Piłka nożna Prasówka
Media o meczu z Motorem: GKS Katowice odprawia z kwitkiem Motor Lublin
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat wczorajszego spotkania– GKS Katowice – Motor Lublin 2:0 (1:0).
dziennikwschodni.pl – Motor Lublin zaczął wiosnę od porażki w Katowicach
[…] Pierwsza i od razu całkiem niezła okazja na gola pojawiła się w 12 minucie. Pechową interwencję zaliczył Sebastian Rudol, który przed szesnastką wybijał piłkę wślizgiem.
Problem w tym, że podał ją do rywala. Adrian Błąd wpadł w pole karne, mógł podać do jednego kolegi, do drugiego, a wybrał trzecią i najgorszą opcję, bo huknął nad bramką. Obrońca Motoru przekonywał, że był faulowany, ale arbiter nie dopatrzył się przewinienia.
Kolejne fragmenty? Częściej przy piłce była „Gieksa”, ale niewiele z tego wynikało. Po dwóch kwadransach zaczął się też budzić Motor, który w końcu częściej przebywał na połowie przeciwnika. Sporo działo się w Katowicach od 34 minuty. Najpierw Sebastian Bergier nieźle przymierzył z rzutu wolnego, bo piłka otarła się o poprzeczkę i wyszła poza boisko.
Po chwili dwie i to naprawdę dobre sytuacje wypracowali sobie wreszcie podopieczni trenera Feio. Po centrze Bartosza Wolskiego z rzutu rożnego głową uderzał Kacper Śpiewak. Świetnie spisał się jednak bramkarz, który odbił futbolówkę na słupek. Kilkadziesiąt sekund później, po kolejnym kornerze przed szansą stanął Mariusz Rybicki.
Piłka spadła pod nogi skrzydłowego w polu karnym, a ten strzelił po ziemi. Szkoda tylko, że w stojącego na linii… Bergiera, który uratował swój zespół od straty gola.
Wydawało się, że goście na dobre przejmą inicjatywę, a tymczasem to gospodarze otworzyli wynik. Shun Shibata wrzucał z prawego skrzydła, a dużego pecha miał Marcel Gąsior. Pomocnik żółto-biało-niebieskich próbował interweniować wślizgiem, ale zagrał ręką w swojej szesnastce. Sędzia długo się nie namyślał i wskazał na „wapno”. W pierwszym meczu obu ekip, na Arenie Lublin jedenastkę zmarnował Jakub Arak. Tym razem sprawy w swoje nogi wziął kapitan Arkadiusz Jędrych. Łukasz Budziłek rzucił się w prawo, piłka poleciała w lewo i „Gieksa” objęła prowadzenie.
Trener Feio od razu po przerwie posłał na boisko dwóch nowych zawodników: Filipa Lubereckiego i Mbaye N’Diaye. A zanim minęło 10 minut drugiej odsłony, wymienił Gąsiora na Jakuba Lisa. Motor prowadził grę, ale nie potrafił znaleźć sposobu na defensywę rywali.
Po godzinie gry mogło być 2:0. Shibata zagrał do Bergiera w pole karne, a napastnik zdecydował się na strzał… „krzyżyczkiem”. Zamiast gola, wywalczył tylko rzut rożny. 120 sekund później groźnie zrobiło się pod drugą bramką. Po wrzutce Wolskiego był mały „bilard” w szesnastce, ale piłka ostatecznie wylądowała w rękach bramkarza.
Na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem trener Feio posłał na murawę kolejnego debiutanta – Samuela Mraza. Słowak nie miał jednak okazji się wykazać. W 81 minucie Bergier wyprzedził Budziłka przed szesnastką i uderzał na pustą bramkę, ale spudłował. Niedługo później pojedynek obu panów zakończył się już trafieniem na 2:0.
Bergier długo czekał na kolegów, bo atakował w pojedynkę, kiedy w końcu pojawiły się posiłki napastnik niespodziewanie zdecydował się na strzał z ponad 25 metrów. Uderzył w środek bramki, ale Budziłek nie zdołał odbić piłki. I było w zasadzie po meczu. W końcówce to „Gieksa” była bliżej trzeciego gola, niż Motor kontaktowego. O ile w pierwszej połowie żółto-biało-niebiescy mogli i powinni pokusić się o bramkę, to po przerwie kompletnie nie mieli sytuacji i pomysłu na defensywę przeciwnika.
1liga.org – Czołówka nie zawodzi
Czołowe zespoły w tabeli – poza Motorem Lublin – pokonały swoich rywali i dopisały do swojego dorobku kolejne trzy punkty. Na drugim biegunie jest Zagłębie Sosnowiec, które doznało trzynastej porażki w sezonie. Po przerwie zimowej rozegrano 20. kolejkę Fortuna 1 Ligi.
[…] GKS Katowice – Motor Lublin 2:0 (1:0)
1:0 – Arkadiusz Jędrych (k.) 42′
2:0 – Sebastian Bergier 84′
W pierwszym meczu po przerwie zimowej piłkarze Motoru Lublin w Katowicach zmierzyli się z miejscowym GKS-em. To był trudny wyjazd dla beniaminka i drużyna prowadzona przez Goncalo Feio wróci z niego na tarczy. GKS rozstrzygnął bowiem ten pojedynek na swoją korzyść. Pierwszego gola – z rzutu karnego – strzelił pod koniec pierwszej połowy Arkadiusz Jędrych. Druga bramka to efekt fantastycznego uderzenia z dystansu Sebastiana Bergiera w końcówce potyczki. Lublinianie z 32 punktami po 20. kolejce Fortuna 1 Ligi zajmują piąte miejsce. Warto jednak zaznaczyć, że Motor ma jeszcze jedno spotkanie zaległe. Katowiczanie natomiast oddalili się od strefy spadkowej.
katowickisport.pl – GKS Katowice odprawia z kwitkiem Motor Lublin
GKS Katowice świetnie zaczął rundę wiosenną w Fortuna 1 Lidze. Piłkarze Rafała Góraka pokonali wyżej usytuowany w tabeli Motor Lublin i zbliżyli się do strefy barażowej.
Lepiej mecz rozpoczęli gospodarze, ale w ich przypadku zabrakło podjęcia odpowiednich decyzji. Najpierw Bergier biegł sam na sam z bramkarzem Motoru, ale błyskawicznie dogonili go rywale i z sytuacji wydawało się stuprocentowej, GKS miał tylko rzut rożny. Później w dobrej sytuacji znalazł się Błąd, ale zamiast zgrywać do dwóch lepiej ustawionych partnerów, sam zdecydował się na strzał i fatalnie spudłował. W 34. minucie ponownie dał znać o sobie Bergier, po którego strzale piłka trafiła w poprzeczkę bramki strzeżonej przez Budziłka.
Później nieco z gry miał Motor Lublin. Goście częściej utrzymywali się przy piłce w pobliżu pola karnego GKS-u, a w 37. minucie powinni prowadzić 1:0. Po rożnym piłka spada pod nogi Rybickiego, ten uderza po ziemi, ale w odpowiendim miejscu, na linii bramkowej znalazł się… Bergier. Napastnik GKS-u uratował swój zespół od utraty bramki W samej końcówce pierwszej części gry.
Tuż przed przerwą Shibata wrzucał z prawego skrzydła, a piłkę wślizgiem próbował wybić Gąsior. Pechowo zagrał jednak ręką i sędzia wskazał na wapno. Do jedenastki poszedł Jędrych i pewnie umieścił piłkę w siatce.
Po zamianie stron GKS był stroną przeważającą. W 81. minucie katowiczanie mogli mieć już spokój. Bergier uprzedził Budziłka i z półobrotu starał się umieścił piłkę w pustej bramce, ale futbolówka minęła słupek bramki Motoru. Co nie udało się wtedy, Bergier zrobił trzy minuty później. Napastnik zdecydował się na strzał z ponad 25 metrów. Uderzył w środek bramki, ale Budziłek nie zdołał odbić piłki. Strzał mocny, ale wydaje się, że golkiper z Lublina popełnił spory błąd.
GKS wygrał na inaugurację rundy wiosennej 2:0 z Motorem Lublin i awansował na 11. miejsce w tabeli. Do miejsca premiowanego grą w barażach gracze z Katowic tracą obecnie cztery punkty.
dziennikzachodni.pl – GieKSa zatrzymała rozpędzonego beniaminka!
[…] W czasie przerwy zimowej GKS pozyskał jednego zawodnika – Martena Kuuska. Estoński obrońca znalazł się w wyjściowym składzie na mecz z Motorem.
W zimny poniedziałkowy wieczór drużynom przyszło rywalizować w strugach deszczu, któremu towarzyszyły mocne podmuchy wiatru. Kibice zagrzewali piłkarzy głośnym dopingiem.
Serca fanów GieKSy mocniej zabiły w 12. minucie, kiedy gospodarze wyprowadzili kontrę, mieli liczebną przewagę, ale Adrian Błąd strzelił z 16 metrów nad poprzeczką.
W 31. minucie po rzucie rożnym sprzed pola karnego za wysoko uderzył Filip Wójcik. W odpowiedzi Sebastian Bergier strzelił z rzutu wolnego i piłka otarła się o poprzeczkę. Goście nie byli dłużni – najpierw Dawid Kudła uratował swój zespół po główce Kacpra Śpiewaka, a później Bergier wybił piłkę z linii bramkowej, gdy strzelał Mariusz Rybicki.
Wydawało się, że bramka dla Motoru wisi w powietrzu, ale to GieKSa dostała wymarzoną okazję, bo sędzia podyktował rzut karny za zagranie ręką Marcela Gąsiora. Z 11. metrów pewnie piłkę do siatki skierował Arkadiusz Jędrych.
Po wyjściu z szatni goście starali się szybko wyrównać i ruszyli do ataku. GKS nie tylko dobrze się broniła, ale próbowała też zadać drugi cios. Trener Motoru Goncalo Feio wprowadzał kolejnych nowych zawodników szukając sposobu na zmianę wyniku.
W 81. minucie katowiczanie byli drugiego gola. Bergier uprzedził Łukasza Budziłka, który wybiegł przed pole karne, jednak strzelił obok słupka. Cztery minuty Bergier już wpisał się na listę strzelców, gdy huknął z daleka i zaskoczył bramkarza Motoru.
motorlublin.eu – Przegrywamy w Katowicach na inaugurację rundy wiosennej
[…] Pierwsze dziesięć minut gry to wzajemne rozpoznanie ze strony obu drużyn. W 12. minucie szybką kontrę wyprowadzili gospodarze, jednak strzał Adriana Błąda poszybował nad poprzeczką Łukasza Budziłka. W kolejnych fragmentach spotkaniach w grę wkradło się więcej agresywności.
W 30. minucie po rzucie rożnym, sprzed pola karnego uderzał Filip Wójcik, ale jego strzał nie był celny. Parę chwil później to GKS był bliżej otworzenia wyniku spotkania. Z rzutu wolnego w poprzeczkę trafił Grzegorz Rogala. Motorowcy nie pozostali dłużni i też dwukrotnie zagrozili bramce rywali. Najpierw po dośrodkowaniu z rzutu rożnego świetnie uderzał Kacper Śpiewak, ale jego strzał wybronił Dawid Kudła. Następnie strzał Mariusza Rybickiego został wybity tuż sprzed linii bramkowej.
W 41. minucie gospodarze wypracowali rzut karny. Dośrodkowanie w pole karne przypadkowo ręką zatrzymał Marcel Gąsior. Jedenastkę na gola pewnie zamienił Arkadiusz Jędrych, dzięki czemu GKS objął prowadzenie.
Druga część spotkania rozpoczęła się od podwójnej zmiany dokonanej przez trenera Feio. Na boisku pojawili się Filip Luberecki i Mbaye Jacques Ndiaye. Motor od początku próbował zaatakować, ale podopieczni Rafała Góraka skutecznie się bronili. W dalszej części spotkania trener Motoru zdecydował o wprowadzeniu do gry również Jakuba Lisa, Kamila Wojtkowskiego oraz Samuela Mráza.
Choć żółto-biało-niebiescy walczyli o wyrównanie, to w 81. minucie Sebastian Bergier miał okazje na zdobycie bramki, uprzedzając wychodzącego za pole karne Budziłka, ale jego strzał okazał się niecelny. Parę minut później napastnik gospodarzy dopiął swego. Miał mnóstwo przestrzeni przed polem karnym Motoru i huknął nie do obrony, czym podwyższył prowadzenie GKS na 2:0. Wynik do końca już się nie zmienił i ligowe punkty pozostały w Katowicach.
sportowefakty.wp.pl – Tym razem Motor Lublin przespał końcówki
Motor Lublin zapracował w rundzie jesiennej na tytuł mistrza ostatnich minut meczów. Tym razem stracił gole, decydujące o porażce 0:2 z GKS-em Katowice, w końcówkach obu połów. Jedna z bramek była spektakularna.
GKS Katowice rozpoczął sezon obiecująco, ale następnie popadł w przeciętność. Bilans sześć wygranych, sześć remisów i sześć porażek to doskonałe podsumowanie nierównej rundy jesiennej w Katowicach. Akurat w ostatnim meczu ligowym w 2023 roku GKS pokonał 4:1 Chrobrego Głogów, dzięki czemu zimował z całkiem bezpieczną przewagą nad strefą spadkową.
Beniaminek z Lublina pokazał w pierwszej rundzie po awansie, że nie chce zasiedzieć się na zapleczu PKO Ekstraklasy. Motor ponownie zbliżył się do miejsc premiowanych awansem dzięki trzem wygranym na zakończenie roku, a ponadto umocnił w strefie barażowej. W sierpniu zremisował z katowiczanami u siebie 1:1, a jeszcze nigdy nie zdobył kompletu punktów przy Bukowej.
ojedynek rozkręcił się w kwadransie przed przerwą. Szalał Sebastian Bergier, który w krótkim fragmencie meczu strzelił w poprzeczkę Motoru, a także uratował zespół przed stratą gola na linii bramkowej. GKS zdobył prowadzenie 1:0 w 42. minucie z rzutu karnego. Arkadiusz Jędrych pokonał uderzeniem po ziemi Łukasza Budziłka, a jedenastka została przyznana za zagranie ręką Marcela Gąsiora.
Trener Goncalo Feio już w przerwie dokonał dwóch zmian w jedenastce. Drużyna Portugalczyka nie przeprowadziła mimo to ani jednego skutecznego ataku. Z kolei GKS zamknął mecz golem na 2:0 Sebastiana Bergiera w 85. minucie. Napastnik huknął potężnie zza pola karnego i pokonał dobrze znanego w Katowicach – Łukasza Budziłka.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze