Piłka nożna Prasówka
Media o meczu GieKSa-TSP: Kibice GKS Katowice wrócili na Blaszok
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na wczorajszego spotkania GKS Katowice – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1 (0:0).
sportdziennik.com – Kolejny remis Podbeskidzia – tym razem w Katowicach
Przed meczem zarówno GKS, jak i Podbeskidzie miały na koncie taką samą liczbę punktów. Po ostatnim gwizdku ten stan się nie zmienił i raczej nikt pretensji mieć o to nie może.
Pogoda nie rozpieściła – wiało, lało, było zimno. Mimo tego frekwencja przy Bukowej dopisała, a „Blaszok” po raz pierwszy od dawna wypełnił się niemalże po brzegi, co było rzecz jasna efektem zakończenia bojkotu. Szkoda jednak, że poziom spotkania daleki był od uznania go za ciekawy, w czym warunki – grząska oraz śliska murawa – nie pomagały.
Mimo tego „momenty” były. O kilka efektownych rozwiązań postarał się Niemiec Florian Hartherz, nowy zawodnik Podbeskidzia, który w przeszłości zagrał prawie 200 spotkań w 2. Bundeslidze, a i pierwszej co nieco posmakował. W 8 minucie 29-latek kropnął z dystansu, testując Dawida Kudłę, który musiał pofrunąć w stronę okienka bramki, a niemalże pół godziny później zdecydował się na widowiskowego woleja, chybiając nieznacznie. W ogóle w końcówce połowy to goście byli bliżsi wyjścia na prowadzenie, szczególnie gdy w 42 minucie po precyzyjnym dograniu Goku Romana głową uderzył Krzysztof Drzazga, ale z najwyższym trudem interweniował Kudła.
Nie oznacza to, że GieKSsa nie miała swoich okazji. Kilka jej podań, dośrodkowań czy… wrzutów spowodowało wiele stresu w polu karnym bielszczan, ale gola nie było. Mateusz Marzec w 11 minucie uderzył nieznacznie obok słupka, potem dwukrotnie w nie najgorszych sytuacjach skiksował Jakub Arak, aż w końcu najbliżej był Daniel Tanżyna, który zamykał centrę, strzelił płasko po długim rogu, ale zatrzymał go Matvei Igonen. Można spekulować, czy GKS radziłby sobie lepiej, gdyby do dyspozycji trenera byli Rafał Figiel, Bartosz Jaroszek (obaj pauza za kartki) czy Adrian Błąd (kontuzja).
W drugą połowę lepiej weszło Podbeskidzie. Zaczęło się od kilku obiecujących akcji – i z reguły blokowanych strzałów – by w końcu w 56 minucie Kamil Biliński po centrze Romana głową umieścił piłkę w siatce. Goście jednak długo nie nacieszyli się z prowadzenia. Po godzinie gry ostrzegł ich groźną „główką” Arak, a w 62 minucie „wyplutą” przed pole karne piłkę mocnym strzałem w bramce ulokował Grzegorz Rogala. „Górale” byli jeszcze w szoku, gdy 1,5 minuty później Arak pędził z kolejną akcją, ale uderzył obok słupka.
Mecz zrobił się dużo żywszy niż przed przerwą. Nadal nie brakowało co prawda niedokładności, ale… dało się go oglądać. W 67 minucie gorąco było pod bramką GKS-u, kiedy groźnie uderzali Drzazga i Biliński, a chwilę później niebezpiecznie było po drugiej stronie, gdzie Igonen wybronił strzał Sebastiana Bergiera, który zastąpił Araka. Najwięcej emocji było natomiast… w doliczonym czasie, kiedy Titus Milasius strzelił gola dla Podbeskidzia, ale sędzia odgwizdał spalonego.
sportowebeskidy.pl – Gdyby nie poprzeczka…
Drugi mecz w rundzie wiosennej i drugi remis. Górale po ciekawym spotkaniu podzielili się punktami z GKS-em Katowice.
Świetnie, że Górale pozostają niepokonani od 4 września 2022 r. PR-owo to wygląda bardzo fajnie, w końcu możemy mówić, że zespół ten nie przegrywa meczów. Problem jednak jest w tym, że również nie wygrywa, a samymi remisami Podbeskidzie nie osiągnie zamierzonego celu, jakim jest wejście do strefy barażowej. Plus, względem poprzedniego tygodnia jest jednak taki, że spotkanie z GKS-em było o niebo lepsze niż z Odrą Opole, która stawiała na najprostsze środki, byleby nie przegrać…
W szeregach bielszczan w wyjściowym składzie zadebiutował nowy nabytek Florian Hartherz, który zaprezentował się z dobrej strony. W 8. minucie Niemiec przymierzył z dystansu, jednak czujny był bramkarz „Gieksy”. W odpowiedzi swoich szans szukali Oskar Repka i Jakub Arak – „na posterunku” był natomiast Matvei Igonen. Golkiper Podbeskidzia raz jeszcze błysnął bez wątpienia wysokimi umiejętnościami przy strzale głową Daniela Tanżyny. W końcówce premierowej odsłony spotkania to podopieczni Dariusza Żurawia przejęli inicjatywę nad spotkaniem. Nieśmiała próba Krzysztofa Drzazgi to było jednak za mało, aby pokusić się o trafienie. Na przerwę obie ekipy schodziły bez bramkowych „łupów”.
Druga część meczu rozpoczęła się wręcz idealnie dla Górali. W 56. minucie wynik meczu otworzył kapitan Podbeskidzia, Kamil Biliński, który głową z kilku metrów ulokował piłkę w siatce po dobrej wrzutce Romana Goku. Radość przyjezdnych z korzystnego wyniku nie trwała długo. W 62. minucie świetnie zza „16” przymierzył Grzegorz Rogala.
I to tyle, jeśli chodzi o gole w tym spotkaniu. Trzeba jednak zaznaczyć, że w grze obu zespołów widoczna była chęć sięgnięcia po pełną pulę. W 88. minucie Podbeskidzie miało swoją idealną okazję. Emre Celitk technicznym strzałem z narożnika pola karnego próbował zaskoczyć bramkarza katowiczan, lecz piłka zatrzymała się na poprzeczce… W czasie doliczonym futbolówka po koszmarnej pomyłce golkipera miejscowych zatrzepotała zaś w siatce, ale Titas Milasius był na spalonym.
dziennikzachpdni.pl – Kibice GKS Katowice wrócili na Blaszok. Na powitanie zobaczyli remis z Podbeskidziem Bielsko-Biała
Piłkarze GKS Katowice zremisowali z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:1. W meczu oddano aż 36 strzałów, a na Blaszok wrócili fani gospodarzy.
Rafał Górak przed meczem z Podbeskidziem Bielsko-Biała musiał sporo czasu poświęcić nad ustawieniem wyjściowej jedenastki. Ze względu na nadmiar żółtych kartek nie mógł posłać na murawę Bartosza Jaroszka i Rafała Figiela, a kontuzja uniemożliwiła występ Adrianowi Błądowi.
Ci, którzy rozpoczęli spotkanie mogli liczyć na doping kibiców. Fani GieKSy ogłosili bowiem koniec bojkotu (ale nie protestu). Przy wejściu na stadion nie obyło się jednak bez problemów związanych z systemem biletowym. W efekcie ostatni chętni pojawili się na trybunach, gdy mecz trwał już ponad pół godziny.
Na tablicy wyników wciąż widniały wówczas dwa zera, a konkretnych akcji było niewiele. Z początkowego chaosu w lepszym stylu wyłonili się gospodarze, próbujący zarówno strzałów z dystansu, jak i szybszych podań. Podbeskidzie z przesuwaniem się do przodu miało większe problemy, zwłaszcza, że kompletnie zawodziła dokładność w decydujących podaniach.
Dość wyraźnie wyczuwalna ostrożność w grze wynikała zapewne nie tylko z kiepskich warunków – chociaż deszcz przestał padać tuż przed rozpoczęciem meczu – ale i stawki starcia. Dla obu sąsiadujących w tabeli zespołów zwycięstwo oznaczałoby bezpośredni kontakt ze strefą barażową. Koncentracja w defensywie stanowiła więc priorytet, który przełożył się na bezbramkowy remis do przerwy. Tyle, że Górale schodząc do szatni mogli mówić o większym niedosycie, bo w ostatnich minutach to oni stworzyli sobie całkiem niezłe okazje, a GKS uratował Dawid Kudła odbijając strzał głową Krzysztofa Drzazgi oddany z kilku metrów.
Druga połowa rozpoczęła się od szybszego tempa, czemu sprzyjała konieczność rozgrzania się w kontekście spadającej wciąż odczuwalnej temperatury. W tym rytmie znów lepiej poczuli się bielszczanie nie ograniczający się do kontrataków, ale potrafiący także dłużej utrzymywać się na przedpolu katowickiej bramki. Wciąż jednak brakowało precyzji przy strzałach.
Ten impas przerwało Podbeskidzie w 56 minucie. Gospodarze pogubili się we własnym polu karnym, piłkę przejął Joan Roman i wrzucił wysoko przed samą bramkę, a tam czekał na nią Kamil Biliński i Kudła był bezradny. Dużą część winy za to zdarzenie ponosił Grzegorz Rogala, który odpuścił krycie kapitana Górali.
Sześć minut później Rogala w pełni się zrehabilitował. Po wrzucie z autu i odbiciu przez obrońców bielskich strzału Marcina Wasielewskiego właśnie on kapitalnie uderzył z 25 metrów po ziemi i piłka tuż przy słupku z lewej strony Matwieja Igonena wpadła do siatki.
Te impulsy na dobre podniosły poziom emocji. Kudła kapitalnie obronił próby Bilińskiego i Drzazgi, a Igonen Bergiera. Remis nie zadowalał już żadnej ze stron – kibice zobaczyli w tym meczu 36 strzałów! – ale bramki już nie zostały zdobyte, czego mogą żałować obie strony. Ba, w 90+4 Kudła popełnił błąd, a Titus Milasius to wykorzystał, ale bielszczanin był na spalonym. Czołowa szóstka tabeli wciąż pozostaje blisko, ale jednak „za szybą”.
goal.pl – GKS Katowice – Podbeskidzie: była pasja w grze, ofensywne nawałnice i dwa gole
[…] GKS Katowice w niedzielnym spotkaniu ligowym po raz pierwszy od ponad 300 dni mógł liczyć na wsparcie kibiców na Blaszoku. Wcześniej nie pojawiali się na trybunach z powodu protestu. Podopieczni Rafała Góraka przystępowali do meczu po zremisowanym starciu z Bruk-Betem Termaliką (1:1), w którego trakcie Trójkolorowi byli wspierani przez grupę mniej więcej 1200 kibiców. Rywalem katowiczan było natomiast Podbeskidzie Bielsko-Biała, mające za sobą podział punktów z Odrą Opole (0:0).
[…] Ogólnie w inauguracyjnej części gry goli zabrakło. W każdym razie w meczu trochę się działo. Obie ekipy zaprezentowały ofensywne oblicze, tworząc sobie sytuacje strzeleckie. Bliski szczęścia był również Krzysztof Drzazga w 42. minucie, oddając strzał głową. Kudła stanął na wysokości zadania. Godna uwagi była natomiast bardzo odważna postawa Hartherza, który nie tylko nie miał kompleksów, aby oddawać strzały, ale nawet pozwalał sobie na dyrygowanie kolegami z zespołu, mimo że wzmocnił bielszczan w miniony poniedziałek.
Druga połowa zaczęła się z kolei od uderzenia Daniela Dudzińskiego. Zawodnik GieKSy nie mógł być jednak zadowolony ze swojej próby, która została zablokowana. Tymczasem w 56. minucie wynik rywalizacji otworzył Kamil Biliński, strzelając gola głową po centrze Joana Romana. 35-latek zdobył swoją trzynastą bramkę w sezonie.
Katowiczanie nie załamali się stratą gola, szukając szybko trafienia wyrównującego. Najpierw strzał głową oddał Jakub Arak, ale Matvei Igonen wyszedł cało z opresji. Z kolei w 62. minucie bombę nie do obrony posłał Grzegorz Rogala, oddając strzał z mniej więcej 25 metrów i na Bukowej miał miejsce remis.
GKS i Podbeskidzie nie zamierzały zadowalać się podziałem punktów, co skutkowało tym, że każda z ekip tworzyła sobie sytuacje, chcąc rozstrzygnąć losy spotkania na swoją korzyść. Blisko kolejnej bramki było w 70. minucie, gdy znów swoich sił spróbował Biliński, ale bramkarz GieKSy potwierdził, że zna się na swoim fachu jak mało kto.
tspodbeskidzie.pl – GKS Katowice – Podbeskidzie 1:1
Po wyrównanym spotkaniu Podbeskidzie zremisowało po raz ósmy w sezonie. Jedyną bramkę dla TSP zdobył Kamil Biliński.
[…] Choć Podbeskidzie starało się prowadzić grę to gospodarze swoim wysokim doskokiem sprawiali spore problemy z dokładnym wyprowadzeniem piłki. Po jednej z szybkich akcji piłkę w pole karne dorzucił Wasielewski, ale strzał główkującego Tanżyny sparował Igonen.
Górale przed gwizdkiem oznaczającym zejście do szatni ruszyli mocniej do ataku. Bardzo dobry przechwyt na połowie Hartherza i szybkie podanie do Goku pozwoliły TSP na kolejne zbliżenie się pod bramkę Kudły. Niestety główka Drzazgi była jednak na tyle słabe, że bramkarz spokojnie sparował do boku.
Ożywienie z ostatnich sekund pierwszej połowy przeszło na drugie 45 minut. TSP w zasadzie w pierwszym ataku stworzyło sobie bardzo dobrą okazję. Drzazga dostał podanie na wolne pole i wygrał pojedynek biegowy z Jędrychem, ale ofiarną interwencją minięty zawodnik zapobiegł utracie bramki. Chwilę później gospodarze nie mieli już tyle szczęścia.
[…] Na ostatni kwadrans trener Żuraw zdecydował się na potrójną zmianę, która miała ożywić nasze poczynania w ofensywie. GKS łatwo jednak skóry nie sprzedawał i do końca walczył o pełną pulę w tym meczu. Nie inaczej postępowali nasi gracze, ale za każdym razem czegoś brakowało. W 88 minucie wprowadzony chwilę wcześniej Celtik zdecydował się na uderzenie, które zakończyło swój żywot na poprzeczce.
Okazja tureckiego zawodnika była ostatnią sytuacją bramkową tego meczu. Trzeba przyznać, że po 90 minutach nie jesteśmy w stanie wytypować lepszej drużyny, więc remis w spotkaniu z katowiczanami był zasłużonym rezultatem.
bielsko.biala.pl – Świetny mecz dla kibiców. Kolejny nic nie dający remis dla Podbeskidzia
Podbeskidzie zremisowało dziś na wyjeździe z GKS-em Katowice, a jedynego gola dla gości zdobył Kamil Biliński. „Górale” pozostają niepokonani od 4 września 2022 roku, ale w jedenastu ostatnich spotkaniach wygrali tylko trzykrotnie.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze