Piłka nożna
(In)Statystycznie po rundzie jesiennej
Zakończyła się runda jesienna Fortuna 1 Ligi. Pozostałe mecze, które czekają nas w tym roku, będą rozgrywane tzw. awansem, a formalnie będzie to już runda wiosenna. Firma InStat przygotowała raport dotyczący pierwszej rundy sezonu 18/19. Co ciekawego możemy tam odnaleźć? Czy znajdziemy odpowiedź na to, czemu nasza pozycja w tabeli jest aż tak tragiczna? Pełen raport można pobrać TUTAJ.
Jednym z poważniejszych zarzutów co do naszej drużyny jest to, że jest źle przygotowana fizycznie do sezonu. Nie widać tego, jeśli spojrzymy na fragmenty meczu, w których strzelamy gole. Owszem, strzelamy więcej goli w 1 połowie, niż w 2 drugiej, ale jest to różnica jedynie 3 bramek – 8 w pierwszych 45 minutach, 5 w drugich. W dodatku wszystkie 5 bramek w drugich połowach zostało zdobyte w ostatnich 30 minutach meczu. Najchętniej zaś strzelamy bramki „do szatni” – 5 goli strzeliliśmy między 30 a 45 minutą. Trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że nasza liczba strzelonych bramek jest żenująco niska, przez co te różnice nie mogą być zbyt duże. Z 13 zdobytymi bramkami plasujemy się pod w tym względem na przedostatnim miejscu. Słabsza jest tylko Garbarnia z jednym golem mniej.
Lepszym argumentem przy dyskusji o przygotowaniu fizycznym może być liczba bramek straconych. Na 23 stracone gole, co plasuje nas na 5 miejscu w tej niechlubnej statystyce, 6 z nich straciliśmy w ostatnim kwadransie meczu i aż 7 w między 60 a 75 minutą. Z drugiej strony również w pierwszej połowie lubimy sobie stracić bramkę – 6 goli straciliśmy między 15 a 30 minutą. To właśnie wtedy występuje u nas największa różnica między bramkami zdobytymi, a straconymi, bo aż -5. Zarówno w przedostatnim, jak i ostatnim kwadransie meczu różnica ta wynosi -4. Łącznie w pierwszej połowie nas bilans bramkowy wynosi -1, a w drugiej aż -9, co mogłoby potwierdzać teorię o słabszym przygotowaniu fizycznym, ale nie jesteśmy pod względem różnicy bilansów bramek pomiędzy połowami najgorsi – Termalica w pierwszej połowie uzyskała rezultat +4, a w drugiej -9. Najlepiej w ofensywie w pierwszej połowie radzi sobie ŁKS – 8 goli, a w drugiej połowie Raków – 11.
Obok GKS-u Jastrzębie jesteśmy jedyną drużyną, która nie straciła bramki zza pola karnego. Wydawać by się mogło, że to jakiś pozytyw… ale w praktyce oznacza to, że wszystkie 23 gole straciliśmy po strzałach już w naszej 16-stce. Jak wiadomo, im bliżej jest do bramki, tym większa jest szansa na strzelenie gola, a my fatalnie sobie radzimy z utrudnianiem życia rywalowi. Więcej goli po strzałach z pola karnego straciła jedynie Termalica (25) i Garbarnia (29), z kolei najlepiej pod tym względem prezentują się Raków i Sandecja – kolejno 7 i 8 straconych goli. Ligowa średnia to 17 goli straconych po strzałach w 16-stce. Najwięcej bramek spoza pola karnego straciła Chojniczanka – 8.
Po drugiej stronie boiska mamy za to ogromny problem, by strzelać bramki z najgroźniejszych stref. 8 goli z pola karnego to drugi najgorszy wynik w lidze – tylko Stomil strzelił tak jedną bramką mniej. Średnia ligowa jest aż 2 razy większa! Nieźle prezentujemy się za to pod względem strzałów z dystansu – zdobyliśmy tak 4 bramki przy ligowej średniej na poziomie 2,8.
Lubujemy się w szybkich atakach – średnio nasze akcje, po których padała bramka, trwają 7 sekund. Mniej czasu potrzebuje jedynie Chrobry Głogów – zaledwie 3,1 sekundy! W dłuższych atakach najlepiej radzi sobie Odra Opole i Raków Częstochowa – akcje bramkowe trwają tam ponad 18 sekund. Średnia ligowa wynosi zaś 11,2 sekundy. Również pod względem liczby podań w akcjach zakończonych bramką na czele jest klub z Opola – średnio wymieniają 6,8 podania zdobyciem gola. GieKSa ze średnią 2,6 podania plasuje się na 15 pozycji.
Pod względem goli ze stałych fragmentów gry nasz wynik uratował nieco ostatni mecz z Bytovią, gdzie dwukrotnie pokonaliśmy bramkarza po rzucie rożnym. Gdyby nie to, w rankingu tym zajmowalibyśmy przedostatnią pozycję, mając za sobą jedynie Stomil, który nie wykorzystał ani jednego stałego fragmentu gry. Do 2 goli po rzucie rożnym dołożyliśmy 2 gole z rzutów wolnych i 1 z rzutu karnego. Najlepiej z tą częścią piłkarskiego rzemiosła radzi sobie Chojniczanka, która zdobyła w taki sposób 13 goli, ale aż 5 z rzutów karnych.
Jeśli chodzi o bramki z gry to najwięcej, bo 4, zdobyliśmy po akcjach lewą stroną. 3 gole zdobyliśmy po akcjach prawą flanką i zaledwie 1 po akcji środkiem. Najskuteczniej lewą stroną atakuje Bytovia – 9 goli, środkiem Termalica – 10 goli, a prawą stroną Odra – 9 goli. Wszystkie te drużyny zdobyły po akcjach jedynie swoją ulubioną częścią boiska więcej goli niż my łącznie z gry.
Przejdźmy do goli straconych. Można powiedzieć, że w każdej strefie bronimy tak samo źle, bo po akcjach z prawej strony i środkiem straciliśmy po 6 bramek, a po atakach lewą flanką tylko 1 mniej. Najgorzej z atakami środkiem radzą sobie Podbeskidzie, Warta i Puszcza – stracili tak po 8 goli. Na lewej stronie najgorzej bronią Termalica i GKS Tychy – po 7 goli straconych, a po prawej Garbarnia i Chojniczanka – 10 goli.
Wstydu nie przynosi nam liczba bramek straconych po SFG. 2 razy daliśmy się pokonać po rzucie rożnym, również 2 razy po rzucie wolnym i raz po rzucie z autu. Najlepsze pod tym względem Podbeskidzie straciło łącznie 3 bramki po stałych fragmentach, a najgorsza Termalica aż 14. Ligowa średnia wynosi 7.
Uśredniony InStat Index potwierdza dobrą dyspozycję Rakowa i ŁKS-u, a także słabość Garbarni czy Stomilu. My zaś z wynikiem 205 zajmujemy 13 pozycję, czyli wg zaawansowanych statystyk powinniśmy być w lepszej sytuacji niż ta, w której jesteśmy. Podobnie jak chociażby GKS Tychy, który w tej tabeli zajmuje 9 miejsce.
Wbrew pozorom oddajemy całkiem sporo strzałów. Średnio jest ich 13,6 na mecz i daje nam to 6 pozycję. Celnie na bramkę uderzamy jednak tylko 4,4 raza na mecz, czyli jedynie 32% naszych strzałów leci w światło bramki. Średnie ligowe wynoszą odpowiednio 12 i 4,2. Niecelnych strzałów oddajemy 5,4 na mecz, średnio prawie co trzeci mecz trafiamy w słupek lub poprzeczkę, a 3,5 strzałów jest zablokowane przez przeciwnika. Z pola karnego oddajemy średnio 6,4 strzałów, z czego 2,9 jest celnych. Są to wyniki powyżej średniej ligowej (5,8/2,5), czyli po prostu brakuje nam skuteczności.
Jesteśmy jedną z najczęściej faulujących drużyn. Faulujemy średnio 18,4 razy na mecz, z czego 7,8 fauli ma miejsce na naszej połowie. Jedynie Chojniczanka i Stomil częściej dopuszczają się nieprzepisowych zagrań, choć niewiele, bo odpowiednio 18,5 i 18,8. Najrzadziej faulują piłkarze Wigier i Rakowa – niewiele ponad 14 na mecz. Nasi zawodnicy są również w czołówce, jeśli chodzi o faule przeciwników – jesteśmy faulowani średnio 16,9 razy na mecz, w tym 7,6 razy na połowie rywala. Co ciekawe w meczach z nami rywale zdecydowanie rzadziej oglądają żółte kartki – u nas jest to 2,6 żółtej kartki na mecz, u naszego rywala tylko 1,4.
Nieco częściej piłka jest przy naszej nodze niż u rywala, ponieważ w tej rundzie uzyskaliśmy rezultat 53% posiadania piłki. Średnio posiadamy ją natomiast przez 12,3s, co stanowi niecałą sekundę poniżej średniej ligowej. 51 razy na mecz przetrzymujemy ją od 5 do 15 sekund, 30 razy na mecz 15-45 sekund i 31 razy powyżej 45 sekund. Właściwie w każdej statystyce dotyczącej posiadania piłki króluje Raków Częstochowa. Zwykle piłka trafia do nas 123 razy na mecz. 74 razy udaje nam się przekroczyć połowę przeciwnika, 45 razy docieramy do ostatniej ćwiartki boiska i 14 razy udaje nam się z nią wejść w pole karne. Wszystkie te wyniki są powyżej średniej ligowej poza wejściami z piłką w pole karne – w tej statystyce średnia ligowa dokładnie pokrywa się z naszym rezultatem. Z liczb wynika więc, że naszym problemem nie jest umiejętność przemieszczenia się z piłką pod bramkę przeciwnika.
W trakcie meczu wymieniamy średnio 416 podań, z czego 324 są celne, co daje skuteczność na poziomie 78%. Plasuje nas to w dolnych rejonach tabeli. 30 podań jest zaadresowane w pole karne rywala – jest to 5 wynik w lidze, ale tylko 14 trafia do celu. Choć ligową średnią jest 13 celnych podań w pole karne, to nasza skuteczność na poziomie 42% jest poniżej ligowej średniej. 10 razy na spotkanie próbujemy kluczowego podania i niemal co drugie trafia do adresata. Jest to wynik niemal dokładnie na poziomie średniej ligowej. 15 razy na mecz dośrodkowujemy piłkę, a 3,6 razy jest ono udane – ponownie nieco powyżej średniej. Problemem jest natomiast tempo dokładnych podań – na jedno posiadanie piłki wymieniamy ją 12,7 razy – gorszy jest tylko Chrobry Głogów i Bytovia Bytów, której jednak to nie przeszkadza. Mamy też niską skuteczność podań konstruktywnych, czyli takich, które mają na celu przesunięcie gry w stronę bramki przeciwnika. Są one dokładnie tylko w 72% – słabszy wynik ma tylko Chrobry i Puszcza.
Przeciętnie wypadamy w pojedynkach – zarówno w ofensywie, jak i defensywie. W obronie na 86 pojedynków zwycięsko wychodzimy z 50 z nich, a w ataku na 87 udanych jest 38. Procentowo daje to odpowiednio 56% i 44% – w obu przypadkach jest to dokładnie ligowa średnia. Mamy problem z pojedynkami w powietrzu – wygrywamy 49% z nich, co daje nam 13 miejsce w lidze. Nasze zwody są skuteczne w 52%, podczas gdy ligowa średnia wynosi 56%. Jesteśmy za to zdecydowanym liderem w odbiorach – podejmujemy 35 prób na mecz, a 60% z nich jest skuteczne. Lepszą skutecznością mogą pochwalić się Tyszanie, ale podejmują oni jedynie 27 prób. Gorzej z przejęciami – przejmujemy piłkę 49 razy na mecz, co jest 13 wynikiem w lidze, ale 11 razy zdarza nam się to na połowie rywala, a to wynik powyżej średniej. Bardzo dobrze radzimy sobie w odzyskiwaniu piłek – 66 odzyskanych piłek to 3 wynik w lidze.
Wyjaśnijmy przy okazji, czym się różnią odbiór, przejęcie i przechwycenie piłki. Odbiór to aktywne działanie zawodnika, mające na celu odebranie piłki. Przejęcie to nabycie piłki bez walki, po nieudanej kontroli piłki lub niedokładnym podaniu. Przechwycenie piłki to natomiast nabycie piłki po celnym podaniu lub strzale przeciwnika.
Czas na statystyki indywidualne. W top20 pod względem InStat Index na ostatnim uwzględnionym miejscu znalazł się Tymoteusz Puchacz – jego średni wynik to 228. Niestety żaden z naszych zawodników nie załapał się do czołowej 20-tki pod względem bramek, asyst, jak i klasyfikacji łączonej. By znaleźć naszego piłkarza musimy przejść do… pomyłek bramkowych. Tam ex aequo na 3 pozycji znajduje się Wojciech Lisowski z 7 błędami. A skoro o błędach mowa, to ligowym liderem pod względem oddanych strzałów jest Adrian Błąd. Oddał aż 48 uderzeń, ale tylko co trzecie było celne. Na 17 miejscu załapał się również Grzegorz Piesio z 30 strzałami. U niego z celnością jest nieco lepiej, bo 11 z nich leciało w światło bramki… ale goli z tego okrągłe 0.
Nie znajdziemy naszego piłkarza w tabelce z liczbą podań, ale gdy przejdziemy już do tych kluczowych, tam na 10 miejscu znajdziemy Błąda. Podjął 33 próby, a 17 razy piłka dotarła do adresata. W przeliczeniu na 90 minut Błąd wykonuje udane kluczowe podanie 1,1 raza na mecz. W statystyce podań w pole karne znajduje się jeszcze wyżej, bo tuż za podium. Aż 151 razy zagrywał piłkę w 16-stkę rywala, a 68 razy było to podanie celne. W tabelce z najczęściej dośrodkowującymi graczami Błąda nie ma, ale jest Puchacz. Zajmuje 15 pozycję z 41 dośrodkowaniami, z czego 11 było udanych. Naszego niewysokiego skrzydłowego ponownie znajdziemy, gdy zajrzymy do statystyk rzutów rożnych i wolnych w pole karne przeciwnika. Błąd 89 razy próbował takiego zagrania, a 46 było ono celne. Ponownie znalazł się tuż za podium.
Mariusz Pawełek znalazł się na 11 miejscu wśród graczy, którzy wykonują długie podania. Na 215 wykopów 151 trafiło do kolegi z zespołu. Daniel Rumin musi natomiast poprawić się pod względem trzymania pozycji przed obrońcami rywala, bo aż 11 razy dał się złapać na spalonym, co jest 6 wynikiem w lidze. W naszej drużynie najczęściej w pojedynek z rywalem wchodzi Grzegorz Piesio. Z 311 pojedynków 161 razy wyszedł zwycięsko. Jeśli chodzi o pojedynki w obronie, to na 7 pozycji znajduje się Wojciech Lisowski, który brał udział w 181 takich sytuacjach, ale skuteczność 61% nie powala na kolana. Na 17 pozycji załapał się jeszcze Poczobut, ale z jeszcze gorszą skutecznością, bo tylko 51%. Nieco lepiej to wygląda u naszego defensywnego pomocnika, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko pojedynki na ziemi – tam jego skuteczność wynosi 55%. Bezkonkurencyjny jest za to w liczbie prób odbiorów, choć są piłkarze, którzy robią to skuteczniej. W top10 tej klasyfikacji znaleźli się również Lisowski i Błąd. Poczobut dominuje także… w liczbie fauli. Nieprzepisowo atakował przeciwnika aż 43 razy. Ze smutkiem trzeba stwierdzić, że żaden z naszych piłkarzy nie znalazł się w topowej 20 pod względem zwodów.
Teraz spójrzmy, jak wyglądają nasi zawodnicy na poszczególnych pozycjach. Pod względem InStat Index wśród bramkarzy Mariusz Pawełek zajmuje 14, a Krzysztof Baran 18 pozycję. Łącznie branych pod uwagę jest 24 bramkarzy. Pawełek obronił 63% strzałów, a Baran 76%.
Na lewej obronie 4 miejsce w lidze zajmuje Tymoteusz Puchacz – może jednak nie jest taki zły na tej pozycji? Musi jednak poprawić się w walce o górne piłki, bo wygrywa tylko 38% pojedynków w powietrzu. Na szarym końcu znajduje się za to Simon Kupec, a niewiele wyżej Wojciech Słomka – dzieli ich tylko Bartków z Puszczy. Łącznie wg InStatu w lidze wystąpiło 27 lewych obrońców.
Po drugiej stronie defensywny na 6 pozycji znajdziemy Adriana Frańczaka – czyżby „Franiu” jednak nie był taki zły? Co może zdziwić wiele osób, zwody Frańczaka są skuteczne aż w 73% przypadków. Dosyć solidnie radzi sobie w każdej statystyce: 81% jego podań jest celne w tym 53% podań w pole karne, wygrywa 63% pojedynków i 2 na 3 próby odbiorów są udane. Zdecydowanie niżej znajduje się Wojciech Lisowski – zajmuje dopiero 18 pozycję. W rankingu tym uwzględniono 29 zawodników.
Sporo się trzeba naszukać, by odnaleźć naszych zawodników w rankingu środkowych obrońców. Pierwszym z nich jest Jakub Wawrzyniak, który zajmuje jednak dopiero 29 lokatę. Kolejnym jest Mateusz Kamiński na 37 miejscu, a trzy pozycje niżej znajdziemy Rafała Remisza. Dla środkowego obrońcy w Fortuna 1 Lidze średni InStat Index wynosi 210 – tylko Wawrzyniak ma wynik powyżej tej średniej (214). ,,Kamyk” osiągnął wynik 209, a Remisz 207. Na przedostatnim miejscu znajduje się nasz były zawodnik Tomasz Midzierski – na 63 piłkarzy gorszy był jedynie Jarosza ze Stomilu.
Najprawdopodobniej z powodu ostatnich meczów, kiedy to zrezygnowaliśmy z gry w systemie 4-1-4-1 i przeszliśmy na 4-2-3-1 lub 5-4-1, Adrian Łyszczarz został potraktowany jako defensywny pomocnik. W tej samej kategorii znajdziemy oczywiście Bartłomieja Poczobuta i Kamila Kurowskiego. Cała trójka uzyskała dosyć podobny wynik – Poczobut zajął 24 miejsce, Kurowski 27, a Łyszczarz 28. Widać jednak, że nie jest to optymalna pozycja dla zawodnika wypożyczonego ze Śląska Wrocław. Podczas gdy Poczobut piłkę przejmuje 5 razy na mecz, a Kurowski 6, u Łyszczarza wynik ten wynosi zaledwie 2,5. Dobrze radzi sobie za to z podaniami kluczowymi i dryblingami. W ciągu 90 minut prawie 3 razy próbuje stworzyć sytuację bramkową, a co drugie takie zagranie jest skuteczne. Na zwody nabiera rywali ze skutecznością 62%. W raporcie za defensywnych pomocników uznano łącznie 58 ligowców.
Ciężko natomiast wyjaśnić, czemu Bartosz Śpiączka został potraktowany jako lewy pomocnik. Choć zajął w tej klasyfikacji 9 miejsce, to ciężko traktować to poważnie, skoro na tej pozycji nie wystąpił ani razu. Niewątpliwie lewym pomocnikiem jest za to Adrian Błąd, który znalazł się 5 oczek niżej. Wspominaliśmy, że oddaje on ogromną ilość strzałów, ale rzadko są celne. Podobnie jest z podaniami – są celne tylko w 65%. W lidze wg InStatu mamy 33 lewoskrzydłowych.
Na prawym skrzydle naszego zawodnika znajdziemy pozycję wyżej niż w przypadku Błąda na lewej stronie. O dziwo jest to David Anon. Jest bardzo skutecznym dryblerem – w ciągu 90 minut podejmuje 6 prób zwodu, z czego 4 są udane. Słabo radzi sobie natomiast z podaniami – tylko 68% dociera do celu. 22 pozycję zajmuje Kacper Tabiś. Prawych pomocników jest więcej niż lewych, bo 39.
Wśród ofensywnych pomocników na 8 miejscu znajdziemy Grzegorza Piesio, na 15 Damiana Michalika, a na 19 Dominika Bronisławskiego. Piesio najczęściej z tej trójki posyła kluczowe podania – próbuje takiego zagrania 1,6 raza na 90 minut, a dokładnie raz na mecz jest ono udane. Dobrze radzi sobie w powietrzu – wygrywa 61% takich starć, co jest najlepszym wynikiem na jego pozycji. Za 10-tki uznano 26 zawodników.
By odszukać naszego zawodnika wśród napastników, trzeba dojść do 15 miejsca. Tam znajdziemy Arkadiusza Woźniaka. Daniel Rumin zajmuje dopiero 36 lokatę. Warto tu zwrócić uwagę na liczby strzałów. Woźniak w ciągu 730 minut oddał 27 uderzeń, z czego 10 zmierzało w światło bramki. Rumin na boisku przebywał przez 936 minut i w tym czasie oddał 23 strzałów, w tym 9 celnych. Choć nie można odmówić mu waleczności, to słabo radzi sobie w pojedynkach – wygrywa zaledwie 26%. U Woźniaka skuteczność w pojedynkach wynosi 41%. Rzadko również rywale nabierają się na jego zwody – są one skuteczne w 30%, a u jego konkurenta o miejsce w ataku – w 44%. Trzeba jednak pamiętać, że Woźniak często występował jako prawy pomocnik. Jako napastników sklasyfikowano 48 zawodników 1 Ligi. Dodajmy tu przy okazji liczby Bartosza Śpiączki: w ciągu 904 minut oddał 25 strzałów, w tym 9 celnych, wygrywa 33% pojedynków i tyle samo wynosi jego skuteczność zwodów. Przypomnijmy, że sezon zaczynał w Termalice.
Jak więc powinna wyglądać nasza wyjściowa 11-stka, gdyby sugerować się jedynie algorytmem InStat Index? Przyjmijmy formację 4-2-3-1. Ma to być rzekomo docelowe ustawienie drużyny Dariusza Dudka. W nawiasach wynik w InStat Index oraz miejsce w lidze na danej pozycji pod tym względem.
Pawełek (213, 14) – Puchacz (228, 4), Wawrzyniak (214, 29), Kamiński (209, 37), Frańczak (218, 6) – Poczobut (209, 24), Kurowski (205,27) – Błąd (202, 14), Piesio (209, 8), Anon (195, 13) – Woźniak (204, 15)
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Marcin C.
8 listopada 2018 at 16:21
Dzięki, ciekawy materiał.