Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o remisie w meczu GieKSa-TSP: GKS Katowice ambitnie gonił Podbeskidzie i… dogonił

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mass mediów na temat wczorajszego meczu I ligi GKS Katowice – Podbeskidzie Bielsko-Biała. GieKSa zremisowała przy Bukowej 2:2 (1:2).

 

sportdziennik.com – Wciąż bez zwycięstwa

Piłkarze GKS-u Katowice zremisowali z Podbeskidziem Bielsko-Biała 2:2. Oznacza to, że po trzech ligowych kolejkach obie drużyny wciąż nie mają na swoim koncie zwycięstwa.

Przyjezdni bardzo dobrze weszli w mecz. Najpierw Roman wpadł w pole karne. Następnie odegrał do lepiej ustawionego Kacpra Gacha, a ten wyprowadził Podbeskidzie na prowadzenie. Dziesięć minut później było już 2:0. Frelek posłał dobrą piłkę w pole karne, a Kamil Biliński uderzył po długim słupku i podwyższył wynik.

Gospodarze nie poddawali się i dążyli do zdobycia bramki kontaktowej. Udało się to jeszcze w pierwszej połowie. Adrian Błąd dostał piłkę w polu karnym i na raty pokonał Peskovicia.

W drugiej połowie GieKSa znacznie dłużej utrzymywała się przy piłce, ale nie potrafiła stworzyć sobie dogodnych okazji bramkowych. Jednak cierpliwość popłaciła i gospodarze w doliczonym czasie gry zdołali zdobyć gola wyrównującego. Dośrodkowanie w pole karne doszło do Arkadiusza Woźniaka, który silnym strzałem skierował piłkę do siatki, ratując punkt swojej drużyny.

 

gol24.pl – Emocje przy Bukowej. GKS ratuje remis w doliczonym czasie!

[…] Podbeskidzie mogło jechać do Katowic z duszą na ramieniu, bo dotkliwa porażka z Odrą Opole (0:3) pokazała, że nowej drużynie Piotra Jawnego daleko jest do optymalnej formy. Być może chcąc się zrehabilitować, bielszczanie od początku ruszyli do ataku. Już w pierwszych dziesięciu minutach dwóch znakomitych okazji nie wykorzystali jednak Kacper Gach i Dominik Frelek, a ofensywne nastawienie miało skutek uboczny, czyli problemy w defensywie, która nie radziła sobie z wysokim pressingiem gospodarzy. Dwa razy bliski trafienia do siatki był Filip Szymczak, ale jego pierwszy strzał wybronił Michal Pesković, a po drugim piłka trafiła w poprzeczkę.

Z szalonej wymiany ciosów zwycięsko wyszli Górale, wśród których najwięcej jakości w pierwszej połowie prezentował Joan Roman. Hiszpan w poprzednich dwóch kolejkach wchodził na boisko jako rezerwowy, ale w Katowicach wykorzystał szansę gry w wyjściowym składzie i był bliski zaliczenia dwóch asyst. Pierwszą zabrał mu Dawid Kudła, popisując się fantastyczną paradą po główce Marko Roginicia, ale przy drugiej akcji bramkarz GKS-u był już bez szans. Roman inteligentnie opanował piłkę w polu karnym po złym wybiciu Zbigniewa Wojciechowskiego, wyłożył ją Gachowi, a ten nie zmarnował okazji.

– Świetnie zareagowaliśmy po dwóch ostatnich spotkaniach. Oba zespoły grały ofensywnie, w niezłym tempie – mówił trener Piotr Jawny, który stara się zaszczepić swoim piłkarzom ofensywny styl gry. Momentami już go widać, bo po objęciu prowadzenia Podbeskidzie poszło za ciosem i wkrótce cieszyło się z drugiej bramki. Przestrzeń w środku pola dobrze wykorzystał Frelek, zagrał do Kamila Bilińskiego, a ten odwrócił się z piłką i huknął nie do obrony.

Bielszczanie mieli przewagę, ale kontrolowali wydarzenia na boisku tylko pozornie, bo GKS potrafił co jakiś czas znaleźć lukę w ich obronie. Dzięki temu jeszcze przed przerwą zdobył kontaktową bramkę. Po ładnym rozprowadzeniu akcji przez Rafała Figla i dośrodkowaniu Danina Pavlasa niefortunną interwencję zaliczył Pesković – odbił piłkę wprost pod nogi niepilnowanego Adriana Błąda, który zdobył swoją drugą bramkę w tym sezonie.

– Dobrze wyglądaliśmy w działaniach ofensywnych, ale gorzej w obronnych. Podbeskidzie nas dopadło i było nam trudno, ale cieszę się, że drużyna ogarnęła się w szatni i w drugiej połowie wyglądało to już dobrze – podkreślał trener Rafał Górak.

Po zmianie stron przewaga GKS-u powiększała się z minuty na minutę. Goście cofali się coraz głębiej i nie potrafili wyprowadzić skutecznego kontrataku, za co katowiczanie ukarali ich w doliczonym czasie gry. Po świetnym dośrodkowaniu Błąda Arkadiusz Woźniak wygrał pojedynek główkowy z Danielem Mikołajewskim i ustalił wynik meczu.

– Drugi raz z rzędu tracimy bramkę w 90. minucie, a to jest niedopuszczalne. Ten zespół wciąż potrzebuje czasu, ale myślę, że zrobiliśmy krok do przodu – uważa Biliński. – Zabrakło nam troszeczkę doświadczenia. Myślę, że doping na stadionie GKS-u mógł dodatkowo wpływać na młodszych zawodników – dodał Jawny.

Zdecydowanie bardziej zadowoleni po końcowym gwizdku byli gospodarze, a Górak nie miał wątpliwości, że w skutecznym odrobieniu strat pomogli kibice. – Byli naszym dwunastym zawodnikiem i cały mecz fantastycznie nas dopingowali. To był kawał meczu, gratuluję moim zawodnikom hartu ducha – cieszył się trener GKS-u.

 

sportowebeskidy.pl – Mieli ich „na widelcu”

[…] Jeśli chodzi o sam obraz spotkania, to mógł się on podobać bezstronnym widzom. Już w 3. minucie bielszczanie byli blisko objęcia prowadzenia, lecz bramkarz GKS-u poradził sobie z próbą Kacpra Gacha po podaniu Marko Roginicia. Chwilę później w opałach znalazło się Podbeskidzie, lecz gości przed stratą bramki uchroniła poprzeczka. Wreszcie jednak padła bramka. W 11. minucie Gach wpisał się na listę strzelców, celnie przymierzając po tzw. długim rogu. Na tym jednak Górale nie zamierzali poprzestać i w 21. minucie bielszczanie prowadzili dwiema bramkami, gdy Kamil Biliński wykorzystał podanie od Dominika Frelka.

Dwa „ciosy” podziałały mobilizująco na gospodarzy, którzy ruszyli do odrabiania strat. W 32. minucie Adrian Błąd wykończył nomen omen błąd Michala Peskovicia. Golkiper Podbeskidzia źle obliczył dośrodkowaną piłkę i wybił ją wprost pod nogi zawodnika GKS-u.

Po przerwie nie było już aż tylu bramkowych okazji. Tempo spotkania opadło, gdyż Górale skupili się na utrzymaniu korzystnego rezultatu, starając się utrzymywać jak najdłużej przy piłce. Katowiczanie jednak cały czas szukali bramki dającej punkt i… się doczekali. W doliczonym czasie gry Arkadiusz Woźniak głową pokonał Peskovicia, ustanawiając tym samym rezultat spotkania. Górale w trzecim meczu w I lidze w tym sezonie po raz trzeci tracą bramkę w ostatnich fragmentach spotkania.

 

bielsko.info – Walka nie wystarczyła. TSP traci punkty w ostatniej minucie meczu

[…] Już pierwsze minuty pokazały, że obie ekipy wyszły dziś na boisko po trzy punkty. Zaczął GKS, Błąd od środka zagrał na skrzydło i gospodarze wywalczyli rzut rożny, po którym skutecznie główkował Rodriguez i zażegnał niebezpieczeństwo. W 3 minucie Roginić balansem ciała zwiódł rywala i popędził w kierunku bramki katowiczan, dośrodkował na dalszy słupek tam Gach, poradził sobie z obrońcą i huknął z ostrego kąta, ale Kudła zdołał odbić piłkę.

[…] Sytuacji już było jak na kilka spotkań, a to tylko pierwsze 10 minut gry, a najlepsze było dopiero przed nami. W 12 minucie. Dośrodkowaną przez Gutowskiego piłkę przejęli obrońcy GKS-u, ale nie zdołali jej wybić, bo przeszkodził im Roman. Hiszpański pomocnik wyłuskał piłkę jeszcze na polu karnym przeciwnika, mądrze zagrał do Gacha, a ten uderzeniem po długim rogu dał prowadzenie Podbeskidziu.

W 20 minucie Roman sam przebiegł z piłką kilkanaście metrów, zszedł do środka i uderzył, nieprzyjemnie, bo z kozłem tuż przed linią, ale minimalnie niecelnie. Nie minęło 60 sekund, a Górale cieszyli się już z dwubramkowego prowadzenia! Frelek wszedł w pole karne, zagrał do Bilińskiego, ten obrócił się z obrońcą na plecach i uderzył nie do obrony!

Zdecydowane prowadzenie, przewaga w grze, kolejne akcje pod bramką GieKSy, wszystko to nieco uśpiło bielską defensywę, dlatego gdy w 32 minucie gospodarze zaatakowali, Górale nie zachowali się tak, jak powinni. Peškovič nie dosięgnął piłki dośrodkowanej z jego lewej strony i zbyt krótko ją wybił, wprost pod nogi Błąda – a ten z zimną krwią ten błąd wykorzystał.

W drugiej połowie już nie oglądaliśmy takiej szarży, jak w pierwszych minutach meczu. Podbeskidzie starało się utrzymywać przy piłce, ale GKS szukał okazji by się rozpędzić, by kreować sytuacje pod bramką Peškovicia. Efekt był taki, że gra toczyła się w środku boiska, z lekką przewagą GKS-u, ale bez konkretnego zagrożenia pod bramką Górali. Bielszczanie natomiast czekali na okazję do kontrataku.

W 73 minucie błąd w ustawieniu gości mogli wykorzystać zawodnicy GKS-u, którzy dwoma błyskawicznymi podaniami dostali się w pole karne, ale tam z bliska fatalnie przestrzelił Kozłowski. Napór gospodarzy nie malał, ale bielszczanie bronili się skutecznie, choć czasem ofiarnie jak w 85 minucie, gdy przy interwencji ucierpiał Rodriguez.

Podbeskidzie miało jeszcze okazje by dobić rywala i zakończyć emocje, ale Merebashvili nie wykorzystał kontry, po której wyszedł na dobrą pozycję strzelecką, ale posłał piłkę obok bramki. W momencie, gdy spiker ogłosił, że doliczone zostają 4 minuty, gospodarze desperacko wrzucili piłkę w pole karne, a tam najwyżej wyskoczył Woźniak, który mocnym i efektownym strzałem głową dał GieKSie wyrównanie. Wygrana wymknęła się z rąk w samej końcówce…

 

poinformowani.pl – Fortuna 1 Liga: remis GKS-u Katowice z Podbeskidziem

Adrian Woźniak zdobył gola w doliczonym czasie gry i dał GKS-owi Katowice remis 2:2. Podbeskidzie prowadziło już 2:0, lecz po raz kolejny w tym sezonie nie mogli cieszyć się z kompletu punktów.

Pierwsze pół godziny w Katowicach obfitowało w emocje. W ciągu pierwszych dziesięciu minut Dawid Kudła dwukrotnie ratował gospodarzy przed utratami gola, a i katowiczanie obili poprzeczkę branki strzeżonej przez Michala Peskovicia. W 11. minucie bielszczanie dopięli swego i świetnie poprowadzoną akcję Joana Romana wykończył Kacper Gach. Niedługo później było już 2:0 po trafieniu Kamila Bilińskiego. GKS nie pozostał dłużny i po dobrej akcji gola kontaktowego zaliczył Adrian Błąd.

W drugiej połowie inicjatywę przejęli gospodarze. Przyjezdni przez długi czas grali skutecznie w obronie. Klarowną sytuację zmarnował w 73. minucie Filip Kozłowski. Gdy wydawało się, że bielszczanie dowiozą skromne zwycięstwo, wtedy głową z dośrodkowanej piłki do bramki trafił Adrian Woźniak.

 

sportslaski.pl – Widowisko ze słodko-gorzkim finałem. GKS walczył z „Góralami” do końca

Bardzo dobre widowisko mieli okazję obserwować kibice GKS-u Katowice i Podbeskidzia Bielsko-Biała, którzy dość licznie zgromadzili się w sobotni wieczór przy Bukowej. Ostatecznie spotkanie, obfitujące w sporo zwrotów akcji, zakończyło się podziałem punktów, który z perspektywy sytuacji w tabeli nie może satysfakcjonować żadnej ze stron. Po końcowym gwizdku więcej powodów do satysfakcji mogli mieć jednak gospodarze, gdyż udało im się odrobić wynik z 0:2 na 2:2.

[…] Zdecydowanie więcej nerwowości po dwóch pierwszych kolejkach pojawiło się zatem w Bielsku-Białej, ale nic dziwnego, skoro w miniony weekend spadkowicz zanotował wręcz wstydliwą porażkę z Odrą 0:3, w dodatku kończąc mecz w „10” i prokurując przez swoją niefrasobliwość kilka groźnych okazji dla opolan. Na niekorzyść „Górali” oczywiście działa całkowicie nowa kadra oraz brak jakichkolwiek wypracowanych automatyzmów, więc trzeba stwierdzić, że zespół Piotra Jawnego potrzebuje czasu, by parafrazując słowa byłego selekcjonera Jerzego Brzęczka, w ich grze mogło coś przeskoczyć.

Najbliższe dni w obozie Podbeskidzia mogły zatem posłużyć jako prawdziwy czas próby, a nadrzędną misją na bój w Katowicach było zanotowanie upragnionego przełamania. „GieKSa” założyła sobie jednak na to spotkanie identyczny cel, dzięki czemu od pierwszego gwizdka obserwowaliśmy naprawdę intensywne widowisko. Chyba żaden kibic nie mógłby być zdziwiony, gdyby już po 10 minutach na tablicy wyników widniał wynik w stylu 2:2, ale na przeszkodzie do takiego stanu rzeczy albo stanęli świetnie dysponowani bramkarze, albo obramowanie bramki (jak w przypadku mocnego strzału wszędobylskiego Filipa Szymczaka).

Wobec tak żywego początku było pewne, że prędzej czy pózniej piłka znajdzie swoje ujście w bramce, ale w odstępie od 12. do 21. minuty wydarzyły się dwie akcje, które wręcz wstrząsnęły gospodarzami. Zarówno przy bramce Kacpra Gacha, jak i przy świetnym zachowaniu Bilińskiego w polu karnym było widać zmysł ofensywnej i odważnej gry, jaką stara się zaszczepić w „Góralach” trenerski duet Jawny-Dymkowski. Szybka wymiana piłki, prostopadłe podania i zabójczy finisz – na tak grających bielszczan kibice czekali od początku sezonu, ale i sympatycy „GieKSy” mogli przecierać oczy ze zdumienia, tylko w zdecydowanie mniej pozytywnym kontekście.

Długimi fragmentami inicjatywa zdecydowanie należała do gości, natomiast zawodnicy GKS-u byli głęboko ustawieni na linii około 20-25 metra, by jak najszybciej oddalać powstałe zagrożenie. Gdy wielu widzom mogło się wydawać, że wspomniany wcześniej napór będzie tylko narastał, a Rafał Górak będzie musiał ułożyć w głowie „kilka mocnych słów”, które przekaże swoim podopiecznym w szatni, katowiczanie złapali kontakt i wykorzystali pierwsze tego wieczoru złe ustawienie defensywy Podbeskidzia. Gol na 1:2 autorstwa Adriana Błąda z pewnością pójdzie jednak na konto bramkarza Michała Peskovicia, który zamiast złapać płaskie dośrodkowanie z prawej strony boiska, nieumiejętnie wybił je nogą.

[…] Obie strony próbowały co prawda szarpać, grać piłką, podwajać krycie przy stykowych sytuacjach i stawiać wysoki pressing, ale godnych odnotowania sytuacji bramkowych było właściwie jak na lekarstwo. Wynikało to w dużej mierze z braku dokładnego ostatniego podania, ale i większej ilości fauli oraz przeniesienia przez „Górali”, mających korzystny wynik, ciężaru gry do defensywy.

I taki stan rzeczy utrzymał się właściwie do doliczonego czasu gry, gdy „GieKSa” w końcu zrobiła użytek z większego posiadania piłki i zdobyła wyrównującego gola za sprawą główki Arkadiusza Woźniaka. Na Bukowej zapanowała absolutna euforia, a cierpliwość oraz waleczność gospodarzy została nagrodzona ważnym pod względem budowania mentalu punktem. – Gratuluje mojemu zespołowi hartu ducha i tego, że do ostatniego gwizdka realizowaliśmy działania taktyczne – przyznał na gorąco po spotkaniu Rafał Górak, mocno podkreślając rolę „12” zawodnika na trybunach oraz dodając, że sam pojedynek dostarczył naprawdę sporo emocji.

Wysokie tempo sobotniej rywalizacji dostrzegł również trener Piotr Jawny, choć z racji utraty wydawałoby się pewnego kompletu punktów, jego nastrój był daleki od ideału. – Nasz zespół świetnie zareagował na pierwsze mecze i w ten dzisiejszy weszliśmy bardzo dobrze, naliczyłem bowiem 5-6 naprawdę groźnych sytuacjach. Mieliśmy świetną sytuację wyjściową, ale ostatecznie zabrakło nam pewnego doświadczenia. Na koniec jesteśmy niezadowoleni, rozczarowani. Mimo to pokazaliśmy jednak, że idziemy do przodu jako drużyna – powiedział opiekun „Górali”.

Spotkanie w Katowicach faktycznie dostarczyło sporo emocji, ale po końcowym gwizdku ponownie mieliśmy do czynienia z dwoma rannymi. Oba zespoły muszą bowiem poczekać kolejne kilka dni na szansę odniesienia pierwszego zwycięstwa w nowym sezonie.

 

infokatowice.pl – GieKSa ratuje remis z Podbeskidziem w doliczonym czasie gry

[…] Pierwsza połowa spotkania to wiele ofensywnych akcji ze strony obu drużyn. Już w 3 minucie mogło być 1:0 dla gości, ale bardzo dobrą interwencją popisał się Kudła. GieKSa odpowiedziała w 8 min., ale strzał Szymczaka wylądował na poprzeczce. Kolejne minuty należały do Podbeskidzia, które wykorzystało indywidualne błędy katowickich obrońców i w 21 min. po trafieniach Gacha i Bilińskiego prowadziło już 2:0. Trójkolorowi jednak się nie poddawali i jeszcze przed gwizdkiem sędziego kontaktowego gola zdobył Błąd.

W drugiej odsłonie bielszczanie się cofnęli pod własną bramkę i bronili korzystnego rezultatu. GieKSa z kolei szukała wyrównania. Pomimo kilku dobrych okazji długo jednak nie potrafiła po raz kolejny pokonać Peskovića. Najbliżej tego był w 73 min. wprowadzony kilkadziesiąt sekund wcześniej Kozłowski, ale fatalnie przestrzelił z kilku metrów. Kiedy wydawało się, że podopieczni trenera Rafała Góraka przegrają drugi mecz z rzędu, w doliczonym czasie gry Błąd idealnie dośrodkował na głowę Woźniaka, a ten mocnym i precyzyjnym strzałem znalazł drogę do bramki i tym samym dał GieKSie jeden punkt.

 

sport.interia.pl – GKS Katowice ambitnie gonił Podbeskidzie i… dogonił

[…] W Katowicach beniaminek spotkał się ze spadkowiczem, faworyta nie było. Po zajmującym meczu padł remis.

Obie drużyny jak najszybciej chciały strzelić gola więc nie bały się atakować.

[…] Po przerwie tyle szans nie było; dopiero w 59. minucie stadion poderwał rozpędzony Dominik Kościelniak, ale jego strzał obronił Pesković. Dwadzieścia minut przed końcem po ostrej centrze Błąda świetnej okazji nie wykorzystał Filip Kozłowski, który kilka chwil wcześniej wszedł na boisko. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się zwycięstwem gości fantastyczną centrą popisał się Błąd a piękną bramkę głową strzelił Arkadiusz Woźniak!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga