Piłka nożna
Noty i opisy po Zagłębiu
GKS Katowice zagrał – możemy śmiało powiedzieć – jedne z najsłabszych zawodów w ostatnich latach. Nie mamy jednego zawodnika, którego moglibyśmy pozytywnie wyróżnić. Dlatego noty i oceny będą bardzo niskie, natomiast zespół na dalsze mecze ma nasze pełne wsparcie.
Rafał Dobroliński – 5,5
Jedyny zawodnik, do którego nie można się przyczepić. Kilka sytuacji wybronił, przy bramce – jak to po rogu – wiele zależało od szczęścia. Puścił bramkę po pięciu meczach z czystym kontem.
Alan Czerwiński – 5
Naprzeciw siebie miał szybkiego Pribule i jak na siebie nawet nie najgorzej sobie radził. Gorzej było, jak Pribula zbiegał do środka. Generalnie nic Alan nie zawalił, ale też niewiele dał, choćby w ofensywie, choć często był z przodu. Przeciętnie.
Mateusz Kamiński – 3
Kilka zagrań Kamyka wołało o pomstę do nieba, na czele ze zbyt lekkim podaniem wszerz do Jurkowskiego, po którym tylko dzięki cudowi nie padła bramka. Także był nieskoncentrowany po jednym z autów i w swoim polu karnym groziło to utratą bramki. Oj Kamyk, Kamyk… raz na rok tylko taki mecz. Musi być już tylko lepiej!
Adrian Jurkowski – 5
Średni mecz stopera. Takich błędów jak Kamyk nie popełnił, ale w naszym polu karnym bywało gorąco. Średni mecz.
Rafał Pietrzak – 3
Nie poznawaliśmy Rafała. Niecelne podania, jakieś zamulenie. Widać było, że chciał, że był w ofensywie, a nic z tego nie wynikało. Rzuty wolne i rożne – dramat. Wszystko w ręce bramkarza.
Maciej Bębenek – 3
Niestety zawodnik potrafi swój najlepszy mecz na Bukowej rozegrać przegrywając 0:3. Mowa oczywiście o meczu z Sandecją z końcówki poprzedniego sezonu. W GKS jak na razie bardzo słabo, a wczoraj te odbicia i niemożność przyjęcia piłki były zatrważające. Zmieniony w przerwie – słusznie. Szczytem było wejście z prawej strony pola karnego i walnięcie piłki w eter…
Łukasz Pielorz – 4
Niemrawy, mocno niemrawy. Od zawodnika z takim doświadczeniem oczekujemy pewności w grze, a nie zagubienia czasem jak junior. Wiadomo, że jego rozegranie szwankuje, ale czasem te podania na skrzydło na zapalenie płuc są straszne.
Povilas Leimonas – 4,5
Obiecujący początek meczu, widać chęć wzięcia gry na siebie, ale z czasem był coraz i coraz to bardziej mniej widoczny. Niewiele dał zespołowi w tym meczu, Zagłębie w ofensywie grało, jak chciało.
Filip Burkhardt – 5
Oj to nie był ten Filip z poprzednich meczów. Niedokładne zagrania, straty, brak pewności siebie, czyli dokładna odwrotność tego, co oglądaliśmy z Rozwojem i Wigrami.. Na plus jednak próby strzałów z dystansu, które w tej całej beznadziei były małym promykiem nadziei.
Paweł Szołtys – 2
Oj młodzieżowiec… Słabo z Wigrami, beznadziejnie z Zagłębiem. Zasłużone gwizdy i nie można mówić, że skoro młody to gwizdać nie można. Ma taki wiek, że w Premiership ludzie strzelają gole i są kluczowymi postaciami. Więc teraz wszystko zależy od tego, czy zawodnik ma charakter i czy potrafi się wkurwić. Jeśli nie, to ciężko będzie miał w piłce cokolwiek osiągnąć.
Grzegorz Goncerz – 3
Gonzo jak na razie bardzo słabo. Wydawało się, że słabsze mecze nie mogą być normą, ale ten sezon jest na razie bardzo kiepski dla króla strzelców. Miał super okazję, ale trafił w słupek – nie można go winić, bo z trudnej piłki mierzył dobrze.
Adrian Frańczak (grał od 46. minuty) – 4,5
Na pewno było nieco lepiej niż Bębenek, ale generalnie przeciętnie. Zawodnik typowy do balansowania pomiędzy ławką, a pierwszym składem.
Daniel Ciechański (grał od 62. minuty) – niesklas.
Młody wszedł i próbował pokazać się na pozycję, ale efektów nie było. Szkoda, że Pietrzak go nie wypatrzył przy jednej z akcji. Bardzo przeciętnie.
Wojciech Trochim (grał od 82. minuty) – niesklas.
Wszedł w końcówce i miał podostrzyć grę. Generalnie dał z siebie dość sporo, starał się rozgrywać, walczył. Charakterystyczne zastawianie się plecami. Wydaje się, że mógł dostać szansę wcześniej.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Gregi
9 sierpnia 2015 at 12:49
„..zespół na dalsze mecze ma nasze pełne wsparcie..” – pełna zgoda. Ale ja po tym szpilu zagranym bez ambicji, czuję się wychujany. Można było (?) przegrywać kiedyś z Niecieczą, Suwałkami ale nie z Sosnowcem u siebie! Goncerza czas już minął. Będzie tak jak z Pitrym, który miał świetny sezon, strzelał na zawołanie,a potem zgasł.. Obym się mylił! Nie ma co stękać i jęczeć,bo to raptem druga kolejka ale brak ambicji i porażka w TAKIM szpilu,w którym tak naprawdę punkty schodzą na drugi plan – boli. Oby było tylko lepiej. Wierzę,że będzie.
ddd
9 sierpnia 2015 at 13:31
na dalsze mecze to stadion będzie zamknięty a i na wyjazd pewnie tez nie pojedziesz
Shellu
9 sierpnia 2015 at 13:37
I tego się Gregi trzymajmy.
Tomek1976
9 sierpnia 2015 at 14:07
Kto odpowiada za wpuszczenie na stadion kibiców z racami?? tych paru gości z sektoru B1 którzy próbowali rozmontować ogrodzenie powinno się ukarać zakazem stadionowym. Sądzę że z wyjazdu na Arkę nici kara finansowa dla klubu pewna jak w banku a zamknięcie blaszoka też pewnie nastąpi. Nie rozumiem tego że prowadzący doping z blaszoka nie potrafi zapanować nad grupką bandziorów???
lukasz
9 sierpnia 2015 at 15:17
To juz pewne – policja zlozyla wniosek o zakaz wyjazdowy i kare zamkniecia stadionu na kilka nastepnych spotkan …. Brawo naprawde bylo „warto” …
Wujo
9 sierpnia 2015 at 21:49
Jak to ktoś napisał na jakimś portalu „można przegrać mecz, ale nie w taki sposób”. Gdzie ambicja, waleczność i GIEKSIARSKI charakter???????? Piłkarze pokazali dno i… myślę, że niestety to pierwszy i nie ostatni raz 🙁 w tym sezonie. Kibice pokazali w 100% serce – doping i nie tylko (oprawy, ubiór). I jak to często bywa dostali za to w pysk!!!! Jak można w taki sposób przejść obok meczu (takiego)!!! Muszą te piłkarzyki baaaardzo się postarać o odbudowę zaufania!!!! A co do zadymy: po kiego chu…a nam zgoda/sztama z jakimś jarosławiem???? Przecież to ta banda kretynów rzucała race i NASZE BARWY!!!! na ochroniarzy i goroli!!! Który prawdziwy Gieksiarz będzie napier…ał BARWAMI!!! w ochronę???? Wypierdo….y tych pojeb…ch koksiarzy na swoje zakarpacie i tam niech się pokazują z Karpatami Krosno!!!! My znowu mamy zamknięty stadion-(trybunę) i inne kary, a i budowa nowego może być też zagrożona!! TEGO CHCE PRAWDZIWY KIBIC GIEKSY???? Ch..j mnie strzela od wczoraj, ale bardziej na kretynów KTÓRZY DOSZLI NA C TUŻ PRZED!!!! zadymą niż na piłkarzyków. CAŁE MOJE ŻYCIE TO GKS KATOWICE!!! Amen.
kibic
10 sierpnia 2015 at 07:33
nie wiem czemu wszyscy nazekaja teraz po przegranym meczu gdy jest juz za puzno,jak pisalem predzej ze druzyna jest slaba to goscie mieniacymi sie kibicami odpisywali mi ze jestem idiota i nie znam sie i szkodze klubowi,a ja twierdze ze ta porazke trzeba zapisac na konto Prezesa i Proksy to oni nas oszukali brak dobrych wzmocnien,na chwile obecna tylko Burkhadt nadaje sie do 1 skladu ze tych podobno mocnych wzmocnien,Bebenek z ta forma nadaje sie do rezerw mlodziezowiec tak samo i to bylo juz widac w 2 pierwszych meczach tylko oni tego nie widza,obrona jest dalej slaba jak caly czas,pomoc nie istnieje a ataku wogule niemamy,gdy twierdzilem ze od zaraz potrzebny jest obrnca srodkowy i napastnik gotowy od razu do gry to ci co mnie tu obrazali teraz nazekaja,wiec jesli szybko klub nie wzmocnia wartosciowi pilkarza znowu bedzie sezon obrony przed spadkiem wiec jesli Proksa nie zna skaltow i nie umie znalesc wartosciowych pilkarzy musi odejsc,na chwile obecna jest zle a wyglada ze bendzie jeszcze gozej,wiec zamiast liczyc tylko kase z miasta prezes i zarzad i Proksa musza nas za ta hanbe i wstyd przeprosic i wdziasc sie do roboty a jak nie umia ty wypierdalac z klubu bo wiec takiej tragedi juz nie chcemy ogladac
kiepski
10 sierpnia 2015 at 09:24
No nie wiem czy Dobrolińskiego nie można się czepiać, znów wypluł piłkę przed siebie gdzie nasz piłkarz musiał wybijać piłkę na róg po którym padła bramka. Przy ów feralnym rogu zawachał się do wyjścia do piłki , zrobił krok i się cofnął, a mógł ją wypiąstkować, W ogóle Dobro nie wyłapuje dośrodkowań , patrz bramkarza goroli prawie wszystkie wyłapał. Co do obroniononych od tego jest bramkrz aby czasem coś obronił