Piłka nożna
Noty i opisy po Wiśle
Pisanie tego artykułu o 23, mając gorączkę, perspektywę bardzo wczesnego wstania w niedzielę (z dodatkowo godziną snu mniej przez zmianę czasu) zakrawa na skrajny masochizm. Bez zbędnych ceregieli przystąpmy jednak do oceny zawodników za przegrany mecz z Wisłą Płock. Postaram się bez ironii i dość łagodnie (jeszcze).
Antonin Bucek – 5,5
Tym razem golkiper nie był tak elektryczny jak w Chojnicach. Wielu sytuacji do jakichś super interwencji jednak nie miał. Przy bramce mógł lepiej interweniować, bo piłka w same widły nie wpadła, ale nie był to jakiś wielbłąd.
Adrian Frańczak – 4,5
Mając w pamięci jego grę w pomocy z meczów z Niecieczą i Flotą, wydaje się powoli, że pozycja prawego obrońcy niespejclanie mu służy. Nie wnosi nic poza przeciętność jako defensor, a jego udzielanie się w ofensywie jest raczej symboliczne. Bardzo przeciętnie.
Mateusz Kamiński – 5,5
Średni mecz zawodnika, jakby nie patrzeć stoperzy kilka razy dopuścili zawodników gości do sytuacji strzałowych, z trafieniem w słupek Marcina Krzywiskiego na czele. Kiksów brak, ale jakiegoś super czyszczenia też nie było. Szkoda, że nie rozejrzał się w końcówce meczu na prawą stronę, gdzie był Frańczak, a wokół niego w promieniu kilometra żadnego przeciwnika.
Łukasz Pielorz – 5
Pojawiały się momenty niepewności, choć na szczęście nie było po tym stuprocentowych sytuacji dla rywali (Boże, jak my się musimy pocieszać). Zderzenie z Leimonasem było kuriozalne i po tym akurat bramka paść mogła.
Piotr Petasz – 4
Bardzo słaby mecz tego zawodnika, nic nie wniósł z gry, a jeśli chodzi o stałe fragmenty, to zamiast przywalić z tych wolnych, tak jak w Chojnicach, bawił się w jakieś rozgrywania, które efektów żadnych nie przyniosły. Do tego dwie żółte kartki. Naprawdę nie będziemy obniżać noty zawodnikowi za to co poza boiskiem, ale wywiad, w którym mówi, że „sędzia za nim chodził i tylko czekał, żeby dać mu żółtą kartkę” jest naprawdę kompromitujący. Piotrek weź się ogarnij i ugryź czasem w język!
Aleksander Januszkiewicz – 4,5
Jak ktoś z przeciwników nie odrobił zadania domowego lub był bardzo nieuważny na odprawie, to… jest szansa, że Alex go minie. Jego zwody są tak czytelne, jak kolejne odcinki „Mody na Sukces”. Ten pierwszy i drugi mu często wyjdzie, ale potem dalej irytująco wozi się z piłką i trzeci odbiera mu bez problemu. Mimo to udało mu się przeprowadzić jedną bardzo fajną akcję, ale zamiast strzelać wymyślił nie wiadomo co.
Sławomir Duda – 2
Bardzo, bardzo źle. Kilka karygodnych strat w środku pola na kontry dla rywali. To się po prostu w głowie nie mieści. Lubimy zawodnika, ale poziom był tragiczny.
Kamil Cholerzyński – 4
Dużo gorzej niż w Chojnicach, ale i tak lepiej niż Duda. Próbował pomóc w ofensywie – bez efektu. I jemu zdarzyła się fatalna strata w środku obiska z kontrą rywali. W tej rundzie defensywni pomocnicy po prostu nie istnieją.
Przemysław Pitry – 5
W pierwszej połowie wyróżniający się zawodnik, miał momenty pressingu i walki, oddał dobry strzał z dystansu. Niestety po przerwie było już źle (poza jednym dobrym zgraniem piłki do Goncerza), a czary goryczy dopełnił głupi faul przed polem karnym, po którym padła bramka. Na tle jednak aktorów wczorajszego widowiska nie było najgorzej.
Rafał Pietrzak – 4,5
Coś tam próbował z przodu, ale efektu z tego nie było żadnego. Totalna, absolutna przeciętność pierwszoligowa z dolnych rejonów tabeli.
Grzegorz Goncerz – 4,5
Niestety piłakrsko Gonzo również w tym meczu nie błyszczał. Miał jedną sytuację, ale uderzył w środek bramki. Na plus walka, podoba się, że zawodnik biegnie na obrońcę, na bramkarza i trzeba przyznać, że kilka razy postraszył Kiełpina. Ale od Gonza oczekujemy goli. Do tego nas przyzwyczaił, to… ma za swoje. Plus za walkę.
Povilas Leimonas (grał od 46. minuty) – 5,5
Wszedł na boisko po przerwie i spisał się umiarkowanie dobrze. Co prawda błędy się pojawiły, łącznie z wspomnianym zderzeniem z Pielorzem, ale generalnie nie było tak źle, jak w poprzednich meczach. Na bank zastąpi Dudę w Suwałkach.
Kamil Bętkowski (grał od 46. minuty) – 2
Pierwsze 20 minut drugiej połowy to był po prostu totalny dramat. Zawodnik robił wszystko, żeby otrzymać notę marzeń 0. Tracił piłki, źle podawał, przegrywał pojedynki i był totalnie zagubiony. Na szczęście otrząsnął się i potem jedna akcja na dwie były stosunkowo udane. Stosunkowo, bo efektów z tego nie było. Generalnie jednak była to jedna z najgorszych zmian w nowożytnej historii GieKSy.
Rafał Kujawa (grał od 77. minuty) – niesklas.
Ten za to po wejściu na boisko przez chyba 7-8 minut nie powąchał piłki. Potem nawet próbował rozgrywać, ale nie było z tego praktycznie nic.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




as
29 marca 2015 at 11:41
No patrzec sie na to nie dalo.. nie ma w GieKSie ofensywy, nie ma rozegrania, Duda i Cholerzynski nie potrafia pilki przyjac, skrzydlowi celnie dosrodkowac. Pitry gra na 20% swojego potencjalu i jeszcze nie ma sobie nic do zarzucenia, Bucek to zart. Taktyka bezplciowa, sero sytacji, Gonzo sam walczy z wiatrakami. 80% składu do wietrzenia.
BOLO
29 marca 2015 at 12:00
Tyle czasu mineło i trener mówi że gra musi sie zmienic to nadczym oni pracowali ,cicha przystan dla kopaczy kasa leci ,kibice nic niewidza .Jak zakontraktowane ściepy maja grzac ławe to postaw na mlodych.
witosa zgred
29 marca 2015 at 12:25
To nie był futbol ino patologia
fanclub dortmund
29 marca 2015 at 15:52
zamiast derbow z Ruchem predzej dozyjemy tych z Rozwojem
Marcin
29 marca 2015 at 20:27
Tak duże miasto i żebyśmy w ekstraklasie nie byli, ino jakas Łęczna,Ruch czy Piast.. Miasto zróbcie coś żeby GIEKSA znów była potężną firmą bo Katowice na to zasługują !!! Kochamy nasz ukochany klub!
Zygzak
2 kwietnia 2015 at 08:06
A co miasto robi,gdyby nie miasto to by Gieksy dawno nie było.Tu potrzeba nowego zarządu,sztabu szkoleniowego i wartościowych zawodników.Oprócz Pitrego i Goncerza praktycznie nie mamy wartościowych zawodników.A pozostała ekipa do wymiany,zero ambicji i walki.Nasze grajki powinni brać przykład z II ligowych Błękitnych Stargard Szczeciński jak ogrywają ,,potentatów naszej ekstraklasy”Pozdrowienia dla wszystkich Gieksiarzy.Wesołych Swiąt.
Tauzen
3 kwietnia 2015 at 01:53
Petasz zasłużył na notę 1! 2 dla Bętkowskiego bo w tej tragedii przynajmniej 2 razy miał niezłe zagranie natomiast u Petasza nie zauważyłem z ręką na sercu ani jednego pozytywnego zagrania.