Piłka nożna
Noty i opisy po Stali
Ktoś powie, że znów się dopieprzamy. Ktoś znowu zasugeruje, że cieszą nas porażki. Bzdura. Jesteśmy zasmuceni po tym meczu, ale optymizmu tracić nie mamy zamiaru. Widać jednak, że czar prysł – nie jesteśmy ekipą, która będzie wygrywać zawsze i wszędzie. Alarmowaliśmy, że poprzednie mecze – mimo że wygrane – nie były wysokiej jakości. Wczoraj za słabą jakością poszedł wynik. Zawiedli wszyscy zawodnicy. Ale mamy jeden apel do zawodników – nie obrażać się o opisy, tylko pracujemy i skupiamy się dalej na celu. Trzymamy za Was kciuki w Chojnicach!
Mateusz Abramowicz – 5
Tym razem głupich wybić na aut nie było, ale patrząc na tego zawodnika, nie mamy już takiego zaufania, jak niegdyś. Nawet nie zrobił błędów, ale cyrkowa interwencja z drugiej połowy lekko nam podwyższyła ciśnienie. Średni mecz.
Adrian Frańczak – 3
Lubimy zawodnika, ale znów pokazał, że umiejętności piłkarskich wielkich nie posiada. Był moment, w którym stwierdziliśmy, że z jego strony może być szansa na sukces w ofensywie. Ale de facto dośrodkowywał notorycznie na poziom kolan przeciwników. Pod byle presją gubi się, traci piłkę lub zagrywa w eter.
Mateusz Kamiński – 5
W przeciwieństwie do Suwałk wczoraj niezbyt pewny, mocno taki sobie. Dziwnie zachowywał się przy drugiej bramce, ni to krył rywala, potem podbiegł do drugiego. Bardzo przeciętnie.
Lukas Klemenz – 5
Nic wielkiego nie pokazał. Przegrał pojedynek przy drugiej bramce. Słabo.
Mateusz Mączyński – 4
Będzie pauzował w Chojnicach i mamy nadzieję, że zastępujący go Kamil Słaby nie odda mu miejsca. Mąka jest beznadziejny w defensywie na tej pozycji. To, co uchodziło mu płazem w poprzednich meczach, uwidoczniło mu się we wczorajszym starciu. Nie trzyma pozycji, łazi w środkowej osi, a 30 metrów dalej na skrzydle chodzi niepilnowany zawodnik. Przegrał pojedynek 1 na 1 i dostał żółtą kartkę. Dwie ciekawe akcje w ofensywie, ale znów raczej na farmazonie (szacun za determinację). Z Mąką na lewej obronie istnieje ryzyko stracenia bramki.
Oktawian Skrzecz – 3
Młodzieżowiec lekko od siedmiu boleści. Piszę to jako piewca jego talentu sprzed jakiegoś czasu z jesieni. Teraz Oktawian gra na pałę, przypadkowo, schematycznie, totalnie bez efektywności. Kompletnie nic nie dał drużynie.
Bartłomiej Poczobut – 5
Słabszy mecz niż te ostatnie. Tym razem nie był zaporą w środku pola. Dodatkowo żółta kartka, eliminująca go z Chojnic plus sprokurowanie rzutu karnego. Słabo.
Łukasz Zejdler – 4
Zawodnik ma rozgrywać, rozprowadzać, a od początku wiosny biega po tym boisku bez celu. Efektywności kompletnie brak. Chłopie weź się za siebie, bo nie pomagasz drużynie tym chaotycznym bieganiem.
Andreja Prokić – 3
Nie będziemy się rozpisywać, czy grał na 100% czy nie. Faktem jest, że zagrał bardzo słabo, miał dwa strzały – w tym jeden z pola karnego – bardzo niecelne. Liczyliśmy, że w takim meczu się pokaże. Duży zawód.
Adrian Błąd – 3
W pierwszej połowie stwarzał zagrożenie po stałych fragmentach – wolnych i rożnych. Tylko tyle. Z akcji nic, poza jednym strzałem z dystansu – kuriozalnym, bo do teraz zastanawiamy się, jak mając 15 metrów wolnego pola przed narożnikiem pola karnego, można w nie nie wchodzić, tylko strzelać z minimalnym prawdopodobieństwem bramki. Zdjęty w drugiej połowie.
Wojciech Kędziora – 3
Zawodnik widmo. Kontakty z piłką można policzyć na palcach jednej lub dwóch rąk. Strzałów brak, zagrożenia brak, poza jednym tyłem do bramki. Normalnie szykowałaby się zmiana, ale nie mamy…
Grzegorz Goncerz (grał od 61. minuty) – niesklas.
Gonzo ma 29 lat i odcina kupony. Przykro się patrzy, jak zawodnik dostaje szansę i nie potrafi zdziałać kompletnie nic poza pretensjami. Smutny widok…
Paweł Mandrysz (grał od 71. minuty) – niesklas.
Coś tam próbował, na pewno lepszy od Skrzecza. Ale bez efektu.
Dalibor Volas (grał od 85. minuty) – niesklas.
Wprowadzony chyba na odpiernicz. Nie miał czasu, żeby zrobić cokolwiek.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




1964
15 kwietnia 2018 at 12:16
I balon pękł!Ze stalą zagrali to co kiedyś.zobaczymy co będzie dalej,ja w tą ekipę mie wierzę!A Frańczak niech da sobie spokój z fussbalem!Na 5 wrzutek 6 złych!Teraz wpierdol na chojnicach i głogowie i dzięki!
ursus
15 kwietnia 2018 at 14:39
Za mało gry w piłkę, za dużo dość prostych strat. W tabeli wszystko jeszcze możliwe, ale na boisku wygląda to słabo.
KaTe
15 kwietnia 2018 at 16:43
Spokojnie. Poczekajmy co dadzą te trzy wyjazdy.
Jedno jest pewne: walka o awans – bez opanowywania środka pola na boisku – to ewenement. Zejdler raczej nigdy nie będzie kreatorem gry, a zostawianie na trybunach Cerimagicia, Plizgi i Fosy jest co najmniej zastanawiające…
A potem, na konferencji, trener mówi o braku jakości
Mateo
15 kwietnia 2018 at 18:42
Skrzecz i Kędziora ta sama nota? Czyli najlepiej uciekać od piłki i być kompletnie poza grą? Emeryt Kędziora to 2 maksimum, to on obok Frańczaka i Mąki byli najsłabsi i powinno to być widoczne w ocemach
potf
15 kwietnia 2018 at 22:01
Dokładnie @KaTe. Cerimagic albo Plizga na plac, bo w środku mamy zero jakości. Zejdler jej nie gwarantuje, Poczobut głównie od destrukcji. Napastnicy żyją z podań, a tych po prostu nie ma, lub są złe, jak te nędzne próby dośrodkowań Frańczaka.
Irishman
16 kwietnia 2018 at 03:42
Shellu, zgadzam się dokładnie w 100%
Panowie piłkarze – było, minęło! Jedziemy dalej!
Koledzy, kibice – skończcie te smuty, po zaledwie jednej porażce!!!
Panie trenerze – CO Z PLIZGĄ?!?!?!?!?
Matti
16 kwietnia 2018 at 07:04
Dwie rzeczy po pierwsze po raz pierwszy nie dominowaliśmy w środku pola po prostu przegraliśmy tam walkę o dominację po drugie nasze skrzydła były fatalne zarówno obrońcy którzy nie potrafią po presją zrobić nic ale i również pomocnicy! Zastanawiam się nad wsadzeniem Błąda do środka pomocy a na lewą stronę Cerimagic. Myśle że Mandrysz powinien zagrać na Skrzecza a Słaby lub Słomka za Mączyńskiego bo ten chłop to już przechodzi samego siebie!Po za tym chyba nikt tu sie nie spodziewał że tym składem wszystko wygramy wcześniej czy później musiała przyjść porażka lepiej teraz niż na koniec. Gramy dalej teraz mecz w Chojnicach a na wyjeździe gramy znacznie lepiej bo tam gramy z kontry a u siebie trzeba zagrać atakiem pozycyjnym a do tego trzeba jakości!
JARO
16 kwietnia 2018 at 14:41
Identycznie jak z Sandecją rok temu..te same nadzieje,taki sam obraz gry i wynik też.
Brak jakości ??? A najlepsi technicy na trybunie
PLIZGA ,CEREMAGIĆ,FOSA ???
a czym jest wpuszczanie sprowadzonego
snajpera VOLASA na 5 minut ???
Czy na tych zjebanych konferencjach prasowych padają sensowne pytania ???