Piłka nożna Prasówka
Media o meczu GieKSa-TSP: Kibice GKS Katowice wrócili na Blaszok
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na wczorajszego spotkania GKS Katowice – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1 (0:0).
sportdziennik.com – Kolejny remis Podbeskidzia – tym razem w Katowicach
Przed meczem zarówno GKS, jak i Podbeskidzie miały na koncie taką samą liczbę punktów. Po ostatnim gwizdku ten stan się nie zmienił i raczej nikt pretensji mieć o to nie może.
Pogoda nie rozpieściła – wiało, lało, było zimno. Mimo tego frekwencja przy Bukowej dopisała, a „Blaszok” po raz pierwszy od dawna wypełnił się niemalże po brzegi, co było rzecz jasna efektem zakończenia bojkotu. Szkoda jednak, że poziom spotkania daleki był od uznania go za ciekawy, w czym warunki – grząska oraz śliska murawa – nie pomagały.
Mimo tego „momenty” były. O kilka efektownych rozwiązań postarał się Niemiec Florian Hartherz, nowy zawodnik Podbeskidzia, który w przeszłości zagrał prawie 200 spotkań w 2. Bundeslidze, a i pierwszej co nieco posmakował. W 8 minucie 29-latek kropnął z dystansu, testując Dawida Kudłę, który musiał pofrunąć w stronę okienka bramki, a niemalże pół godziny później zdecydował się na widowiskowego woleja, chybiając nieznacznie. W ogóle w końcówce połowy to goście byli bliżsi wyjścia na prowadzenie, szczególnie gdy w 42 minucie po precyzyjnym dograniu Goku Romana głową uderzył Krzysztof Drzazga, ale z najwyższym trudem interweniował Kudła.
Nie oznacza to, że GieKSsa nie miała swoich okazji. Kilka jej podań, dośrodkowań czy… wrzutów spowodowało wiele stresu w polu karnym bielszczan, ale gola nie było. Mateusz Marzec w 11 minucie uderzył nieznacznie obok słupka, potem dwukrotnie w nie najgorszych sytuacjach skiksował Jakub Arak, aż w końcu najbliżej był Daniel Tanżyna, który zamykał centrę, strzelił płasko po długim rogu, ale zatrzymał go Matvei Igonen. Można spekulować, czy GKS radziłby sobie lepiej, gdyby do dyspozycji trenera byli Rafał Figiel, Bartosz Jaroszek (obaj pauza za kartki) czy Adrian Błąd (kontuzja).
W drugą połowę lepiej weszło Podbeskidzie. Zaczęło się od kilku obiecujących akcji – i z reguły blokowanych strzałów – by w końcu w 56 minucie Kamil Biliński po centrze Romana głową umieścił piłkę w siatce. Goście jednak długo nie nacieszyli się z prowadzenia. Po godzinie gry ostrzegł ich groźną „główką” Arak, a w 62 minucie „wyplutą” przed pole karne piłkę mocnym strzałem w bramce ulokował Grzegorz Rogala. „Górale” byli jeszcze w szoku, gdy 1,5 minuty później Arak pędził z kolejną akcją, ale uderzył obok słupka.
Mecz zrobił się dużo żywszy niż przed przerwą. Nadal nie brakowało co prawda niedokładności, ale… dało się go oglądać. W 67 minucie gorąco było pod bramką GKS-u, kiedy groźnie uderzali Drzazga i Biliński, a chwilę później niebezpiecznie było po drugiej stronie, gdzie Igonen wybronił strzał Sebastiana Bergiera, który zastąpił Araka. Najwięcej emocji było natomiast… w doliczonym czasie, kiedy Titus Milasius strzelił gola dla Podbeskidzia, ale sędzia odgwizdał spalonego.
sportowebeskidy.pl – Gdyby nie poprzeczka…
Drugi mecz w rundzie wiosennej i drugi remis. Górale po ciekawym spotkaniu podzielili się punktami z GKS-em Katowice.
Świetnie, że Górale pozostają niepokonani od 4 września 2022 r. PR-owo to wygląda bardzo fajnie, w końcu możemy mówić, że zespół ten nie przegrywa meczów. Problem jednak jest w tym, że również nie wygrywa, a samymi remisami Podbeskidzie nie osiągnie zamierzonego celu, jakim jest wejście do strefy barażowej. Plus, względem poprzedniego tygodnia jest jednak taki, że spotkanie z GKS-em było o niebo lepsze niż z Odrą Opole, która stawiała na najprostsze środki, byleby nie przegrać…
W szeregach bielszczan w wyjściowym składzie zadebiutował nowy nabytek Florian Hartherz, który zaprezentował się z dobrej strony. W 8. minucie Niemiec przymierzył z dystansu, jednak czujny był bramkarz „Gieksy”. W odpowiedzi swoich szans szukali Oskar Repka i Jakub Arak – „na posterunku” był natomiast Matvei Igonen. Golkiper Podbeskidzia raz jeszcze błysnął bez wątpienia wysokimi umiejętnościami przy strzale głową Daniela Tanżyny. W końcówce premierowej odsłony spotkania to podopieczni Dariusza Żurawia przejęli inicjatywę nad spotkaniem. Nieśmiała próba Krzysztofa Drzazgi to było jednak za mało, aby pokusić się o trafienie. Na przerwę obie ekipy schodziły bez bramkowych „łupów”.
Druga część meczu rozpoczęła się wręcz idealnie dla Górali. W 56. minucie wynik meczu otworzył kapitan Podbeskidzia, Kamil Biliński, który głową z kilku metrów ulokował piłkę w siatce po dobrej wrzutce Romana Goku. Radość przyjezdnych z korzystnego wyniku nie trwała długo. W 62. minucie świetnie zza „16” przymierzył Grzegorz Rogala.
I to tyle, jeśli chodzi o gole w tym spotkaniu. Trzeba jednak zaznaczyć, że w grze obu zespołów widoczna była chęć sięgnięcia po pełną pulę. W 88. minucie Podbeskidzie miało swoją idealną okazję. Emre Celitk technicznym strzałem z narożnika pola karnego próbował zaskoczyć bramkarza katowiczan, lecz piłka zatrzymała się na poprzeczce… W czasie doliczonym futbolówka po koszmarnej pomyłce golkipera miejscowych zatrzepotała zaś w siatce, ale Titas Milasius był na spalonym.
dziennikzachpdni.pl – Kibice GKS Katowice wrócili na Blaszok. Na powitanie zobaczyli remis z Podbeskidziem Bielsko-Biała
Piłkarze GKS Katowice zremisowali z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:1. W meczu oddano aż 36 strzałów, a na Blaszok wrócili fani gospodarzy.
Rafał Górak przed meczem z Podbeskidziem Bielsko-Biała musiał sporo czasu poświęcić nad ustawieniem wyjściowej jedenastki. Ze względu na nadmiar żółtych kartek nie mógł posłać na murawę Bartosza Jaroszka i Rafała Figiela, a kontuzja uniemożliwiła występ Adrianowi Błądowi.
Ci, którzy rozpoczęli spotkanie mogli liczyć na doping kibiców. Fani GieKSy ogłosili bowiem koniec bojkotu (ale nie protestu). Przy wejściu na stadion nie obyło się jednak bez problemów związanych z systemem biletowym. W efekcie ostatni chętni pojawili się na trybunach, gdy mecz trwał już ponad pół godziny.
Na tablicy wyników wciąż widniały wówczas dwa zera, a konkretnych akcji było niewiele. Z początkowego chaosu w lepszym stylu wyłonili się gospodarze, próbujący zarówno strzałów z dystansu, jak i szybszych podań. Podbeskidzie z przesuwaniem się do przodu miało większe problemy, zwłaszcza, że kompletnie zawodziła dokładność w decydujących podaniach.
Dość wyraźnie wyczuwalna ostrożność w grze wynikała zapewne nie tylko z kiepskich warunków – chociaż deszcz przestał padać tuż przed rozpoczęciem meczu – ale i stawki starcia. Dla obu sąsiadujących w tabeli zespołów zwycięstwo oznaczałoby bezpośredni kontakt ze strefą barażową. Koncentracja w defensywie stanowiła więc priorytet, który przełożył się na bezbramkowy remis do przerwy. Tyle, że Górale schodząc do szatni mogli mówić o większym niedosycie, bo w ostatnich minutach to oni stworzyli sobie całkiem niezłe okazje, a GKS uratował Dawid Kudła odbijając strzał głową Krzysztofa Drzazgi oddany z kilku metrów.
Druga połowa rozpoczęła się od szybszego tempa, czemu sprzyjała konieczność rozgrzania się w kontekście spadającej wciąż odczuwalnej temperatury. W tym rytmie znów lepiej poczuli się bielszczanie nie ograniczający się do kontrataków, ale potrafiący także dłużej utrzymywać się na przedpolu katowickiej bramki. Wciąż jednak brakowało precyzji przy strzałach.
Ten impas przerwało Podbeskidzie w 56 minucie. Gospodarze pogubili się we własnym polu karnym, piłkę przejął Joan Roman i wrzucił wysoko przed samą bramkę, a tam czekał na nią Kamil Biliński i Kudła był bezradny. Dużą część winy za to zdarzenie ponosił Grzegorz Rogala, który odpuścił krycie kapitana Górali.
Sześć minut później Rogala w pełni się zrehabilitował. Po wrzucie z autu i odbiciu przez obrońców bielskich strzału Marcina Wasielewskiego właśnie on kapitalnie uderzył z 25 metrów po ziemi i piłka tuż przy słupku z lewej strony Matwieja Igonena wpadła do siatki.
Te impulsy na dobre podniosły poziom emocji. Kudła kapitalnie obronił próby Bilińskiego i Drzazgi, a Igonen Bergiera. Remis nie zadowalał już żadnej ze stron – kibice zobaczyli w tym meczu 36 strzałów! – ale bramki już nie zostały zdobyte, czego mogą żałować obie strony. Ba, w 90+4 Kudła popełnił błąd, a Titus Milasius to wykorzystał, ale bielszczanin był na spalonym. Czołowa szóstka tabeli wciąż pozostaje blisko, ale jednak „za szybą”.
goal.pl – GKS Katowice – Podbeskidzie: była pasja w grze, ofensywne nawałnice i dwa gole
[…] GKS Katowice w niedzielnym spotkaniu ligowym po raz pierwszy od ponad 300 dni mógł liczyć na wsparcie kibiców na Blaszoku. Wcześniej nie pojawiali się na trybunach z powodu protestu. Podopieczni Rafała Góraka przystępowali do meczu po zremisowanym starciu z Bruk-Betem Termaliką (1:1), w którego trakcie Trójkolorowi byli wspierani przez grupę mniej więcej 1200 kibiców. Rywalem katowiczan było natomiast Podbeskidzie Bielsko-Biała, mające za sobą podział punktów z Odrą Opole (0:0).
[…] Ogólnie w inauguracyjnej części gry goli zabrakło. W każdym razie w meczu trochę się działo. Obie ekipy zaprezentowały ofensywne oblicze, tworząc sobie sytuacje strzeleckie. Bliski szczęścia był również Krzysztof Drzazga w 42. minucie, oddając strzał głową. Kudła stanął na wysokości zadania. Godna uwagi była natomiast bardzo odważna postawa Hartherza, który nie tylko nie miał kompleksów, aby oddawać strzały, ale nawet pozwalał sobie na dyrygowanie kolegami z zespołu, mimo że wzmocnił bielszczan w miniony poniedziałek.
Druga połowa zaczęła się z kolei od uderzenia Daniela Dudzińskiego. Zawodnik GieKSy nie mógł być jednak zadowolony ze swojej próby, która została zablokowana. Tymczasem w 56. minucie wynik rywalizacji otworzył Kamil Biliński, strzelając gola głową po centrze Joana Romana. 35-latek zdobył swoją trzynastą bramkę w sezonie.
Katowiczanie nie załamali się stratą gola, szukając szybko trafienia wyrównującego. Najpierw strzał głową oddał Jakub Arak, ale Matvei Igonen wyszedł cało z opresji. Z kolei w 62. minucie bombę nie do obrony posłał Grzegorz Rogala, oddając strzał z mniej więcej 25 metrów i na Bukowej miał miejsce remis.
GKS i Podbeskidzie nie zamierzały zadowalać się podziałem punktów, co skutkowało tym, że każda z ekip tworzyła sobie sytuacje, chcąc rozstrzygnąć losy spotkania na swoją korzyść. Blisko kolejnej bramki było w 70. minucie, gdy znów swoich sił spróbował Biliński, ale bramkarz GieKSy potwierdził, że zna się na swoim fachu jak mało kto.
tspodbeskidzie.pl – GKS Katowice – Podbeskidzie 1:1
Po wyrównanym spotkaniu Podbeskidzie zremisowało po raz ósmy w sezonie. Jedyną bramkę dla TSP zdobył Kamil Biliński.
[…] Choć Podbeskidzie starało się prowadzić grę to gospodarze swoim wysokim doskokiem sprawiali spore problemy z dokładnym wyprowadzeniem piłki. Po jednej z szybkich akcji piłkę w pole karne dorzucił Wasielewski, ale strzał główkującego Tanżyny sparował Igonen.
Górale przed gwizdkiem oznaczającym zejście do szatni ruszyli mocniej do ataku. Bardzo dobry przechwyt na połowie Hartherza i szybkie podanie do Goku pozwoliły TSP na kolejne zbliżenie się pod bramkę Kudły. Niestety główka Drzazgi była jednak na tyle słabe, że bramkarz spokojnie sparował do boku.
Ożywienie z ostatnich sekund pierwszej połowy przeszło na drugie 45 minut. TSP w zasadzie w pierwszym ataku stworzyło sobie bardzo dobrą okazję. Drzazga dostał podanie na wolne pole i wygrał pojedynek biegowy z Jędrychem, ale ofiarną interwencją minięty zawodnik zapobiegł utracie bramki. Chwilę później gospodarze nie mieli już tyle szczęścia.
[…] Na ostatni kwadrans trener Żuraw zdecydował się na potrójną zmianę, która miała ożywić nasze poczynania w ofensywie. GKS łatwo jednak skóry nie sprzedawał i do końca walczył o pełną pulę w tym meczu. Nie inaczej postępowali nasi gracze, ale za każdym razem czegoś brakowało. W 88 minucie wprowadzony chwilę wcześniej Celtik zdecydował się na uderzenie, które zakończyło swój żywot na poprzeczce.
Okazja tureckiego zawodnika była ostatnią sytuacją bramkową tego meczu. Trzeba przyznać, że po 90 minutach nie jesteśmy w stanie wytypować lepszej drużyny, więc remis w spotkaniu z katowiczanami był zasłużonym rezultatem.
bielsko.biala.pl – Świetny mecz dla kibiców. Kolejny nic nie dający remis dla Podbeskidzia
Podbeskidzie zremisowało dziś na wyjeździe z GKS-em Katowice, a jedynego gola dla gości zdobył Kamil Biliński. „Górale” pozostają niepokonani od 4 września 2022 roku, ale w jedenastu ostatnich spotkaniach wygrali tylko trzykrotnie.
Piłka nożna
Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga
Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie, bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.
W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.
Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.
Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Motorem
Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!
1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.
2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.
3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.
4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.
5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.
6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.
7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.
8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.
9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.
10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.
Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.
11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.
12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.
13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.
14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.
15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?
16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.
17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.
18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.
19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.
20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.
21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.
22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.
23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!
24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.
25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.
26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.
27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.
28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.
29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.
30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.
31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.
32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.
33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.
34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.
35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?
36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.
37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉
38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.
39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…
40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!
41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.
42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.
43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.
44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.
45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.
46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!
47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!
Hokej
Bezradna GieKSa
W ramach 14. kolejki Tauron Hokej Ligi podejmowaliśmy w Satelicie lidera tabeli – Unię Oświęcim. Po końcowej syrenie powody do radości mieli goście, a losy spotkania rozstrzygnęły się w pierwszej tercji.
Spotkanie rozpoczęło się od gola dla oświęcimian. W 2. minucie McNulty tak niefortunnie wybijał krążek spod własnej bramki, że trafił w głowę Petrasa, a następnie „guma” znalazła się w naszej bramce. Uskrzydleni zdobytą bramką goście szukali okazji na podwyższenie prowadzenia, jednak Eliasson nie dał się pokonać. W 7. minucie w zamieszaniu pod bramką Tyczyńskiego żaden z naszych zawodników nie potrafił wepchnąć krążka do bramki. Od tego meczu mecz nabrał tempa, a krążek szybko przemieszczał się z jednej strony lodowiska na drugą. W połowie meczu w odstępie 54 sekund przyjezdni zdobyli dwie bramki. Najpierw Ahopelto zagrał w tempo do Krzemienia, a ten nie dał szans na skuteczną interwencję naszemu bramkarzowi. Niespełna minutę później strzałem spod linii trzeciego gola dla unitów zdobył Peresunko. Po stracie trzeciej bramki do boksu zjechał Eliasson, a jego miejsce między słupkami zajął Kieler. Do końca tercji goście kontrolowali przebieg wydarzeń na lodzie.
Początek drugiej tercji należał do unitów, którzy stworzyli sobie kilka groźnych okazji. W 25. minucie dwójkową akcję Wronka-Fraszko na gola zamienił ten drugi. Dwie minuty później powinno być 2:3, ale tylko w wiadomy sobie sposób strzał Varttinena obronił Tyczyński. Z upływem czasu groźniejsze okazje zaczęli stwarzać nasi hokeiści. W 30. minucie Lundegard trafił w poprzeczkę. Napór katowiczan trwał, ale próby Bepierszcza, Chodora, Vervedy i Pasiuta nie przyniosły efektu bramkowego. Niewykorzystane okazje się zemściły na 32 sekundy przed syreną kończącą drugą tercję. Ahopelto zagrał krążek do Morrowa, a ten huknął jak z armaty w samo okienko. Jednak to nie było koniec emocji. Niemal równo z syreną kończącą tę część meczu Wronka strzałem pod poprzeczkę zdobył drugiego gola dla GieKSy.
Trzecia tercja rozpoczęła się od festiwalu kar po obu stronach. Najpierw na dwie minuty do boksu kar odesłany został Makela. Tuż po zakończeniu jego kary, nieprzepisowo zagrał Petras. Podczas tego czterominutowego okresu gry w powerplay’u najbliżej zdobycia gola był Anderson. Po wyrównaniu sił na lodzie role się odwróciły i to oświęcimianie grali praktycznie przez cztery minuty w przewadze, po wykluczeniach dla Chodora, a następnie dla Hoffmana. Oświęcimianie również tego okresu nie zwieńczyli golem. Co się odwlecze to nie uciecze. W 51. minucie Partanen strzałem pod poprzeczkę z okolic koła bulikowego zdobył gola numer 5 dla Unii Oświęcim. Na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry do boksu zjechał Kieler, a w jego miejsce wszedł dodatkowy zawodnik z pola. Manewr ten zakończył się niepowodzeniem, a strzelcem szóstej bramki był Peresunko, ustalając wynik meczu.
GKS Katowice – Unia Oświęcim 2:6 (0:3, 2:1, 0:2)
0:1 Samuel Petras 1:46
0:2 Łukasz krzemień (Erik Ahopelto, Roman Dyukow) 10:20
0:3 Ołeksandr Peresunko (Reece Scarlett) 11:14
1:3 Bartosz Fraszko (Patryk Wronka) 24:58
1:4 Joe Morrow (Erik Ahopelto)39:28
2:4 Patryk Wronka (Grzegorz Pasiut) 39:59
2:5 Mika Partanen (Samuel Petras) 50:21, 5/4
2:6 Ołeksandr Peresunko (Scarlett Reece, Radosław Galant) 56:46, do pustej bramki
GKS Katowice: Eliasson (Kieler) – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Bapierszcz, Anderson, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jonasz – Chodor, Hornik, Kosmęda, Dawid, Hofman Jakub.
Unia Oświęcim: Tyczyński (Dyukov Anton) – Morrow, Scarlett, Peresunko, Rac, Kasperlik – Dyukov Roman, Makela, Ahopelto, Galant, Partanen – Florczak, Soderberg, Moutrey, Trkulja, Petras – Matthews, Mościcki, Ziober, Krzemień, Kusak.













































Najnowsze komentarze