Piłka nożna Prasówka
Media o GieKSa – Śląsk: Czyste konto, szkoda, że z obu stron
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania GKS Katowice – Śląsk Wrocław 0:0.
slasknet.com – Podział punktów po rozczarowującym występie
Śląsk Wrocław jedynie zremisował na wyjeździe z GKS-em Katowice (0:0), przez co wciąż musi czekać na pierwsze ligowe zwycięstwo. Podział punktów na terenie beniaminka tylko nieznacznie poprawił fatalną sytuację Trójkolorowych.
[…] Gospodarze od samego początku chcieli podporządkować spotkanie na swoją korzyść. Już w 2. minucie Mateusz Kowalczyk oddał pierwsze uderzenie, które było wynikiem nieporozumienia Piotra Samca-Talara z Petrem Schwarzem. Ponadto podopieczni trenera Góraka dłużej operowali piłką oraz pokazywali większą intensywność.
Choć w kolejnych minutach spotkanie nieco się wyrównało, to więcej groźnych sytuacji stworzyli sobie katowiczanie, którzy w 19. minucie byli niezwykle bliscy objęcia prowadzenia. Tuż przed szesnastką Simeon Petrow nieodpowiedzialnie sfaulował gracza GieKSy, przez co sędzia bez żadnych wątpliwości odgwizdał przewinienie. Atomowe uderzenie z rzutu wolnego oddał Bartosz Nowak, lecz ostatecznie piłka trafiła w poprzeczkę.
Mimo bezbramkowego remisu, wrocławianie byli w pierwszej połowie zdecydowanie słabszą stroną. Podopieczni Jacka Magiery czekali niemal wyłącznie na kontrataki oraz nader często próbowali dośrodkowań z bocznych stref boiska, nie przynoszących żadnych korzyści. Trójkolorowi pierwszą dogodną okazję strzelecką stworzyli sobie dopiero w 43. minucie, kiedy to groźny strzał Petrowa obronił Dawid Kudła. Chwilę wcześniej bardzo bliski strzelenia bramki samobójczej był Oskar Repka, na którego skutecznie naciskali Tudor Baluta i Piotr Samiec-Talar.
Choć do przerwy stroną dominującą byli katowiczanie, to po przerwie krajobraz meczowy uległ nieznacznej modyfikacji. Obudzili się Trójkolorowi, którzy coraz częściej zagrażali bramce GKS-u. W 52. minucie na listę strzelców mógł wpisać się Petr Schwarz – piłka po ekwilibrystycznym uderzeniu Czecha trafiła jednak zaledwie w słupek.
W kolejnych minutach podopieczni Jacka Magiery utrzymywali pozytywną tendencję, wypychając gospodarzy z własnej połowy. Lepiej radzili sobie wahadłowi, którzy rozrywali defensywę rywali. Więcej podań otrzymywał także Sebastian Musiolik, a cała drużyna otworzyła się na odważniejszą grę w ofensywie.
Ożywienie na połowie rywali wprowadził również Jakub Świerczok, który w 64. minucie wszedł na pozycję środkowego napastnika. Były reprezentant Polski wyróżniał się aktywnością w polu karnym Kudły, a zaledwie sześć minut później mógł strzelić gola. Zawodnik dobrze opanował piłkę w towarzystwie naciskającego Lukasa Klemenza, jednak jego uderzenie zostało sparowane za linię boczną przez golkipera GKS-u.
Pomimo lepszej gry Śląska, w 77. minucie niezwykle bliscy objęcia prowadzenia byli katowiczanie, którzy w drugiej połowie wyraźnie obniżyli loty. Dogodną pozycję strzelecką po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wypracował sobie Adam Zrelak, lecz na posterunku był Rafał Leszczyński. Bramkarz dobrze obronił groźne uderzenie, dzięki czemu uratował swoją drużynę.
W 86. minucie z groźną kontrą ponownie wyszli gospodarze. Adam Zrelak ruszył prawą stroną boiska, zagrał do niepilnowanego Bartosza Nowaka, jednak były gracz Rakowa Częstochowa fatalnie sfinalizował akcję. Ostatecznie żadna ze stron nie dała rady przesądzić szali zwycięstwa na własną korzyść. Zarówno katowiczanie, jak i wrocławianie, byli zbyt niedokładni w poczynaniach ofensywnych, co poskutkowało bezbramkowym remisem, który można uznać za sprawiedliwy wynik.
gazetawroclawska.pl – Czyste konto, szkoda, że z obu stron. Remis Śląska na Śląsku
[…] Początek spotkania zwiastował niespodziankę, bo goście rzucili się na rywali, momentami zamykali ich na własnej połowie, ale szwankowała decyzyjność i tzw. ostatnie podanie, dlatego dogodnych okazji praktycznie nie było. GKS się otrząsnął, ale także do przerwy nie zmusił Rafała Leszczyńskiego do większego wysiłku. Jeśli trzeba byłoby wyróżnić za coś pierwszą połowę, to zdecydowanie jest to atmosfera panująca na starym stadionie rodem z lat 80′.
W przerwie żaden z trenerów nie zdecydował się na zmiany w składzie. Tę część gry zdominowali wrocławianie, częściej utrzymywali się przy piłce i często gościli z nią pod polem karnym gospodarzy, ale cały czas brakowało celnych strzałów. Najbliżej szczęścia po uderzeniu efektownymi nożycami był Petr Schwarz, ale futbolówka odbiła się od obramowania i wróciła na boisko.
GKS dopiero w końcowym fragmencie meczu ponownie zagroził bramce Leszczyńskiego, ale ten ostatni był na posterunku i spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Śląsk z jednej strony może się cieszyć, bo uszczelnił defensywę i zachował czyste konto na trudnym terenie, ale z drugiej – nie wygrał 10. ligowego spotkania z rzędu, więc wielkich powodów do radości nie ma.
dziennikzachodni.pl – Bezbramkowy remis GKS Katowice mocno rozczarował kibiców. Brak goli na meczu ze Śląskiem Wrocław
GKS Katowice bezbramkowo zremisował ze Śląskiem Wrocław. Zespół Rafała Góraka ma czego żałować, ale mecz w niedzielne samo południe nie był porywającym widowiskiem. Po serii pasjonujących widowisk tym razem na Bukowej było mocno przeciętnie.
Wyższość piłkarska GKS-u była jednak widoczna od pierwszych minut. Gospodarze narzucili swoje warunki gry, podczas gdy zespół Mariusza Magiery posługiwał się najprostszymi metodami, z „lagą” od Rafała Leszczyńskiego do Sebastiana Musiolika na czele. Taka taktyka, podporządkowana jedynie uniknięciu porażki, która z dużym prawdopodobieństwem skutkowałaby w Śląsku zmianą szkoleniowca, stanowiła dla katowiczan duże wyzwanie operacyjne. Dość szybko stało się jasne, że kluczem do sukcesu mogą okazać się stałe fragmenty gry.
Po 20 minutach katowiczanom dwa razy zabrakło centymetrów do pełni szczęścia. Najpierw Mateusz Kowalczyk został sfaulowany przez Simeona Petrowa tuż przed linią pola karnego, a potem z rzutu wolnego będącego efektem tego przewinienia Bartosz Nowak trafił piłką w poprzeczkę nad głową Rafała Leszczyńskiego.
Przedłużające się oczekiwanie na znalezienie sposobu na przełamanie wrocławskiego oporu najwyraźniej zdekoncentrowało piłkarzy Rafała Góraka bo w końcówce pierwszej połowy zaczęli irracjonalnie zachowywać się przed własną bramką. Oskar Repka i MarcinWasielewski wdawali się w dryblingi, które niosły ze sobą olbrzymie zagrożenie i niewiele brakowało, by Śląsk schodził do szatni z prowadzeniem. Na szczęście dla katowiczan Dawid Kudła kapitalnie obronił strzał głową Petrowa.
W przerwie spotkania na Bukową zajrzało szczęście. Po raz pierwszy w historii konkursu dwóch kibiców trafiło w poprzeczkę strzałem z linii pola karnego i zgarnęło sponsorskie czeki na 10.000 zł. Pozostali fani mieli nadzieję, że to dobra wróżba na finałową odsłonę spotkania ze Śląskiem.
A tę goście zaczęli w sposób zaskakujący. W 52 minucie Lukas Klemenz dał się łatwo „objechać” Mateuszowi Żukowskiemu, którego dośrodkowanie nożycami zamknął Petr Schwarz i GieKSę uratował słupek! Wrocławianie poczuli nieoczekiwaną szansę na lepszy wynik i przełączyli się na tryb bardziej ofensywny. GKS nie za bardzo potrafił sobie z tą zmianą poradzić i na murawie nastąpił impas, na który kibice zareagowali mocniejszym dopingiem. Piłkarze też przyspieszyli, ale koniec końców bezbramkowy remis jednak się zmaterializował.
weszlo.com – Śląsku Wrocław, czy ty zamierzasz kiedyś wygrać mecz? Amatorów nie liczymy
Śląsk Wrocław potrafi wygrać 16:0 z połączonymi amatorskimi drużynami, ale Ekstraklasa go ciągle brutalnie weryfikuje. Jacek Magiera mówi dziennikarzom, że chciałby znów wprowadzić zespół do europejskich pucharów, tymczasem w lidze jego ekipa uzbierała w tym sezonie pięć punktów na 30 możliwych. Dziś tylko bezbramkowo zremisowała w Katowicach z GKS-em, grając nieźle jedynie przez jakieś 20 minut drugiej połowy. Czy oglądaliśmy ostatni mecz Magiery w roli trenera Śląska?
GKS w poprzedniej kolejce wygrał w Krakowie aż 6:0 z Puszczą Niepołomice. Był dla rywala bezlitosny, wykorzystywał każdy bardzo poważny błąd. W klubie z Katowic przed meczem ze Śląskiem dało się wyczuć, że tak wysokie zwycięstwo było dla wszystkich zaskoczeniem. W GKS-ie, mimo dobrych wyników w obecnych rozgrywkach, nikt nie nosi głowy przesadnie wysoko, czego dowodem było trzeźwe spojrzenie Rafała Góraka. – Mierzymy się z czerwoną latarnią ligi, ale Śląsk nie jest tam dlatego, że jest najsłabszym zespołem. Pamiętajmy, że oni mają dwa mecze do rozegrania mniej i w Katowicach na pewno będą bardzo zdeterminowani – powiedział przed spotkaniem ze Śląskiem trener beniaminka.
Goście, zwłaszcza w drugiej połowie, byli zdeterminowani, ale, żeby wygrać, zabrakło im umiejętności.
W pierwszej połowie długo nie działo się zbyt wiele, ale kiedy GKS miał rzut wolny z 17 metrów, do piłki podszedł Bartosz Nowak i trafił w poprzeczkę. Gospodarze zaczęli dominować, grając kombinacyjnie. Trener Górak zdecydował się na pierwszy skład bez klasycznego napastnika, a ustawiony najbardziej z przodu Borja Galan próbował pokazywać się do gry. W jednej z akcji Hiszpan efektywnie, piętką, zgrywał piłkę koledze. W środku pola po raz kolejny dobrze radził sobie Mateusz Kowalczyk. Do przerwy kibice przy Bukowej nie oglądali jednak goli.
Zespół Jacka Magiery jako jedyna ekipa nie odniósł jeszcze wygranej w lidze. Magiera przed meczem w Katowicach miał we wrocławskim ratuszu spotkanie z prezydentem miasta. Później szkoleniowiec mówił dziennikarzom o piłkarzach, którzy zostali przesunięci do rezerw – Juniorze Eyambie oraz Jakubie Jezierskim. Magiera próbował wstrząsnąć zespołem, zmieniając m. in. kapitana, którym został Petr Pokorny. Stwierdził też przed meczem, że chciałby jeszcze raz wprowadzić zespół z Wrocławia do europejskich pucharów. Na razie radzilibyśmy jednak skupić się na walce o utrzymanie, która nie będzie łatwa.
W pierwszej połowie gra Śląska wyglądała na zasadzie: bronimy się, jesteśmy niepewni, a jeśli już mamy piłkę, to ją zaraz tracimy. Coś na kształt zagrożenia pod bramką GKS-u powstawało tylko wtedy, gdy proste błędy popełniali rywale: a to głupio faulujący Arkadiusz Jędrych, a to niedokładnie podający Lukas Klemenz, a to Marcin Wasielewski, który bez sensu kiwał się przed własnym polem karnym.
W drugiej części gry Śląsk, to mu trzeba oddać, przez pewien czas zdominował gospodarzy. Po ładnej akcji prawą stronę efektownymi nożycami popisał się najlepszy w ekipie gości Petr Schwarz, ale Czech trafił w słupek. Kolejne minuty? Mający inicjatywę goście, dochodzący pod pole karne, ale najczęściej strzelający niecelnie. Gdy do końca został kwadrans, znów lepiej zaczął grać GKS, ale strzał Marcina Wasielewskiego po rzucie wolnym nie znalazł drogi do bramki, a później Bartosz Nowak źle trafił w piłkę.
gol24.pl – GKS Katowice zagrał na remis ze Śląskiem Wrocław. Wicemistrz Polski wciąż bez zwycięstwa w tym sezonie
W pierwszym niedzielnym meczu 12. kolejki PKO Ekstraklasy GKS Katowice bezbramkowo zremisował ze Śląskiem Wrocław. Oba zespoły mogły strzelił po efektownym golu, ale za każdym razem bramkarzy ratowało obramowanie bramki.
[…] Spotkanie lepiej zaczął GKS Katowice, który w tym sezonie świetnie spisuje się na własnym stadionie. Jednak GieKSa nie potrafiła znaleźć sposobu, by zaskoczyć defensywę wrocławian. Beniaminek PKO Ekstraklasy w pierwszej połowie najbliżej objęcia prowadzenia był Bartosz Nowak, który z rzutu wolnego trafił tylko w poprzeczkę. Gospodarze mogli mieć nawet lepszą okazję do zdobycia gola. Centymetry uchroniły przyjezdnych, by sędzia podyktował rzut karny.
W pierwszej połowie oba zespoły miały jeszcze po jednej dobrej sytuacji, by otworzyć wynik meczu. Lukas Klemez pokusił się o indywidualny rajd, którego wykończenie było nieskuteczne, a tuż przed przerwą do strzału głową doszedł Simeon Petrow, ale świetnie interweniował Dawid Kudła.
Kilka minut po przerwie mogła paść jedna z najpiękniejszych bramek tego sezonu. Po dośrodkowaniu ze skrzydła Mateusza Żukowskiego, do strzału „nożycami” złożył Się Petr Schwarz, ale futbolówka trafiła tylko w słupek, a bramkarz GieKSy nie miałby zupełnie nic do powiedzenia.
Więcej dogodnych sytuacji do zdobycia bramek praktycznie nie było i oba zespoły musiały zadowolić się podziałem punktów, co zapewne nie jest satysfakcjonujące dla nikogo.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




Najnowsze komentarze