Dołącz do nas

Felietony

Minimalna taryfa ulgowa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przed nadejściem nowego sezonu nie robiłem sobie wielkich nadziei – zresztą nie robię sobie ich nadal. Pierwszy mecz nowych rozgrywek dobitnie pokazał, że nie czeka nas droga usłana różami. Oczywiście – w żadnym wypadku nie należy tej drużyny po spotkaniu z Podbeskidziem przekreślać. Inauguracje różnych drużyn często są bardzo słabe, a na koniec jest sukces. Z ostatecznymi sądami więc oczywiście na ten moment należy się wstrzymać. Natomiast my jako kibice mamy też olbrzymie doświadczenie związane z naszą drużyną. I wiemy też, że takie początki nie wróżyły nic dobrego – i nawet jeśli potem było dobrze lub bardzo dobrze – to finał był pod koniec sezonu ten sam.

Przyznam, że i rok temu nie spodziewałem się niczego wielkiego. Pozostawienie w klubie wielu zawodników, którzy za kadencji Jerzego Brzęczka oddali awans, spowolniło sportowy rozwój klubu co najmniej na rok. Widzieliśmy to my, nie widzieli tego szkoleniowcy i zarząd klubu. Wszystkie te Foszmańczyki i spółka dawały praktycznie stuprocentową gwarancję, że awansu nie będzie. Oczywiście momentami jesieni i wiosny daliśmy się nabrać (i ja również), że jednak będzie inaczej. Nie było. Koniec sezonu Paszulewicza był jeszcze większym ciosem niż koniec Brzęczka.

Teraz sytuacja jest trochę podobna i trochę inna. Podobna, bo trzeci raz z rzędu gramy fatalną inaugurację ligi na Bukowej. Dwa lata temu z Wigrami, rok temu z Pogonią po żenujących meczach przegrywaliśmy. Teraz – znów to samo. Z Podbeskidziem nie było szansy nawet na remis, bo nie potrafiliśmy sobie stworzyć – jak słusznie zauważył w Podcaście Kosa – nawet 80-procentowej sytuacji. Po prostu dno i metr mułu.

Trochę inna, bo – najpierw żartobliwie – nadal jesteśmy w rozgrywkach Pucharu Polski! Dwa lata temu z Radomiakiem, rok temu z Siarką odpadaliśmy jeszcze przed pierwszą kolejką. No dobra – to wszystko przez reorganizację rozgrywek i start Pucharu Polski w tym roku dużo później. Mówiąc jednak na poważnie – sytuacja jest inna, bo pozbyliśmy się naprawdę sporej, dużej, olbrzymiej części piłkarskiego szrotu, który zapełniał tę szatnię od kilku lat. Napiszę w tym miejscu – i niezależnie od postawy i rezultatu w obecnym sezonie – cieszę się niezmiernie, że oczyściliśmy szatnię z Foszmańczyka, Kalinkowskiego, Zejdlera, Prokića i wielu innych. To samo w sobie jest pierwszym krokiem do rozwoju i stworzenia sobie szansy. Oczywiście nie jest powiedziane, że przyszli do nas dobrzy zawodnicy, ale czas tamtych powinien skończyć się już rok temu. Straciliśmy cały sezon na trzymanie ich w klubie.

Kilku zawodników, którzy również powinni odejść, zostało. Co prawda to znikomy procent, choć z drugiej strony ich rola w szatni nadal może być spora. Na ten moment mniejsza o to. Cieszmy się z tego, co jest, bo takiego wietrzenia szatni trudno było sobie nawet wymarzyć.

Przyszło też wielu nowych zawodników. I chciałbym powiedzieć, że daję im trochę czasu i taryfę ulgową. Chciałbym, ale bym skłamał. Daję im minimum tego czasu na wkomponowanie się w katowicką rzeczywistość. Nie kupuję bajek o potrzebie jednej rundy na zaaklimatyzowanie się. Po pierwsze, to są dojrzali sportowcy i ich zadaniem jest sensowne kopanie piłki. Po drugie – nie wyjeżdżają na drugi koniec świata. Po trzecie – to są rozgrywki ligowe i spodziewam się, że jeśli ktoś trafił do Katowic, to jest na starcie gotowy walczyć i grać jak najlepiej. A już w ogóle, jeśli zna na przykład trenera Paszulewicza i specyfikę pierwszej ligi.

Daję więc im jedynie te 2-3 kolejki (jedna już minęła). W tym czasie muszą się rozkręcić i grać na miarę możliwości. Dlatego też taki Michalik za mecz z Podbeskidziem ma jeszcze fory, ale jeśli będzie grał tak cały czas, to będzie normalnie poddany krytyce. Minimum pokazał, więc ok. Podobnie z wieloma innymi. Jedynym wyjątkiem z nowych jest Kupec, który kompletnie nie ogarnął pierwszego meczu. W jego przypadku liczymy jednak, że to pierwsze śliwki robaczywki i gorzej już nie będzie. Z drugiej jednak strony przypominają się „ekstra” debiuty typu Tomasz Mokwa, które nie był przypadkiem, tylko wyznacznikiem, kto się pojawił nowy w klubie.

No ale nowi, nowymi. Nie ma i nie będzie żadnej taryfy ulgowej dla tych, którzy w GieKSie grali w poprzednim sezonie. Bo przykro to mówić, ale oprócz Kupca, najsłabszymi na boisku byli Błąd i Volas. Obaj na tle nowych kolegów zaprezentowali się tragicznie. I o ile co do Volasa to jakoś czuję, że nie ma co wiele oczekiwać, bo pewnie i tak za pół roku ucieknie do jakiegoś Turkmenistanu, to kreowany przez wielu na lidera Adrian Błąd zagrał tak beznadziejnie, że nie zasługuje na występ przeciw ŁKS. Na tego lidera kreuje się i sam Adrian, rozanielony tym, że umieszczają go na okładkach skarbów kibica. Straszny to w ogóle kontrast – Adrian tak pewny siebie w wywiadach czy na Twitterze, a na boisku gra tak, jakby miał 14 lat i wpuszczono go na mecz seniorów. I nie pisałbym tego, gdyby to był tylko tej jeden mecz. Patrząc rzetelnie, to całą wiosnę Błąd grał słabo lub bardzo słabo. Ale – był efektywny i to go ratowało. I nikt nie miał pretensji, bo w piłce liczą się gole i asysty. Więc ta słaba gra uchodziła mu płazem. W drugiej połowie rundy grał jednak beznadziejnie i przestał dawać liczby. I gdy można było myśleć, że teraz to się zmieni – zagrał jeden z najgorszych meczów w GieKSie – z kilkoma zawalonymi wrzutkami z akcji i kilkoma ze stałych fragmentów gry. Ale to się złożyło na to, że zawalił wszystko, co miał.

Dlatego naprawdę nie mam ochoty mówić sobie – „jest początek sezonu, dajmy im czas”. Nie, tego czasu nie ma. Trzeba grać.

Nie oczekuję wielkiej piłki po tym składzie. Oczekuję walki i zaangażowania oraz jako takiego poziomu. Jeśli GKS będzie grał solidnie, czasem wygra, zremisuje i przegra, nie będę miał pretensji. Jeśli jednak na starcie sezonu dostajemy taki produkt jak mecz z Podbeskidziem, to jak tu się nie obawiać się kolejnego sezonu upokorzeń? OK, niech czasem grają słabo. Ale przechodzenia koło meczów i szemranych porażek – nie wybaczę.

Z dawnej piłkarskiej GieKSy nie zostało nic. Nie zostało nic nawet z GieKSy, w której grali Jaromin i Sierka, Iwan i Kaliciak. Nie zostało nic z GieKSiarskiego charakteru – teraz jest on symbolem braku walki. Nie zostało nic z „twierdzy Bukowa” – teraz to jest stadion, na który każdy może przyjechać i wygrać ze słabym przeciwnikiem. Presja kibiców w Katowicach? Wolne żarty. Na ten moment nasz klub ma renomę domu spokojnej starości.

Ten skład ma szansę powoli i mozolnie zacząć odbudowywać to, z czym GKS kojarzył się kiedyś. Ale na razie zaliczył falstart.

PS. Pisząc ten felieton właśnie dowiedziałem się, że do klubu dołączyć hiszpański napastnik David Anon. I to jest dla mnie promyczek nadziei, łudzę się, że przerośnie tę ligę o dwie klasy. Powodzenia!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Wlodziu29

    26 lipca 2018 at 23:00

    Dom spokojnej starości? A jaka średnia wieku jest hmm? Cały czas tylko narzekać umiemy .Iwana to wszyscy jechali,nie piszecie że był super. Teraz na meczu słyszałem że pitry by się przydał. Ludzie dajcie czas młodzieży. Jedyna racja to taka że z tej nowej gieksy nie ma nic co z tej starej. Walka walka walka . Posłuchaj teraz . Szewczyk, Piekarczyk, Nawrocki ledwoń kucz,Walczak,janoszka jojko to była gieksa. A teraz to tylko narzekamy

  2. Avatar photo

    Irishman

    27 lipca 2018 at 12:16

    W dużej mierze się zgadzam, choć daję naszej drużynie trochę więcej czasu, mając na uwadze to, że ona nie tyle się zgrywa, co właściwie dopiero tworzy! Dlatego tym większa szkoda, że pewnych zawodników nie pożegnano rok temu, no i że nie byliśmy bardziej aktywni także zimą.
    Bynajmniej nie przekreślam naszych szans, bez względu na to gdzie będziemy nawet jeszcze po tych trzech meczach. Tym bardziej, ze pozyskaliśmy kilku perspektywicznych piłkarzy, którzy powinni być coraz lepsi nie tylko jako coraz lepiej rozumiejąca się drużyna ale także indywidualnie.
    Aczkolwiek, tak jak Ty Shellu podchodzę dość spokojnie do naszych szans w bieżącym sezonie. Powtarzam – nie przekreślam ich ale póki co bardziej jestem ciekaw kiedy nasza drużyna zacznie się dobrze prezentować, zacznie być groźna dla najlepszych, niż ile tam będzie miała punktów, po którejś tam kolejce. Bo jeśli tak się stanie to punkty też zaczną wpadać! Byleby tylko konkurencja nie była już zbyt daleko.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Panie! Do ligi jest siedem dni!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sezon – proszę państwa – za pasem. W zasadzie można powiedzieć, że „polskie granie” już się rozpoczęło – czwartkowym meczem Legii z Aktobe. Za chwilę Superpuchar, a za tydzień wraca ekstraklasa. Szybko zleciało. Dla nas zacznie się podobno „najtrudniejszy sezon dla beniaminka”, czyli drugi sezon. Choć beniaminkiem już nie jesteśmy, tylko pełnoprawnym ligowcem. No – może prawie pełnoprawnym, zobaczymy, jak te rozgrywki się potoczą i czy GieKSa zaliczy sezon zbliżony do poprzedniego, a jak wiemy, ten poprzedni przyniósł nam sporo radości i dumy.

Co nas czeka – tego nie wie nikt. Nie ukrywajmy, że poprzednie rozgrywki i postawa w nich GKS były zaskoczeniem. Katowiczanie zaprezentowali się bardzo dobrze, pokazali swój styl, waleczność, ofensywną piłkę. Na palcach jednej ręki można by policzyć mecze, w których nasz zespół był zdecydowanie słabszy od rywala. Dwa spotkania z Legią, Lech w Poznaniu, Górnik w Zabrzu, Pogoń w Szczecinie. A poza tym? Może by się znalazła jakaś Jaga na wyjeździe, ale tak naprawdę nawet w przegranych meczach katowiczanie nie odbiegali bardzo od rywali. Czasem nawet byli lepsi. A przecież oprócz tego było też sporo zwycięstw.

Mogliśmy się zastanawiać, jak GKS będzie się spisywał, mając zapewnione utrzymanie. I spisywał się nadal bardzo dobrze. Po zadyszce z Legią i Koroną przyszło siedem punktów w ostatnich trzech meczach.

Sezon jest niewiadomą choćby z powodu zmian kadrowych, które zawsze między sezonami mają miejsce. Straciliśmy bardzo ważną postać, czyli Oskara Repkę, który po fenomenalnej końcówce sezonu bardzo mocno podwyższył swoje noty, trafił do kadry i odszedł do Rakowa Częstochowa. Szkoda bardzo tego zawodnika, ale taka jest kolej rzeczy. Oskar grał w GKS przez kilka lat i nikt się nim nie interesował, ale promocja na boiskach ekstraklasy jest tak wielka, że ta scena plus jego kapitalne występy zaowocowały transferem do wicemistrza Polski. Wcześniej odszedł też Sebastian Bergier, za którym w Katowicach nikt nie płacze, choć sam Seba trochę płacze, że nie był w Katowicach traktowany jak należy (nie przez kibiców). Napastnik dał nam więcej goli, niż sobie wyobrażaliśmy i godnie zastąpił Adama Zrelaka. Natomiast nie jest to piłkarz, którego nie da się zastąpić.

Z ważnych piłkarzy to jedyne odejścia, więc mimo wszystko ta kadra nie została mocno przetrzebiona. Przede wszystkim udało się wykupić Mateusza Kowalczyka, co było celem numer jeden. Wokół tego zawodnika zapewne będzie się kręcić gra naszego zespołu. Utrzymanie tego piłkarza to wielki sukces i naprawdę optymistyczna sprawa, bo teraz proszę sobie wyobrazić utratę i Repki, i Kowalczyka. To byłby już mały sportowy dramat. Został Kowal – więc jest nieźle.

A piłkarze, którzy przyszli? Różne są opinię o naszym mercato. I wszystko wyjdzie w praniu. Pozyskani zawodnicy nie są z czołówki ligi, ale nie oszukujmy się – tacy piłkarze w pierwszej lidze do nas nie przychodzili. Praktycznie w komplecie są to zawodnicy, którzy odgrywali może nie wszyscy pierwszoplanowe, ale jednak ważne role w swoich zespołach – i co najważniejsze – w ekstraklasie! Zaczęliśmy od dwójki z Pogoni Szczecin. Kacper Łukasiak regularnie wchodził w meczach Portowców, Marcel Wędrychowski zresztą również, a i kilka spotkań zagrał od pierwszej minuty. Aleksander Paluszek wiosną w wielu meczach Śląska był podstawowym zawodnikiem. Jakuba Łukowskiego pamiętamy przede wszystkim z doliczonego czasu gry i bramki na Bukowej – w strugach deszczu – dla Widzewa. A Maciej Rosołek – piłkarz, który w ostatnich dwóch latach obniżył nieco loty, ale to zawodnik z potencjałem, a GieKSa jest miejscem, w którym tacy gracze się odbudowują.

Przede wszystkim jednak to, co powinno nas napawać optymizmem to po prostu praca zespołu – praca sztabu szkoleniowego, który stworzył, wykreował ten zespół od zera. Praca metodyczna, konsekwentna i z pasją, co choćby było widać w serialu Canal Plus. Dlaczego więc miałoby być gorzej? Dobra praca zawsze się broni i – choć wiadomo, że to jest sport i wahania mogą być – to ten atut GieKSy jest ewenementem w ekstraklasie. Puszcza spadła, więc nie ma już Tomasza Tułacza, jako rekordzisty pod względem stażu. Teraz to Rafał Górak dzierży tę palmę pierwszeństwa i to z olbrzymią przewagą. Po nim najdłuższy stań ma Adrian Siemieniec, ale to jest tylko… 2023 rok. Reszta trenerów jest od 2024 lub później! Abstrahując od… wszystkiego, jest to dramat polskiej piłki i brak jakiejkolwiek ciągłości. Naprawdę więc doceniajmy to, że mamy zespół budowany przez lata, nawet jeśli po drodze wszyscy – piłkarze, trener, cały sztab szkoleniowy i kibice, musieli przetoczyć wielki, potężny, monstrualny głaz. Wszystkim się to opłaciło.

Katowiczanie postawili wysoko poprzeczkę w poprzednim sezonie. I teraz są dwie szkoły. Jedna mówi o tym, że musimy piąć się do góry, walczyć o wyższe miejsca i zdobyć większą liczbę punktów. Z drugiej strony, naprawdę ta postawa w ostatnich rozgrywkach była nad wyraz dobra, więc może być tak, że liczba punktów w tych nadchodzących – będzie mniejsza. Nie sposób przewidzieć, w którą stronę to pójdzie. Dlatego tak ważne jest wsparcie i ta cała otoczka, która była w poprzednim sezonie. Przecież to, co GieKSa zrobiła, punktując z marszu na nowym stadionie, to też było coś spektakularnego. Obawialiśmy się, że katowiczanie będą przez chwilę grać na Nowej Bukowej, jak na wyjeździe. A gdzie tam. Od razu był to ICH stadion. W aspekcie psychologicznym to, że od razu zaczęli wygrywać na nowym obiekcie, jest bardzo ważne, bo po prostu oni znają, my znamy i ten stadion zna smak zwycięstwa.

Nawet Kolejorz zna smak „zwycięstwa” na Nowej Bukowej, bo choć dość rozpaczliwie wywalczyli remis, to po meczu byli w takiej euforii, jakby wygrali, bo przecież przybliżyli się tym punktem do mistrzostwa.

Ostatnie chwile ligowego odpoczynku przed nami kibicami. A od przyszłej soboty się zacznie znów – co tydzień kibicowskie i piłkarskie święto, czyli GieKSa w ekstraklasie!

Kontynuuj czytanie

Galeria Kibice

Turniej na Bukowej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z turnieju kibiców GKS Katowice, który odbył się w sobotę 12 lipca na Bukowej. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara.   

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Czuć to było z boiska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Raków Częstochowa odbyła się konferencja prasowa, podczas której wypowiedzieli się trenerzy Rafał Górak i Marek Papszun. Poniżej główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji.

Marek Papszun (trener Rakowa Częstochowa):
Zależało nam, żeby dobrze zacząć i wejść w sezon i to zrobiliśmy. Z wymagającym przeciwnikiem. W zeszłym sezonie dwa trudne spotkania, na starej Bukowej – nie byliśmy lepsi, ale wygraliśmy, a potem przegraliśmy u siebie, choć nasza gra była już lepsza. Więc te mecze z GKS były trudne. Dzisiaj też było trudno, ale pokazaliśmy już na starcie dojrzałość i dyscyplinę taktyczną. Momentami nawet taki performance. Jestem zadowolony i z optymizmem patrzymy w przyszłość. Teraz regeneracja, jutro jeszcze mamy sparing dosłownie dla kilku zawodników, których mamy w kadrze i tych z akademii. I szykujemy się do meczu pucharowego z Żiliną.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Trudno zacząć od porażki, to nigdy nie jest fajna sprawa. Natomiast trzeba sobie bezapelacyjnie i szczerze powiedzieć, że trafiliśmy na mocny zespół, na pragmatyczną piłkę i ta gra Rakowa, która mi zawsze tak imponuje – dziś ją było czuć z boiska. Przyjmujemy z szacunkiem tę grę, teraz musimy wyciągnąć wnioski, a także doprowadzać do tego, żeby zespół był lepszy z każdym dniem. Musimy kalkulować, że jak trafimy na takiego przeciwnika, to może on postawić takie warunki, że będzie trudno stwarzać sytuację jakąś lawinową ilością lub tak przejąć inicjatywę, żeby to potem udokumentować golami. Był to trudny i wymagający mecz, natomiast sama pierwsza połowa była stabilna i graliśmy dobrze, mając na uwagę przeciwnika i trochę jestem niezadowolony z wejścia w drugą połowę, kiedy pierwsze dziesięć minut było najsłabsze w naszym wykonaniu w meczu i przeciwnik to wykorzystał, zdobywając bramkę. Nie chcemy robić z tego problemu, natomiast w każdym meczu chcemy zdobywać punkty. Teraz musimy się przygotować do następnego spotkania, które rozegramy tutaj w następny poniedziałek.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga