Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu z Cracovią: Piękne gole i nokaut

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu Cracovia – GKS Katowice. GieKSa wygrała 4:3 (2:1).

gazetakrakowska.pl – Piękne gole i nokaut

Cracovia – GKS Katowice 3:4 w meczu 15.kolejki piłkarskiej ekstraklasy. Cracovia zdołała w doliczonym czasie gry doprowadzić do remisu, ale potem straciła jeszcze gola.

[…] „Pasy” zaczęły bardzo intensywnie, mocno presując rywali. I w 5 min groźnie strzelał głowa Filip Rózga – uderzył jednak nad poprzeczką. Goście byli bardziej konkretni. W 15 min wykonywali rzut wolny – pierwszy strzał Mateusza Maka odbił się od muru, ale poprawka była skuteczna. Mak znalazł lukę między piłkarzami „Pasów” i strzałem po ziemi z 14 m zdobył gola. W 24 min Adam Zrelak przejął piłkę po błędzie obrońców Cracovii – strzelił na bramkę, ale za lekko i Ravas zdołał obronić ten słaby strzał. Impet Cracovii, którym imponowała w pierwszych minutach osłabł zdecydowanie.

A goście robili swoje, w roli głównej znów wystąpił – Mak. Straszny błąd popełnił Jugas, który źle główkował do Andreasa Skovgaarda, którego uprzedził Mak, „objechał” Ravasa w sytuacji sam na sam i strzelił do pustej bramki. „Pasy” były w fatalnym położeniu. Wprawdzie od razu zaatakował Kallman, ale strzelał za lekko, w dodatku w nogi rywala. W 3 min doliczonego czasu gry I połowy „gola do szatni” zdobył Mikkel Maigaard. Piłka odbiła się rykoszetem od Oskara Repki i zaskoczyła Dawida Kudłę…

Przed Cracovią stało ambitne zadanie – odrobienia strat. „Pasy” grały jednak bardzo nerwowo, wiele było strat piłki w środkowej strefie, po których katowiczanie groźnie atakowali. W 60 strzelał Ajdin Hasić, ale nad poprzeczką. Po chwili trener Dawid Kroczek wzmocnił siłę ataku wpuszczając na boisko Micka van Burena. Ale po 2 min to goście zdobyli gola – pięknym strzałem z dystansu popisał się Adrian Błąd i piłka ugrzęzła w „okienku”. To wcale nie pobudziło krakowian. A to GKS grał świetny mecz. Mak ograł Jugasa i trafił w słupek, a dobitkę Sebastiana Bergiera wreszcie w dobrym stylu obronił Ravas. Była 64 min. Hasić od razu chciał odpowiedzieć, ale Dawid Kudła okazał się lepszy. W „Pasach” brylował Maigaard i Duńczyk popisał się pięknym strzałem w „okienko”.

Gospodarze znów złapali kontakt. I rozpoczęła się pogoń krakowian za wynikiem. Miejscowi grali szybko, ale mało dokładnie. W 88 min główkował Kallman, ale Kudła popisał się interwencja na wysokim poziomie. Sędzia doliczył 5 minut. I po dograniu Bartosa Biedrzyckiego Benjamin Kallman zdobył gola na 3:3. Na trybunach zapanował szał radości. To 10 gol Fina w tym sezonie. Ale gospodarze nie mogli się ucieszyć bo w 7 min doliczonego czasu gry Sebastian Milewski strzałem z 5 m pokonał Ravasa, zapewniając zwycięstwo katowiczanom.

weszlo.com – Kroczek w tył. Cracovia nie wykorzystała szansy, by zostać liderem

Cóż to był za wspaniale popieprzony mecz! Mieliśmy w nim trzy bramki światowej klasy, trafienie po akcji pełnej rykoszetów, dwa gole gościa, którego wielu uważało już za emeryta, oraz dwa celne strzały w doliczonym czasie. W to szare, listopadowe popołudnie w Krakowie oglądaliśmy piłkarskie fajerwerki. Więcej odpalili ich katowiczanie, którzy ograli Cracovię 4:3.

Masz szansę, by zostać liderem Ekstraklasy. Naprzeciwko ciebie staje drużyna, która niedawno w Pucharze Polski odpadła z trzecioligowcem, w lidze przegrywała ostatnio u siebie z kiepską Koroną Kielce, a dodatkowo jest pozbawiona jednego z liderów, Bartosza Nowaka. Wystarczy, że ją pokonasz i wskakujesz na czoło tabeli. Wymarzona sytuacja, prawda? W teorii – tak. W praktyce gospodarze nie sprostali dziś GieKSie.

Gośćmi dowodził dziś Mateusz Mak, czyli facet, który rozgrywał… pierwszy mecz w tym sezonie w podstawowym składzie w lidze, a ogółem przebywał w obecnych rozgrywkach Ekstraklasy na boisku całe 86 minut. Nie przeszkodziło mu to jednak w zdemolowaniu niedoszłego lidera.

Najpierw mieliśmy rzut wolny, podyktowany niesłusznie przez Damiana Sylwestrzaka. Zdaniem arbitra Mateusz Kowalczyk był faulowany przed polem karnym, powtórki każą jednak wątpić w zasadność tej decyzji. Mak podszedł do piłki, przycelował w mur, po czym poprawił z woleja tak, że klękajcie narody.

Przy pierwszym golu Mateuszowi pomógł sędzia, przy drugim – Jakub Jugas. Zwrotu „jak w czeskim filmie” używamy w sytuacji absurdalnej, tu pasuje znakomicie nie tylko dlatego że stoper gospodarzy pochodzi z tego kraju, ale i z powodu, że chłop… podał piłkę głową do Maka. Ten wpadł w pole karne i dopełnił formalności.

Kiedy piłkarz GieKSy podwyższał wynik, na boisku nie było już Adama Zrelaka. Napastnik katowiczan nabawił się urazu w bardzo nietypowych okolicznościach. Wszystko zaczęło się od Henricha Ravasa, który niespodziewanie… podał mu piłkę z własnego pola karnego. Zrelak chciał skorzystać z tego prezentu bramkarza i szybko oddał strzał, nie dość, że było to jednak fatalne uderzenie, to jeszcze padł po wszystkim na murawę i już do gry nie wrócił.

Nietypowa była też sytuacja, w której Cracovia strzeliła gola kontaktowego. Otóż najpierw dośrodkowanie z lewej strony boiska odbiło się rykoszetem od piłkarza GKS-u, potem mieliśmy rykoszet numer dwa – po strzale Mikkela Maigaarda.

Akcja, która dała gospodarzom kontakt, miała miejsce w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Kibice Cracovii zapewne uznali,  że poniesie ich drużynę do odrabiania strat po przerwie. Mało kto z nich mógł przypuszczać, że kolejne trafienie będzie dziełem rywali, a precyzyjniej Adriana Błąda. Piłkarz z Katowic odkrył w sobie wewnętrznego Juninho Pernambucano i załadował taką bombę sprzed pola karnego, że Ravas powinien dać jutro na mszę, że piłka nie trafiła go w głowę, bo chyba by ją urwała.

Przy stanie 1:3 zabawa się nie zakończyła, ba, ona się dopiero rozkręcała! Wyzwanie Błąda podjął Maigaard, który popisał się równie efektownym trafieniem z dystansu. Duńczyk trzymał swój zespół w kontakcie z rywalem, bo zupełnie niewidoczny był krakowski superstrzelec Benjamin Kallman. O Finach zwykło się mówić, że bywają zimni i niedostępni, on te cechy przeniósł dziś na boisko, na którym zupełnie nie współpracował z kolegami. Do pewnego momentu, bo w doliczonym czasie popisał się spektakularną główką, a publika w Krakowie oszalała.

Remontada się udała, przed meczem remis by nas nie cieszył, ale w takich warunkach – a i w owszem. Tak mogli kombinować w tym momencie kibice Cracovii. Problem w tym, że na GieKSie ta bramka nie zrobiła żadnego wrażenia.

Mówiąc o mieszkańcach Śląska, często wspomina się ich pracowitość. Taką mrówką był dziś Kowalczyk, cichy bohater tego spotkania. Chłop biegał bez wytchnienia, a w decydującej akcji meczu przedłużył piłkę głową do Sebastiana Milewskiego, który w czystej pozycji nie mógł się pomylić. To znaczy w sumie mógł, wiadomo, to Ekstraklasa, ale jednak tego nie zrobił!

Ten mecz to była jazda bez trzymanki godna kultowego filmu Adrenalina z Jasonem Stathamem albo koncertu AC/DC z najlepszych lat. Panowie, dziękujemy pięknie za te emocje. Przed Jagiellonią, Rakowem, Lechem i Legią ciężkie zadanie, by jutro przeskoczyć tak wysoko zawieszoną poprzeczkę.

dziennikzachodni.pl – Mateusz Mak „Pasom” nie w smak. Katowiczanie znów wygrali na swoim ulubionym stadionie

W rozegranym 9 listopada meczu 15. kolejki PKO Ekstraklasy Cracovia przegrała z GKS Katowice 3:4. Katowiczanie znów wygrali wyjazdowe spotkanie na swoim ulubionym stadionie po bardzo dramatycznej końcówce, a bohaterem gości byli Mateusz Mak, który strzelił dwie bramki i Sebastian Milewski, który w doliczonym czasie gry zdobył gola na wagę zwycięstwa.

GKS Katowice wrócił na stadion Cracovii i znów odniósł na nim ligowe zwycięstwo. Po rozgromieniu na początku października na tym obiekcie Puszczy Niepołomice podopieczni trenera Rafał Góraka w sobotnie przedświąteczne popołudnie przy ul. Kałuży po dramatycznej końcówce pokonali radzącą sobie w tym sezonie bardzo dobrze Cracovię.

Bohaterem spotkania w Krakowie był Mateusz Mak. 33-letn i pomocnik po raz pierwszy w tym sezonie zagrał w PKO Ekstraklasie w podstawowym składzie GieKSy i strzelił dwie bramki sprawiając sobie znakomity prezent na przypadające 14 listopada urodziny.

Mak otworzył wynik meczu dobijając do siatki własny strzał z rzutu wolnego w mur. Zasłonięty bramkarz Cracovii Heinrich Ravas nie zdążył zareagować. Na 2:0 Mak podwyższył jeszcze przed przerwą wykorzystując sytuację sam na sam z golkiperem „Pasów”. Po zmianie stron pomocnik katowiczan trafił jeszcze w słupek.

Cracovia w doliczonym czasie gry I połowy zdołała zdobyć kontaktową bramkę. Po uderzeniu Mikkela Maigaarda piłka odbiła się od Oskara Repki i myląc bramkarza GKS wpadła do siatki. Katowiczanie odpowiedzieli po przerwie wspaniałym strzałę Adriana Błąda, który mocno huknął z dystansu zdejmując pajęczynę z okienka krakowskiej bramki.

Gospodarze nie chcieli być gorsi i Duńczyk Maigaard zdobył równie pięknego gola po strzale z woleja po raz drugi pokonując Dawida Kudłę. Cracovia nacierała do końca i w doliczonym czasie gry Fin Benjamin Kallman uderzeniem głową doprowadził do wyrównania.

GieKSa walczyła jednak do końca i w siódmej minucie doliczonego czasu gry rezerwowy Sebastian Milewski, który chwilę wcześniej pojawił się na murawie, z bliska strzelił zwycięską bramkę. Po tym golu na boisku mocno się zakotłowało. Doszło do przepychanek piłkarzy i aż czterech graczy obejrzało żółte kartki

katowickisport.pl – GKS Katowice zapewnił sobie zwycięstwo w 97. minucie!

GKS Katowice po szalonym spotkaniu wyszarpał zwycięstwo z Cracovią w samej końcówce. Jednym z bohaterów beniaminka był Mateusz Mak, który popisał się dubletem.

Prowadzenie GKS-owi już w pierwszym kwadransie dał Mateusz Mak, którego strzał z rzutu wolnego najpierw trafił w mur, ale ten sam dobił swoje uderzenie z półwleja, nie dając szans zasłoniętemu Henrichovi Ravasowi. Niespełna dwadzieścia minut później było już 2:0. Jugas zbyt krótko zgrywał do Skovgaarda, co wykorzystał Mak, wychodząc sam na sam z Ravasem, mijając go i pakując piłkę do pustej bramce. Cracovia szukała trafienia kontaktowego i znalazła je w doliczonym czasie gry do pierwszej połowy. Wtedy do bezpańskiej piłki dopadł Mikkel Maigaard i nie dał szans Kudle.

Po zmianie stron GKS wrócił do dwubramkowego prowadzenia. Adrian Błąd miał sporo miejsca przed polem karnym Cracovii i posłał fenomenalne uderzenie. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do siatki Ravasa. GKS był blisko czwartego gola, ale znakomitą interwencją popisał się golkiper Cracovii. Nie minęło 10 minut, a równie pięknie odpowiedział mu Maigaard. Duńczyk ponownie był dobrze ustawiony przed polem karnym i tym razem idealnie uderzył z półwoleja, trafiając w samo okienko. Pasy ponownie złapały kontakt. Gospodarze niesieni dopingiem z trybun w doliczonym czasie gry dopięli swego i wyrównali. Rezerwowy Bartosz Biedrzycki podłączył się lewą stroną i dorzucił piłkę wprost na głowę Kallmana, ten zanotował swoje 10. trafienie w tym sezonie. Ostatnie słowo należało jednak do beniaminka. Sebastian Milewski w jednej z ostatnich akcji meczu dał GKS-owi zwycięstwo 4:3 po fenomenalnym meczu.

gol24.pl – Siedem goli w szalonym meczu PKO Ekstraklasy. Cracovia gorsza od GKS Katowice

Kibice, którzy w sobotnie popołudnie zdecydowali się obejrzeć mecz Cracovia – GKS Katowice, nie mogli narzekać na brak emocji. Beniaminek po szalonym meczu wygrał 4:3, strzelając decydującego gola w ostatniej akcji meczu.

[…] Strzelanie rozpoczęli przyjezdni ze śląskiego, choć w pierwszych minutach niezwykle aktywny był młodzieżowiec Filip Rózga z ekipy miejscowej. 18-latek miał nawet znakomitą okazję po strzale głową. Piłka po jego uderzeniu minęła bramkę Dawida Kudły.

Najpierw dla GieKSy trafił po pięknym uderzeniu z woleja, Mateusz Mak. Później skrzydłowy podwyższył prowadzenie dla swojej drużyny. Podopieczny trenera Rafała Góraka zabawił się z bramkarzem Henrichem Ravasem, minął go i z nie lada gracją wpisał się drugi raz na listę strzelców.

Przed przerwą do siatki dla gospodarzy trafił Mikkel Maigaard. Duńczyk uderzył bez przyjęcia na bramkę Kudły i futbolówka po jego strzale i po rykoszecie Oskara Repki wpadła do siatki. Gol atakującego Pasów zatem dał nadzieję piłkarzom prowadzonym przez trenera Dawida Kroczka na drugą odsłonę rywalizacji.

Przed przerwą do siatki dla gospodarzy trafił Mikkel Maigaard. Duńczyk uderzył bez przyjęcia na bramkę Kudły i futbolówka po jego strzale i po rykoszecie Oskara Repki wpadła do siatki. Gol atakującego Pasów zatem dał nadzieję piłkarzom prowadzonym przez trenera Dawida Kroczka na drugą odsłonę rywalizacji.

Chwilę później beniaminek PKO Ekstraklasy mógł po raz czwarty umieścić piłkę w bramce. Tym razem jednak Mateusz Mak trafił w słupek, a dobitka jego partnera z zespołu trafiła wprost w bramkarza.

Cracovia odpowiedziała kwadrans przed końcem podstawowego czasu gry. Swoje drugie trafienie w tym meczu zaliczył Mikkel Maigaard. Norweski pomocnik potężnie huknął zza pola karnego w samo okienko. Tym razem Dawid Kudła mógł tylko obserwować piłkę nieuchronnie zmierzającą do bramki.

Pasy walczyły o wyrównanie i dopięły swego w doliczonym czasie gry. Świetne dośrodkowanie ze skrzydła wykorzystał Benjamin Kallman, który precyzyjnym uderzeniem głową – strzelił gola na 3:3. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się remisem, w ostatniej akcji meczu najlepiej w polu karnym gospodarzy odnalazł się Sebastian Milewski – strzelając zwycięskiego gola.

Po chwili radości katowiczan, zaczęło kotłować się między zawodnikami i doszło nawet do przepychanek. Arbiter zdecydował się ukarać trenera przyjezdnych czerwoną kartką, bo ten również zaangażował się w przepychanki.

sport.lovekrakow.pl – Rozkojarzona Cracovia. Czy to czas na zmianę w bramce?

[…] Można tylko wyobrażać sobie, gdzie by była Cracovia, gdyby nie traciła tak dużo goli. Pasy strzelają najwięcej w całej ekstraklasie (33), ale też sporo tracą (24). Przez to często mają problemy na własne życzenie. Nie pierwszy raz w tym sezonie tracili gole już w pierwszym kwadransie, po czym musieli gonić wynik. Trzy strzelone gole w meczu z GKS-em Katowice nie wystarczyły jednak choćby do zdobycia jednego punktu.

[…] Docenił, że jego zespół w kolejnym meczu potrafił odrabiać straty, pomimo szybko straconego gola już w pierwszym kwadransie. – To lekcja dla nas. Musimy być bardziej kompleksowi nie tylko w atakowaniu, ale i w bronieniu – podkreślał. Jednocześnie akcentował, że jego zdaniem GKS Katowice to najlepszy z beniaminków w lidze.

[…] Plan GKS-u Katowice zakładał mocne ruszenie na Cracovię. – Postanowiliśmy atakować bardzo wysoko, bo widzieliśmy, że jeżeli Cracovia zmusi nas do niskiej obronie, to będziemy mieć problemy. Nie chcieliśmy czekać na kontrataki, tylko grać swoją piłkę – taką, jaką pokazujemy w ekstraklasie – mówił Rafał Górak.

Nie potrafił zrozumieć czerwonej kartki, jaką obejrzał w samej końcówce w masowej konfrontacji zawodników na boisku.

– Nie chciałem, aby działo się coś niedobrego i postanowiłem wkroczyć do akcji i odciągnąć moich zawodników z tego zamieszania. Obok widziałem trenera gospodarzy, który robił to samo. Sędzia techniczny stał i biernie się temu wszystkiemu przyglądał. To kara nałożona przez niego, bo główny nie widział żadnej akcji z moim udziałem – skwitował.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga