Piłka nożna Prasówka
Media o meczu Legia-GieKSa: Zaczęło się od sensacji
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu Legia Warszawa – GKS Katowice 4:1 (2:1).
wkatowicach.eu – Legia wygrywa w stolicy z GieKSą 4:1. Honorową bramkę zdobył Adam Zrelak
To jedno z tych spotkań, na które kibice GKS-u Katowice z pewnością czekali od dawna. Niestety, niedzielne spotkanie GieKSy z Legią Warszawa zakończyło się zwycięstwem kluby ze stolicy.
Na ten mecz kibice GKS-u Katowice czekali 19 lat. Katowiczanie w ramach 13. kolejki PKO BP Ekstraklasy przyjechali do Warszawy, by zmierzyć się z miejscową Legią. W składzie katowiczan doszło do jednej zmiany względem poprzedniego spotkania – w ataku Adam Zrel’ák zastąpił Borję Galána.
Pierwsza połowa była prawdziwym rollercoasterem. W 11. minucie Zrel’ák uderzył po ziemi, ale Kacper Tobiasz odbił futbolówkę. Chwilę później spadła ona w pole karne pod nogę Alana Czerwińskiego, ale ten źle uderzył. W 19. minucie znów GieKSa wpadła w pole karne rywala. Tym razem próbował Adrian Błąd, ale znów piłkę odbił Tobiasz. W końcu w 25. minucie GKS miał rzut rożny. Do przedłużonego podania ze stałego fragmentu dopadł Zrel’ák, który strzałem głową wyprowadził GKS na prowadzenie.
Niestety od tego momentu do głosu doszli gospodarze. W 29. minucie Steve Kapuadi wykorzystał podanie przed bramkę i bez problemów skierował futbolówkę do siatki. Legioniści jeszcze kilka razy byli bardzo blisko trafienia, ale obrońcom GKS-u udało się w porę reagować. W ostatniej akcji pierwszej połowy zespół Goncalo Feio wyprowadził kontrę, w której Ryoyu Morishita dogrywał do Kacpra Chodyny. Ten zamknął akcję strzałem obok Dawida Kudły i tuż przed przerwą wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Na drugą połowę GieKSa wracała z wynikiem 2:1 dla miejscowych.
W 49. minucie Chodyna miał doskonałą szansę na podwyższenie prowadzenia swojego zespołu, ale po podaniu wzdłuż bramki uderzył tuż obok słupka bramki strzeżonej przez Dawida Kudłę. W 62. minucie Arkadiusz Jędrych bardzo niefortunnie wybijał piłkę zagrywaną przed bramkę i ta niestety wpadła do siatki, podwyższając prowadzenie Legii. Chwilę później było już 4:1, gdy Rafał Augustyniak przymierzył z dystansu i pokonał Kudłę. Za moment potężny strzał Morishity, który odbił się od poprzeczki i następnie od linii bramkowej. Dla GKS-u Katowice uderzali jeszcze Zrel’ák oraz Jakub Antczak, lecz obie próby były niecelne. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy.
W tym momencie GKS Katowice zajmuje 10 miejsce w tabeli Ekstraklasy. Ma na swoim koncie 16 punktów.
przegladsportowy.onet.pl – Zaczęło się od sensacji. Wtedy Legia ruszyła do ataku. Nokaut!
Zaczęło się koszmarnie, ale później było już tylko lepiej. Legia Warszawa, choć bardzo źle weszła w mecz 13. kolejki PKO BP Ekstraklasy z GKS-em Katowice, sięgnęła po arcyważny komplet punktów wygrywając 4:1.
[…] Wojskowi byli dużym faworytem rywalizacji, do której przystępowali uskrzydleni triumfem w Lidze Konferencji. Ale GKS na pewno nie stał na straconej pozycji. Tym bardziej że w trzech ostatnich spotkaniach ekipa z Górnego Śląska nie przegrała i zdobyła aż dziewięć goli! Zespół Goncalo Feio nie mógł jednak pozwolić sobie na wpadkę, a brak zwycięstwa z beniaminkiem zostałby, bez cienia wątpliwości, przyjęty w Warszawie jako porażka.
[…] Początek spotkania dość niespodziewanie należał do gości. Piłkarze Rafała Góraka dobrą okazję na objęcie prowadzenia mieli w 11. minucie, kiedy to niezłe podanie otrzymał Adam Zrelak, wyprzedził Stevena Kapuadiego i uderzył przy bliższym słupku. Na posterunku był jednak Kacper Tobiasz. Siedem minut później golkiper Legii znów musiał się wykazać. Tym razem po strzale z ostrego kąta Adriana Błąda.
W odpowiedzi groźnie lewą nogą uderzał Reben Vinagre. Dawid Kudła nie dał się jednak zaskoczyć i zdołał przenieść futbolówkę nad poprzeczką. Ta sytuacja szybko zemściła się na miejscowych. W 25. minucie wrzutkę z rzutu rożnego Bartosza Nowaka przedłużył głową Marten Kuusk i z bliska do siatki trafił Zrelak.
GKS nie miał jednak okazji zbyt długo cieszyć się z sensacyjnego prowadzenia. Już cztery minuty później było bowiem 1:1. Do ataku włączył się Radovan Pankow, z lewej strony odegrał Ryoya Morishita i z trzech metrów do siatki rywali trafił Kapuadi. Po wyrównaniu gospodarze złapali wiatr w żagle i raz po raz zaczęli zagrażać bramce GieKSy. Najgroźniej było po strzałach Morishity i Bartosza Kapustki. Piłkarzom Legii brakowało jednak precyzji.
I gdy wszystko wskazywało na to, że do przerwy utrzyma się remis, stołeczny zespół raz jeszcze zaatakował. Tym razem skutecznie. Marc Gual podał do Vinagre, a ten w tempo odegrał do Kacpra Chodyny, który wpakował futbolówkę tuż przy słupku.
[…] Legia nie zamierzała jednak zwalniać tempa i w 60. minucie dopięła swego. Gospodarzom przysłużył się Arkadiusz Jędrych, który pokonał własnego bramkarza po wrzutce Kacpra Chodyny. Pięć minut później było już 4:1. Zaskakująco dużo miejsca w środku pola miał Rafał Augustyniak, który kapitalnym uderzeniem z dystansu wpisał się na listę strzelców. Krótko po tym jeszcze lepszą bramkę mógł zdobył Morishita, ale Japończyk huknął w poprzeczkę.
dziennikzachodni.pl – GKS Katowice prowadził na Legii, ale potem został rzucony na deski
Piłkarze GKS Katowice świetnie zaczęli mecz na Legii i strzelili jej gola, ale później gospodarze całkowicie przejęli kontrolę i rozbili zespól Rafała Góraka. Decydującego gola strzelił do własnej siatki Arkadiusz Jędrych.
[…] – Moi piłkarze ciężko pracują, ale też w tej Ekstraklasie całkiem nieźle się bawią – przyznał przed spotkaniem na Łazienkowskiej trener Rafał Górak.
Nieźle bawili się też kibice na stadionie Legii, prezentując efektowną oprawę.
Ich zawodnicy rzucili się do ataków od pierwszych minut. Odważna gra zaowocowała nagrodą – Adam Zrelak dał Katowicom prowadzenie po strzale z bliska, w czym dużą zasługę miało podbicie dośrodkowanej z rzutu rożnego piłki przez Martena Kuuska. Legia odpowiedziała jednak błyskawicznie. Steve Kapuadi też kopnął piłkę do siatki z niewielkiej odległości.
Od tego momentu napór Legii wciąż się nasilał, a GKS czyhał na kontry, ale od takiej broni zginął. W doliczonym czasie szybka akcja Legii zakończyła się golem do szatni w wykonaniu Kacpra Chodyny.
Prowadzenie dało Legii komfortową sytuację. W 49 minucie goście mogli mówić o wielkim szczęściu, gdy Chodyna nie trafił do pustej bramki. Fotrtuna całkowicie odwróciła się czternaście minut później. Po dośrodkowaniu Chodyny Arkadiusz Jędrych przewrócił się przed własną bramką pakując piłkę do siatki i odbierając gościom resztki złudzeń. No i Legia poszła za ciosem.
gol24.pl – Zdjęcia i oprawa kibiców GKS Katowice na stadionie Legii Warszawa. Czekali 19 lat na ten wyjazd
Kibice GKS Katowice aż po dziewiętnastu latach przerwy znów pojawili się na stadionie Legii Warszawa. W niedzielny wieczór wypełnili sektor gości przy Łazienkowskiej, która już nie przypomina zupełnie obiektu z tamtych czasów. Zaprezentowali też oprawę: z Pałacem Kultury i Nauki porywanym przez UFO – w tym przypadku katowicki Spodek.
W 2005 roku GKS Katowice opuścił najwyższy szczebel i dopiero w maju wywalczył powrót. Przez ten czas nie odbył się żaden mecz o stawkę z Legią – także w Pucharze Polski. Mobilizacja na 27 października okazała się więc ogromna. Młodsi zadebiutowali w Warszawie, starsi wrócili z sentymentem.
Fanatycy GieKSy wypełnili sektor gości. To oznacza, że na stadionie było ich około 1700. Prędko wznieśli ręce w górę, bo w 25 minucie prowadzenie dał Adam Zrelak.
[…] – GieKSiarze atakują! – brzmiał transparent towarzyszący oprawie zaprezentowanej w pierwszej połowie. Na ogromnej sektorówce, która przykryła parter i piętro sektora gości, przedstawiono katowicki Spodek jako UFO nawiedzające warszawski Pałac Kultury i Nauki.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze