Dołącz do nas

Piłka nożna

Kij w szprychy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przydaje się ta przerwa, oj przydaje. Przynajmniej na chwilę mamy wytchnienie od coraz to kolejnych porażek, klęsk, płaczu i zgrzytania zębami. Naprawdę już dawno temu nie mieliśmy początku sezonu tak fatalnego, żeby móc powiedzieć, że awans do ekstraklasy jest prawie niemożliwy już po ośmiu kolejkach. Między bajki włóżmy te stwierdzenia o specyfice ligi i przykładach Górnika Zabrze i Zagłębia Sosnowiec.

Po pierwsze bowiem, podczas gdy tamte drużyny wygrywały sześć meczów z rzędu, to my od jedenastu lat mieliśmy tylko dwie serie z czterema wygranymi w serii, a i trzy zwycięstwa to była rzadkość. Po drugie, my sobie możemy punktować, ale już mamy 11 oczek straty do drugiego i 13 do pierwszego miejsca, co oznacza, że przy naszych czterech lub pięciu wygranych, przeciwnicy muszą tyleż samo przegrać. I i tak dopiero jesteśmy wtedy w miarę na równi. Po trzecie w końcu – żeby osiągnąć i tak tragiczny pułap Zagłębia, które awansowało z 58 punktami, musielibyśmy zdobyć ich jeszcze 51 w 26 meczach, czyli mieć bilans na przykład 15-6-5. Ktoś w to wierzy, jeśli na początku sezonu mamy bilans 2-1-5?

Umówmy się, sezon w kontekście walki o awans jest praktycznie przegrany. To nie jest strata sześciu punktów po piętnastu kolejkach. Nie mamy nawet ćwierci sezonu, a strata punktów jest już dwucyfrowa. I nie ma znaczenia, że Bytovia rozegrała mecz więcej. Bo my i tak musimy ten „zaległy” mecz wygrać, co w obecnym sezonie graniczy z cudem.

Przykry wstęp? Nie ma co oszukiwać rzeczywistości. Tak naprawdę trzy kolejki temu mogliśmy wbić się na dobre do czołówki, mimo wcześniejszych strat punktowych. Niestety przegraliśmy z Rakowem, co było przykre, ale musiało być wkalkulowane. Nie do przyjęcia była natomiast porażka z Jastrzębiem. A meczem ratunkowym były Chojnice i tak w ciągu 10 dni straciliśmy 9 punktów, czyli więcej niż nasz dorobek w całym sezonie.

Teoretycznie GKS jest w stanie włączyć się do walki o awans, ale to tylko teoria. Tutaj musiałaby się zdarzyć naprawdę seria 6-8 wygranych z rzędu, żeby zadomowić się w czubie tabeli. Ale naszym problemem byłoby nie tylko doskoczenie, ale i utrzymanie się w czołówce. A jak wiemy z poprzednich sezonów – co tylko była szansa na lidera, zespół oddawał mecze i przegrywał. Nie ma gwarancji, że teraz nie byłoby tak samo, choć raczej nie podejrzewalibyśmy wtedy piłkarzy o celowość, tylko o słabą psychikę oraz dziwactwa szkoleniowca.

Chyba nawet najtwardszy zawodnik może wymięknąć przy trenerze Jacku Paszulewiczu. Powtórzymy to – jak żaden inny, ten szkoleniowiec popsuł dobrze rozkręcający się mechanizm. Najpierw kuriozalnymi zmianami pomiędzy meczami Wigry – Raków – Jastrzębie. Potem tych zmian aż tak wielu nie zrobił na Chojnice, ale z relacji osób, które mecz obserwowały – mając przeciwnika na widelcu i grając przez chwilę w przewadze – bronił wyniku i zakończyło się to klęską.

Trudno, żeby zawodnicy byli wpatrzeni jak w obrazek w trenera, który podejmuje tak nielogiczne decyzje personalne i taktyczne. Dodatkowo szkoleniowiec „popisuje się” także w wypowiedziach – twierdząc, że kluczowym momentem spotkania była czerwona kartka Poczobuta w doliczonym czasie gry. To jest takie, za przeproszeniem, pitolenie, bo równie dobrze wcześniejsza czerwień zawodnika gospodarzy mogła być kluczowym momentem, żeby odnieść zwycięstwo, ale dla nas oczywiście nie była. To tak na zasadzie, jeśli rywal strzeli na początku i przegramy, to bramka ustawiła mecz. A jak to my strzelimy, ale przegramy, to jest gadka o tym, że szybko strzelona bramka nas uśpiła. Wszystko źle, wszystko na naszą niekorzyść.

Trener kontynuuje niestety smutne tradycje odlatujących trenerów. Nie wspominamy już popadniętego w niebyt Wojciecha Stawowego, ale mamy w pamięci Jerzego Brzęczka, który wygadywał takie bzdury na konferencjach, że głowa boli. I głowa boli dalej, gdy opowiada podobne bajeczki dziennikarzom jako selekcjoner, a ci światli dziennikarze je łykają i mówią „w końcu mamy selekcjonera, który mówi z sensem”. Można sobie zadać pytanie, dlaczego zawsze my kibice GKS ostrzegamy, nikt nas nie słucha, wszyscy się z nas śmieją, a na koniec okazuje się, że mieliśmy rację. Oczywiście Brzęczek dopiero zaczął i miejmy nadzieję, że jednak odniesie sukces (chociaż w sumie to życzę sukcesów reprezentacji, a nie panu hochsztaplerowi), ale tak samo było z Ireneuszem Królem w Polonii Warszawa, kiedy również ostrzegaliśmy kibiców Polonii, a potem to oni płakali. Niestety przez nasz klub przewijają się piłkarscy, trenerscy i gabinetowi dyletanci, którzy dokładają cegiełkę do niszczenia klubu, a potem ruszają w Polskę. Nawet do reprezentacji.

Paszulewicz zawalił wiosnę, choć trzymaliśmy wówczas jego stronę, bo jednak to piłkarze zrobili wszystko, by nie awansować. To on jednak prowadził tę drużynę, a teraz psuje cały piłkarski sezon już na wstępie. Co najgorsze, z naprawdę fajną, młoda i perspektywiczną drużyną. Nieokrzesaną jeszcze, niedojrzałą, ale fajną. Która już się rozpędzała, ale szkoleniowiec odciął kable i choć piłkarze również dali ciała, to można częściowo zrozumieć, że stracili morale widząc, co robi pryncypał.

I powtórzę to po raz kolejny – „pierwsza liga styl życia” to taki fajny slogan tłumaczący porażki i „dziwne” zjazdy drużyn. Ale nikt nie mówi o tym, że od kilku lat w tym klubie są ludzie, którzy wkładają notorycznie szprychy w sprawnie działający mechanizm. Za Moskala po świetnej jesieni na wiosnę zespół wygrał tylko dwa na osiemnaście meczów. Nigdy nie uwierzę, że czysto sportowy spadek formy może spowodować tak żenujący bilans punktowy. Tak samo jak nie uwierzę, że czystym spadkiem formy i obniżeniem jakości piłkarzy jest to, że Paszulewicz od początku wiosny miał bilans 6-0-1, a od wygranej z Chrobrym do teraz ten bilans wynosi 4-3-9. Powiedzmy sobie szczerze – coś tu wybitnie jest nie halo.

Nadchodzący mecz z Chrobrym jest tak naprawdę jedynie meczem o przedłużenie złudzeń. Wygrana w Głogowie plus powiedzmy dwie wygrane w trzech meczach u siebie dałyby nam złudzenie, że jednak jesteśmy blisko czołówki. Tak naprawdę tylko tyle, bo przykro mi to mówić, ale jestem przekonany, że czekają nas kolejne gongi w najmniej spodziewanych meczach, jak na przykład z Garbarnią u siebie. Za dużo widziałem w ostatnich latach i obecnie, żeby mieć jakąkolwiek nadzieję, że będzie inaczej. GieKSa będzie sobie co jakiś czas wygrywać, powodować przez chwilę dobre wrażenie, a potem i tak znów wrócimy do punktu wyjścia. A każda kolejna porażka czy remis będą pogrążać nas w środku tabeli lub w jej ogonie.

Jedyną rzeczą, która nie odebrałaby mi całkowicie nadziei na lepsze jutro byłaby zmiana trenera. Ale to musiałoby się zdarzyć już teraz. I pewnie się zdarzy jeszcze tej jesieni. Ale i tak będzie to za późno.

PS. Przepraszam kibiców, że po reprezentacyjnej przerwie ten felieton ma taki wydźwięk. Nie potrafię inaczej. Na ten moment nie ma jednej racjonalnej przesłanki, żeby wiązać z tym sezonem jakiekolwiek nadzieje.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

6 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

6 komentarzy

  1. Avatar photo

    Serbia

    12 września 2018 at 16:24

    Masz rację Shellu. Szkoda Twojego wkurwiania. Od lat czytam Twoje komentarze, które według mojej oceny są merytoryczne, trafne i pisane z klasą. Rzygać się chce oglądając ten klub od 13 lat w ligach niższych, aniżeli ta ekstraklapa. Szkoda mi tych kibiców, ultrasów, którzy jeżdżą za klubem po całej Polsce; po prostu kurwa ręce opadają. Nie wiem co musiałoby się wydarzyć, żeby GKS Katowice awansował do ekstraklapy ale na chwilę brak jakichkolwiek perspektyw, żeby znaleźć coś pocieszającego. Z zazdrością patrzę jak kibice Górnika jeżdżą na Rossevelta i dopingują swój klub. Pozdrawiam Trójkolorowych Ultrasów.

  2. Avatar photo

    mzG

    12 września 2018 at 18:26

    Przygnębiające to czytać, nawet nie chcę wiedzieć jak przygnębiające było pisanie tego…
    Chyba lepiej już to przemilczeć niż się nad tym wszystkim zastanawiać

  3. Avatar photo

    KaTe

    12 września 2018 at 20:17

    I co nam pozostaje?
    To co zawsze – kibicować Gieksie…
    Angaż Paszulewicza był od początku dość dziwny (wymarzył go sobie Tadziu Bartnik?), ale w obecnej sytuacji, zwolnienie go oznacza spisanie sezonu na straty. Oczywiście, jeśli będziemy kontynuować serię porażek – znów będzie musiał pojawić się ktoś by gasić pożar. Ale nie czarujmy się: Gieksa to nie Lech Poznań. Ostatnio więcej trenerów nam odmówiło, niż podskakiwało z radości na wieść o tym, że jest taka propozycja.
    Jak przyjdzie kolejny Podoliński, efektem będzie układanie zespołu przez następne pół roku.
    A poza tym, wszak było do przewidzenia, że zbieranina może zacząć się zmieniać w zespół dopiero w okolicy października…
    Błędy Paszula w sterowaniu drużyną, to (mam nadzieję) efekt braku doświadczenia. Możemy tylko liczyć, że przynajmniej uczy się na błędach.

  4. Avatar photo

    Irishman

    13 września 2018 at 08:23

    Strasznie pesymistyczny tekst Shellu… a może realistyczny? Okaże się. Ja tam mam nadzieje, że to po tej przerwie to w końcu ruszy. Bo nasz skład to dynamit, który może wygrywać całymi seriami, bez względu co tam było kiedyś.

    Ale jeśli nie, to niech to będzie nauczka, żeby nie czekać nawet z najlepszymi transferami do końca okienka, bo one przynoszą więcej szkody niż pożytku i szkoda na nie kasy. Szkoda, że my zamiast robić awans ciągle musimy się uczyć…..

  5. Avatar photo

    Irishman

    13 września 2018 at 08:36

    A to, że te fatalne wyniki przyszły na początku rozgrywek to znaczy, że mamy więcej czasu, aby dogonić tych, którzy uciekli. Zresztą moim zdaniem, naszym realnym rywalem w walce o awans, który jest najwyżej w tabeli jest (oczywiście poza Rakowem) Chojniczanka, a do niej mamy nie 11 a już „tylko” 6 punktów. No chyba, ze Sandecja znów zagra wszystkim na nosie.

    Ale tak czy inaczej nie m,a co tych punktów liczyć, dopóki nie powstanie drużyna, która będzie w stanie je seryjnie zdobywać.

  6. Avatar photo

    Mecza

    13 września 2018 at 19:17

    Głupio się czyta komentarze o wyciąganiu wniosków i nauce trenera. On miał być gotowy, wiedzący co to awans a nie zielony, perspektywiczny ale to wiedzieliśmy w styczniu. Sytuacja GKS jest bardzo podobna do występów naszych eksportowych w pucharach, skończyliśmy sezon w sierpniu.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Rafał Górak: „Obawiam się o nasz stan kadrowy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Prezentujemy zapis z konferencji po remisie 0:0 z Górnikiem Łęczna.

Pavol Stano: Uważam, że widzieliśmy dobre widowisko, choć bez bramek. Staraliśmy się eliminować te mocne strony GieKSy i grać tak, jak chcieliśmy. Zaangażowanie chłopaków było fajne, jakość adekwatna do meczu, wyglądało na to, że to zrobimy i doprowadzimy ten mecz do końca. Trzeba przyznać, że gospodarze też mieli sytuacje. Remis, każdy chciał więcej, trzeba ten punkt szanować.

***

Rafał Górak: Skończyło się meczem remisowym, wydaje się, że były momenty, gdzie Górnik Łęczna prowadził grę w sposób bardziej spójny. Nie można tu mówić jednak o czystych sytuacjach, a szkoda mi sytuacji Kuuska, najlepszej ze wszystkich. Widać progres w grze drużyny z Łęcznej, nie będę w jakiś sposób narzekał. Obawiam się o nasz stan kadrowy, mamy dwa treningi, a łatwy mecz nas nie czeka. Musimy ciężko pracować, by zawodników doprowadzić do dyspozycji, bo mamy dużo tych kontuzji. Dopadła nas grypa jelitowa. Trzeba szanować ten punkt i doceniam tę walkę z naprawdę dobrze grającym rywalem.

Urazy Rogali i Wasielewskiego?
Górak: Grzesiek to uraz mięśniowy, Marcin zmagał się z urazem od dłuższego czasu. Marcin, jak go znam, będzie robił wszystko, by być gotowym na następne spotkanie. Czasu mamy mało, trzeba myśleć o tym, kim ich zastąpimy.

Wracają demony jesieni?
Górak: Nigdy nie miałem demonów, nic mi się nie przypomina. Mocna liga i wymagający rywale, rzeczywiście dzisiaj ten punkt biorę do kieszeni, myślę o meczu w Warszawie.

Arek Jędrych stracił przytomność czy było to zwykłe zderzenie?
Górak: Nie stracił, natomiast otrzymał poważny cios. Nos jest złamany, ale to nie złamie Jędrycha.

Duża delegacja z GKS-u Tychy na trybunach. Było dziś jakieś ukrycie schematu?
Górak: Żadnego ukrycia schematu dzisiaj nie było.

Mecz z Polonią Warszawa to spotkanie z zespołem z dołu tabeli. Będzie to trudne spotkanie?
Górak: Zespół z Warszawy to zdeterminowany i niezły zespół. Mamy całkowity obraz tej drużyny, spodziewamy się naprawdę trudnego spotkania. Zdajemy sobie sprawę, że jest na co patrzeć i łatwo nie będzie.

Kończąc temat zawieszeń i nieobecnych zawodników. Ile meczów zawieszenia otrzymał Repka i jak powrót Komora?
Górak:
Oskar dwa spotkania, więc nie będzie dostępny w Warszawie, a Komor można powiedzieć już w 80% wyleczony. Nie chcieliśmy dzisiaj ryzykować zawodnika, ale wydaje mi się, że te dwa dni doprowadzą go do 100% dyspozycji.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Odra Opole zakończyła serię GieKSy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Kolejne spotkanie GieKSa rozgrywała przy Bukowej, tym razem w Katowicach zjawiła się Odra Opole. Mecz przy akompaniamencie głośnego dopingu rozpoczął się o godzinie 15:00.

Rafa Górak musiał dokonać dwóch zmian w swojej żelaznej wiosennej jedenastce. Kontuzjowanego Komora zastąpił Jaroszek, natomiast za pauzującego Kuuska pojawił się Shibata, który rozpoczął  mecz na pozycji 6, a Repka został przesunięty na stopera. Mecz od pierwszych minut nie porywał, w jednej z pierwszych akcji ucierpiał zawodnik Odry, który dłuższą chwilę był opatrywany na murawie. Co ważne każde wyjście z piłką z własnej połowy bardzo mocno ożywiało trybuny, które wierzyły, że są w stanie wpłynąć na zespół głośnym dopingiem. Pierwszy groźny strzał oddali Trójkolorowi, po rzucie rożnym głową strzelił Repka, ale prosto w bramkarza, który pewnie złapał piłkę. Arbiter po chwili użył gwizdka i wskazał na przewinienie zawodnika gospodarzy. Było to pierwsze ostrzeżenie dla Halucha. W kolejnej akcji ponownie uderzył Repka zza pola karnego, ale nad bramką. W 18. minucie groźną stratę zanotował ten sam zawodnik na lewej stronie. Po szybkiej kontrze opolanie oddali strzał, ale piłka powędrowała daleko od bramki Kudły. W 26. minucie Odra przerwała passę 12 bramek z rzędu katowiczan. Po wrzuceniu piłkę w polu karnym i zamieszaniu najbardziej zorientowany był Piroch, który wpakował piłkę w okienko bramki. GieKSa dalej starał się grać swoje. W 33. minucie ładną dla oka kombinacyjną akcję na strzał zamienił Bergier, jednak ponownie w tym spotkaniu zabrakło precyzji. Odra miała w dalszej fazie dwa groźne strzały – z jednym Kudła spokojnie sobie poradził, ale drugi wypluł przed siebie, jednak naprawił błąd, wyjmując piłkę spod nóg nabiegającego rywala. W doliczonym czasie świetną akcję na lewej stronie rozegrali katowiczanie, ale ostatecznie podanie Rogali na niecelny strzał zamienił Błąd, a był już blisko bramki rywala.

Drugą połowę rozpoczęli ci sami zawodnicy z obu stron, trenerzy spokojnie podeszli w przerwie do korygowania swojego planu na to spotkanie. Po rzucie rożnym groźnie uderzył z ostrego kąta Repka, ale piłka nieznacznie minęła przeciwny słupek bramki. GieKSa starała się atakować, ale korzystając z prowadzenia regularnie i dość często kradli czas goście, leżąc na murawie po starciach. W 52. minucie Wasielewski doszedł do piłki na prawej stronie i dośrodkował spod końcowej linii, piłka przelobowała bramkarza, ale nie wpadła do siatki mimo dobrej rotacji. W 56. minucie po ogromnym zamieszaniu w polu karnym tym razem GieKSa zdobyła bramkę, piłka wręcz spadła pod nogi Jaroszka, a ten wpakował piłkę do siatki. Odra w drugiej połowie raczej nie zatrudniała Kudły, to katowiczanie mieli częściej piłkę pod nogą i raz po raz próbowali sforsować dobrze dysponowaną w tym dniu obronę gości. W 74. minucie po odbiorze na własnej połowie Kozubalowi piłki w dość agresywny sposób Odra wyprowadziła ten jeden atak w drugiej połowie, który doskonałym, technicznym strzałem zza pola karnego zamienił na bramkę Continella. Dwie minuty później po zagraniu na wolne pole sytuację sam na sam z ostrego kąta wykorzystał Sarmiento. Kudła popełnił błąd, był bardzo niezdecydowany przy wyjściu do piłki. Na Bukowej zapadła konsternacja po tych dwóch szybkich, mocnych ciosach. W 83. minucie Błąd, chcąc uspokoić grę, zagrał do Kudły tak, że piłka po koźle przelobowała naszego bramkarza, ale szczęśliwie nie leciała w światło bramki. Zamieszanie we własnym polu karnym w 88. minucie cudem wybronili gospodarze, których każda minuta oddalała od odrobienia dwubramkowej straty. Do końca doliczonego czasu gry żaden z zespołów nie stworzył okazji. Świetna seria GieKSy dobiegła końca.

13.04.2023, Katowice
GKS Katowice – Odra Opole 1:3 (0:1)
Bramki: Jaroszek (56)Piroch (26), Continella (74), Sarmiento (76).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jaroszek, Jędrych, Repka, Rogala – Błąd (87. Ćwielong), Kozubal, Shibata (77. Mak), Marzec (87. Pietrzyk) – Bergier.
Odra Opole: Haluch – Szrek, Piroch, Spychała, Kamiński M. – Kamiński W. (59. Continella), Niziołek, Galan, Antczak (78. Surzyn), Hebel (59. Sarmiento) – Czapliński.
Żółte kartki: Marzec, Kozubal, Mak – W. Kamiński, Antczak, Continella, Czapliński.
Sędzia: Piotr Urban (Warszawa).
Widzów: 5467.

Kontynuuj czytanie

Hokej

GieKSa hokejowym wicemistrzem Polski

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ostatnie spotkanie finałowe nie zawiodło nikogo. Obie drużyny prezentowały dojrzały hokej, o czym świadczy fakt, że w regulaminowym czasie gry nie obejrzeliśmy bramek i o tym, która drużyna została Mistrzem Polski, rozstrzygnęła dogrywka. W niej złotego gola zdobył Kaleinikovas zapewniając Re-Plast Unii Oświęcim tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

Świadome wagi spotkania obie drużyny od początku starały się narzucić przeciwnikowi swój styl gry, jednak dobrze w obu ekipach spisywały się formacje defensywne. W 5. minucie Kaleinikovas i Dziubiński sprawdzili dyspozycję Murraya. W odpowiedzi Kovalchuk, który rozgrywał bardzo dobre zawody, dograł do Hitosato, lecz uderzenie Japończyka obronił Lundin. Z upływem czasu częściej przy krążku utrzymywali się katowiczanie, a oświęcimianie próbowali wyprowadzać szybkie kontry. Mimo prób Maciasia, Iisakki, Pasiuta po stronie GieKSy oraz Heikkinena, Ackereda, Denyskina i Dyukova po stronie Re-Plast Unii Oświęcim bramek w pierwszej tercji nie obejrzeliśmy. Natomiast równo z syreną za grę wysokim kijem do boksu kar został odesłany Marklund.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od gry w osłabieniu. Pierwszą minutę dobrze się broniliśmy, ale w drugiej minucie tego osłabienia groźne strzały oddali Sadłocha i Ahopelto, które obronił Murray. Po wyrównaniu sił na lodzie mecz się wyrównał, a obie drużyny grały uważnie w defensywie. W 30. minucie na ławkę kar został odesłany Heikkinen. Podczas okresu gry w przewadze Lundina próbowali pokonać Hitosato i Monto. W ostatnich pięciu minutach drugiej tercji mecz nabrał rumieńców. Najpierw w 36. minucie Marklund trafił w słupek, a w odpowiedzi Heikkinen przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GieKSy. Dwie minuty później Murray z kłopotami obronił strzał Ackereda. Druga tercja zakończyła się także wynikiem bezbramkowym.

Początek trzeciej tercji należał do GieKSy, ale krążek po uderzeniach Michalskiego i Isakki minął bramkę Lundina, ale podobnie jak to było w poprzednich tercjach, z biegiem czasu mecz się wyrównał. W 50. minucie Murray obronił uderzenia Karjalajnen, Kowalówki i Sołtysa. Podobnie jak dwie poprzednie tercje, również trzecia zakończyła się wynikiem 0:0, a zatem o tytule Mistrza Polski rozstrzygnęła dogrywka.

Dogrywkę rozpoczęliśmy od dwóch niewykorzystanych sytuacji.  Najpierw bliski pokonania Lundina był Koponen, a chiwlę później po uderzeniu Iisakki krążek minimalnie minął oświęcimską bramkę. W odpowiedzi Ackered trafił w obramowanie naszej bramki. Sytuacja ta była jeszcze sprawdzana na wideo.  W 66. minucie groźnie strzelał Ackered, a chwilę później Murray uprzedził Sadłochę, który znalazłby się w sytuacji sam na sam. O tytule Mistrza Polski zdecydowała sytuacja z68. minucie, kiedy Kaleinikovas strzałem po dalszym słupku pokonał Murraya.

GKS Katowice – Re Plast Unia Oświęcim 0:1 (0:0, 0:0, 0:0 d. 0:1)

0:1 Mark Kaleinikovas  (Elliot Lorraine) 66:21

GKS Katowice: Murray, (Kieler) – Delmas, Kruczek, Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Iisakka, Monto, Lehtimaki – Wanacki, Cook, Smal, Michalski, Marklund – Lebek, Chodor, Hitosato, Maciaś, Kovalchuk.

Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin, (Kowalówka R.) – Dyukov, Jakobsons, Sadłocha, Dziubiński, Kaleinikovas – Valtola, Uimonen, Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Bezuska, Ackered, Kowalówka S., Lorraine, Denyskin – Noworyta, Łukawski, Wanat, Krzemień, Sołtys.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga