niepołomicach jest dokładnie taki sam, jak dokładnie 11 miesięcy temu, czyli 26 maja w Gdyni, gdy GKS wygrał z Arką. Obie te sytuacje spowodowały, że GKS Katowice w kolejnym sezonie będzie grał w ekstraklasie!

Zadziwia mnie, jak mało osób przykuwa do takich niuansów uwagę. Dla większości osób było pewne, że GKS kilka kolejek temu już się utrzymał i nie zaprzątali sobie głowy jakąś tam matematyką. A my z Kosą siedzieliśmy, główkowaliśmy, wymyślaliśmy tabelki porównawcze, z których by wynikało, czy GKS może jeszcze – przy równej ilości punktów z Puszczą czy wcześniej Stalą Mielec – zająć ostatnie miejsce w tabelce porównawczej z pierdyliardem innych zespołów. Wychodziło, że może. Może jesteśmy po prostu dziwni. Ale z matematyką jeszcze nikt nie wygrał.

Na to matematyczne utrzymanie w tej kolejce mieliśmy trzy szanse. Pierwsza to brak zwycięstwa Puszczy. Druga to brak zwycięstwa Lechii. I trzecia w końcu – gdyby obie wymienione drużyny wygrały – przynajmniej nasz remis z Legią.

Nie musieliśmy czekać do soboty. Po szalonym meczu Puszcza przegrała z Pogonią i to powoduje, że nie dogonią nas w tym sezonie na pewno ani Stal, ani Śląsk, ani piłkarze Tomasza Tułacza.

Uważam, że dla nas kibiców to taki sam powód do świętowania, jak zeszłoroczny awans. Można wypić triumfalną herbatkę. I zjeść triumfalną bułkę w Jugo Grillu. Naprawdę jest co celebrować.

Ktoś powie, że to małostkowe. Że jak to świętować środek tabeli. To ja na to odpowiem – tak to. Kolejną rzeczą, która mnie zaskakuje to takie szybkie przejście do porządku dziennego nad obecną sytuacją. A sytuacja nie jest zwyczajna. Ciekaw jestem, ile osób tak rzetelnie myślących (czyli nie mam na myśli tych, co to uważają, że powinniśmy roznieść Legię, bo za tydzień gra finał pucharu), spodziewało się, że pięć meczów przed końcem będziemy mieli matematyczne utrzymanie, a praktycznie pewne pozostanie w lidze było jeszcze kilka dobrych kolejek wcześniej.

GieKSie wieszczono podzielenie losów Ruchu czy ŁKS z poprzedniego sezonu, czyli spadek z hukiem. Według mnie to była przesada wynikająca z tego, że wypowiadający się na ten temat „eksperci” nie mieli bladego pojęcia o tej drużynie, bo – jak już nieraz pisałem – z dziennikarskiego mainstreamu pies z kulawą nogą nie ogląda pierwszej ligi. To, nad czym mogliśmy się faktycznie zastanawiać, to po prostu walka o utrzymanie i nieśmiało marzyliśmy o tym, żeby odbyło się ono dość spokojnie, powiedzmy, żeby mieć je pewne na kolejkę czy dwie przed końcem.

Tymczasem niemal od początku sezonu GKS Katowice punktował tak, że ta przewaga była bezpieczna i z czasem systematycznie się powiększała. Oto, jak wyglądała przewaga nad kreską GKS po poszczególnej kolejce:

5. – 2 punkty
10. – 4 punkty
15. – 8 punktów
20. – 10 punktów
23. – 8 punktów
25. – 10 punktów
26. – 13 punktów
27. – 12 punktów
28. – 13 punktów
29. – 15 punktów

Widać tę tendencję wznoszącą, w której GKS systematycznie oddalał się od czerwonej strefy i z każdym kolejnym zwycięstwem zapewniał sobie coraz więcej spokoju. Katowiczanie są jednym z najlepszych beniaminków w ostatnich latach, grają jak typowy, solidny ligowiec i wyjadacz. A tego już się przed sezonem na pewno w najśmielszych snach spodziewać nie mogliśmy. Naprawdę ceńmy takie chwile, takie sezony, bo nawet jeśli nasz zespół w przyszłych sezonach będzie grał o wyższe lokaty (miejmy nadzieję), to stosunek tego co jest teraz, do tego, co mogliśmy zakładać przed obecnymi rozgrywkami świadczy, że jest naprawdę spektakularnie i z przytupem. Ekstraklaso – to my – GKS Katowice! Meldujemy się na kolejny sezon!

A małym druczkiem dodam, że należy też mieć zdrową pokorę i nie zawsze sezon może być kolorowy, jak ten obecny. Doceniajmy więc to, co mamy. Ale z nadzieją na więcej.

Dzisiaj zdarzy się to, na co czekaliśmy ponad dwie dekady. Do Katowic przyjeżdża po 21 latach Legia Warszawa. Wojskowi nie zdążyli już zagrać na Bukowej, dlatego powitamy ich już na nowym stadionie. W najwyższej klasie rozgrywkowej. Po starciach z Ruchem Chorzów to zawsze były najbardziej elektryzujące potyczki. Rywalizacja z ekipą ze stolicy zawsze miała rumieńce. Raz górą byli katowiczanie, raz warszawiacy, choć w ostatnich latach w ekstraklasie to Legioniści dość regularnie z nami wygrywali. Były te wyjątki w sezonie 2000/01 i dwie wygrane, czy wspominany ostatnio remis 3:3, ale ponadto dostawaliśmy od piłkarzy z Łazienkowskiej regularne lanie.

Trudno powiedzieć, jakie nastawienie będzie miała Legia, ale nie liczyłbym na to, że jakoś będzie się specjalnie oszczędzać. Finał Pucharu Polski grają dopiero za tydzień, a nie za trzy dni. Oczywiście finał bardzo ważny, kluczowy dla uratowania sezonu i zapewnienia sobie gry w europejskich pucharach. Jeśli piłkarze Goncalo Feio przegrają z Pogonią, sezon uznają za stracony i nie będzie miał znaczenia nawet ćwierćfinał Ligi Konferencji. Dla Legii zawsze liczy się przede wszystkim Mistrzostwo Polski. Jak nie to na pocieszenie Puchar Polski. Jeśli nie będzie żadnego z tych trofeów, będzie to klęska.

Jednak sezon muszą do końca dograć. Pierwszym z pięciu ostatnich meczów ligowych jest ten z GKS Katowice. Na Nowej Bukowej zagra drużyna, która dziewięć dni temu wygrała na Stamford Bridge z Chelsea. Co prawda trener Feio trochę się galopuje, mówiąc, że The Blues to jedna z najlepszych drużyn świata, ale wiadomo, że chce jeszcze podnieść rangę tego triumfu.

Ogólnie powtórzę to, co pisałem po meczu z Zagłębiem i sprawie Zidane’a. Piłka nożna jest niesamowita, że dwa kolejne wyjazdy dla danego klubu to może być Stamford Bridge i Arena Katowice. Tak jak kiedyś Wisła Kraków, która w cztery dni grała na Bukowej i Santiago Bernabeu. Tutaj taki Baszczu, Franek czy Żuraw mierzyli się z Tadziem Bartnikiem, Mietkiem Agafonem czy Sebkiem Kęską, a za kilka dni stawiali czoła Figo, Beckhamowi, Zidane’owi, Raulowi czy brazylijskiemu Ronaldo. Piękna sprawa.

No i tutaj też zobaczymy jak warszawianie po bojach z Cucurellą, Sancho, Palmerem czy Nkunku będą sobie radzić z naszymi Repką, Kowalem, Arkiem Jędrychem czy Wasylem.

I najlepsze i najzabawniejsze jest to, że… wcale nie będą musieli mieć łatwiej niż w Londynie. Mecz meczowi nierówny. Co pokazała choćby Lechia Gdańsk, która była bliska zwycięstwa przy Łazienkowskiej. GKS Katowice w tym sezonie potrafił już wygrywać z takimi ekipami jak Raków, Jagiellonia czy Pogoń. Nie ma więc żadnego powodu, by twierdzić, że zwycięstwo z Legią to jakaś sfera abstrakcji. Na pewno będzie to trudny mecz. Ale jeśli GKS będzie grał swoją grę, to jest szansa powalczyć o trzy punkty. Osobiście przed rundą typowałem, że albo z Legią, albo z Lechem wygramy. Zobaczymy, czy się sprawdzi.

A GieKSa? Bądźmy uczciwi. Skoro matematycznie rozpatrzyliśmy utrzymanie, to powiedzmy, że matematycznie mamy jeszcze szansę na puchary. Trzeba by po prostu wygrać wszystko do końca (pięć meczów, tak jak rok temu), a Jagiellonia musiałaby prawie wszystko przegrać. Oczywiście po drodze też serię porażek musiałaby zaliczyć Pogoń. Będziemy myśleć, jak gwiazdy ułożą się w taki sposób, że będzie to możliwe.

Ale patrząc na poważnie, naprawdę warto grać i punktować, bo można poprawić swoją pozycję w tabeli. Już wyprzedziliśmy Górnika, co przecież jeszcze niedawno wydawało się trudne do zrobienia. Mentalnie i moralnie wyprzedziliśmy też Cracovię, bo to, że jesteśmy niżej w tabeli wynika tylko z dość głupich przepisów. Mamy tyle samo punktów i lepszy mecz bezpośredni. Ale przez to, że nie są rozegrane oba spotkania, liczy się bilans bramkowy.

Natomiast walka o piąte miejsce jest jeszcze realna, a o szóste – bardzo realna. Chodzi tylko o to, by nie spuścić z tonu na koniec rozgrywek. Patrząc jednak na to, co GKS pokazał we Wrocławiu, raczej nie mamy się co o to martwić.

Liczymy dzisiaj na wielkie widowisko, dobrą pewną grę GieKSy – już utrzymanej w ekstraklasie – no i oczywiście na dobry wynik!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Świąteczna wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W wielkanocną sobotę GieKSa na wyjeździe pokonała Śląsk Wrocław 2:0. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga