Piłka nożna
Nocoń: „Fajnie jest wygrać na GieKSie”
Po zakończonej zwycięskiej serii odbyła się konferencja prasowa, w której udział wzięli trenerzy obu drużyn – Adam Nocoń oraz Rafał Górak.
Nocoń: Myślę, że ciekawy mecz. Fajna atmosfera kibicowska. Doping naszych kibiców od pierwszej do ostatniej minuty. Mecz miał różne fazy. Pierwsza połowa dość wyrównana, mądrze się broniliśmy, bramka po stałym fragmencie. Źle weszliśmy w drugą połowę, ale dobre zmiany wygrały nam ten mecz. Bramka w kluczowym momencie Continelli, no i po trzecim golu graliśmy spokojnie, dobrze i nic nie wskazywało na to, że mecz mogliśmy przegrać. Po 3-1 mecz zabity. Na GieKSie zawsze fajnie wygrać, z GieKSą rozpędzoną, która wygrywała mecze po dobrej grze. My już w poprzednich meczach graliśmy dobrze, ale nie wygrywaliśmy. My dziś graliśmy na tyle dobrze.
Pytanie: Zmiany, odsunięcie gry od pola karnego. Czy spodziewał się pan tego?
Nocoń: Tak, spodziewałem się. Mecz nam się wymykał, myślałem, czy w przerwie już nie zareagować. Podobało mi się po zmianach, że była szybka odpowiedź. Te zmiany były po to, Czapliński cofnięty na 10, tam potrzebna była zmiana, Sermienko szybki, dynamiczny i tymi zmianami dziś wygraliśmy. Po to one były i dały efekt.
Pytanie: W tym roku prowadziliście już w kilku meczach, dziś w końcu utrzymane zwycięstwo.
Nocoń: Bardzo to było potrzebne. Mam nadzieję, że zawodnicy uwierzą. Teraz musimy trochę odpocząć, temperatura, tempo gry było dość szybkie. Mam nadzieję, że wrócimy do tego. Były symptomy, że będzie dobrze. Zaczęliśmy grać lepiej z Arką, Lechią, była połowa z Miedzią. Tu były symptomy, że wygramy.
Pytanie: Jak udało się złamać defensywę GKSu?
Nocoń: Szczerze – gra obronna robiła na mnie duże wrażenie. Myślałem, co tu zrobić, boczne strefy boiska, ale też podania za linię obrony. GieKSa gra pozycyjnie, ofensywnie, tworzy dużo sytuacji, więc taki był pomysł. Sporo bramek GKS tracił z dystansu i tak też zdobyliśmy gola.
Pytanie: Druga bramka, objawienie meczu. Pytanie, czy trener zna zawodnika z takich umiejętności?
Nocoń: Ten zawodnik ma bardzo dobrą technikę użytkową. Wcinka za linię, strzał – zawodnik dobry technicznie, ale miał kontuzję, wypadł z rytmu, przyjechał do nas dość późno. W ważnym momencie bramka – stadiony świata, co tu mówić.
Pytanie: Runda jesienna rozbudziła apetyty, w tej wyglądało źle. Co miało na to wpływ?
Nocoń: Nie myślę o tym. Ta seria była taka na styku – można było wygrać, przegrać. Mecze były podobne, ale nam zawsze czegoś zabrakło. Były różne fazy tego sezonu, to było na styku. Jakoś na jesień taki był przebieg, że wygrywaliśmy i poszliśmy za ciosem. Widzę dużo obiektywizmy wśród kibiców, spokojnie do tego podchodzimy, bo musimy myśleć, na którym miejscu byliśmy w zeszłym sezonie. To przełamanie na GieKSie może wpłynie na to, że do końca będziemy walczyć o najwyższe cele.
Pytanie: Dużo kontuzji, kartek – jak bardzo utrudnia to pracę?
Nocoń: Marna szansa dla Dino Sui – kostka unieruchomiona, pojechał do Belgii się leczyć. Zanim dojdzie, zanim wejdzie w rytm, może na ostatni mecz. Utrudnia to bardzo, ale trzeba sobie z tym radzić i jest to szansa dla innych zawodników.
***
Górak: No cóż, przyszło przełknąć porażkę i niewątpliwie było nam trochę ciężko, jeśli chodzi o sam mecz i nie tylko. Pierwsze 15 minut było ok, potem straciliśmy bramkę tak, jak nie powinniśmy. Po wyrównaniu wydawało mi się, że jesteśmy na drodze w kierunku trzech punktów, ale rywal zachował się dobrze taktycznie i indywidualnie po zmianach. Ta druga bramka spektakularna, a trzecią strzeliliśmy sobie sami, to była nasza słabość i duży minus. Spotkanie było wyrównane, jednak troszkę więcej konkretnej było Odry. Bramkarz gości miał przy strzałach więcej problemów, ale myśmy tego nie wykorzystali. Trzeba porażkę wkalkulować w rozgrywki. Dużo meczów za nami i zwycięstw, mamy moment, żeby odetchnąć. Mamy tych meczów, za chwilę trzy mecze i musimy się do nich bardzo dobrze przygotować, a dziś jest nam niewątpliwie przykro. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy do ostatniej minuty wspierali zespół i wiem, że ludzie do nas wrócą, bo chcieliśmy dać dobre widowisko.
Pytanie: Czy wiadomo już co z Komorem i czy Kuusk będzie do dyspozycji na kolejne spotkanie?
Górak: Noga Komora nie jest jeszcze wyleczona, nic tam się nie stało kostnie ani stawowo, jest to bardzo mocne i duże stłuczenie. Każdy dzień to progres w zejściu krwiaka, ale dziś nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy wróci do gry. Kuusk ma dwa mecze przerwy.
Pytanie: Cofnięcie Repki do obrony się nie sprawdziło.
Górak: Będziemy niewątpliwie jakieś decyzje podejmowali, jak Oskara zastąpić w środku. To są decyzje złożone, mamy wiele alternatyw, mając na uwadze zdrowie Alka. Jest też Janiszewski czekający na szansę. Decyzja będzie podjęta na podstawie zdrowia zawodników.
Pytanie: Po golu Jaroszka GieKSa miała większe szanse. Co się stało?
Górak: Niekiedy dojrzałość i taka chęć wyjścia na prowadzenie szkodzi. Ja oglądałem przed chwilą tę bramkę – strzał był doskonały, ale do tej sytuacji nie powinno dojść. Po bramce na 1-1 wyszedł moment, że teraz, zaraz już i dostaliśmy gola. Zabrakło cierpliwości i rozwagi, wytrzymania chwilę z tym wynikiem. Trzeba było mieć na uwadze, że Odra dziś czeka na swój moment. Oddaliśmy im piłkę za łatwo.
Pytanie: Czy zawodnicy będą wspierać jutro hokeistów w najważniejszym meczu sezonu?
Górak: Troszkę entuzjazm opadł, ale sztab tam myślę, że będzie.
Pytanie: Gra na 16. metrze przed polem karnym. Tam Odra była lepsza?
Górak: Nie jest to łatwe w sposobie gry, która podjęła GieKSa. Dobrze jest, jak zawodnik jest w cyklu i jest mecz za meczem. Dziś Shun dostał okazję i był odważny, parokrotnie nie podał tak, jakbyśmy chcieli. Była próba dryblingu, gdzie stracił piłkę, ale tak trzeba grać i rozumieć piłkę. Jeżeli Shun będzie grał, tak jak wskazujemy, to nie będziemy go krytykować. Na pewno chciałby nam grę lepiej poprowadzić, ale ja nie powiem, że jestem niezadowolony. Rozumiem jego błędy, które wynikają z tego, że chcemy grać w pewien konkretny sposób. To, że zawodnik gra regularnie, robi to często lepiej, ale jego błędy nie zadecydowały o porażce.
Pytanie: Zimowe przygotowania najlepsze, czy coś by pan zmienił?
Górak: Zawodnicy byli bardzo zadowoleni z całego tego procesu z okresu. My oglądając ich możliwości i predyspozycje, staraliśmy się podnieść intensywność. Dla niektórych mogło być to ciut za mocno, ale objętościowo było więcej, intensywność również. W czasie całego czasu, w którym jestem w GKS-ie, podnosimy zawodnikom te wartości fizyczne i jest to progres. Rzeczywiście nie szukałbym w tym czegoś niemożliwego, ale widząc, jak zawodnicy fajnie przyjęli intensywność przygotowań, drużyna wygląda fizycznie dobrze.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze