Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka
Media o GieKSie: Robert Góralczyk: Nie myślmy o lecie, skoro trwa zima
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.
Piłkarki i piłkarze przygotowują się do startu rozgrywek ligowych rundy wiosennej sezonu 2020/21. W minionym tygodniu piłkarki rozegrały mecz sparingowy z ostatnią drużyną Ekstraligi Kobiet ekipą TS ROW Rybnik. Nasza drużyna wygrała na wyjeździe 2:1 (1:0). Piłkarze również rozegrali jeden sparing, w sobotę, w Kielcach z Koroną. GieKSa przegrała z pierwszoligowcem 0:1. Sparing był zamknięty zarówno dla publiczności jak i mediów. Nasz klub przedłużył umowę z Adrianem Błądem.
W ubiegłym tygodniu siatkarze rozegrali dwa mecze ligowe: w środę, na wyjeździe, z AZS-em Olsztyn oraz wczoraj Zaksą Kędzierzyn-Koźle (w Szopienicach). Niestety, w obu meczach drużyna przegrała w stosunku 1:3. Do zakończenia sezonu zasadniczego pozostały siatkarzom dwa spotkania: w ostatnią sobotę lutego (27 lutego), ponownie z AZS-em Olsztyn oraz 03 marca z Czarnymi Radom (oba mecze odbędą się w Szopienicach) W rozgrywkach PHL trwa przerwa, w trakcie której hokeiści mieli rozegrać sparing z GKS-em Tychy. Na prośbę naszego sztabu mecz został odwołany.
PIŁKA NOŻNA
sportdziennik.com – Podpis Adriana Błąda
Wcześniej uczynili to Arkadiusz Jędrych, Patryk Szwedzik i Grzegorz Rogala, a we wtorek – Adrian Błąd.
Czołowy piłkarz GieKSy przedłużył kontrakt do 30 czerwca 2023 roku, z opcją prolongaty o kolejnych 12 miesięcy. Pomocnik, który w tym roku skończy 30 lat, występuje przy Bukowej już 3,5 sezonu i rozegrał ponad 100 spotkań.
Minioną jesień miał bardzo udaną, bo zakończył ją z dorobkiem 6 bramek i 8 asyst. Wiosną ma być jednym z tych, którzy w największym stopniu wezmą na siebie odpowiedzialność za walkę o powrót do I ligi.
facebook.com/tsrowrybnik – TS ROW Rybnik-GKS Katowice 1:2 (0:1)
W trudnych warunkach cenny sparing. Kolejne minuty naszej młodzieży, która coraz więcej stanowi o naszej grze. Brawo
echodnia.eu – Wygrana Korony Kielce z GKS Katowice 1:0 w ostatnim sparingu przed inauguracją rundy wiosennej. Bramka Marko Pervana
Piłkarze Korony Kielce pokonali GKS Katowice 1:0 w ostatnim meczu kontrolnym przed inauguracją rundy wiosennej w Fortuna 1 Lidze.
[…] W trzeciej minucie Emile Thiakane mocno uderzył ze skraju pola karnego, ale uderzył nad bramką. PO kwadransie akcję Lisowski – Pervan zakończył ten drugi, który umieścił piłkę w siatce przy długim słupku.
Po trzydziestu minutach lewym skrzydłem pomknął Dawid Lisowskim i zakończył akcję strzałem, ale uderzył nad bramką. Do końca pierwszej połowy nie było groźniejszej akcji i Korona zeszła na przerwę z prowadzeniem.
Po zmianie stron ciekawie zrobiło się dopiero w ostatnim kwadransie. Sprzed pola karnego uderzał Filipe Oliveira, ale jego strzał poszybował nad poprzeczką. Pięć minut przed końcem strzał głową piłkarza GKS-u zatrzymał świetną paradą Marceli Zapytowski. W końcówce przeważała Korony, ale nie udokumentowała tego drugim golem.
sportdziennik.com – Robert Góralczyk: Nie myślmy o lecie, skoro trwa zima
Rozmowa z Robertem Góralczykiem, dyrektorem sportowym GKS-u Katowice.
[…] Pogoda mocno komplikuje codzienne plany GieKSy?
Robert GÓRALCZYK: – Nie doświadczyliśmy dotąd niczego, co by w jakiś znaczący sposób zakłócało okres przygotowawczy. Wszystko odbywa się normalnie, zgodnie z planem. Jasne, że czasem trzeba coś opóźnić, zmobilizować ludzi do wzmożonego działania przy odśnieżaniu boiska, ale dają radę.
Są na pewno kwestie, które go umilają. Na ile przedłużenie kontraktu z Adrianem Błądem to wasz sukces?
Robert GÓRALCZYK: – My działamy, a niech oceniają inni! Cieszymy się, że do tego doprowadziliśmy, bo Adrian jest bardzo ważną postacią, jednym z liderów zespołu. Nieprzypadkowo gra przy Bukowej już czwarty sezon. Po drodze cele strategiczne drużyny nie były co prawda realizowane, ale Adrian zawsze był piłkarzem zdecydowanie się wyróżniającym. A teraz najwyższy czas na realizację celów.
To piąty kontrakt przedłużony zimą, wcześniej uczynili to Arkadiusz Jędrych, Grzegorz Rogala, Patryk Szwedzik i Mateusz Broda. Czy rozmawiacie jeszcze z kimś o nowej umowie?
Robert GÓRALCZYK: – Obecnie nie.
Lista zawodników, którym 30 czerwca skończą się kontrakty lub wypożyczenia, jest dwucyfrowa…
Robert GÓRALCZYK: – Są w tym zakresie różne uwarunkowania i wszystko jest pod kontrolą. Zamknęliśmy już kadrę na rundę wiosenną. Zimowe okienko było bardzo przemyślane i uważam też, że dobrze zrealizowane, ale tak naprawdę dopiero czas oceni, jakie będą jego efekty. W tej chwili można jedynie powiedzieć, że spełniliśmy założenia, które sobie przyjęliśmy przystępując do działania.
Sprowadzenie Rafała Figla z Podbeskidzia było małym pokazem siły GieKSy, nie tylko na tle II ligi?
Robert GÓRALCZYK: – Traktuję to jako realizację ważnego założenia na to okienko, w celu wzmocnienia drużyny. Mam oczywiście świadomość jaką wartość ma ten pomocnik. A czy to pokaz siły? Nie stawiajmy w ten sposób sprawy, bo najważniejsze byśmy pokazywali siłę poprzez grę drużyny w trakcie rozgrywek, a nie teraz działaniem w okienku transferowym. Nadarzyła się okazja i przedstawiliśmy Rafałowi naszą strategię na jego funkcjonowanie w GieKSie, jak widać trafiły do niego nasze argumenty, w konsekwencji czego wybrał naszą ofertę. Możemy czuć satysfakcję i wierzyć, że efekty boiskowe będą równe temu, jak ludzie odbierają z boku ten transfer.
W zimowych sparingach trochę postrzelał 19-letni Patryk Szwedzik, ale potem doznał urazu. Jak przedstawia się jego sytuacja?
Robert GÓRALCZYK: – Jest po operacji zespolenia piątej kości śródstopia, która przy takim urazie ma przyspieszyć jego powrót do pełnej sprawności. Nie chcę stawiać prognoz, choć oczywiście pewne rokowania mamy, a że w takich sytuacjach przypadek przypadkowi nierówny, musimy się wykazać cierpliwością. Oby wszystko przebiegało zgodnie z optymistycznymi prognozami i oby Patryk mógł wrócić na boisko najszybciej jak to możliwe.
Skoro kadra na wiosnę została zamknięta, to przymierzacie się już do tego, co czeka was latem?
Robert GÓRALCZYK: – Na razie przymierzamy się do… meczu z Sokołem Ostróda. Działamy wielotorowo, o czym świadczą przedłużone kontrakty. Powtórzę, że wszystko jest pod kontrolą i ma służyć pierwszemu w tym roku spotkaniu o punkty (II liga wznawia rozgrywki 27-28 lutego – przyp. red.), ale generalnie także jak najlepszemu funkcjonowaniu GieKSy w przyszłości. Nie myślmy jednak o lecie, skoro jeszcze zima się nie skończyła…
SIATKÓWKA
sportdziennik.com – Indykpol AZS Olsztyn – GKS Katowice. Powiało chłodem…
Akademicy z Olsztyna okazali się lepsi od katowiczan, ale rywalizacja o miejsce w play offie nie została zakończona.
W minorowych nastrojach wracają siatkarze GKS-u Katowice po wizycie z północnych regionów kraju. Trudno się dziwić, wszak liczyli na zdobycze punktowe, a tymczasem w dwóch ostatnich meczach ugrali zaledwie po secie. W rywalizacji o play off powiało chłodem, ale rywalizacja nie została zakończona. Przed „GieKSiarzami” jeszcze 3 potyczki, m.in. z akademikami z Olsztyna. Ich wygranie może przynieść historyczny wynik. By tak się stało, trzeba jednak poprawić grę!
Siatkarze GKS-u podczas pobytu w hali „Urania” w Olsztynie mieli powody do narzekania. Przez dwa dni trenowali w temperaturze ledwie 8 stopni i trudno się dziwić, że Dustin Watten robił to w czapce. Mecz, wedle regulaminu, powinien być rozgrywany w temperaturze dwa razy wyższej…
Od stanu 14:14 w pierwszym secie, gospodarze dominowali na parkiecie i po bloku Przemysława Stępnia prowadzili 20:17. To ich wzmocniło i już do końca tej odsłony dominowali, punktując raz po raz. Niezwykle aktywny był Wojciech Żaliński, uważny w przyjęciu oraz skuteczny w ataku. Zbyt łatwo katowiczanie oddali tę partię rywalom, którzy prezentowali się więcej niż poprawnie, acz bez rewelacji.
Podopieczni Grzegorza Słabego w drugim secie objęli prowadzenie i po dwóch świetnych obronach Jana Firleja było już obiecujące 17:12, ale nie mogło być do końca komfortowo. Gdy Jakub Jarosz został zablokowany, GKS prowadził zaledwie 19:18 i na parkiecie pojawił się Wiktor Musiał. W końcu gospodarze zostali złamani, a do remisu w meczu doprowadził Miłosz Zniszczoł.
Kolejna odsłona była niezwykle wyrównana i wszystko rozstrzygnęło się dopiero w końcowych fragmentach seta – w nich gospodarze byli dokładniejsi i ostatecznie Ruben Schott zdobył zwycięski punkt. Szkoda straconego seta, bo równie dobrze mogło być odwrotnie.
Ta przegrana wyraźnie zdeprymowała katowiczan i w czwartym secie od początku szło im kiepsko. Olsztynianie mieli wydarzenia pod kontrolą i w połowie seta sprawiali wrażenie pewnych siebie. Trudno się dziwić, skoro posiadali bezpieczna przewagę, zaś po nieudanym ataku Jarosza prowadzili już 19:13. Trener Słaby poprosił o przerwę, która jednak nie przyniosła efektu. I wszystko legło w gruzach…
Mecz został przegrany, ale rywalizacja o play off nadal trwa – niebawem akademicy przyjadą do Katowic. W rewanżu trzeba jednak zagrać odważnie, a przede wszystkim skutecznie. Na razie powiało chłodem…
Indykpol AZS Olsztyn – GKS Katowice 3:1 (25:18, 22:25, 25:23, 25:16)
Siła rażenia
Siatkarze GKS-u nadal poszukują punktów, by znaleźć się w play offie. Do końca zostały im mecze z Olsztynem oraz Radomiem.
Siatkarze GKS-u Katowice w meczu z liderem tabeli ZAKSĄ zdołali urwać seta, ale to było wszystko na co było ich stać. Gra długi fragmentami gospodarzy mogła się podobać, ale utytułowany i bardziej doświadczony rywal w najważniejszych momentach zdobywał cenne punkty.
Wszelkie spekulacje dotyczące składu ustały przed wpisanie do protokołu meczowego. Trener Nikola Grbić zaordynował podstawową „6”, choć w środę zespół ma trudną pucharową potyczkę z Asseco Resovią.
[…] Początek I seta był wyrównany, bo goście nie złapali właściwego rytmu i wspomniane błędy w polu serwisowym były ich kulą u nogi. Jednak od stanu 15:16 zarysowała się przewaga przyjezdnych. Udany blok Davida Smitha, skuteczny atak Semeniuka i ZAKSA miała już 4 „oczka przewagi. Tacy rutyniarze takich sytuacji już nie marnują i spokojnie dokończyli tę partię.
Od początku II odsłony na boisku pojawił się Jakub Szymański, który zastąpił Adriana Buchowskiego. Przy stanie 4:8 miejsce Jakuba Jarosza na pozycji atakującego zajął Wiktor Musiał i pozostał na boisko już do końca. Rozpędzeni goście wcale nie zamierzali stosować taryfy ulgowej i dość szybko objęli prowadzenie 14:5, a potem spokojnie zmierzali do końca. Gospodarze nieco się ożywili, zdobyli nawet kilka punktów, ale straty były zbyt duże. W trakcie seta trener Grbić dokonywał zmian i drugi atakujący Bartłomiej Kluth zagościł już na dłużej.
Wydawało się, że to spotkanie szybko się zakończy, a tymczasem w kolejny secie nastąpiła nieco odmiana gospodarzy, którzy – być może – pozbyli się zbędnego balastu. Kamil Kwasowski nagle przypomniał sobie, że on też potrafi mocno i celnie przyłożyć z pola serwisowego. Od stanu 2:3 na 5. pkt. 4 zdobył zagrywką, a „oczko” odłożył Musiał po ataku ze skrzydła. Gospodarze prowadzili 11:4 i Grbić był zmuszony powrócić do wyjściowego składu, bo wszystko wymykało się spod kontroli gości. Wprawdzie potrafili zniwelować straty do 2 pkt.(14:16), ale gospodarze potrafili odbudować przewagę. A duet Musiał (atakiem) – Kwasowski (asem serwisowym) zakończyli zwycięsko tę partię. I to była iskierka nadziei, ale dość szybko zgasła. Goście odzyskali właściwy rytm gry i znów atakowali z odpowiednią. Prowadzili już 20:15, ale dwie zagrywki w siatkę oraz autowy atak Klutha sprawił, że końcowe fragmenty były znów emocjonujące. Zwycięski punkt atakiem zakończył Aleksander Śliwka.
[…] GKS Katowice – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 1:3 (20:25, 19:25, 25:19, 23:25)
HOKEJ
hokej.net – Mecz kontrolny odwołany
Zaplanowany na najbliższy piątek mecz sparingowy pomiędzy GKS-em Katowice a GKS-em Tychy został odwołany.
Sztab szkoleniowy ekipy ze stolicy województwa śląskiego uznał, że rozegranie meczu kontrolnego niesie za sobą zbyt duże ryzyko. A kolejne urazy mogłyby skomplikować sytuację kadrową GieKSy.
Przypomnijmy, że z powodu kontuzji wypadli ostatnio Jesse Rohtla i Kamil Paszek. Fiński środkowy ma problemy z pachwiną, a Paszek zmaga się z urazem barku.
Do pełni zdrowia po przebytych kontuzjach wracają Maciej Kruczek, Patryk Wajda i Oskar Krawczyk, jednak minie jeszcze trochę czasu zanim wrócą do pełnej formy.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze