Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka Szachy

GieKSa gra jak z nut! – wielosekcyjny przegląd doniesień mediów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki, hokeja oraz szachów GieKSy.

Piłkarki w ósmej kolejce Ekstraligi Kobiet przegrały drużyną lidera Ekstraligi Kobiet SMS Łódź 1:2 (1:0). Następny mecz nasze Panie rozegrają u siebie w ostatni weekend października z Medykiem Konin. Piłkarze rozegrali w minionym tygodniu jedno spotkanie w ramach Fortuna I Liga z GKS-em Tychy. GieKSa zremisowała 2:2 (2:0). Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Trwają rozgrywki Plusligi, w drugiej kolejce siatkarze wygrali 3:0 z Asseco Resovią Rzeszów. W następnej rundzie meczy rywalem będzie drużyna Aluron CMC Warta Zawiercie, mecz zostanie rozegrany w najbliższą sobotę w Zawierciu. Hokeiści rozegrali dwa mecze: w piątek w Katowicach pokonali drużynę Tauron Podhale Nowy Targ 3:0. W niedzielę zespół wygrał z Ciarko STS Sanok 5:4. Były to dziesiąta i jedenasta seria spotkań. Nasza drużyna jest w dalszym ciągu liderem  rozgrywek. Sekcja szachowa Wasko Hetman GKS Katowice zdobyła tytuł Drużynowego Wicemistrzostwa Polski – Ekstraliga 2021. Mistrzem Polski została drużyna Votum SA Polonia Wrocław. Trzecie miejsce zajął zespół KSz Stilon Gorzów Wielkopolski.

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Znakomity powrót Łodzianek

Piłkarki TME SMS Łódź zapewniły swoim kibicom podobne emocje jak na inaugurację sezonu Ekstraligi. Choć przegrywały do przerwy to potrafiły wyjść na prowadzenie i je utrzymać. Ostatecznie lider tabeli wygrał 2:1.

Pierwsze minuty meczu były dosyć wyrównane, a najlepszą okazję do zdobycia bramki miała Karolina Koch, która wykazała się największą przytomnością w polu karnym i zmusiła do interwencji Oliwię Szperkowską. W 19. minucie ponownie spróbowała Koch, ale tym razem bramkarza TME SMS nie musiała interweniować. W 29. minucie błąd popełniła Katarzyna Konat, a skorzystała z niego Klaudia Maciążka, która wbiegła w pole karne i została sfaulowana. Sędzia Sylwia Biernat nie miała wątpliwości i wskazała na jedenasty metr. Do piłki podeszła Marlena Hajduk i pewnie pokonała Szperkowską. Pierwszą klarowną sytuację do pokonania Weroniki Klimek miała Anna Rędzia, ale jej strzał był za słaby na bramkarkę Katowic.

Wobec bardzo słabej pierwszej połowy trener Marek Chojnacki już od poczatku drugiej odsłony posłał do boju Paulinę Filipczak, a skład stał się jeszcze bardziej ofensywny. Zmiana od początku wniosła dużo dobrego, a SMS w mig stworzył więcej zagrożenia pod bramką Katowic niż w pierwszych 45 minutach. Efektem tego była bramką wspomnianej wcześniej Filipczak, która wykazała się największą przytomnoscią w zamieszaniu w polu karnym i strzałem po ziemi wpakowała piłkę do siatki. W 57. minucie rezerwowa SMS po raz kolejny zagroziła obronie gości i wyłożyła piłkę do Ernestiny Abambili. Tu powinno być już 2:1, ale zawodniczka z Ghany przestrzeliła.  Łodzianki były zdecydowanie lepsze niż w pierwszej połowie, ale musiały uważać, bo Katowice wyprowadzały groźne kontry.  W 77. minucie niepotrzebnie stracił piłkę dwadzieścia pięć metrów od bramki zespół z Katowic. Piłkę przejęła Filipczak, która wbiegła w pole karne i dała się sfaulować. Sędzia wskazała na jedenasty metr. TME SMS wyprowadziła na prowadzenie bezbłędna w tym sezonie z rzutów karnych Gabriela Grzybowska. Ostatnie zdanie mogło należeć do drużyny z Katowic, ale w czwartej minucie doliczonego czasu gry kapitalną interwencją na linii bramkowej popisała się Szperkowska.

sportdziennik.com – Adrian Błąd: Odbudujmy w ludziach entuzjazm

Rozmowa z Adrianem Błądem, pomocnikiem GKS-u Katowice.

[…] Jeden z najważniejszych jest taki, że nie zamykacie już I-ligowej tabeli?

Adrian BŁĄD: – Też, ale tak jak powiedział to trener – cienka jest granica. Jeden mecz w drugą stronę – i znowu możemy znaleźć się bardzo nisko. Dlatego z chłodną głową robimy swoje. Mamy świadomość, że za chwilę przyjedzie do nas dużo lepszy rywal, bo takim jest GKS Tychy. Poprzeczka zawiśnie przed nami na takiej wysokości, że ciekaw jestem, jak wypadniemy na jego tle. Tychy mają swoje aspiracje.

Szok, że po awansie idzie wam jak po grudzie? Chyba nikt nie spodziewał się, że znajdziecie się w dole tabeli, tracąc tyle goli?

Adrian BŁĄD: – Na pewno zdawaliśmy sobie sprawę, że czeka nas duży przeskok. Pierwsza liga się rozwija. Jest w niej coraz więcej zespołów i zawodników klasowych, którzy spokojnie mogliby grać w ekstraklasie, ale nie znaleźli tam miejsca i grają niżej. Nikt nie zakładał jednak, że w 11 kolejkach stracimy 24 bramki. Cóż… Walczymy. Może zmiana systemu pomoże naszym obrońcom w tym, by grać skuteczniej w defensywie. Wtedy zyskamy na tym wszyscy.

Trudno poukładać sobie pewne kwestie w głowie, gdy przez 2 lata walczycie o awans, a teraz momentami ludzie mają was za ogórków?

Adrian BŁĄD: – Niestety tak to trochę jest odbierane. Po meczu w Opolu (2:4 – dop. red.) jeden z zawodników Odry trochę się z nas nabijał, choć sam nie jest żadnym wirtuozem. Zabolało, ale miał do tego prawo, skoro dostaliśmy cztery gole… Mamy wielu chłopaków, którzy jeszcze nie zaistnieli na I-ligowym poziomie. Na przykład Danian Pawłas. Jest na tyle energetyczny, motoryczny, że może zrobić duży krok do przodu. Takie mecze, jak w niedzielę, ze zdobytą bramką, mogą mu tylko i wyłącznie pomóc. Liczby są ważne. Gole, asysty… Danian przełamał się i wierzymy, że będzie postacią, która jeszcze nieraz was zaskoczy.

Tyle o Pawłasie, ale co z GieKSą jako całością? Kodujecie już sobie w głowie, że czeka was trudna walka o utrzymanie?

Adrian BŁĄD: – Na razie – powtórzę – granica jest na tyle cienka, że trudno coś zakładać. Naszym celem jest to, by z meczu na mecz pokazywać się z jak najlepszej strony i walczyć o jak najlepszy wynik. Początek sezonu? Może i graliśmy fajnie, ale wyniki nas obnażały. To nasz problem. Moim zdaniem nigdy nie pomaga takie myślenie, że grasz o utrzymanie. Sądzę jednak, że nasza szatnia po przygodzie drugoligowej na tyle się zmieniła, że czy będziemy walczyć o pierwsze miejsce, czy o utrzymanie – to aż tak bardzo się nie zmieni. Widzę w niej energię, charyzmę. Zawodnicy na ławce nie mają w głowie hasła „no dobra, wchodzę”, tylko „no dobra, wchodzę i muszę dać impuls!”. W części przegranych meczów graliśmy naprawdę fajną piłkę. Nie jest przecież tak, że my nic nie potrafimy. Trzeba wyeliminować błędy w obronie, prosto tracone bramki. Wtedy będzie się grało łatwiej. Wiemy, że jesteśmy w stanie zaoferować na boisku dosyć dużo dla oka kibica i dla samych siebie.

[…] A dla kibiców chyba „szacun” za dotychczasową postawę?

Adrian BŁĄD: – Trochę się zmieniło, prawda? Widziałem w GieKSie swoje. Wiem, jak było i doceniam to, co jest. Nie chciałbym, by moi koledzy z szatni przeżyli to, co ja kiedyś. Na to trzeba sobie zapracować. Wtedy kibice będą naszym 12. zawodnikiem – czy u siebie, czy na wyjazdach. Niezależnie, czy jest ich 500 czy 5000, gramy zawsze w dwunastu. Myślę, że kibice widzą, jak zasuwamy na boisku. Wyniki są, jakie są, ale jeśli będziemy zasuwać, to trybuny to docenią. Wiem, jaką mamy szatnię, jak się zmieniła. Może nam zabraknąć umiejętności, lepszego wykończenia, dobrego podania. Ale serducha nigdy nie powinno!

[…] Na sam koniec: jak przyjęliście losowanie Pucharu Polski? Podejmiecie beniaminka ekstraklasy, Bruk-Bet Termalikę Nieciecza.

Adrian BŁĄD: – Odpowiem tak: życzyłbym sobie, żeby moi koledzy mogli przeżyć to, co było mi dane z Zagłębiem Lubin i Arką Gdynia. Wyjść przed 50 tysięcy ludzi na Stadion Narodowy i zagrać w finale… To coś wyjątkowego.

SIATKÓWKA

sportdziennik.com – Grzegorz Słaby: O celach nie rozmawiamy

Rozmowa z Grzegorzem Słabym, trenerem GKS-u Katowice.

Inauguracja sezonu i od razu niespodzianka z udziałem GKS-u. Takiego wyniku pan oczekiwał?

Grzegorz SŁABY: – Taki brałbym w ciemno (śmiech), bo przecież graliśmy z Treflem Gdańsk, który jest postrzegany jako jeden z zespołów z ścisłej czołówki. W pierwszych dwóch setach mieliśmy świetnie funkcjonującą zagrywkę. Robiliśmy nią szkodę bezpośrednio oraz pośrednio, odrzucając rywali od siatki. Budowaliśmy sobie przewagę, a ponadto zdecydowanie lepiej funkcjonowaliśmy w obronie. W następnych odsłonach trener Michał Winiarski dokonał roszad w składzie, które przyniosły zespołowi wymierne efekty. Wprowadził Patryka Łabę, który swoim serwisem sprawił nam sporo kłopotów. Ponadto pojawił się rozgrywający Lukas Kampa, który był również skuteczny w tym elemencie. Może serwis nie był silny, ale zmienny, bardziej urozmaicony. W dwóch ustawieniach z Łabą oraz Kampą na zagrywce mieliśmy wiele problemów. W sumie nasi rywale zaczęli zdecydowanie lepiej grać. W tie-breaku postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Gdy przegrywaliśmy dwoma punktami, na boisko wszedł Damian Kogut i po dwóch godzinach stania w kwadracie dla rezerwowych zaserwował asa! Nieco wcześniej Damian Domagała dobrą zagrywką zrobił break pointa. A na sam koniec Micah Ma’a potwierdził zwycięstwo kolejnym asem. Tak więc zagrywka była kluczem do naszego zwycięstwa. To dopiero początek naszej drogi, nie popadajmy więc w euforię. Wygrana cieszy, ale twardo stąpamy po ziemi.

Przed sezonem pańskie wypowiedzi były pełne asekuracji. Celowo?

Grzegorz SŁABY: – Ależ skąd, takie przecież są realia! Przed sezonem w drużynie zaszły spore zmiany, odeszło wielu podstawowych zawodników… Doskonale zdawałem sobie sprawę, co nas czeka w okresie przygotowawczym oraz w całym sezonie. Drużynę podzieliłem na cztery grupy: w jednej znaleźli się zawodnicy, którzy zostali, w większości młodzi, z mniejszym doświadczeniem; druga – to debiutanci na tym szczeblu rozgrywek; trzecia – ci, którzy powrócili do drużyny (Bartosz Mariański, Gonzalo Quiroga oraz Thomas Rosseuaux – przyp.red); czwarta – sztab szkoleniowy. Z tego trzeba stworzyć zespół i mam nadzieję, że jesteśmy na początku naszej ciekawej, owocnej współpracy. Potrzebujemy trochę czasu, by wszystko odpowiednio funkcjonowało. Zwrócę tylko uwagę, że nie mieliśmy do dyspozycji pełnej „14”, co również nie ułatwiało nam pracy. Rosseauax przyjechał z kontuzją i pewnie dopiero w przyszłym tygodniu przystąpi do treningu, ale jeszcze bez skakania. Z kolei Quiroga również nie jest z nami zbyt długo. Chcieliśmy dobrze wypaść podczas inauguracyjnego meczu, ale było ziarenko niepokoju jak to wypadnie. Oczywiście, że były nieporozumienia, ale to jest przecież wkalkulowane w grę.

Wielu fachowców postrzega GKS jako kandydata do spadku. A czy pan wyznaczył jakiś cel drużynie?

Grzegorz SŁABY: – O celach nie rozmawiamy. Idziemy śladem Adama Małysza, którego zawsze interesował kolejny dobry skok. My jesteśmy zainteresowani kolejnym, dobrym meczem. W potyczce z Treflem emocji było na 120%, ale nie zagraliśmy perfekcyjnie. Tylko my wiemy ile jest przestrzeni do poprawy. Jednak na pewno nie zabrakło nam ambicji i charakteru. To byśmy chcieli utrzymać na tym samym poziomie.

[…] GKS może być postrzegany jako kuźnia kadr, tak przynajmniej było w poprzednich sezonach. Czy teraz będzie podobnie?

Grzegorz SŁABY: – Kamil Kwasowski, Adrian Buchowski, Jan Firlej, Jan Nowakowski – to zawodnicy, którzy grali w GKS-ie, a teraz występują w nowych klubach w podstawowych składach. To świadczy i o nich, i o nas. Wspólnie wykonaliśmy dobrą pracę, dzięki czemu mogą dobrze funkcjonować w innych drużynach. Pewnie i tak będzie w przyszłości, bo przecież w GKS-ie mamy wielu zawodników, którzy mogą iść śladem ich starszych kolegów. Jakub Szymański jest z nami nieco dłużej, ale ten sezon może być przełomowy. Nabrał masy mięśniowej (przytył 10 kg – przyp. red.) i w meczu z Treflem odpalił petardę. Mam nadzieję, że na tym nie poprzestanie. Damian Kogut w debiucie dzielnie sobie poczynał, a najważniejsze, że się nie spalił. Na razie brakuje mu jeszcze pracy nieco na wyższym ekstraklasowym poziomie. Umiejętności ma spore, ale brakuje mu pewności siebie, asekuracji, komunikacji oraz sposobu poruszania się w obrębie pewnego systemu. Micah Ma’a to niezwykle pozytywna postać, jak to określam – z amerykańsko-śląskim charakterem. Podczas jednej z przerw poprosiłem Micaha, by skrócił nieco serwis. Chwilę potem wszedł na parkiet i wykonał takim sposobem asa serwisowego. Czego chcieć więcej! GKS to grupa fajnych, zdolnych chłopaków, która może się sporo nawojować. Zobaczymy jak zareaguje, gdy przyjdzie trudny ligowy czas, bo taki też trzeba uwzględnić. Wówczas przekonamy się o ich charakterach, ale jestem dobrej myśli. Na razie potrzeba czasu, by osiągnąć poziom, do którego wszyscy zmierzamy.

„GieKSa” gra jak z nut! Kolejne punkty z trudnym rywalem

[…] W 2. meczu ligowym wzniosła się na wyżyny swoich umiejętności i odesłała do kąta zespół gwiazd Asseco Resovii, który ma wysokie aspiracje. Zespół gospodarzy potrzebował 83 minut, zaliczył wygraną 3:0 i zafundował rywalom mało przyjemną podróż do Rzeszowa.

[…] Od pierwszej piłki gospodarze pokazali swoje „szpony” i już wiedzieliśmy, że będzie walka do upadłego. Dwa pierwsze sety w wykonaniu miejscowych były wręcz perfekcyjne. Od początku „kopali” zagrywką, dobrze przyjmowali, z kolei w ataku byli niezwykle skuteczni.

Jakub Jarosz, kapitan i lider tej świetnie funkcjonującej grupy, kończył akcje nawet z najtrudniejszych pozycji. Do jego gry dołączyli pozostali koledzy i jeden z faworytów do podium zespół z Rzeszowa momentami był bezradny. Fabian Drzyzga, niewątpliwie rozgrywający nr 1 w naszym kraju, od czasu do czasu z podziwem patrzył, co wyprawia jego vis-a vis Amerykanin Micah Ma’a. Na naszych parkietach zupełnie nieznany może okazać się rewelacją sezonu. Trener Grzegorz Słaby, jak zwykle w swoim stylu, z rezerwową podchodzi do pochwał, ale po meczu promieniał z radości i miał ku temu powody.

To było twarde, męskie granie w stylu GKS-u, bo, po ostatnim sezonie, możemy o takim mówić. W 1. i 2. odsłonie były momenty trudne, ale w końcowych fragmentach znów dobrze funkcjonował blok oraz kończył ataki niezawodny Jarosz. Gospodarze nauczeni smutnym doświadczeniem z inauguracyjnej potyczki z Treflem do 3. seta przystąpili z mocnym postanowieniem zakończenia meczu. Ba, łatwo napisać, ale jak kto zrobić, gdy naprzeciwko stoją wyborni siatkarze z mistrzami świata i Europy na czele. Nie było łatwo, goście cały czas prowadzili i dopiero po ataku niezawodnego Jarosza oraz bloku GKS doprowadził do remisu 22:22. Goście po bloku wyszli na prowadzenie, ale ostatnie słowo należało do świetnej kapeli z Katowic. Damian Kania wyrównał, blokiem popisał się natchniony Piotr Hain, a poirytowany Klemen Cebulj posłał piłkę w aut.

A po tej akcji gospodarze odtańczyli indiańskie tańce i radości nie było końca. Zespół z Rzeszowa wyjechał bez punktu, bo trafił na drużynę świetnie przygotowaną i niesłychanie zmotywowaną. Zespół GKS-u jest rewelacją początku sezonu! A przed nimi bliska podróż do Zawiercia. Derby województwa zapowiadają się wielce intrygująco!

GKS Katowice – Asseco Resovia 3:0 (25:22, 25:22, 25:23)

siatka.org – Resovia poległa w Katowicach

Zaledwie trzech setów potrzebowali siatkarze GKS-u Katowice, by pokonać we własnej hali Asseco Resovię Rzeszów. Mecz rozgrywano w ramach drugiej kolejki PlusLigi. Po nim ekipa z Katowic ma już dwie wygrane na koncie.

[…] Miejscowi świetnie prezentowali się w bloku oraz zza linii dziewiątego metra. Ostatecznie udało im się rozstrzygnąć premierową odsłonę spotkania na swoją korzyść po ataku Jarosza (25:22).

[…] Katowiczanie zdecydowanie lepiej czytali zamiary Fabiana Drzyzgi i jego kolegów. To właśnie dobry blok dał im meczbola. Całe spotkanie zakończyło nieudane zagranie Čebulja i dość niespodziewanie trzy punkty pozostały w Szopienicach.

MVP: Jakub Jarosz

HOKEJ

hokej.net – Trzy punkty GieKSy. Pierwszy shutout Murraya

Hokeiści GKS Katowice w 10. kolejce Polskiej Hokej Ligi pokonali Tauron Podhale Nowy Targ 3:0. Gospodarze nie mieli łatwego spotkania i pierwszą bramkę zdobyli tuż przed syreną kończącą pierwszą tercję.

Jak można było się spodziewać, goście z Nowego Targu skupili się na obronie i szukali swoich okazji po przechwytach w tercji neutralnej lub podczas gry w przewadze. Wcześniej po stronie gospodarzy idealne okazje strzeleckie mieli Smal, Monto, Krężołek i Musioł, ale brakowało szczęścia lub nieco więcej dokładności.

Kiedy wydawało się, że w tej części meczu nic się nie wydarzy, nowotarżanie podali pomocną dłoń karą dla Bryniczki, co udało się ostatecznie wykorzystać, ale nie bez nerwów. W ostatniej sekundzie tercji Fraszko dobił z bliska krążek po interwencji Bizuba, ale sędziowie z początku nie uznali trafienia. Dopiero po wideoweryfikacji uznali, że napastnik gospodarzy nie wepchnął krążka do bramki łyżwą i dzięki temu katowiczanie zjeżdżali z lodu z prowadzeniem.

Obraz gry nie zmienił się za wiele po zmianie stron. GieKSa prowadziła grę, z tym że krążek nie chciał wpadać jak na zawołanie do bramki Bizuba, a do tego katowiczanie łapali wprowadzające nerwowość na taflę kary, przez co więcej pracy miał John Murray. Kibice na trybunach „Satelity” wydawali z siebie jęki zawodu po próbach Hudsona, Pasiuta i Wronki, którzy mogli podwyższyć prowadzenie. Równie dobre okazje bramkowe mieli w ostatniej części meczu Eriksson, Wajda i Bepierszcz, ale dopiero strzał Patryka Wronki pod poprzeczkę z 46. minuty dał GieKSie komfort w postaci dwóch bramek przewagi. Od czasu do czasu dźwięczała poprzeczka bramki Podhala, co oznaczało agresywną walkę o kolejne gole dla GieKSy. Na sam koniec Eriksson dobił przeciwnika strzałem do pustej bramki i przypieczętował trzy punkty.

Trudna przeprawa lidera. Sanoczanie postawili się GieKSie

Lider Polskiej Hokej Ligi dopisał do swojego dorobku kolejne trzy punkty, które jednak nie przyszły łatwo. Sanoczanie, którzy zagrali na trzy formacje postawili trudne warunki GieKSie. Ostatecznie katowiczanie wygrali 5:4 a decydującego gola zdobyli dopiero w 55 minucie.

Mecz w Katowicach rozpoczął się z godzinnym opóźnieniem, gdyż awaria rolby zmusiła gospodarza obiektu do sprowadzenia innej z Tychów. W ekipie z Sanoka zabrakło aż pięciu podstawowych zawodników. Na urazy i choroby narzekają Eemeli Piipo, Maciej Bielec, Maciej Witan, Mateusz Wilusz i Marek Strzyżowski.

Początek meczu idealnie ułożył się dla gospodarzy, którzy zdobyli bramkę już w 57 sekundzie. Patryk Krężołek długim podaniem uruchomił Mathiasa Lehtonena, który wykorzystał niezdecydowanie w bramce Patrika Spěšnego i zagrał wzdłuż bramki do Anthona Erikssona. Szwed strzałem z najbliższej odległości dał prowadzenie swojej drużynie.

Druga bramka padła gdy na lodzie było po czterech zawodników. Świetną indywidualną akcją popisał się Carl Hudson, który wykorzystał statyczność rywali i ze spokojem ich minął a następnie przymierzył pod poprzeczkę. Goście jednak nie poddawali się i próbowali nawiązać kontakt z rywalem. Stało się tak w 15 minucie gdy Łukasz Łyko z bliska pokonał Johna Murraya. Gospodarze odskoczyli ponownie na dwie bramki w 17 minucie gdy Mathias Lehtonen huknął z bulika.

W drugiej tercji sanoczanie odmienili losy spotkania. Katowiczanie oddali trzy razy więcej strzałów, ale żaden nie zdołał wpaść do bramki. Goście oddali ich tylko 6, a połowa z nich znalazła drogę do bramki. Najpierw w 32 minucie Toni Henttonen podał pod bramkę a tam guma odbiła się od Carla Hudsona i zaskoczyła Murraya. Dwie minuty później z kontrą ruszył Jakub Bukowski i strzałem z nadgarstka sprzed bulika zaskoczył bramkarza gospodarzy. GieKSiarze rzucili się od razu do ataku, jednak tak nieskutecznie, że strata Patryka Wronki skończyła się bramką dla gości. Ofiarnie upadając na lód Łukasz Łyko zagrał do Konrada Filipka a ten w sytuacji sam na sam na raty wyprowadził sanoczan na prowadzenie. Złości w boksie nie ukrywał na taki stan sytuacji trener Jacek Płachta.

Ostatnia odsłona przyniosła całkowitą dominację gospodarzy, którzy zamknęli rywali w ich tercji i oddali aż 20 strzałów na bramkę Spěšnego. Do wyrównania doprowadził Grzegorz Pasiut a zwycięskiego gola w 55 minucie zdobył Patryk Wronka, który zrehabilitował się za wcześniejszą pomyłkę. Napastnik GieKSy z pierwszego krążka huknął ze środka tercji i zaskoczył zasłoniętego Spěšnego.

Katowiczanie zdobyli ważne trzy punkty, doświadczeni napastnicy wzięli ciężar gry na swoje barki dając zwycięstwo swojej drużynie. Sanoczanie pokazali charakter, zostawili sporo serca na lodzie jednak na trzy formacje nie dali przez trzy tercje skutecznie odeprzeć ataki liderowi PHL.

SZACHY

polonia.wrocław.pl – Ekstraliga 2021: Votum SA Polonia Wrocław broni tytuł Mistrza Polski!

W dziewiątej rundzie Drużynowych Mistrzostw Polski – Ekstraliga 2021, wygrywamy z Minutor Energia Gwiazda Bydgoszcz i bronimy tytuł mistrzowski!

Bronimy tytuł Drużynowego Mistrza Polski! W ostatnim meczu Ekstraligi 2021 (Legnica, 2-10.10.2021) pokonujemy ekipę Minutor Energia Gwiazda Bydgoszcz 3,5-2,5, co wystarcza nam do zdobycia złotego medalu. Cały punkt na wagę zwycięstwa zdobyła Jolanta Zawadzka, co przy pozostałych 5 remisach, dało naszej drużynie zwycięstwo w meczu i ostatecznie 1. miejsce ???? O naszym końcowym sukcesie zadecydowała punktacja pomocnicza, dzięki której wyprzedziliśmy zespół z Katowic. Punkty meczowe (14) mieliśmy takie same jak Wasko HETMAN GKS Katowice, ale wygraliśmy sumą punktów zdobytych przez zawodników w drużynie (33,5 do 32,5). Dla VOTUM SA Polonii Wrocław jest to trzeci tytuł mistrzowski w historii ????



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga