Dołącz do nas

Piłka nożna

Kto o nich pamięta? #3 [Jacek Wysocki]

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Na początek małe wyjaśnienia w sprawie cyklu. Nie zapomniałem o nim, niestety tak się złożyło, że miałem awarię kompa i wszystkie materiały na nim zostały więc musiałem czekać na odbiór. Wszystko jednak wróciło do normy i trzecia część cyklu będzie poświęcona obrońcy, który w GieKSie nie nagrał się zbyt wiele, ba wielu kibiców nie będzie nawet pamiętać, że ktoś taki grał w GieKSie. Cykl ten jak pisałem wcześniej chciałem poświęcić nie tylko tym najlepszym, ale również tym, którzy jedną znakomitą interwencją zapisali się na kartach GieKSy. Takim właśnie zawodnikiem był obrońca Jacek Wysocki.

Nie będę ukrywać ani dorabiać ideologii. Jacek Wysocki wybitnym graczem nie był, można nawet powiedzieć, że był zawodnikiem głównie do zapychania miejsca w przypadku kontuzji czy też kartek. Wysoki (193 cm) mało zwrotny obrońca musiał dużo dawać z siebie by nie być kiwanym przez rywali. Wychodziło to średnio stąd stosunkowo mała ilość meczy w GieKSie. Na przestrzeni dwóch sezonów rozegrał około 30 meczów w klubie, z czego kilka w pucharze ligi, Pucharze Polski. Dużą część z tych meczów rozpoczynał na ławce rezerwowych. Jego transfer był chyba tych z gatunków, „ Jeśli wypali to super, jeśli nie to nikt płakać po nim nie będzie”. Niestety wyszło tak, że po Wysockim nikt nie płakał. Po odejściu, z GieKSy próbował swych sił w Aluminium Konin a następnie w niższych ligach. Szansy w piłce, jaką dała mu GieKSa nie wykorzystał. Zapytacie pewnie, dlaczego o nim wspominam?.

Już wam mówię. W jego przygodzie z GieKSą były dwie akcje, w których Jacek Wysocki był bohaterem. Jedna dla wszystkich kibiców, druga dla mnie i mojego kolegi ( pozdrawiam Grzegorz). Pierwsza miała miejsce w „Śnieżnych derbach” z sąsiadami zza miedzy. GieKSa rozpoczęła mecz źle i przegrywała 0:1. W pierwszej połowie udało się jeszcze wyrównać za sprawą Kubisza a następnie wyjść na prowadzenie po golu Janusa. Druga połowa to coraz gorsze warunki na boisku, coraz więcej śniegu i nasz bohater. Nasi sąsiedzi naciskali na bramkę GieKSy i po jednej składnej akcji wyszli na dogodną pozycję. Piłka minęła Piotra Lecha i zmierzała do siatki, trybuna północna wypełniona kibicami niebieskich szalała już ze szczęścia po golu na 2:2 … ale nie tak szybko gdyż na posterunku był Jacek Wysocki… swoimi długimi nogami wygarnął piłkę na wślizgu z linii bramkowej i dzięki niemu GieKSa wygrała ten mecz 2:1 …. Do dziś są spory czy GieKSę uratował Wysocki czy gospodarz stadionu, który w przerwie krzywo malował linię. Dla mnie tego wieczoru bohaterem był Wysocki.

Druga sytuacja to pamiętny mecz z Legią 3:3, Legia zmierzała wtedy po mistrzostwo a mecz w Katowicach miał być spacerkiem. Wydawało się, że takim będzie gdyż GieKSa szybko przegrywała. Wtedy do akcji zabrali się piłkarze GieKSy: Sznaucner strzelił kontaktową bramkę, w drugiej połowie bramki dołożyli Świerczewski i Gajtkowski ( po pięknej akcji). Mecz był kapitalny i zakończył się wynikiem 3:3. Gdzie w tym meczu nasz bohater? Grał wtedy chyba w środku pola i w pierwszej połowie atakując na północną mógł strzelić bramkę swojego życia. Piłka gdzieś na 20-25 metrze odbiła się i kozłowała do niego. Wysocki nie zastanawiał się długo tylko złożył się do woleja nie gorzej niż Zidane w finale ligi mistrzów. Uwierzcie na słowo, widok 193 centymetrowego zawodnika składającego się do woleja byl bardzo rzadki. Wysocki trafił idealnie, posłał potężną petardę, która zatrzymała się ….Na słupku… Ilekroć wspominam ten mecz, mam przed oczami dwa wydarzenia- gola Gajtkowskiego oraz wolej Wysockiego.

PS Obejrzyjcie filmik ze śnieżnych derbów, znajdziecie tam interwencję naszego bohatera. Czasem wystarczy jedna akcja, by na zawsze wpisać się w historię klubu. Takim właśnie zawodnikiem był dla mnie Jacek Wysocki! Jeśli jakimś cudem przeczyta ten tekst, to Jacek dziękuję za ten wślizg!

Na początku tego filmu jest wślizg:

.
Tutaj pierwsza część:

5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    Bartolo

    27 maja 2015 at 09:41

    Potrzebuję na gwałt link do tego meczu z ległą 3-3.Byłem,widziałem,przeżywałem nieprawdopodobnie.

  2. Avatar photo

    Mader

    27 maja 2015 at 13:35

    Hej Błażej,
    Bardzo fajny ten cykl wspomnień. Oba te mecze pamiętam, Wysockiego jakby mniej:)

    pozdro
    Jacek

  3. Avatar photo

    Jarek

    28 maja 2015 at 07:13

    Pamiętam ten wolej Wysockiego, przyładował z prawej nogi po długim rogu tak, że siedzący za bramką legioniści i broniący Borubar tylko jęknęli z ulgi.

  4. Avatar photo

    uses

    28 maja 2015 at 20:40

    Hej, pamietam ten mecz z Ruchem i jak chorzowscy spiewali „co cie tak cicho wy kur… cos cie tak cicho”, a po kilku minutach to my z radoscia spiewalismy to samo, bo bylo juz 2-1. pozdro

  5. Avatar photo

    Jacek Wysocki

    9 września 2018 at 12:04

    Dziekuje za pamięć. Ten post przez przypadek odszukaly moje dzieci po dlugich latach.
    Macie racje wybitnym zawodnikiem nie byłem.
    Natomiast oprócz wspomnianych tych dwóch meczach bylo jeszcze kilka godnych uwagi mojej grze. Naprzyklad mecz z Lechem na Bukowej gdzie w drużynie przeciwnika grał Gajtek ktory sobie w tym meczu nie pograł przy mnie i mialem kilka interwencji blokujachy kontry Lecha. Ten mecz wygralismy 1:0 po piękniej bramce Da Silwy.
    Był też mecz z Amica gdzie byłem faulowany przez Dudke Darka w polu karnym i był faul ktory nie był wykorzystany przez Marka Świerczewskiego ten mecz przegraliśmy 1:0 lecz pod koniec meczu moglem doprowadzić do wyrownania strzałem głową ale Szamotulski parada wybronił.
    Napewno byly tez gorsze mecze i lepsze o ktorych nie pamietam lecz jako defensywny pomocnik z małym doświadczeniem byłem odpowiedzialny za czarną robotę i z tego trenerzy byli zadowoleni.
    Szansy nie wykorzystalem ponieważ kiedy reprezentowałem barwy wspanialej Gks-y w przeciagu dwóch lat miałem zabiegi wyciecia łękotki co nie pozwoliło mi na poprawny rozwój i cykl treningowy.
    Później reprezentowałem dwa kluby z zaplecza ekstrakasy lecz bagno ktore tam spotkalem i kolejne urazy zniechecily mnie do uprawiania ukochanej dyscypliny.

    Pozdrawiam i jeszcze raz dzieki

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Widzew rywalem GieKSy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dziś w siedzibie TVP Sport odbyło się losowanie ćwierćfinałów Pucharu Polski. GKS Katowice zmierzy się w tej fazie z Widzewem Łódź. Mecz odbędzie się w Katowicach, a 1/4 Pucharu Polski zaplanowano na 3-5 marca.

Widzew obecnie zajmuje 13. miejsce w Ekstraklasie, mając w dorobku 20 punktów, czyli tyle samo co GKS. Na 18 meczów piłkarzy Igora Jovicevića (a wcześniej Żelijko Sopića i Patryka Czubaka) składa się 6 zwycięstw, 2 remisy i 10 porażek (bramki 26-28). We wcześniejszych rundach Widzew wyeliminował trzy drużyny z ekstraklasy: Termalikę, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin.

Zanim dojdzie do pojedynku pucharowego, obie drużyny zmierzą się w lidze (także w Katowicach), w kolejce, która odbędzie się 6-8 lutego.

Pozostałe pary tej fazy to:
Lech Poznań – Górnik Zabrze
Zawisza Bydgoszcz – Chojniczanka Chojnice
Avia Świdnik – Raków Częstochowa

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Wideo

Doping GieKSy w Częstochowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielny wieczór do Częstochowy, na ostatni mecz w tym roku, wybrał się komplet GieKSiarzy. Ultrasi zadbali o przedświąteczny klimat na sektorze.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Rakowem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Rakowem był ostatnim w tym roku. Teraz… święta. I Nowy Rok. Trzech Króli i turniej halowy w Spodku. I zleci jak z bicza strzelił, gdy 30 stycznia zagramy z Zagłębiem Lubin. Wracamy jeszcze na chwilę do Częstochowy i zamykamy temat Rakowa.

1. Na mecz pojechaliśmy w dwuosobowym składzie plus Mariusz przyjaciel redakcji. Miał jeszcze pojechać Flifen, ale laptop mu się zepsuł. No i nauki dużo ma. Więc jak już skończy tę medycynę, to uderzajcie do niego. Będziecie mieli pewność, że gdy inni się obijali i na mecz jeździli, on siedział z nosem w książkach 😉

2. Do Częstochowy jest rzut beretem, więc jechaliśmy niecałą godzinkę. Dobrze, że na koniec nam nie przypadł w udziale jakiś Białystok… Ale uwaga, uwaga – tam pojedziemy już za dwa miesiące.

3. Stadion Rakowa wiadomo – nie jest z tej epoki nowych obiektów, choć i tak swego czasu go rozbudowano. Dlatego jest to raczej takie boisko, otoczone trybunami. Mówi się o nowym, obiekcie i mówi, ale na razie cisza.

4. Dlatego długo nie mogliśmy go wypatrzeć, choć byliśmy już przecież przy linii tramwajowej. Dopiero w ostatniej chwili ujrzeliśmy jupitery, a za moment byliśmy już pod obiektem.

5. Jakoś tak się złożyło, że byliśmy bardzo wcześnie, bo przed 15:30, kiedy wydawali akredytacje. Więc musieliśmy chwilę postać pod kasą i poczekać na swój moment. Wszystko odbyło się sprawnie.

6. Widzieliśmy nawet rakowskiego rycerza, który przyszedł do pracy, ale jeszcze po cywilu.

7. Mając tyle czasu… nie za bardzo wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Jedno jest pewne, ja byłem bardzo głodny, więc w planie miałem obowiązkową kiełbasę, na której to poszukiwania wkrótce wyruszyliśmy.

8. Zanim jednak to nastąpiło, pokręciliśmy się trochę w okolicach sali konferencyjnej. Przywitaliśmy się także z Wojciechem Cyganem, który stał przy wejściu i wkrótce witał przybyłą drużynę gości. My też mogliśmy – dzięki infrastrukturze stadionu – ten przyjazd naszym pięknym zielonym autokarem, oglądać.

9. Nie zabrakło czułych powitań, choćby z Adrianem Błądem, czyli takim „synem” prezesa Wojtka. Przytulili się na to powitanie, jako że było dużo czasu przed meczem, atmosfera była bardzo sympatyczna. Bój miał się rozpocząć wkrótce.

10. My tymczasem poszukiwaliśmy kiełbasy. Obeszliśmy trybuny, co nie było trudne, bo byliśmy tak jakby na zewnątrz stadionu. Miła pani nas kilka razy wpuszczała i wpuszczała ze strefy gastronomicznej. Ogólnie te przejścia za trybunami są jakieś takie klimatyczne. W dobie faktycznie tych nowych stadionów te takie stare, polskie, mają w sobie coś z nostalgii.

11. Jako że kiełby się dopiero piekły, postanowiliśmy uraczyć się innymi trunkami, w tym ja herbatką. I tak sympatycznie oczekiwaliśmy na strawę.

12. Kiełbaska za 25 złotych, z ogórkiem kiszonym. Bardzo dobra, byłem mega głodny, więc była jak znalazł. Od razu humor się poprawił i liczyliśmy, że nie będzie to najlepsza rzecz, która nas spotkała przy Limanowskiego, ale jedna z najlepszych.

13. Udaliśmy się na sektor prasowy, a Misiek na murawę. To, co było też bardzo dobre, to że w przeciwieństwie do lutowego spotkania było po prostu relatywnie ciepło. Znaczy relatywnie bardzo ciepło. Wtedy wymarzliśmy solidnie, bo nie dość, że było po prostu zimno, to jeszcze ciągnęło spod trybuny, bo są te kratki metalowe jako podłoga, a pod trybuną nie ma nic.

14. Zajęliśmy miejsca. Początkowo w rzędzie ze studenckimi stolikami, ale tam było bardzo ciasno, więc przenieśliśmy się rząd wyżej – już bez stolików, ale z szerszym przejściem. Nie było dla mnie w tym kontekście problemem trzymanie laptopa na kolanach.

15. Za to podłączenie do kontaktu przypomniało traumę ze stadionu ŁKS. Wtyczka nie chciała wejść, ale cudem udało się ją wepchnąć. Potem cała operacja z przeciąganiem kabla pod trybuną, trzymając go przez te małe dziurki w podłodze. Uff, udało się. Nikt o kabel nie zahaczy.

16. No i rozpoczął się mecz. Widoczność z tak niskich trybun jest oczywiście średnia. Jeszcze na połowie, na wysokości której jest prasówka, jest spoko. Ale po drugiej stronie trzeba by było mieć sokoli wzrok, by wszystko dobrze identyfikować.

17. Prezenty kibicom rozdawał Święty Mikołaj. Co ciekawe miał on akredytację. Na której było napisane, że jest to Święty Mikołaj, a jako redakcja Biegun Północny.

18. Kibice gości wypełnili sektor gości. Przez cały mecz głośno dopingowali, urządzili też baloniadę ze świąteczną piosenką, a na koniec, jak za starych czasów zaśpiewali Wesołych Świąt. Może w bardzo dawnych czasach taka tradycja była (nie wiem), ale ja pamiętam, że pierwszy raz coś takiego miało miejsce w którąś Wielką Sobotę, zdaje się w 2001 roku. Podczas bardzo śnieżnego meczu z Amiką. Ale mogę się mylić, co do szczegółów.

19. GieKSa w pierwszej połowie była nieco lepsza i miała więcej sytuacji. Niestety nie wykorzystaliśmy żadnej. W drugiej po zmianach Raków się rozpędził i w końcu strzelił upragnionego gola.

20. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. Gospodarze zapewnili kapuśniak. Od kiełbasy minęło już trochę czasu, więc również było to bardzo miłe. Gorąca, treściwa zupka w oczekiwaniu na konferencję miała wynagrodzić smutek po porażce.

21. Najpierw wypowiedział się trener Górak. Potem oczekiwaliśmy na trenera Papszuna i jakieś dziwne sceny się działy przed salą, że aż pracownik Rakowa notorycznie zamykał drzwi. Jakieś były krzyki i huki. Wydawało się, że to trener Rakowa krzyczy, żeby go wypuścili w końcu do tej Warszawy. Ale nie. Marek Papszun był w tym czasie na murawie i udzielał wywiadu dla Ligi Plus Extra.

22. Po konferencji oczywiście chwila na sali, żeby na stronie pojawiła się relacja z wypowiedzi trenerów oraz galeria zdjęć. Pół godzinki posiedzieliśmy, aż udaliśmy się w drogę powrotną.

23. Kulturka jest, więc wychodząc rzekłem do Marka Papszuna „do widzenia” i sympatycznie, z uśmiechem odpowiedział. A wychodząc z klubu spotkałem Marka Ameyawa i ten młody człowiek bardzo kulturalnie sam powiedział „do widzenia”. Milusio.

24. Ogólnie cały wyjazd bez większej historii. Krótki. Mecz przegrany. Do Rakowa nie ma się, o co przyczepić, wszyscy mili, uśmiechnięci. Kiełbasa dobra, rzecznik sympatyczny. Wojciech Cygan witający starych znajomych.

25. „Do zobaczenia na Narodowym” – powiedział rzecznik, gdy się z nami żegnał. Nic dodać, nic ująć. Miejmy nadzieję, że 2 maja się ponownie zobaczymy. Bierzemy w ciemno.

26. Wesołych Świąt!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga