Dołącz do nas

Felietony

Jedna zakała wśród skazanych na sukces

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Trudno po takim żenującym sezonie nagle mówić o oczekiwaniach co do ostatnich dwóch meczów. Trudno też komentować wszystko, co się stało, bo zrobiliśmy to już wielokrotnie w artykułach, felietonach i podcastach. Grupa osób pod szyldem piłkarzy GKS Katowice po raz kolejny skompromitowała siebie osobiście, klub zaś na zewnątrz. Znów działając na szkodę klubu pozbawili GKS Katowice wymiernych korzyści, związanych z awansem do ekstraklasy. Krzywym okiem na sekcję piłkarską patrzy Miasto Katowice, które na szczęście jednak raczej nie ma w planach zrezygnować z pomocy klubowi z Bukowej. Przytoczmy może słowa Waldemara Bojaruna z ostatniej gali wręczania nagród przez Miasto Katowice najzdolniejszym sportowcom. Chwaląc inne sekcję odnoszące sukcesy – a mowa o hokeistach, piłkarkach (za chwilę), siatkarzach grających w ekstraklasie – o piłkarzach wypowiedział się tak:

Awans do ekstraklasy jest tym elementem, który mimo wyróżnień, mimo nagród GKS-owi ciągle nie wychodzi. I to trzeba powiedzieć. Bezprzykładne, gigantyczne zaangażowanie samorządu Miasta Katowice, osobiste zaangażowanie pana prezydenta, wsparcie ze strony Rady Miasta, bo przecież finanse przyznawane klubowi są gigantyczne, dały możliwość stworzenia naprawdę dobrej drużyny. Otwarcie na myśl trenerską, zaangażowanie ze strony wszystkich. Brakło zaangażowania tylko ze strony samych piłkarzy, którzy po raz kolejny marnują szansę na awans do ekstraklasy, tak bardzo upragnionej przez wszystkich fanów piłki nożnej (…) Brakuje właściwej woli walki.

Całość relacji przygotowanej przez oficjalną stronę i całą wypowiedź Bojaruna możecie sobie zobaczyć pod tym linkiem.

Niestety w magistracie sekcja piłkarska postrzegana jest jako zakała tego klubu i tak w istocie niestety jest. Powtarzaliśmy to wielokrotnie i powtarzać będziemy – piłkarze marnują duże pieniądze, które są łożone na klub, ale też marnują wysiłek wielu osób, które z całych sił angażują się, by ten klub sukcesy odnosił. Począwszy od pracowników klubu, którzy muszą robić wywiady z tymi ludźmi z boiska, promować mecze czy zapraszać na spotkania na Facebooku, poprzez drobnych sponsorów z Klubu Biznesu, na ludziach z Miasta skończywszy. To trochę wygląda tak, jakby ci wszyscy zaangażowani budowali przez cały dzień wysoki domek z kart, a przyszedł taki Prokić z Zejdlerem i resztą ekipy i jednym zasadzistym kopem ten domek zburzyli. Z cynizmem i uśmiechem na ustach.

Problem jest taki, że potem jest jeszcze wręczanie nagrody na wspomnianej gali takiemu Mandryszowi, który od 2 lat cofnął się do poziomu trzecioligowego, a na boisku jest tak przestraszony, jak jego ojciec był na ławce. Problem w tym, że na koniec roku mamy galę Złotych Buków i znów osobom sabotującym pracę całej reszty, jeszcze się chce wręczać nagrody. Problem jest taki, że za chwilę będą się kończyć kontrakty i co poniektórym z tych właśnie sabotażystów te kontrakty będą przedłużane.

Niestety są zawodnicy, którym umowy kończą się za rok i z nimi na pewno się nie pożegnamy. Niestety pozostanie w klubie symbol wiecznego marazmu Kamiński, bo „zagrał dobrą rundę”. Tak, zagrał. Ale problem jest taki, że GKS po raz kolejny spektakularnie przegrał sezon. Z Kamińskim w składzie. I niestety jeśli on i wielu innych piłkarzy z obecnej kadry zostanie – jesteśmy skazani na przeżycie traumy po raz trzeci za rok. W klubie nie wyciągnięto wniosków już rok temu. Wówczas trzeba było się pożegnać z kilkoma piłkarzami, którzy byli głównymi aktorami zeszłorocznej klęski. Niestety argumenty były zawsze te same: nie będziemy zrywać kontraktu, bo będzie trzeba płacić oraz że dany zawodnik niby zagrał dobry sezon.

Tak było w przypadku Foszmańczyka, który mimo że był głównym sabotażystą w zeszłym sezonie, ostał się ze względu na „dobrą” grę. Farsa, kompletna farsa. Kłopot w tym, że w klubie najwidoczniej mają klapki na oczach i dlatego podejmują tak irracjonalne decyzje. Większość kibiców doskonale widzi, że piłkarze kręcą wały na boisku, ale dotychczas nie widzieli tego ani prezes Cygan, ani prezes Janicki, na razie nie mamy informacji, czy widzą dyrektor Bartnik i trener Paszulewicz. Ale słuchając ich wypowiedzi, w których nawet nie zająknęli się o kwestii zaangażowania – można domniemać, że nie widzą. Trzeba jednak dodać, że tak naprawdę wszyscy – piłkarze, działacze, trenerzy – obracają się w jednym i tym samym środowisku i wzajemnie tworzą sobie dupochron. Niestety z niekorzyścią dla kibiców – i nie mówmy tu tylko o GKS, ale całej polskiej piłce.

Trener Paszulewicz mówi, że ostatnie dwa mecze będą swoistym sprawdzianem dla zawodników w kontekście ich przydatności do zespołu na przyszły sezon. Również brzmi lekko absurdalnie, bo tym sprawdzianem była cała runda wiosenna oraz kluczowe dla kwestii awansu mecze. Jeżeli on teraz chce kogoś oceniać pod kątem przydatności w dwóch ostatnich wakacyjnych sparingach, trudno to zrozumieć. Wydaje się, że wydarzyło się tej wiosny już na tyle dużo, że decyzje – przynajmniej w głowie – powinny być w pełni podjęte. Bo co – jeśli Zejdler strzeli teraz dwie bramki, to będzie oznaczało, że jednak się nadaje, a całe półtora roku (pół roku na oczach Paszulewicza) jego boiskowego kalectwa pójdzie w zapomnienie? Nie żartujmy sobie.

Jedyny sens takiej wypowiedzi trenera to ewentualny sprawdzian dla zawodników, którzy grali mało. Powiedzmy sobie tak – nie wyobrażamy sobie, żeby szkoleniowiec w Grudziądzu nie wystawił jednocześnie kilku młodzieżowców. Dotychczas bowiem trenerzy (nie tylko Paszulewicz) bali się wystawić więcej niż jednego. Z niewiadomych przyczyn. Ciągle byli forsowani starzy wyjadacze, doświadczeni bardziej poza boiskiem, niż na nim, if you know what I mean.

Ktoś zarzucił mi ostatnio, że najpierw piszę, że jestem murem za trenerem, a w następnym artykule krytyka. Tak, jedno nie wyklucza drugiego. Szkoleniowiec pogubił się w tej rundzie, ale ma szansę się poprawić przed przyszłym sezonem. W każdym razie to nie on jest odpowiedzialny za brak awansu, tylko piłkarze, bo to oni ostatecznie decydują, co się będzie działo na boisko. Jestem murem za trenerem, ale ta moja postawa będzie miała kontynuację jedynie wtedy, kiedy pozbędzie się piłkarskiego nowotworu z szatni. Jeśli świadomie tego nie zrobi, a co jeszcze gorsze – przedłuży kontrakty z kilkoma zawodnikami – będzie tak samo daremny, jak wszyscy poprzednicy na ławce w GKS Katowice.

I niedługo go w GieKSie nie będzie.



5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    stefano

    25 maja 2018 at 12:12

    Doszlismy do sytuacji , gdzie półśrodki nie maja racji bytu.
    Trener tez nie może , wypowiadac tachich głupot , bo miał promować młodych , a ilu ich grało wszyscy dobrze wiemy .Możliwe ze to tylko pod publiczkę te zapowiedzi ze mają teraz 2 ,mecze do wykazania się , a lista tych których już nie zobaczymy jest duzą i już ustalona.
    Paszulewicz wiecznie mówi ze zostaną Ci którzy będą umierać za klub , czyli ilu 5/6 ?

  2. Avatar photo

    PanGoroli

    25 maja 2018 at 12:20

    Świetny felieton! Zgadzam się w 100%! Tylko mam nadzieję, że ktoś z klubu to przeczyta.

  3. Avatar photo

    macgyver179

    25 maja 2018 at 20:49

    Z Kamińskim i Fosą zgadzam się w 100% Wypier….

  4. Avatar photo

    PanGoroli

    26 maja 2018 at 09:46

    Te 2 mecze, to nie test dla pilkarzy – co tu moze się zmienić? Shellu, dobrze piszesz, oni już swój czas mieli, i go przegrali. Dla mnie to test dla nowych władz, a szczególnie dla trenera. Jeśli zobaczę znów w składzie dajmy na to takiego midzierskiego, który dziwię się, że jeszcze nie dołączył do tej czwórki, co wyleciała, to bedzie to dla mnie jasne, że trener, władze klubu są ślepi, i zupełnie nie ogarniają, co się dzieje w sekcji piłkarskiej. Że nadal GieKSa jest w rękach ludzi niekompetentnych, a szanse na awans są znikome. W szatni dalej będą rządzić kurwy, a nie sportowcy, mężczyźni z jajami.

  5. Avatar photo

    Pan hanysów

    27 maja 2018 at 18:30

    Patrzcie Cygany jak Rucha spuszczamy i ekstraklasę mamy ???? ZAGŁĘBIE

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga