Piłka nożna Prasówka
[MEDIA] Przy Bukowej będzie gorąco
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat meczu GKS Katowice – Raków Częstochowa. Wybraliśmy dla Was najciekawsze:
gol24.pl – Przy Bukowej będzie gorąco
Piłkarze GKS Katowice i Rakowa Częstochowa do sobotniego meczu przystąpią w różnych nastrojach. Zespoły są bowiem na dwóch biegunach w ligowej tabeli. Drużyna z Częstochowy jest pewnym kandydatem do awansu, natomiast katowiczanie muszą bronić się przed spadkiem. Na boisku będzie więc niezwykle gorąco. Ponadto, przy Bukowej zapowiada się rekord frekwencji.
[…] W zespole Dariusza Dudka nie zagrają kontuzjowany Mateusz Kamiński oraz pauzujący za kartki Kacper Tabiś i Arkadiusz Woźniak. Goście pojawią się bez Kamila Kościelnego, wraca za to pauzujący poprzednio za kartki Andrzej Niewulis. Częstochowianie w Katowicach będą czuli się jak w domu. W ich składzie jest czterech byłych piłkarzy GKS-u: Mateusz Zachara, Igor Sapała, Damian Michalik i Rafal Figiel, fizjoterapeutą pracujący przez wiele lat na Bukowej Wojciech Herman, a prezesem Wojciech Cygan, który wcześniej zarządzał klubem gospodarzy spotkania. Zawodników Rakowa wspierać będzie wypełniony sektor kibiców gości, mobilizację zapowiadają także fani gospodarzy. Zapowiada się więc gorący wieczór na stadionie GKS-u.
dziennikzachodni.pl – Wojciech Cygan o meczu GKS – Raków: Czeka mnie przeżycie specyficzne [ROZMOWA]
[…] Rozmowa z Wojciechem Cyganem, prezesem Rakowa Częstochowa, byłym prezesem GKS-u Katowice. Oba zespoły zmierzą się w sobotę w meczu Fortuna 1. Ligi.
[…] Podziela pan zdanie, że Raków będzie zdecydowanym faworytem spotkania?
Każdy, kto spojrzy na tabelę, pewnie zgodzi się z takim postawieniem sprawy. Polska pierwsza liga jest jednak naprawdę nieprzewidywalna i nie ma sensu przydzielać punktów przed meczem. Ostatni bardzo słaby występ GKS-u w Suwałkach nie powinien być powodem do wyciągania pochopnych wniosków.
Na sektorze gości zasiądzie komplet fanów z Częstochowy. Rodzi się moda na Raków?
Słyszałem, że nawet nadkomplet. Ogromne zainteresowanie jest widoczne także meczem z Legią w Pucharze Polski, ale to akurat może wiązać się przede wszystkim z marką rywali. Ale generalnie już pierwsza wiosenna kolejka pokazała, że zaczynamy przyciągać coraz więcej kibiców.
[…] A GKS utrzyma się w pierwszej lidze?
Trzymam za to kciuki. Zawsze powtarzałem, że miejsce takiego klubu jest w Ekstraklasie. Tyle, że nikt nie daje awansu za zasługi. Widzę w Rakowie, jak wiele wysiłku i czasu wymagało dojście do obecnej sytuacji i to ze strony wszystkich: piłkarzy, sztabu szkoleniowego i ludzi wokół klubu. W GKS-ie może być podobnie. Życzę im, aby po meczu z nami, rozpoczęli serię zwycięstw, utrzymali się w lidze, a w przyszłym sezonie bili się o awans. I może za dwa lata dojdzie do meczu Raków – GKS, ale już w Ekstraklasie?
polsatsport.pl – Fortuna 1 Liga: GKS Katowice – Raków Częstochowa. Transmisja w Polsacie Sport
W meczu 23. kolejki Fortuna 1 Ligi zmierzą się drużyny o odmiennych aspiracjach. Celem gospodarzy jest bowiem utrzymanie na zapleczu LOTTO Ekstraklasy, natomiast goście są murowanymi kandydatami do awansu.
O tym, że w piłce nożnej nic nie przychodzi łatwo, dobitnie przekonał się GKS, który w ostatnich sezonach „ocierał się” o awans do najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej, a w obecnym jest bliski, by z hukiem spaść do II ligi. Na jedenaście kolejek przed końcem, podopieczni Dariusza Dudka zajmują przedostatnie miejsce tabeli i do strefy niezagrożonej spadkiem tracą pięć punktów. Jeżeli nie zdołają zmienić niekorzystnej tendencji, widmo spadku może okazać się rzeczywiste.
[…] Dobrej myśli przed spotkaniem jest trener częstochowian.
– Czeka nas ciężki mecz. Sytuacja GKS-u nie jest komfortowa. Nasi rywale muszą się bardzo mocno zmobilizować na to spotkanie. Przełamanie w meczu z liderem i drużyną, która od dawna nie przegrała może być przełomowe dla przeciwnika. Wiem, że drużyna z Katowic podejdzie do tego pojedynku ambitnie i z dobrym nastawieniem, ale jesteśmy na to przygotowani i nie spodziewamy się niczego innego. Raków to drużyna, która wie co ma robić na boisku i o co gra. Do Katowic jedziemy skoncentrowani i pełni wiary w to, że ten mecz wygramy. Wszyscy zawodnicy są do mojej dyspozycji. Cieszę się, że są zdrowi i gotowi do gry. Mamy mnogość wyboru, a walka o osiemnastkę wciąż trwa – powiedział Marek Papszun.
rksrakow.pl – Pokonać GKS Katowice i złapać wiatr w żagle
[…] Dzięki wygranej nad Chrobrym Głogów i korzystnym rezultatom innych meczów, przewaga Rakowa nad drugim w tabeli zespołem wzrosła do 11 punktów. Piłkarze częstochowskiego zespołu muszą jednak zachowywać maksymalną koncentrację. Zgodnie z zasadą “bij mistrza”, wiele drużyn może być jeszcze bardziej zmobilizowanych na mecz z Rakowem – nie dość, że przyniesie to ligowe punkty, to w dodatku będzie można poszczycić się wygraną nad liderem.
[…] GKS Katowice to zespół, który w poprzedniej kolejce przegrał na wyjeździe z Wigrami Suwałki 0:2. To sprawiło, że katowiczanie zajmują 17. pozycję w tabeli i tracą do bezpiecznej lokaty już pięć punktów. Taki obrót sprawy wymusi na podopiecznych Dariusza Dudka granie “o wszystko” w każdym kolejnym meczu. Ponadto atut własnego stadionu sprawi, że katowiczanie postarają się postawić twarde warunki gry “Czerwono-Niebieskim”. Przed wznowieniem rundy wiosennej do GKS-u Katowice trafił doświadczony Radek Dejmek, Jakub Habusta, Callum Rzonca czy Arkadiusz Jędrych. W okresie przygotowawczym niezwykle skuteczny był Bartosz Śpiączka, który w 10 spotkaniach aż sześciokrotnie pokonywał bramkarza rywali. Trzykrotnie na listę strzelców wpisywał się z kolei David Añón i wydaje się, że to ta dwójka graczy może być największym zagrożeniem dla bloku defensywnego Rakowa Częstochowa. Chociaż wyniki katowiczan w ostatnim czasie nie są najlepsze, a faworytem sobotniego starcia będą częstochowianie, piłka nożna wielokrotnie pokazywała, że jest nieprzewidywalna. Dla GKS-u Katowice mecz z Rakowem Częstochowa może być z gatunku tych “na przełamanie”.
Dla obu drużyn sobotnie spotkanie może mieć kolosalne znaczenie. Katowiczanie potrzebują punktów, by się utrzymać w Fortuna 1. Lidze, natomiast jeżeli częstochowianie wygrają ten mecz, mogą nabrać rozpędu i pewności siebie, które będą bardzo ważne przed nadchodzącym meczem z Legią Warszawa.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze