Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Multisekcyjny przegląd doniesień mass mediów: GKS Katowice Mistrzem Polski Centralnej Ligi Juniorek U-15

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.
W minionym tygodniu młode piłkarki GieKSy, z drużyny U-15 zostały mistrzyniami Polski w swojej kategorii wiekowej pokonując w finale rozgrywek ekipę Stomilu Olsztyn 6:0 (3:0). Przed startem sezonu 2021/22 w sekcjach piłki nożnej, siatkarskiej i hokejowej trwają ruchy/rozmowy kadrowe.
PIŁKA NOŻNA
tylkokobiecyfutbol.pl – Ekstraligowa giełda transferowa – notowanie piąte
[…] GKS KATOWICE
PRZYBYŁY: Amelia Bińkowska (Olimpia Szczecin), Kinga Seweryn (powrót z wypożyczenia do TS ROW Rybnik), Matylda Bujak (Medyk POLOmarket Konin)
mogą przyjść : –
ODESZŁY: Jessica Ludwiczak (Lotos), Klaudia Miłek (Górnik Łęczna), Zofia Buszewska (Czarni Sosnowiec)
mogą odejść: Kinga Kozak
kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice Mistrzem Polski Centralnej Ligi Juniorek U-15
W Ząbkach odbył się mecz finałowy Centralnej Ligi Juniorek U-15, w którym zmierzyły się GKS Katowice z AS Stomil Olsztyn. Dzisiejszy spotkanie finałowe było historyczne, gdyż to pierwszy mecz finałowy w tej kategorii wiekowej.
W 16 minucie spotkania gospodynie objęły prowadzenie. Zuzanna Witek długim podaniem zagrywa do Julii Gutowskiej, która w sytuacji sam na sam pokonała bramkarkę Olsztyna. Sześć minut później Katowiczanki podwyższyły na 2:0, a na listę strzelczyń ponownie wpisała się Julia Gutowska. W 32. minucie spotkania świetną okazję z rzutu wolnego na zdobycie bramki miały zawodniczki Olsztyna, jednak dobrze interweniowała bramkarka GKS-u. W doliczonym czasie gry Wiktoria Dłuska nieprzepisowo zatrzymywała Julię Gutowską, za co otrzymała czerwoną kartkę. Do rzutu wolnego przed polem karnym podeszła Zuzanna Witek, która pięknym strzałem zdobywa trzecią bramkę dla Katowic.
Po zmianie stron grając w osłabieniu drużyna ze Olsztyna grał ambitnie jednak to Katowiczanki kontrolowały mecz i zdobywały kolejne bramki. Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 6:0 dla GKS Katowice, który po końcowym wyniku mógł świętować zdobycie mistrzostwo Polski w Centralnej Lidze U-15
Centralna Liga Juniorek U-15 – finał
GKS Katowice – AS Stomil Olsztyn 6:0 (3:0)
16′ 22′ Gutowska , 40+3′ 76′ Witek, 51′ Wieczorek, 58′ Bednarek
Czerwona kartka: Dłuska
GKS Katowice: Lozio (76′ Wiechowska)- Kawulka, Bednarek, Gutowska, Wieczorek (76′ Stalmach), Witkowicz (58′ Baumert), Ostalecka, Thamm, Krakowiak, Witkowska, Witek
AS Stomil Olsztyn: Czasnojć, Milewska, Wolak (25′ Dłuska), Gliszczyńska, Fidurska (78′ Wawrzeniak). Żukowska (63′ Szczurko), Kamińska (78′ Pankiewicz), Dukat (78′ Boras), Kowalczyk (74′ Prusik), Wółkiewicz (44′ Wilczewska), Farelnik
Siedem piłkarek przedłużyło kontrakt z GKS-em Katowice
GKS Katowice poinformował oficjalnie o podpisaniu nowych kontraktów z siedmioma piłkarkami, których umowy kończyły się 30 czerwca. Są to Anna Konkol, Weronika Klimek, Kamila Tkaczyk, Marlena Hajduk, Aleksandra Lizoń, Klaudia Łasicka i Kasandra Parczewska.
Konkol, której dorobek z minionego sezonu to komplet 22 ligowych meczów oraz 4 w ramach Pucharu Polski, związała się z “GieKSą” dwuletnim kontraktem. Pozostałych sześć piłkarek podpisało roczne umowy.
Weronika Klimek w kampanii 2020/2021 rozegrała we wszystkich rozgrywkach 22 mecze, Tkaczyk 20, Hajduk 13 (2 gole), Lizoń 24, Łasicka 12, natomiast Parczewska wystąpiła w 13 spotkaniach, strzelając jedną bramkę w Pucharze Polski.
GKS poinformował także, że do zespołu po wypożyczeniu do ROW-u Rybnik wraca utalentowana bramkarka Kinga Seweryn. 16-latka w minionym sezonie rozegrała w barwach najsłabszej drużyny Ekstraligi 9 meczów ligowych oraz jeden w Pucharze Polski.
Pewne jest już natomiast, że katowicki klub nie przedłuży latem kontraktów z Zofią Buszewską, Jessiką Ludwiczak i Klaudią Miłek. Ta ostatnia podpisała już kontrakt z Górnikiem Łęczna, natomiast Ludwiczak oficjalnie związała się z AP LOTOS Gdańsk.
sportdziennik.com – GKS Katowice. Awans nie na jeden takt
Po to inwestujemy miliony złotych, by zbudować stadion miejski i ekstraklasową drużynę, która będzie grała o trofea – mówi Waldemar Bojarun, wiceprezydent Katowic, nawiązując do powrotu GieKSy do Fortuna 1 Ligi.
Tegoroczny awans GKS-u na zaplecze ekstraklasy był pierwszym od 14 lat – czyli również pierwszym wywalczonym przez klub działający w formule miejskiej spółki, która na ten rok otrzymała z samorządu dotację 16,5 mln zł, z czego 6,3 mln przeznaczone było na sekcję piłki nożnej.
– Awans bardzo cieszy – mówi Waldemar Bojarun, wiceprezydent Katowic. – Pokazuje doskonałą politykę zarówno prezesa Marka Szczerbowskiego, jak i tandemu odpowiadającego za pion sportowy – pana trenera Góraka i pana dyrektora Góralczyka, którzy dobrze dobrali zespół, świetnie go przygotowali i wywalczyli promocję mimo trudności związanych z pandemią koronawirusa.
[…] Gdy w 2019 roku GKS spadł z I ligi, dano sobie 2 lata na powrót i taki też kontrakt podpisano wtedy ze szkoleniowcem. Teraz podejście ma być podobne – trudno będzie wymagać od beniaminka, nawet tak nietypowego jak Katowice, by po kilkunastu latach niepowodzeń teraz przyszły dwa awanse z rzędu.
– Tak to sobie wyobrażamy. To na pewno nie jest jednotaktowa gra – przyznaje Waldemar Bojarun. – Mamy świadomość i zawsze to powtarzamy, że należne GKS-owi miejsce to ekstraklasa. Powoli do niej zmierzamy, ale – mówiąc wprost – nie ma narzuconego jakiegoś supertempa. Bardzo zależy nam na stworzeniu dobrego systemu szkolenia.
Pracujemy nad tym usilnie, pierwsze przymiarki nie zakończyły się sukcesem, choć są oznaki, że młodzi adepci sztuki piłkarskiej powolutku zmierzają ku najwyższym dla nich rozgrywkom (jesienią do Centralnej Ligi Juniorów U-15 awansowali trampkarze, a wiosną się w niej utrzymali – dop. red.). Jedna jaskółka wiosny nie czyni, przed nami wiele pracy w tym zakresie. Miasto Katowice stawia na GKS nie dlatego, by awansować w ciągu roku do ekstraklasy, ale by stworzyć system szkolenia.
Są postulaty mówiące o tym, że powinna dobrze funkcjonować akademia szkoląca chłopaków zasilających pierwszy zespół, stanowiących jego trzon. To jest nasz cel. Liczę na to, że rozstrzygnięcie przetargu na budowę nowego obiektu wszystkich dodatkowo zmotywuje do pracy.
A przetarg na budowę kompleksu sportowego, czyli hali i stadionu w rejonie autostrady A4, został w tym tygodniu rozstrzygnięty. Trzeba przyznać, że jak na realia 2021 roku i tak dużego, bogatego miasta, miniona wiosna i oglądanie meczów poziomu rozgrywkowego nr 3 na starym stadionie przy Bukowej trącało wręcz groteską i mogło wręcz dla Katowic uchodzić za coś wstydliwego.
– Stąd też decyzja prezydenta Krupy o realizacji inwestycji z dużym rozmachem finansowym. Trzeba mieć świadomość, że budowa stadionu miejskiego pociągnie za sobą duże koszty – z halą i docelowo także kompleksem boisk, które mają stanowić podstawę do funkcjonowania dobrze zorganizowanej akademii piłkarskiej. Uważam, że to krok po kroku się realizuje.
Pamiętamy jeszcze czasy, gdy stadion przy Bukowej stanowił o nowoczesności polskiej ligi… Dziś, nie ma co ukrywać, pozostawia wiele do życzenia, ale oddajmy MOSiR-owi, jak bardzo dba o murawę, której zazdrościć może nam wiele klubów ekstraklasy. To jednak tylko jeden z elementów nowoczesnej infrastruktury. By grać w ekstraklasie, drużyna musi mieć nowy stadion i miasto zamierza go wybudować. Plan jest jasny, czytelny. Oczekujemy pełnego wsparcia ze strony środowiska kibicowskiego. Powinno wspierać GKS Katowice na wszystkich frontach – mocno akcentuje wiceprezydent Bojarun.
I powtarza: – Oczekuję od wszystkich sympatyków GKS-u jednoznacznego wspierania miasta i podkreślam to z całą mocą. Nie może być tak, że drużyna przegrywa jeden, dwa, nawet i trzy mecze, a nagle pojawia się ze wszystkich stron krytyka i głosy doszukujące się jakiegoś drugiego dna. Polityka miasta jest jasna. Postawiło na GKS i po to inwestuje miliony złotych, by zbudować akademię, stadion miejski i drużynę ekstraklasową, która będzie na nim walczyć o najwyższe trofea.
NDI, firma z Sopotu, wygrała przetarg na budowę kompleksu sportowego w rejonie autostrady A4 z 15-tysięcznym stadionem, 3-tysięczną halą i dwoma pełnowymiarowymi boiskami trawiastymi. Koperty z ofertami otwarto w połowie kwietnia, po nieco ponad dwóch miesiącach zakończyła się ocena propozycji pięciu firm. W założonym budżecie (230 mln zł brutto) zmieściła się tylko NDI, proponując realizację za 205,2 mln zł brutto. Jeśli w ciągu najbliższego tygodnia żaden z pozostałych oferentów nie wniesie odwołania, umowa będzie mogła zostać podpisana.
– NDI złożyła najkorzystniejszą ofertę. By uniknąć błędów na etapie realizacji potrzeba była dogłębna analiza wszystkich aspektów złożonej oferty. Mamy świadomość, jak wymagające są tego typu inwestycje kubaturowe. Obiektów, które na etapie realizacji miały trudności, było mnóstwo, a przykładów daleko nie trzeba szukać, by wspomnieć choćby o Stadionie Śląskim. Trzeba dobrze przygotować procedury, potem zweryfikować i dobrze nadzorować, by uzyskać zamierzony efekt – powiedział wiceprezydent Waldemar Bojarun.
[…] „Pierwsza łopata” pod stadion ma zostać wbita jeszcze w tym roku. – To realne, a prace z rozmachem powinny rozwinąć się wiosną przyszłego roku. Jeśli nie będzie żadnych utrudnień, w ciągu najbliższych 3 lat ujrzymy już stadion miejski – zadeklarował Bojarun.
GKS Katowice. Wzmocnienie nr 1!
Oskar Repka to pierwszy zawodnik zakontraktowany przez GieKSę po jej powrocie na zaplecze ekstraklasy. Ma 22 lata, mierzy 190 cm i jest defensywnym pomocnikiem.
Ostatnio występował w Pogoni Siedlce, czyli II-ligowym rywalu katowiczan. Przy Bukowej podpisał umowę do 30 czerwca 2023 roku z opcją jej prolongaty o kolejnych 12 miesięcy.
– Jednym z założeń w zakresie budowy zespołu na kolejny sezon było sprowadzenie zawodnika do rywalizacji na pozycji defensywnego pomocnika. Oskar jest nadal młodym, perspektywicznym zawodnikiem, jednak regularnie występującym na poziomie centralnym. Wpisuje się on zarówno w oczekiwany profil pozycyjny, a także mentalny naszej drużyny – podkreśla Robert Góralczyk, dyrektor sportowy GKS-u.
Katowiczanie uzupełnili zatem stan posiadania defensywnych pomocników. Po dwóch sezonach spędzonych w II lidze nie został przedłużony wygasający kontrakt Michała Gałeckiego, przez większość tego okresu będącego podstawową „szóstką” drużyny trenera Rafała Góraka. W końcówce minionych rozgrywek, gdy ważyły się losy awansu, Gałecki stracił jednak miejsce w składzie, a furorę zaczął robić Bartosz Jaroszek, wcześniej przesiadujący głównie na ławce i meldujący się na murawie na końcówki.
Repka to wychowanek Zawiszy Bydgoszcz. Ma za sobą występy w kadrze Polski U-20. Był też zawodnikiem młodzieżowych zespołów niemieckiego Karlsruher SC czy I-ligowego Chrobrego Głogów, skąd przed dwoma laty trafił do Siedlec. Poprzedni sezon zakończył z bilansem 26 meczów i 3 goli na boiskach II ligi. Jego atutem jest uniwersalność – może grać nie tylko w środku pola, ale także na środku obrony.
Katowiczanie do treningów wrócą za niespełna tydzień – w środę 30 czerwca. W planach mają 4 sparingi i obóz dochodzeniowy na własnych obiektach. Dotąd tego lata pozyskali Repkę, a rozstali się z Gałeckim, napastnikiem Piotrem Kurbielem i bramkarzem Bartoszem Mrozkiem, który po okresie wypożyczenia wrócił do Lecha Poznań.
SIATKÓWKA
siatka.org – GKS Katowice ma nowego środkowego
Powoli krystalizuje się kadra GKS-u Katowice na przyszły sezon. Znamy już jedenastu zawodników zespołu Grzegorza Słabego. Tym jedenastym jest ogłoszony niedawno środkowy Jakub Lewandowski.
Nowy zawodnik GKS-u jest absolwentem Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku i wychowankiem Lotosu Trefla Gdańsk, w którym współpracował z trenerem Damianem Musiakiem. Lewandowski w rozgrywkach Młodej Ligi zdobył z ekipą z Gdańska złoty i brązowy medal rozgrywek. W dalszych latach środkowy występował w KPS-ie Kęty oraz Aluronie Virtu Warta Zawiercie, z którym w sezonie 2016/17 wywalczył awans do PlusLigi. Jego ówczesnym klubowym kolegą był występujący w GieKSie libero Dawid Ogórek.
25-latek ma na swoim koncie także występy w pierwszoligowych klubach z Sanoka i Sulęcina, a dwa ostatnie sezony spędził w Mickiewiczu Kluczbork, z którym zajmował kolejno 7. i 8. miejsce w końcowej klasyfikacji rozgrywek. Lewandowski podczas gry w Kluczborku wyróżniał się w elemencie bloku, co dało mu dwukrotnie miejsce w czołowej trójce najlepiej punktujących blokiem graczy TAURON 1. Ligi. Dorobek Lewandowskiego w ostatnim sezonie ligowym to 241 punktów w 32 rozegranych meczach, z czego aż 90 po udanych akcjach w bloku.
– Kuba Lewandowski to bardzo utalentowany, młody zawodnik, który z bardzo dobrej strony pokazał się w dwóch ostatnich sezonach pierwszej ligi. Liczymy, że będzie cennym wsparciem dla bardziej doświadczonych środkowych naszej drużyny – powiedział dyrektor siatkarskiej sekcji GKS-u Jakub Bochenek.
– GKS Katowice dobrze prezentuje się w PlusLidze, dla mnie to idealny klub, żeby się pokazać. Mam nadzieję, że dostanę trochę szansy do gry i udowodnię, że warto było na mnie postawić – przyznał z kolei nowy środkowy katowiczan. – Nie mam za dużych oczekiwań odnośnie zbliżającego się sezonu, chcę po prostu pokazać się z jak najlepszej strony i spędzić na parkiecie jak najwięcej czasu. Jeśli pójdzie za tym dobry wynik całego zespołu, to będzie genialnie – zakończył Jakub Lewandowski.
HOKEJ
hokej.net – Osiem sparingów GieKSy
GKS Katowice przed rozpoczęciem sezonu 2021/2022 rozegra osiem meczów kontrolnych. Podopieczni Jacka Płachty wspólne przygotowania do sezonu rozpoczną pod koniec lipca.
– Obecnie hokeiści GKS-u Katowice realizują indywidualnie programy treningowe, które mają ich przygotować do kolejnych tygodni pracy. 29 i 30 lipca drużyna GieKSy przejdzie badania wydolnościowe w Akademii Wychowania Fizycznego im. Jerzego Kukuczki w Katowicach, zaś 1 sierpnia rozpocznie ona treningi na lodzie na lodowisku Jantor – informuje oficjalny serwis internetowy katowickiego klubu.
GieKSa przed startem sezonu rozegra osiem meczów sparingowych. Pierwsze starcie odbędzie się 10 sierpnia, a rywalem katowiczan będzie Podhale Nowy Targ. Podopieczni Jacka Płachty zagrają też między innymi w turnieju na 75-lecie Unii Oświęcim.
Mecze towarzyskie GKS-u Katowice:
10.08.2021 GKS Katowice – Podhale Nowy Targ
13.08.2021 GKS Katowice – GKS Tychy
14.08.2021 GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim
15.08.2021 GKS Katowice – JKH GKS Jastrzębie
20.08.2021 GKS Katowice – Zagłębie Sosnowiec
24.08.2021 Zagłębie Sosnowiec – GKS Katowice
27.08.2021 Podhale Nowy Targ – GKS Katowice
03.09.2021 GKS Katowice – GKS Tychy
Dwuletni kontrakt Kruczka
Maciej Kruczek, zgodnie z naszymi wcześniejszymi informacjami, zostaje w drużynie GKS-u Katowice. 33-letni defensor podpisał dziś dwuletni kontrakt.
Kruczek w poprzednim sezonie okazał się najlepiej punktującym defensorem Polskiej Hokej Ligi. W 48 meczach zdobył 28 „oczek” za 9 bramek i 19 asyst. Na ławce kar spędził 34 minuty, a w klasyfikacji plus/minus, z której w pierwszej kolejności powinno rozliczać się defensorów, wypadł na +19.
– Maciej był najlepiej punktującym obrońcą w naszym zespole w ubiegłym sezonie. Był ważną siłą w ofensywie, ale oczywiście także w samej grze obronnej. Bardzo cieszymy się, że zostaje w Katowicach, bo nadal ma szansę być jedną z wiodących postaci naszego zespołu – powiedział Roch Bogłowski, dyrektor sportowy GKS-u Katowice.
– Nie zastanawiałem się długo, podpisując nowy kontrakt. Atmosfera panująca w drużynie i całym klubie jest bardzo dobra. Mamy fajnych ludzi do pracy, do tego dochodzi osoba trenera Jacka Płachty. Myślę, że stać nas na walkę o najwyższe cele i stworzymy ciekawy, dobry sportowo zespół – ocenił sam zawodnik.
Kanadyjskie wzmocnienie GieKSy. To doświadczony obrońca
Szefostwo GKS-u Katowice systematycznie pracuje nad kompletowaniem składu. Dziś roczną umowę z GieKSą podpisał kanadyjski obrońca Carl Hudson.
Hudson (185 cm, 96 kg) ma 35 lat i gra prawym uchwytem kija. Jest defensorem, który potrafi podłączyć się do akcji ofensywnej i zrobić różnicę podczas gier w przewagach. Jego głównymi atutami są dobre prowadzenie krążka oraz celne uderzenie bez przyjęcia.
– To ofensywnie usposobiony obrońca. Gruntownie analizowaliśmy postawę tego zawodnika na lodzie i mamy pełne przekonanie co do podpisania z nim kontraktu. Bogate doświadczenie Hudsona powinno zaowocować wymiernymi korzyściami dla zespołu – wyjaśnił Roch Bogłowski, dyrektor sportowy GKS-u Katowice.
Kanadyjczyk (legitymujący się również irlandzkim paszportem) poważną przygodę z hokejem rozpoczął w akademickiej lidze NCAA. W 132 zdobył 90 punktów za 44 bramki i 46 asyst. Później grał też w AHL, ECHL i CHL.
W sezonie 2011-2012 Carl Hudson trafił do Europy, gdzie miał okazję występować na zapleczu DEL2 oraz w brytyjskiej i francuskiej ekstralidze.
Ostatnie trzy sezony spędził w Eispiraten Crimmitschau, w którym zostawił po sobie naprawdę dobre liczby. W 133 meczach strzelił 28 goli i miał 54 kluczowe zagrania.
– Przez ostatnie trzy sezony grał w Niemczech, więc to zawodnik bardzo dobrze znany trenerowi Jackowi Płachcie. Dla samego zawodnika osoba trenera też była argumentem w przyjściu do GKS-u – dodał Bogłowski.
[…] Aktualna kadra GKS Katowice:
Bramkarz:
John Murray
Obrońcy:
Carl Hudson, Maciej Kruczek, Patryk Wajda, Jakub Wanacki, Dawid Musioł, Oskar Krawczyk.
Napastnicy:
Mateusz Bepierszcz, Bartosz Fraszko, Patryk Krężołek, Grzegorz Pasiut, Patryk Wronka, Mateusz Michalski, Szymon Mularczyk.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Felietony
Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.
I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…
Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.
Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…
Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.
Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.
Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…
Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.
Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.
I na tym mógłbym zakończyć…
Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.
W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.
Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.
Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”. Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.
Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.
Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.
I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.
Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.
I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.
Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.
GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.
I teraz po 11 kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.
W dupach się poprzewracało od dobrobytu.
Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?
Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…
Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.
Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.
Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.
Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.
Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.
Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.
Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.
Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.
I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.
Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.
To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.
Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.
Najnowsze komentarze