Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

[FELIETON] Dramatu ciąg dalszy, jednak litery z Alfabetu dalej się losują

Avatar photo

Opublikowany

dnia

„Organizacja Stal Mielec” – takie polskie, piłkarskie porzekadło jest już z nami wiele lat, a po tej kolejce można powiedzieć tak o grze drużyny wiecznie,  uśmiechniętego trenera Dudka. Automatyczny język na moim komputerze podczas pisania,  cały czas podpowiada jakieś bluzgi i przekleństwa, ale walczę z tym i postaram się uniknąć „łaciny”, na ile będę mógł.

D jak Dramat, czyli dramat, dramat i jeszcze raz dramat!

Jakikolwiek trener by tu nie przyszedł, jakąkolwiek taktyką byśmy nie grali, ktokolwiek byłby kierownikiem drużyny to… nie ma szans z tym zlepkiem piłkarzy na sukces (czytaj: utrzymanie w lidze, pierwszej k…a lidze).

Gdybyśmy wstawili do naszego składu czterech Leo Messi, czterech Cristiano Ronaldo, dwóch Mbappe i no dobra, niech będzie Neuer na torze, wtedy mamy taktycznie naszą drużynę z Bukowej. Dlaczego? Bo w ostatnim meczu było: zero pressingu, Stal wjeżdżała na naszą połowę jak do swojego garażu E-klasą; zero gry bez piłki no bo ja mam dostać piłkę do nogi, gdzie stoję, a nie żebym musiał się ruszać po boisku; zero strzałów celnych, bo nikt nie może mnie naciskać, bo wtedy mi piłka odskakuje i tak dalej, i tym podobne! Motyla noga!!!

Zobaczmy, kto jechał z nami jak z dziką świnią w piątkowy wieczór na boisku hegemona (?!) tej ligi:

Oczekuję od sympatycznego trenera, że wpuści w następnym meczu młodzież. Tabiś, Rumin, Puchacz, Łyszczarz (reprezentant Polski poza 18-stką w ostatnim meczu!!!) muszą być w pierwszym składzie! Jak mam przepierniczyć mecz bez strzału na bramkę to uboleję nad tym po MŁODYM zespole, a nie po starych Śpiączkach śpiących, doświadczonych, piłkarzopodobnych osobach.

S jak Szybki rzut na tabelę, czyli masochizm pełną parą.

Można pójść w Warszawie późnym wieczorem na Pragę Północ w garniturze, pod krawatem, można także pójść w szaliku GieKSy na Chorzów Stary i zastanawiać się: „czy ja jestem do cholery normalny, czy mnie matczyna miłość opuściła?!”.  Jednak te dwa zdarzenia nijak się mają do próby obejrzenia aktualnej tabeli 1. Ligi i spojrzenia, na jakim miejscu znajduje się drużyna pod szyldem GKS Katowice. W pierwszych dwóch przypadkach mamy jakąś szansę na przeżycie, natomiast w trzecim sami wbijamy sobie nóż pod żebra, aby trafić główną tętnicę i upewnić się, że zdechniemy w maksymalnie 3 minuty.

Zobaczmy jakie potęgi nas wyprzedzają:

ŁKS Łódź – beniaminek (!!!), 24 punkty. W składzie są między innymi: Rafał Kujawa i Bartłomiej Kalinkowski. Trenerem jest Kaziu Moskal. No dobra idą na fali awansu z 2. Ligi, ale tam poza Radionowem, Boguszem, Rozwandowiczem nie ma żadnych „poważnych” nazwisk…

Puszcza Niepołomice – 12.000 mieszkańców według GUS (2016 rok). Kurwa! Osiedle Witosa ma około 20.000 głów. Drużyna ta ma obecnie 20 punktów. Najbardziej znane nazwisko… Dawid Ryndak. Kurtyna!

Warta Poznań – klub po przejściach, poważnych przejściach. Zmiana właścicieli, zagrożenia związane ze strajkami piłkarzy oraz z możliwością niewyjechania na mecze mistrzowskie poprzez brak funduszy w kasie klubowej. Obecnie 5 (PIĘĆ!!) punktów więcej niż kopacze z Bukowej.

No ja p…le płakać się chce. Patrząc na naszych najemników z nazwiskami, z historią w ekstraklasie, z cholera wie czym, to możemy oczekiwać umierania za ten klub? Wymagam, jeszcze raz to napiszę, MŁODZIEŻY w naszej pierwszej jedenastce. Piłka nożna to naprawdę prosta gra. Grajmy bez kombinacji, grajmy zawodnikami, którzy chcą coś udowodnić i tymi, którzy są na dorobku – bo patrząc na to z boku, „gwiazdy” opuściły naszą trójkolorową galaktykę dawno temu.

A jak Alkohol, czyli Chmiel z Flaszką dają trzy punkty Sandecji.

U nas Śpiączka i Błąd. Nazwiska trafnie oddają formę zawodników i całej drużyny. W Sandecji wyżej wymienieni w podtytule zawodnicy. I wręcz przeciwnie do ich nazwisk, bo grają dobrze, dają zwycięstwo spadkowiczowi z Ekstraklasy oraz zajmują zasłużenie pozycję wicelidera tej ligi.

Gdy przypominam sobie naszą dyspozycję z początku rundy, gdzie mogliśmy wygrać z Nowym Sączem przy odrobinie szczęścia i skuteczności, to krew mnie zalewa, gdy patrzę na tabelę. Zresztą to dotyczy kilku innych jeszcze zespołów, z którymi mieliśmy ogromną przewagę (Tychy, Głogów), ale nie potrafiliśmy dobić rywala jak klasowy pięściarz, tylko czekaliśmy, aż on znajdzie drugi oddech i załatwi nas podstępnym ciosem na wątrobę.

Co do klubu z południa Polski to dalej jednak uważam, że ich pozycja jest jednak niespodzianką. Nie mają potężnych nazwisk, ale posiadają grupę piłkarzy solidnych, którzy grają ze sobą nie pierwszy sezon. Taka polityka tylko może przynieść oczekiwane efekty. Mnie martwi tylko to, że u nas po zimowych obozach znów będą nerwowe ruchy i szukanie na siłę zbawców fatalnej sytuacji. Dajmy zgrać się tej drużynie, licząc na lepsze wyniki w przyszłym roku.



3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    mzG

    23 października 2018 at 11:12

    Tym sierotom trzeba by było przebić opony żeby zaczęli w końcu trenować… banda jebanych nieudaczników.

  2. Avatar photo

    Mecza

    23 października 2018 at 12:48

    Przypomniała mi się pewna sytuacja z głupiej młodości. Do technikum chodziłem na Sportowej w Chorzowie i w ostatniej klasie powiedziałem sobie że przyjdę kiedyś w szaliku GKS i tak przeszedłem Batory w dwie strony 🙂

  3. Avatar photo

    jan

    24 października 2018 at 09:35

    no po Garbarnii pierwszy raz widziałem Dudka bez uśmieszku

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga