Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka
Multisekcyjny przegląd mass mediów: To zaledwie preludium…
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, hokeja na lodzie i siatkówki GieKSy.
Dla przypomnienia – w ubiegłym tygodniu największymi „pracusiami” byli hokeiści, którzy rozegrali trzy spotkania ligowe (dwa wygrane i jedna porażka). Siatkarze ze względu na turniej finałowy Pucharu Polski, nie walczyli o ligowe punkty, ale zagrali dwa mecze sparingowe. Piłkarze z kolei, przygotowujący się do rundy wiosennej wygrali w test – meczu.
PIŁKA NOŻNA
sportdziennik.pl – GKS Katowice. Dejmek dziś oficjalnie
Radek Dejmek najprawdopodobniej dopiero dzisiaj podpisze kontrakt w Katowicach. Co prawda trener Dariusz Dudek już po sobotnim sparingu przesądzał tę kwestię. Jednak nieco mijał się z prawdą, bo choć strony ustaliły warunki, to wtorek powinien być dniem złożenia podpisów. Na razie 30-letni czeski stoper, były kapitan Korony Kielce, pojechał w swoje rodzinne strony załatwiać osobiste sprawy. Jednak dziś powinien już pojawić się na Bukowej. Być może dzisiaj klub oficjalnie poinformuje o tym transferze.
[…] Nie ma już w ekipie testowanego w sobotnim sparingu z Sandecją Nowy Sącz (3:3) 19-letniego chorwackiego pomocnika Leona Marojevica z austriackiego III-ligowego SK Bischofshofen.
Priorytetowe zakupy GieKSy
30-letni czeski stoper i były kapitan Korony Kielce oraz Callum Rzonca, 22-letni pomocnik ostatnio Zagłębia Sosnowiec związali się kontraktami z klubem z Bukowej.
GKS Katowice poinformował we wtorek oficjalnie o zakontraktowaniu dwóch nowych piłkarzy.
[…] Dodajmy, że od wczoraj trenują z GieKSą i pozostaną w Katowicach trzej utalentowani, nastoletni zawodnicy Rozwoju Katowice: napastnik Bartosz Marchewka, bramkarz Bartosz Neugebauer i obrońca Bartosz Baranowicz. To efekt zawartej w 2017 roku umowy, która obejmuje m.in. wzajemne wspieranie się w szkoleniu młodzieży oraz wymianę zawodników.
Współpraca na wagę dwóch goli
W drugim sparingu tej zimy pierwszoligowcy z Katowic pokonali 11. drużynę drugiej ligi czeskiej – FK Trzyniec.
[…] W GieKSie zadebiutowali czeski stoper Radek Dejmek, który rozegrał pełne 90 minut oraz Anglik Callum Rzonca, który do Katowic przeszedł z Zagłębia Sosnowiec. Katowiczanie w ogóle spotkanie rozegrali na dwa składy, wyjątkiem wspomniany Dejmek. Bramki padały po przerwie po strzałach Dawida Anona oraz Daniela Rumina, którzy, co ciekawe sobie… asystowali. W pierwszej połowie spotkania bramki nie padły, ale obie drużyny narzuciły ostry styl gry. GieKSa w obu częściach spotkania skorzystała z różnych jedenastek.
Niespełna pięć minut po starcie drugiej części Daniel Rumin wyprzedził obrońcę w wyścigu o piłkę i dograł do zamykającego akcję Davida Anona, który strzelił pierwszą bramkę. Drugi gol dla katowiczan również był autorstwa dwójki Rumin-Anon, tym razem to Hiszpan podawał w pole karne, a jego kolega z drużyny wykończył akcję strzałem na 2:0. Więcej bramek nie padło, choć zarówno GieKSa, jak i Trzyniec stwarzały groźne sytuacje.
SIATKÓWKA
siatka.org – GKS Katowice i ASSECO Resovia sparowały w hali Podpromie
W rozgrywkach PlusLigi trwa przerwa, która związana jest z rozgrywaniem fazy finałowej Pucharu Polski. W związku z tym wiele klubów siatkarskiej ekstraklasy niebiorących udziału w pucharowych zmaganiach zdecydowało się na rozegranie gier kontrolnych. Uczynił to również zespół z Katowic, który skorzystał z zaproszenia Asseco Resovii i rozegrał dwa sparingi na rzeszowskim Podpromiu.
W czwartek GKS, grający pierwszą szóstką, wygrał dwa pierwsze sety. Następnie trener Piotr Gruszka dokonywał zmian, dając pograć większości zawodników. Ostatecznie sparing zakończył się remisem 2:2. W piątek rozegrano pięciosetowe spotkanie. GieKSa wygrała pierwszą i ostatnią partię, a mecz zakończył się wygraną gospodarzy 3:2.
Piotr Gruszka: na każdej pozycji mamy rywalizację
Obecny rok rozpoczął się kapitalnie dla GKS-u Katowice. Zawodnicy ze Śląska wygrali trzy swoje pierwsze spotkania, co pozwoliło im się przesunąć na siódmą pozycję w tabeli. Mają tyle samo punktów, co znajdujące się wyżej w tabeli Skra i Warta, więc wciąż liczą się w walce o awans do fazy play-off.
[…] Weszliście w ten rok kapitalnie, 3 mecze, 3 zwycięstwa, 9 punktów. Jaki sekret tak dobrej formy?
– Mieliśmy jakiś moment, na pewno sobie porozmawialiśmy, jakieś pewne zmiany nastąpiły przede wszystkim w naszym treningu, ale ta grupa świetnie się czuje w szatni. To jest wspaniałe, że oni naprawdę stworzyli kolektyw poprzez pracę. Ja zawsze uważam, że poprzez pracę my musimy zbudować grę w hali, a szatnię tworzą zawodnicy. Oni się czują po prostu dobrze ze sobą, a to, że zaczęliśmy grać lepiej, bardziej konsekwentnie i to zaufanie na pewno pozwoliło nam pobudzić lepszy ,,feeling”. To cieszy, bo na tym to polega. Nie zwycięstwa budują atmosferę, oczywiście łatwiej jest pracować i chłopakom przyjść na halę. Moment, gdzie się przegrywa mecze, tam byliśmy mocni i tam się stworzyło coś, co pozwoliło nam pracować lepiej i później przełożyć to na zwycięstwa.
GKS Katowice to nie tylko drużyna, w kapitalnej formie znajdują się poszczególni zawodnicy, m.in. Thomas Rousseaux i Karol Butryn, którzy potrafią porwać drużynę do walki…
– Każdy zespół ma swoich ludzi, którzy są od ważnych momentów, u nas jest podobnie, a to cieszy. W siatkówkę nie da się samemu wygrać i ten zespół na pewno jest potrzebny do tego, żeby zaasekurować, obronić piłkę. Cieszę się, że mamy takich liderów, w takiej dyspozycji. Teraz trzeba pracować dalej, odpocząć trochę, mamy dopiero mecz za dwa tygodnie, więc zobaczymy, co czas pokaże.
[…] Czy macie na pozycji środkowego „klęskę urodzaju”? Na środku w zespole GKS-u jest 4 dobrych zawodników…
– Myślę, że budowaliśmy ten zespół, żeby mieć rywalizację przede wszystkim. Na każdej pozycji mamy tę rywalizację i nie skupiajmy się tylko na środkowych, ale też na przyjęciu i na ataku. Ostatnio rzeczywiście jest nam trudniej, ponieważ Bartosz Krzysiek ma kontuzję, więc trochę trudniej dla Karola. Jednak też inaczej dysponujemy jego siłami i na rozegraniu Marcin na pewno ma pomoc w takim zawodniku, jakim jest Maciek Fijałek. Ja się cieszę, wygraliśmy mecz i to fajne, ale sezon jeszcze trwa, jeszcze jest dużo do zrobienia, więc trzeba spokojnie pracować, to co powiedziałem na początku, żeby być lepszą wersją samego siebie.
Czy stać was na awans do play-off?
– Nie rozmawiamy w ogóle o play-off, bo jeszcze do tego daleka droga. My chcemy grać dobrą siatkówkę, a później zobaczymy, co w rundzie zasadniczej nam się uda osiągnąć.
Walkę z pewnością ułatwi wam fakt, że zdecydowaną większość meczów rozegracie u siebie. Czekają was tylko dwa wyjazdy.
– Powiedziałem przed tą rundą, że na pewno będzie nam o wiele łatwiej, przynajmniej teoretycznie, bo będziemy mieli więcej czasu na trening, a przede wszystkim na odpoczynek, więc to bardzo cieszy. My pracujemy w tej hali codziennie, więc stąd nikt łatwo punktów nie wywiezie, bo nie chcielibyśmy tego. Szanujemy każdego przeciwnika, ale wiemy, że to nasza hala, bo tutaj właśnie poświęcamy swoje zdrowie, wkładamy dużo pracy. Żeby ktoś wywiózł stąd punkty, musi być naprawdę od nas lepszy i na razie cieszymy się, że ta passa z naszymi kibicami trwa.
HOKEJ NA LODZIE
nto.pl – Orlik Opole dzielnie walczył, ale punktów wiceliderowi nie urwał
[…] Co do pojedynku z katowiczanami to choć gospodarze przegrali 0:4 to zaprezentowali się z całkiem przyzwoitej strony. Rywal to wszak jeden z głównych faworytów ligi, ale miejscowi długo dawali im mocny odpór, wszak do 34 minuty przegrywali zaledwie 0:1 po uderzeniu Filipa Starzyńskiego z dalszej odległości na samym początku. Na niespełna kwadrans przed końcem było natomiast „tylko” 0:2, ale wówczas wątpliwości rozwiał trafieniem Maciej Urbanowicz a miejscowych dobił Jesse Rohtla. Opolanie też jedna mieli kilka swoich szans. Choćby wspomniany Zorin trafił w słupek a wcześniej groźne strzelali Georgij Ostapczuk i Alexis Svitac, a potem Oskar Rzekanowski. Bez powodzenia.
sportdziennik.pl – To zaledwie preludium…
[…] Na 1:46 min przed końcem, przy stanie 2:1, trener Andrej Gusow zdecydował się na wycofanie Johna Murraya i tyszanie za wszelką cenę chcieli doprowadzić do remisu. Gospodarze desperacko bronili przewagi i utrzymali wynik. Komplet punktów sprawił, że katowiczanie do play offu wystartują z pierwszego miejsca – pod warunkiem, że wygrają w niedzielę z Zagłębiem Sosnowiec. Wczorajszy mecz to było zaledwie preludium do tego, co będzie nas czekać w play offie.
Przed meczem sporo spekulowano o szansach obu zespołów. Nieco więcej przyznawano gościom, którzy dysponowali pełnymi 4 formacjami. Kłopoty personalne gospodarzy były powszechnie znane i na lodzie pojawiło się zaledwie 5 obrońców. Jednak takie trudne sytuacje potrafią jednoczyć i czynić wiele dobrego. Katowiczanie przystąpili do gry niesłychanie zmotywowani i w I tercji zademonstrowali całą gamę umiejętności. Tauron było zdecydowanie lepszy i tyszanie powinni dziękować, że skończyło się zaledwie dwoma golami.
W 6:38 min Tomasz Malasiński w dogodnej sytuacji był faulowany przez Petra Novajovskiego i sędziowie podyktowali karnego. Kapitan Tauronu się nie popisał, bo w kluczowym momencie był mało zdecydowany i niemal oddał krążek Johnowi Murrayowi. Jednak niespełna 2 min później w pełni się zrehabilitował i popisał się precyzyjnym uderzeniem. Po tym golu z trybun na taflę powędrowały pluszaki. Wszystkie maskotki zostaną przekazane pacjentom Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka im. Jana Pawła II w Katowicach.
Napór gospodarzy były spory i Murray musiał się napracować. Goście sporadycznie pojawiali się w tercji gospodarzy, zwłaszcza przy okazji gry w przewadze. Przewaga katowiczan została ukoronowana trafieniem Damiana Tomasika. Gospodarze, co było sporym zaskoczeniem, zdominowali wydarzenia na lodzie i przy większej precyzji mogli prowadzić jeszcze wyżej.
W kolejnej odsłonie tempo akcji katowiczan wyraźnie się zmniejszyło i goście zaczęli konstruować coraz groźniejsze akcje. Kevin Lindskoug miał zdecydowanie więcej pracy i kilka razy się zakotłowało pod jego bramką.
hokej.net – Bramka równo z syreną daje zwycięstwo Zagłębiu!
Nie lada sensację sprawili hokeiści Zagłębia Sosnowiec, którzy pokonali w małym Spodku Tauron KH GKS Katowice 4:3 zdobywając zwycięską bramkę równo z syreną! Katowiczanie, którzy dwa dni wcześnie wygrali w meczu na szczycie z Tychami dziś mogli zapewnić sobie pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym. Porażka oznacza, że czeka ich jeszcze walka we wtorek o lidera PHL z Unią Oświęcim.
[…] Sztab szkoleniowy w tym meczu nie mógł skorzystać z kilku zawodników, którzy narzekają na urazy. W porównaniu z piątkowym meczem z GKS-em Tychy (2:1) na tafli „Satelity” zabrakło tym razem Mikołaja Łopuskiego oraz Janne Laakkonena, którzy z powodów zdrowotnych musieli odpocząć. Mimo osłabień, to GiekSa dyktowała warunki gry na początku spotkania. Mocne strzały początkowo nie przynosiły jednak rezultatu, aż do 6. minuty. Wówczas mocne uderzenie w kierunku bramki Zagłębia posłał Damian Tomasik, a Filip Starzyński dobił strzał niemal do pustej bramki. W kolejnych minutach gra nieco się wyrównała, a w końcówce swoją chwilę mieli goście, którzy najpierw wyprowadzili skuteczny kontratak, a po chwili wyszli na prowadzenie wykorzystując błąd defensywy gospodarzy.
[…] Podrażnieni stratą dwóch bramek katowiczanie rozpoczęli drugą tercję z animuszem, jednak w ich poczynaniach brakowało nieco skuteczności. W 30. minucie rywale zdołali podwyższyć prowadzenie, po kolejnym nieporozumieniu katowiczan w defensywie.
W III tercji goście mocno przycisnęli i wydawało się, że doprowadzą do remisu. Jednak gospodarze umiejętnie się bronili. W 59 min Fraszko nie wykorzystał karnego, a potem znów było gorąco pod bramką Lindskouga.
[…] W kolejnych minutach GKS miał kilka okazji do odrobienia części strat. Udało się to na 70 sekund przed końcem tercji, gdy Patryk Krężołek przejął krążek w strefie obronnej rywali i celnym strzałem z ostrego kąta pokonał Rafała Radziszewskiego. W ostatnich sekundach katowiczanie robili wszystko, by wyrównać stan spotkania, ale po 40 minutach na prowadzeniu nadal byli goście.
Od początku trzeciej tercji GieKSa rozpoczęła szturm na bramkę rywali. W 46. minucie krążek znalazł się w bramce Zagłębia, jednak sędziowie nie uznali gola Tomasza Malasińskiego, nawet po powtórce wideo. Co nie udało się kapitanowi, wyszło minutę później Marisowi Jassowi, który zdobył swoją pierwszą bramkę w trójkolorowych barwach. Łotewski obrońca strzałem z okolic niebieskiej linii pokonał bramkarza Zagłębia, doprowadzając do remisu.
W ostatnich minutach spotkania ataki na sosnowiecką bramkę nie ustawały. Szansę na gola mieli m.in. Patryk Krężołek, Jesse Rohtla czy Dusan Devečka. Dramatyczne wydarzenia miały miejsce w samej końcówce. Na niespełna sekundę przed końcem meczu Zagłębie zdobyło bramkę Tuż po wygranym wznowieniu uderzył w samo okienko Denis Akimoto. Powtórka wideo potwierdziła, że została zdobyta prawidłowo.
dziennikzachodni.pl – Pluszaki na lodowisku!
[…] Znakomite widowisko stworzyli hokeiści Tauron KH GKS Katowice i GKS Tychy. W meczu, który prawdopodobnie zadecydował o pierwszym miejscu w tabeli przed fazą play off, górą byli wicemistrzowie Polski.
[…] Starcie dwóch najlepszych zespołów rozgrzało kibiców do czerwoności. Katowiczanie zaczęli mecz od wyśmienitej pierwszej tercji, którą zasłużenie wygrali 2:0, ale potem do głosu doszli goście, którzy zmniejszyli dystans bramkowy i podjęli twardą walkę na całym lodowisku. W ostatnich minutach sypały się kary i trzeszczały kości zawodników.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze