Piłka nożna
Górak: „Musimy uderzyć się w piersi, to nasza wina, że przegraliśmy”

Zapraszamy do zapisu konferencji po meczu w Krakowie. Głos zabrali trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Radosław Sobolewski.
Rafał Górak: Niewątpliwie trudny moment, wydawało się, że powinniśmy wyjeżdżać stąd z trzema punktami, a niestety tak nie jest. Słabo żeśmy bardzo weszli w to spotkanie i te pierwsze 10 minut było naprawdę niedobre. Doliczony czas te 11 minut to niestety okres, w którym zawodnicy się, w jaki sposób pogubili, niestety tych punktów nie ma. Natomiast pozostały czas to na pewno dużo dobrej gry, dużo dobrej jakości. Wyszliśmy na prowadzenie, wydawało się, że gra jest całkowicie pod kontrolą i mieliśmy doskonałą sytuację, żeby jeszcze ten wynik podwyższyć. Tak się nie stało. No cóż, niekiedy po prostu im mniej się powie, tym niekiedy lepiej. Ogromny żal i na pewno ogromny niedosyt z tego powodu, ale musimy po prostu sami uderzyć się w piersi, bo to nasza wina przecież, że przegraliśmy, nikt za nas tego przecież nie zrobił.
Pytanie 1: GieKSa często traci bramki po strzałach z tej strefy między jedenastym a szesnastym metrem pola karnego. Czy w ocenie trenera wynika to z ustawienia całej linii defensywnej, czy bardziej mają na to wpływ błędy indywidualne zawodników?
RG: Wydaje się, że jednak można by się było doszukać indywidualnych spraw, bo kwestia samej obrony pola karnego jest dla nas sprawą czytelną i jasną, powinniśmy sobie z tymi sytuacjami jak najbardziej zespołowo poradzić. Niekiedy niestety tak jest, że to właśnie komuś zabraknie tego przysłowiowego metra albo niekiedy paznokcia i przeciwnik oddaje strzał, szkoda niestety, że trafiają do siatki.
Pytanie 2: Nie ma trenera wrażenia, że ta ostatnia potrójna zmiana troszkę rozregulowała w samej końcówce zespół?
RG: Znaczy nie. Ja doskonale wiedziałem, co się z danymi zawodnikami dzieje, bo mieliśmy kontakt. Nawet ta przerwa, która była to dostawaliśmy znaki o tym, żeby to wszystko zrobić. Wiadomo, że również na boisku cały czas musi być młodzieżowiec, nie powiem, żeby to było jakieś tam wymuszone zmiany, natomiast zaplanowane i ci zawodnicy, którzy weszli, powinni sobie bezapelacyjnie w danym momencie poradzić i tutaj nie ma żadnego alibi.
Pytanie 3: Mówił pan tutaj, że GieKSa czuje niedosyt, ale czy właśnie ta przerwa spowodowana tymi fajerwerkami, czy ona właśnie nie rozregulowała tutaj pana piłkarzy? Jak Pan to odbiera tuż po meczu?
RG: Ciężko powiedzieć. Natomiast rzeczywiście ten czas doliczony, te 11 minut, które były doliczone tak, jak już powiedziałem, było przez nas zagrane po prostu słabo tak jak te pierwsze 10 minut. Także czy akurat przerwa i akurat ten moment mojej drużynie w tym przeszkodził? No to ja powiem inaczej: na pewno nie powinien.
Pytanie 4: W tej pierwszej połowie wydaje mi się, że GieKSa miała takie momenty, żeby mogła sobie tutaj spokojnie tę przewagę jeszcze przed przerwą wypracować, natomiast to się nie udało. Czy to też właśnie starał się przekazać zawodnikom, że nie wszystko stracone?
RG: W pierwszej połowie tak, jak powiedziałem, te pierwsze 10 minut było może średnie, ale później dostrzegaliśmy już bardzo dobre momenty i to, że jesteśmy bezapelacyjnie tutaj… Powalczyć o pełną pulę. Tak była narracja w przerwie. Wiedzieliśmy, co zrobiliśmy źle w tym pierwszym fragmencie meczu, a później już było naprawdę zgoła odmiennie i było bardzo porządnie. Także wierzyliśmy i byliśmy przekonani, że jesteśmy w stanie ten wynik odwrócić. W danym momencie już się tak działo tak, jak powiedziałem, że mieliśmy w drugiej połowie piłkę na to, aby ten mecz zakończyć.
Pytanie 5: Mam takie wrażenie, że w meczu sprzed przerwy reprezentacyjnej z GKS-em Tychy GieKSa grała troszeczkę gorzej, ale wygrała. Dzisiaj zagrała o niebo lepiej, natomiast przegrała. Jakie nastroje mogą mieć kibice GieKSy przed meczem z Arką Gdynia z liderem pierwszej ligi?
RG: Dzisiaj nastroje będą na pewno minorowe, występuje na pewno ogromny żal z niedowierzaniem, bo jeżeli w taki sposób się wypuszcza punkty, to bardzo to boli. Chyba najwidoczniej musi, bo chyba każdy jest ambitny i po prostu bardzo ubolewa nad porażką i nad każdym meczem. Wydaje mi się, że sportowcy mają to do siebie, że niejednokrotnie przegrywają, to jest sport, to jest rywalizacja sportowa, to właśnie w takich momentach trzeba pokazywać charakter i to, co się kocha i co się najbardziej lubi. Także niestety zawodnikom będziemy wpajać, że tak to już jest, trzeba podnosić głowę do góry i z Arką z liderem zagrać o 3 punkty. Wydaje mi się, że w tym momencie będziemy już bardzo mocno zmobilizowani, a dzisiaj na pewno jest ciężko.
Pytanie 6: Chciałem zapytać o to, co się działo już po meczu. Miał pan pretensje do sędziego i długo dyskutowaliście. O co chodziło?
RG: O dwie decyzje mocno kontrowersyjne. Muszę oglądnąć. Zawodnicy byli bardzo mocno przekonani, że aut jest dla nas, że to nasza piłka. Ja tego tak nie dostrzegłem, to była dynamiczna sytuacja, także na pewno będziemy dopiero, to oglądać i będę mógł się odnieść do tych emocji. Zawodnicy byli przekonani, że ta piłka powinna być dla nas. Dziękuję.
***
Radosław Sobolewski: Skomentuję ten mecz po prostu, jakie tam emocje towarzyszyły podczas tego całego spotkania i to będzie bardzo krótkie gdzieś tam podsumowanie. Na początku były dobre emocje, później były bardzo złe emocje i już końcówka no to naprawdę bardzo, bardzo pozytywne emocje i zwycięstwo i chciałbym podziękować chłopakom właśnie za to zwycięstwo i za te bardzo pozytywne emocje. Dziękuję.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Mario
25 listopada 2023 at 23:39
Rafał po prostu nie dajesz rady na poziomie 1 ligi,odejdź
Marcin
26 listopada 2023 at 12:23
Trudno znów go poklepia po ramieniu że są z nim wszyscy i żeby się nie martwił a my pikujemy coraz zniżej . Zauważyłem że piłkarze kiedyś byli motorem napędowym stracili mega polot może to przez to iż wszyscy w drużynie mają wyjebane 🦥
Maks
25 listopada 2023 at 23:46
Sorry, nie mogę już tego imbecyla słuchać 😡
Gieksa
26 listopada 2023 at 09:19
Dalej się uczymy ligi? Byle byście zdążyli się nauczyć, bo z takimi wynikami nowy stadion przywitacie w 2 lidze !
Rick
26 listopada 2023 at 11:27
ile jeszcze będziemy słuchać tego pierdolenia …
Paweł
26 listopada 2023 at 17:43
Wytrzymajcie jeszcze trochę Proszę, my wciąż uczymy się tej ligi,
Rafał…
dzbanek
26 listopada 2023 at 23:12
Niestety, pech, przypadek, to jest tylko sport, musimy wziac sie do roboty,bijemy sie w piersi.
Mozna napisac skrypt,ktory bedzie uzywac tych wrzutek i Rafal moze w ogole nie przychodzic na konferencje.
Roman
27 listopada 2023 at 20:55
ze zmianami trafił 100 % – aby przegrać mecz