Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka

Multisekcyjny przegląd doniesień mass mediów: Hit kolejki nie zawiódł

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.

Piłkarki ze względu na mecze reprezentacji pauzowały. Następne spotkanie, zagrają na wyjeździe 26 września z drużyną Śląska Wrocław. Piłkarze rozegrali dwa spotkania, w pierwszym z nich przegrali z Arką Gdynia 2:4 (1:1), w drugim zremisowali na wyjeździe z Górnikiem Polkowice 1:1 (0:0). Prasówkę po tych meczach znajdziecie odpowiednio TUTAJ i TUTAJ.

Siatkarze rozegrali spotkanie sparingowe z Aluronem CMC Wartą Zawiercie, który przegrali 0:4. Start PlusLigi przewidziany jest na początek października – pierwszym rywalem siatkarzy będzie drużyna Trefl Gdańsk. Wcześniej drużyna rozegra jeszcze dwa sparingowe z Cuprum Lubin i Aluron CMC Warta Zawiercie.

W rozpoczętym sezonie PLH hokeiści kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa, w ubiegłym tygodniu pokonali kolejno Zagłębie 5:2, JKH GKS Jastrzębie 3:2 oraz Cracovię 3:1 i są liderami rozgrywek.

 

PIŁKA NOŻNA

sportdziennik.com – Rafał Górak: To nie jest łatwe do naprawy

Rozmowa z Rafałem Górakiem, trenerem GKS-u Katowice.

W czwartek ponieśliście porażkę 2:4 z Arką Gdynia i macie już na koncie 18 straconych bramek. Co się dzieje z GieKSą?

Rafał GÓRAK: – Myśli są miliony, trzeba je bardzo mocno uporządkować w głowie – i to szybko. Moja drużyna musi poczuć wsparcie i jednocześnie zdać sobie sprawę z własnych niedoskonałości. Zawodnicy muszą najnormalniej w świecie zejść na ziemię – choć nie twierdzę, że dotąd nosy były zadarte – i mieć świadomość, że liga nas bardzo mocno weryfikuje. Płacimy bardzo wysoką cenę za naukę.

Obyśmy ją zdobywali i potrafili przekładać na następne dni treningowe, których jest bardzo mało, bo przecież już w poniedziałek gramy w Polkowicach. Przez dwa ostatnie lata niejednokrotnie widziałem w szatni ogromny charakter i ogromną pokorę. Musimy podnieść się po tej porażce i serii meczów, w których padło wiele bramek. Mamy zadanie do wykonania. Chcemy się zweryfikować i mocno pracować, by utrzymać pierwszą ligę w Katowicach.

[…] Gole tracicie bardzo łatwo.

Rafał GÓRAK: – Za łatwo. To jest fakt. Wykonujemy naprawdę ogrom pracy, by stworzyć sytuację. Mamy ich wiele, zdobywamy bramki, ale brakuje nam ostatniej kropki nad „i” w działaniach obronnych. Cierpimy na gapiostwo, na brak interwencji – albo brak interwencji skutecznej. Tracimy dużo bramek. To nie jest łatwe do naprawy. Przede wszystkim trzeba mieć mocny mental i podejść do następnego meczu z poczuciem, że to się już po prostu nie wydarzy.

Gdy rok temu Piast Gliwice szorował po dnie ekstraklasy, trener Waldemar Fornalik z przekonaniem robił swoje, będąc przekonany, że to przyniesie efekt. To sztuka, by nie zwariować, nie zacząć podejmować nagłych decyzji?

Rafał GÓRAK: – Taką drogą też zamierzam podążać. Nie będę wariował, przewracał krzeseł ani ścian, przeklinał. Będę ciężko pracował. Wiem, że z tymi chłopakami, których mam w szatni, wstaniemy z tego miejsca i zaczniemy punktować.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Gonzalo Quiroga: PlusLiga to ścisła czołówka najlepszych lig na świecie

Jaka była twoja pierwsza reakcja na wiadomość o zainteresowaniu ze strony klubu?

Gonzalo Quiroga: – Oczywiście byłem z tego powodu bardzo zadowolony, bo chciałem wrócić prędzej czy później do Katowic. Spędziłem tutaj dwa lata i pokochałem w Katowicach absolutnie wszystko, od drużyny i atmosfery w niej po kibiców GieKSy i samo miasto. Znam dobrze trenera i niektórych zawodników w zespole, tak że nie mogę się już doczekać startu sezonu i nowej przygody z GKS-em.

[…] Jakie masz wrażenia z pierwszych dni pobytu w Katowicach?

– Chyba nic szczególnie mnie nie zaskoczyło, bo wszystko to, co pamiętam w Polsce i Katowicach sprzed dwóch lat, miałem już okazję widzieć. Mam za sobą indywidualne, wprowadzające treningi w naszej hali oraz siłowni Fitness Academy i mogę wypowiadać się o nich w samych superlatywach. Mam za sobą grę we Włoszech, USA, Polsce i Francji i to właśnie w Katowicach miałem najlepsze warunki do gry oraz treningu, co bardzo sobie cenię. Zawsze czułem się tutaj dobrze traktowany, Klub dbał dobrze o potrzeby wszystkich graczy.

Na koniec masz okazję powiedzieć kilka słów do naszych fanów…

– Będzie mi bardzo miło znów grać dla was i widzieć kibiców na trybunach po długiej, zdecydowanie za długiej przerwie. Ta sytuacja była bardzo trudna zarówno dla kibiców, jak i dla zawodników, którzy musieli rozgrywać swoje mecze w pustych halach. Do zobaczenia na naszych meczach! Mam nadzieję, że będziecie przybywać licznie na nasze spotkania i wspierać nas z całych sił. Po ostatnim roku tym bardziej doceniam fakt, że będę zobaczyć na żywo i przywitać się zarówno z kibicami, którzy chodzą na nasze mecze od lat, jak i naszymi nowymi fanami.

 

Cztery sety w Katowicach na korzyść Zawiercian

W Katowicach mecz kontrolny rozegrał miejscowy GKS, który tym razem zmierzył się z Aluronem CMC Wartą Zawiercie. Zespoły zagrały ze sobą cztery sety, a w każdym z nich lepsi okazali się podopieczni Igora Kolakovicia.

Mecz kontrolny od udanej kiwki rozpoczął Micah Ma’a, w pierwszej fazie trwała wyrównana walka (11:11). Dopiero przy zagrywkach Facundo Conte zawiercianie odskoczyli, ale na to GKS odpowiedział blokami (14:14). Żadna ze stron nie zwalniała ręki, mocno atakowali Jakub Jarosz i Dawid Konarski (24:24). Po walce na przewagi minimalnie lepsi okazali się goście z Zawiercia, kiedy piłkę przechodzącą wykorzystał Piotr Orczyk.

Chociaż kolejną odsłonę lepiej zaczęli gospodarze (5:3), to szybko rywale najpierw doprowadzili do remisu, a po bloku Michała Szalachy i kontrze Konarskiego prowadzili 7:5. Nadal jednak trwała wyrównana walka, żadna z ekip nie przejmowała wyraźnej inicjatywy (14:14). Dopiero w drugiej połowie seta lepiej na siatce zaczęli radzić sobie podopieczni Igora Kolakovicia (20:17). W końcówce GKS obronił jeszcze kilka piłek setowych, ale najwięcej problemów sprawił mu łatwy plas Dominika Depowskiego (22:25).

W kolejną część sparingu lepiej weszli gracze z Zawiercia (9:5), ale pewnie z VI strefy atakował Damian Kogut, ale w szeregach jego zespołu nie brakowało dość prostych błędów. Kolejny blok zawiercian dał im prowadzenie 16:9. Ekipie trenera Grzegorza Słabego nie można było odmówić woli walki, ale znów końcówka padła łupem przyjezdnych.

W dodatkowej odsłonie nie brakowało ciekawych wymian, jedną z nich autowym atakiem zakończył Piotr Hain (9:9). Dopiero dwa udane zagrania na lewej stronie Dominika Depowskiego dały graczom z Zawiercia zaliczkę (17:15), którą powiększyła kontra Piotra Orczyka (21:18). To on kilka akcji później doprowadził do piłki setowej (24:21), natomiast dodatkową część i jednocześnie cały mecz kontrolny zakończyła kiwka Depowskiego.

GKS Katowice – Aluron CMC Warta Zawiercie 0:3 (26:28, 22:25, 20:25), dodatkowy set: 22:25

Skład GKS-u: Jarosz (14), Kania (5), Kogut (13), Ma’a (2), Hain (11), Quiroga (10), Mariański (libero) oraz Lewandowski (5), Nowosielski, Domagała (3) i Mariański (libero)

 

HOKEJ

hokej.net – Karnetów nie będzie. Zastąpią je miesięczne pakiety

Szefostwo GKS-u Katowice ustaliło ceny biletów na mecze sezonu zasadniczego. W tym roku, z uwagi na niepewną sytuację epidemiczną i możliwe zmiany prawa w zakresie organizacji imprez, klub zrezygnował ze sprzedaży karnetów. Zastąpią je miesięczne pakiety.

Bilet normalny będzie kosztował 20, ulgowy 15, a rodzinny 40 złotych. Nową opcją, jaka pojawi się w miejsce karnetów będą miesięczne pakiety.

GieKSa rozegra w październiku 8 meczów na własnym lodzie, a kibice, którzy zdecydują się skorzystać z nowego rozwiązanie będą mogli obejrzeć je w promocyjnej cenie: 120 zł (normalny) i 80 zł (ulgowy).

– Informujemy, że bilet ulgowy przysługuje osobom powyżej 65 lat oraz młodzieży do 18 lat. Dzieci do lat 5 wchodzą na mecze na podstawie darmowego biletu odebranego w Systemie Biletowym GieKSy – czytamy na oficjalnej stronie GKS-u Katowice.

 

GieKSa wygrywa w Sosnowcu

Hokeiści Zagłębia Sosnowiec przegrali trzeci ligowe spotkanie. Tym razem nie udało się urwać punktów GKS Katowice. Goście w piątkowy wieczór na Stadionie Zimowym wygrali 5:2 a dwa gole zdobył Patryk Wronka.

Sosnowiczanie do dzisiejszego spotkania przystąpili niemal w pełnym składzie, lecz osłabieni wirusem, który w mijającym tygodniu pojawił się w zespole. Wynik dzisiejszego meczu już w trzeciej minucie otworzył Aleksandr Jakimienko, który samotnie znalazł się przed bramką i posłał krążek obok Michała Czernika. Trzy minuty później goście mogli prowadzić już dwoma bramkami jednak pozostawiony bez opieki Patryk Wronka z bliska uderzył wprost w bramkarza Zagłębia. Sosnowiczanie pierwszą dogodną sytuację stworzyli dopiero w siódmej minucie pojedynku, lecz Martin Przygodzki nie zdołał wykorzystać nagrania zza bramki Michała Bernackiego i strzelił obok słupka. Dużo więcej szczęścia dwie minuty później z drugiej strony tafli miał Wronka, po którego strzale krążek powoli wślizgnął się przy słupku za linię bramkową po interwencji Czernika.

W 26 minucie goście prowadzili już trzema bramkami, a bierną postawę obrońców Zagłębia wykorzystał Anthon Eriksson, który wykorzystał nagranie krążka przez Mathiasa Lehtonena. Podopieczni Grzegorza Klicha odpowiedzieli trzy minuty później, a piękną akcją popisał się Jewgienij Nikiforow. Rosjanin wymanewrował obronę oraz bramkarza GKS i posłał krążek do siatki. Na cztery minuty przed końcem tercji prowadzenie gości mógł podwyższyć Grzegorz Pasiut jednak będąc sam na sam z Czernikiem posłał krążek nad poprzeczką. Dystans do rywala mógł jeszcze w końcówce zmniejszyć Oskar Jaśkiewicz, lecz huknął w poprzeczkę.

W trzeciej tercji jako pierwsi do siatki rywala strzelili przyjezdni, a krążek po strzale Erikssona między parkanami przepuścił Czernik. W odpowiedzi niecałe dwie minuty później z najbliższej odległości Johna Murray’a pokonał Jarosław Rzeszutko. Było to jednak wszystko na co stać było w dniu dzisiejszym hokeistów sosnowieckiego Zagłębia. Wynik spotkania strzałem do pustej bramki ustalił Wronka.

 

Hit kolejki nie zawiódł. Czwarte zwycięstwo GieKSy!

Po twardym i wyjątkowo zaciętym meczu JKH GKS Jastrzębie przegrał na własnym lodzie z GKS-em Katowice 2:3. Drużyna dowodzona przez Jacka Płachtę wygrała po raz czwarty z rzędu i umocniła się na fotelu lidera.

Mecz na Jastorze rozpoczął się od ataków jastrzębian, jednak ani Martin Kasperlík, ani Dominik Jarosz nie zdołali pokonać Johna Murraya. Te niewykorzystane sytuacje zemściły się w 13. minucie, gdy po świetnym wypuszczeniu na lewe skrzydło mocnym uderzeniem z dystansu popisał się Maciej Kruczek i otworzył wynik meczu. Po tym trafieniu inicjatywę przejęli goście, jednak do przerwy Patrik Nechvátal już nie kapitulował.

Na drugiego gola czekaliśmy do 29. minuty i niestety po raz kolejny była to bramka dla lidera. Dodajmy, że nie obyło się tu bez kontrowersji, bowiem guma wturlała się do jastrzębskiej siatki w rezultacie sporego „kotła”, w który wpadł także Nechvátal. Goście cieszyli się z dwubramkowego prowadzenia niespełna trzy minuty. Māris Jass uruchomił w ofensywie Frenksa Razgalsa, a ten znalazł sposób na Murraya. W 37. minucie jastrzębianie powinni byli wykorzystać pierwszą z podwójnych przewag, jednak goście utrzymali wynik.

Ta sytuacja znów została „pomszczona” przez rywali na początku trzeciej tercji, gdy nasza defensywa dała się zaskoczyć kontrą i szybkim rajdem Anthona Erikssona. Jastrzębianie ponownie szybko odpowiedzieli golem Kamila Górnego, który zmylił defensywę rywali, ale niestety na tym zakończyło się strzelanie bramek przez mistrzów Polski.

Na dodatek od 51. minuty JKH GKS musiał radzić sobie bez ukaranego karą meczu Martina Kasperlíka, na dodatek broniąc się przez pięć minut w osłabieniu. W samej końcówce Róbert Kaláber wziął czas i zdjął z tafli Patrik Nechvátal. Przewaga gospodarzy w polu wzrosła do sześciu na trzech, gdy kary złapali kolejno Maciej Kruczek i Carl Hudson. Niestety, mistrz Polski nie zdołał przekuć tej sytuacji na bramkę i tym samym trzy punkty pojechały do Katowic.

 

Cracovia przegrywa z liderem. Piąte zwycięstwo GieKSy

W meczu 5. kolejki Polskiej Hokej Ligi Comarch Cracovia przegrała na własnym lodzie z GKS-em Katowice 1:3. Podopieczni Jacka Płachty odnieśli piąte zwycięstwo i z kompletem punktów prowadzą w ligowej tabeli.

Przed meczem wiadomym było, że jedna z drużyn utraci miano niepokonanej, wszak obie ekipy nie zaznały jeszcze goryczy porażki. Wprawdzie Comarch Cracovia rozegrała tylko dwa spotkania i straciła punkt z Zagłębiem Sosnowiec, jednak wygrana z GKS-em Tychy rozbudziła apetyty kibiców przy Siedleckiego. Fani wicemistrzów Polski mieli nadzieję, że ich ulubieńcy – w przeciwieństwie – do poprzednich sezonów udanie rozpoczną rozgrywki i na stałe zagoszczą w górnej części tabeli.

Jak okazało się tuż przed meczem, w bramce Pasów awizowany do gry został David Zabolotny i próżno było szukać w składzie nominalnej „jedynki” czyli Dienisa Pieriewozczikowa, który zmaga się z problemami zdrowotnymi. Już od pierwszych minut spotkania było pewne, że w Krakowie kibice będą świadkami twardego i zaciętego pojedynku. W mecz lepiej weszli jednak goście, którzy od pierwszych minut szukali swojego pierwszego trafienia, jednak próby Grzegorza Pasiuta i Mateusza Rompkowskiego pewnie wybronił rezerwowy golkiper wicemistrzów Polski.

Swoje szanse mieli również krakowianie, ale ich gra w ofensywie pozostawiała wiele do życzenia. W efekcie po pierwszej tercji obie drużyny zjeżdżały z lodu przy stanie bezbramkowym. Ten rezultat zmienił się jednak tuż po rozpoczęciu gry w drugiej odsłonie. Najpierw sześćdziesiąt sekund po wznowieniu ze środka tercji, krążek w bramce Zabolotnego umieścił Matias Lehtonen, który celnie przymierzył z przestrzeni między bulikowej, a następnie niespełna dwie minuty później niemal identyczną sytuację wykorzystał Mateusz Bepierszcz.

Po dwóch szybkich ciosach z Pasów ewidentnie zeszło powietrze, a katowiczanie szukali okazji do zdobycia kolejnych goli. Kiedy wydawało się, że w tej tercji gole już nie padną, na dziewiętnaście sekund przed końcową syreną Collin Shirley w powietrzu skierował krążek do bramki i krakowianie zdobyli kontaktowe trafienie. W ostatnich dwudziestu minutach podopieczni trenera Rudolfa Roháčka przebudzili się, wierząc w odwrócenie losów tego meczu. Ich zmorą były jednak wykluczenia, które kosztowały ich sporo sił.

W końcówce gospodarze rzucili wszystkie siły do ataku, a ich trener wprowadził do gry szóstego zawodnika z pola. To jednak podopieczni byłego selekcjonera Jacka Płachty zdobyli gola za sprawą Matiasa Letonena i przesądzili wynik spotkania.

Trzy punkty pojechały zatem do Katowic, które pozostają jedyną drużyną bez straty punktu i pewnie usadowili się na fotelu lidera tabeli.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga