Piłka nożna
Kafarski i Skowronek o meczu
Trenerzy po spotkaniu nie mieli szczęśliwych min i wypowiadali się raczej bez większego entuzjazmu. Czasem mamy wrażenie, że po kolejnych nieudanych meczach ciągle słyszymy to samo…
Tomasz Kafarski (trener Bytovii Bytów):
Nie wiem, co o tym meczu można powiedzieć. Widać było, że spotkały się dwa zespoły, które mają problemy. My staraliśmy się tym jednym meczem przełamać swoją niemoc, mecz skończył się wynikiem remisowym, dla nas wynikiem pozytywnym, bo wywieźliśmy remis z tak trudnego terenu, co w naszej sytuacji jest bardzo cenne i chłopakom należy się słowa uznania za heroiczną walkę do końca.
Artur Skowronek (trener GKS Katowice):
Ten mecz mogliśmy przegrać już w szatni. Wiadomo jaka była waga spotkania i te aspekty mentalne mogły zadecydować o porażce. Nie jesteśmy w ogóle zadowoleni z punktu. Traktujemy to tak, jakbyśmy przegrali mecz. Na pewno, kiedy wychodzimy na boisko z taką bojaźnią i bojaźliwością, nie chcemy się otworzyć, zawiązać płynności gry do przodu, to bardzo łatwo jest o techniczny błąd – przyjęcie, zagranie krótkim, średnim, długim podaniem – to tak to wyglądało w pierwszej połowie. W drugiej połowie ruszyliśmy głowami – a także taktycznie – i to było widać, to były fragmenty, ale takie, które dają impuls i ja ten impuls mam i wiarę w tę szatnię. Na pewno nic nam dookoła nie pomaga, my musimy sobie samemu pomóc i zrobić wsyzstko, żeby taka agresja, doskakiwanie do przeciwnika i pazerność na gole, sytuacje, dośrodkowania mieć od początku meczu. Przed nami Pogoń Siedlce i na pewno jest to kolejny mecz kluczowy i tym mikrocyklem na pewno do tego spotkania się bardzo dobrze przygotujemy.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




elo1964
11 kwietnia 2015 at 21:51
Zenada za co am placa do roboty albo zlom zbierac banda patalachow bez ambicji
StaraGieKSa
11 kwietnia 2015 at 21:51
CZY MOŻE BYĆ GORZEJ?SKORO TRACIMY PUNKTY Z TAKĄ EGZOTYKĄ JAK B.B.
CZY ZOBACZYMY JESZCZE TAKĄ GieKSę JAK KIEDYŚ,TĄ Z PRZED LAT???
BO NA RAZIE GieKSa TO TYLKO MY-KIBICE!!!
n.k.w.d.
11 kwietnia 2015 at 22:27
Zejdzie z boiska …
marcin
11 kwietnia 2015 at 23:00
noż kurwa ile można…ile można zbierać odpady z innych klubów,gdzie zawodnicy,którzy u nas grają w podstawie w poprzednich klubach nawet nie powąchaja gry…to jest kurwa żenada….nie 90% ale kurwa 100% procent pseudozawodników jest do wymiany!!na nich nic nie podziała,nawet zwrot kasy za karnety…szanowny panie prezesie!!!!jako wieloletni kibic naszego ukochanego KLUBU prosze o wynagradzanie zalezne od wyników…kasa tylko i wyłącznie za zwycięstwa!!!!!a opierdalaczy prosze natychmiast wypierdolić!!! prosze mi uwieżyć-inaczej dobrze w naszym UKOCHANYM KLUBIE nie bedzie
tak jak byc powinno
marcin
11 kwietnia 2015 at 23:08
powiem może brutalnie ale samą prawdę-nie łudzcie sie GIEKSIARZE że bedzie kiedys tak jak za Kucza,Węgrzyna kopacze ,Wojciechowskiego,Widucha czy śp LEDKA…TAMCI zawodnicy mieli jaja,czego obecnym grajkom brak…jakby mieli nad sobą taki autorytet jak śp Marian Dziurowicz to by byli posrani w majty…a tak…czy sie stoi czy sie leży 5 tysięcy sie należy….żenada na maxa zeby nas jakies wiochy typu Nieciecza czy Bytovia ogrywały…
marcin
11 kwietnia 2015 at 23:20
https://www.youtube.com/watch?v=bebxTQvVwZg……patrzcie nasi kopacze jak kiedys wyglądała ta prawdziwa GIEKSA i wstydzcie sie!!!!!!!!!!!!!!!
MarianoItaliano
11 kwietnia 2015 at 23:29
WSZYSTKO TRZEBA ZMIENIĆ WRAZ Z PREZESEM @!
kejta
12 kwietnia 2015 at 01:36
Futbol w naszej lidze wyglada wlasnie tak ze w malych misteczkach i wioskach ktos w ten sport inwestuje. W kazdej wiosce jest jakas firma ktora pompuje kase i ma prosty cel: bawic sie pilka i pozbierac mlodych chlopakow ktorzy nie sa jakimis wirtuozami futbolu ale ambicja i walka nadrabiaja za dwoch.
A w wielkich mistach typu: Katowice, Gdynia stare ligowe wyjadacze bujaja sie i zrabiaja tysice nie wysilajac sie zbytnio. Tak wlasnie wyglada nasza polska pilka kopana wiec nie dziwi mnie ze druzyny typu Blekitni, Dolcan, Grudziadz itp maja wyniki i sa szczesliwi.
My niestety jestesmy po drugiej stronie i mamy naprawde wielki problem teraz. Panowie piwkarze dostali po kieszeni i podejrzewam ze wynikow do konca sezonu juz nie bedzie. Wiec modlmy sie o utrzymanie. W lecie odejdzie wielu z nich i niestety nikt nie postawi na mlodych nie znanych graczy tylko znow przyjda do nas goscie co chca zarobic cos na kopaniu. I tak bedzie to w kolko nic sie nie zmieni. No chyba ze spadniemy, wtedy postawimy na mlodych… ..bo nie bedzie wyboru…
kibic
12 kwietnia 2015 at 08:58
jesli komus zalerzy na naszym klubie,to trzeba przegonic caly ten zarzad ze wszystki dzialaczami starymi ca ciagle kreca sie wekul klubu bo jest teraz kasa,pan Cygan duzo zrobil ale teraz juz tego nie ogarnia wiec niech poda sie do dymisji i rozwiaze caly zarzad innego wyjscia niema
kibic
12 kwietnia 2015 at 12:08
panie Skowronek jeszcze jeden taki mecz i wyladuje pan na bez robociu razem z tymi grajkami co pan zaproponowal do skladu
myna64
12 kwietnia 2015 at 17:25
http://www.naszeaukcje.skroc.pl
Anty GRZYB
12 kwietnia 2015 at 17:50
KUPIC BLEKITNYCH …