Piłka nożna Prasówka
GieKSa rozłożona na łopatki. Media po meczu Zagłębie-GKS 3:0
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu Zagłębie Sosnowiec – GKS Katowice 3:0.
sportslaski.pl – Fatalna GieKSa. Trójka w plecy!
Kolejny słaby występ GKS-u Katowice. Podopieczni trenera Piotra Mandrysza popełniali w Sosnowcu sporo błędów i w efekcie przegrali. GieKSa ma już cztery porażki na koncie, mimo że rozegrano dopiero osiem kolejek…
O ile trener Zagłębia Sosnowiec nie zmienił wyjściowej „11” w porównaniu do poprzedniego spotkania, tak w ekipie GKS-u Katowice były trzy zmiany – na prawym skrzydle grał Oktawian Skrzecz, za napastnikiem Andreja Prokić, a na środek obrony wrócił Mateusz Kamiński. Wrócił i… już w pierwszej akcji popełnił błąd, który prawie spowodował bramkę dla gospodarzy.
[…] Po kwadransie gry piłkę stracił Rafał Makowski, przez co GieKSa ruszyła z kontrą. Bartłomiej Kalinkowski wbiegł w pole karne i strzelił na bramkę, trafił jednak w Dawida Kudłę. Po pół godzinie gry fatalnie do Tomasza Midzierskiego zagrał Łukasz Zejdler, przez co kapitan GKS-u zanotował stratę. Blisko co najmniej kandydatury do „gola kolejki” był Wojciech Łuczak. Jego uderzenie trafiło jednak w boczną siatkę. Przed przerwą groźnie było jeszcze raz – ponownie w polu karnym gości.
[…] Źle w drugą połowę wszedł Adrian Frańczak, który po kilku minutach złapał żółtą kartkę. Chwilę później obrońca GKS-u ponownie faulował, niedaleko swojego pola karnego. Piłka po dośrodkowaniu Mularczyka trafiła do Mateusza Cichockiego, który głową zgrał do stojącego przy bliższym słupku Rafała Makowskiego, a ten z niewielkiej odległości – również głową – wpisał się na listę strzelców. Lepiej mógł się zachować Abramowicz, który stał za plecami zawodnika Zagłębia.
GieKSa niemrawo zabierała się do odrabiania strat i praktycznie ani przez moment nie zapowiadało się na to, by doszło do wyrównania. Jakby tego było mało, pod koniec spotkania sędzia odgwizdał – kontrowersyjny – rzut karny dla sosnowiczan za zagranie ręką Kamińskiego.
[…] Arbiter powinien podyktować jeszcze jeden rzut karny – tym razem dla GKS-u. W doliczonym czasie gry ewidentnie faulowany był Armin Ćerimagić. Tomasz Wajda nie dopatrzył się przewinienia, co rozwścieczyło piłkarzy gości. Sfrustrowany Kamiński po chwili sfaulował Tomasza Nawotkę, za co otrzymał drugą dla siebie żółtą kartkę i musiał przedwcześnie opuścić boisko. W doliczonym czasie gry rozbitych GieKSiarzy dobił Sanogo, który drugi raz pokonał Abramowicza.
GKS dalej tkwi w kryzysie. Początek sezonu jest w wykonaniu kandydata do awansu słaby.
Wojciech Cygan znów zrezygnował!
Wojciech Cygan po meczu z Zagłębiem Sosnowiec złożył rezygnację z funkcji prezesa zarządu GKS-u Katowice.
[…] To druga rezygnacja Cygana w tym roku. Wcześniej zrezygnował – razem z wiceprezesem Marcinem Janickim – na dwie kolejki przed końcem poprzedniego sezonu. Ostatecznie jednak pozostał na stanowisku.
Cygan jest prezesem GKS-u od czerwca 2013 roku.
katowickisport.pl – Na Ludowym tradycyjnie – gospodarze w starciu z GieKSą wzięli wszystko
[…] Mecz zaczął się „z wysokiego C”: już w 45. sekundzie Zagłębie mogło – powinno! – objąć prowadzenie. Prostopadłe podanie przeszło przez defensywę katowicką i trafiło do Patryka Mularczyka. Zatrzymał go Mateusz Abramowicz, ale piłka dotarła do Szymona Lewickiego. Wystarczyło trafić do pustej bramki; a jednak sosnowiczanin chybił!
Potem optyczną przewagę – może nie tak wyraźną, jak rok temu na tym obiekcie, ale jednak – uzyskała GieKSa. Katowiczanie sporo strzelali – zza i z okolic „szesnastki”, czujny był jednak Dawid Kudła.
[…] GieKSiarze „tradycyjnie” więc – przynajmniej na zapleczu ekstraklasy – polegli na Stadionie Ludowym. Zagłębie zaś dołączyło do – na razie – strefy środkowej w tabeli.
Dymisja nieodwołalna – GieKSa bez Prezesa!
Prezes Wojciech Cygan po meczu długo w samotności krążył po zakamarkach klubowego budynku w Sosnowcu, tunelu wiodącym do szatni i po opustoszałej już murawie. Konferował przez telefon, gestykulował… Wszystko stało się jasne po zakończeniu tych rozmów.
– Właśnie złożyłem rezygnację – oznajmił. W związku z tym, że GKS jest spółką giełdową, wszystkim formalnościom w zakresie wymagań prawnych stać się musi zadość w czwartek. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że złożona dymisja została przez prezydenta Katowic przyjęta. – I tym razem moje postanowienie jest ostateczne – zapowiedział (były już) sternik GieKSy. Przypomnijmy, że podobną decyzję prezes Cygan (i wiceprezes Marcin Janicki) podjął po zakończeniu poprzedniego sezonu. Wtedy jednak rada nadzorcza spółki – po dwutygodniowym okresie „bezkrólewia” – ponownie powierzyła obu panom obowiązki zarządzania klubem.
gol24.pl – Mocna końcówka Zagłębia. GieKSa rozłożona na łopatki
Piłkarze Zagłębia Sosnowiec pewnie zwyciężyli w prestiżowym starciu z GieKSą. Zespół Dariusza Dudka wbił gościom z Katowic trzy gole – wszystkie w drugiej połowie. GKS kończył mecz w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Mateusza Kamińskiego.
[…] Od 30. minuty zaatakowała GieKSa i kilka razy zagroziła bramce Kudły. Najpierw po stracie gospodarzy dobrze znalazł się Andreja Prokić, ale strzelił ponad bramką. Następnie groźnie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego zawodnik gości uderzył głową minimalnie obok bramki. Początek drugiej połowy podobnie jak ostatnie 15. minut pierwszej części spotkania bardzo słabe w wykonaniu obu zespołów.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze