Dołącz do nas

Felietony

Obyśmy nie zaczęli się w niej urządzać…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Runda jesienna zakończona. Wkraczamy w niespotykaną ilość czterech kolejek rundy wiosennej rozegraną awansem. Dotychczas największą liczbą meczów z wiosny rozgrywanych jeszcze jesienią było trzy. Jakim zrządzeniem losu jest to, że nadchodzące pojedynki – aż do 21. kolejki – będą tak naprawdę być może kluczowymi dla przyszłości całego klubu. Meczami o wadze życia i śmierci.

Sytuacja katowiczan w tabeli jest bardzo zła. O ile po remisie w Bytowie udało się co prawda uciec z ostatniego miejsca w tabeli, to strata czterech oczek została utrzymana. I również – z jednej strony dobrze, że bezpośredni rywale w strefie spadkowej plus Tychy przegrały swoje mecze, natomiast wygrana Niecieczy spowodowała, że właśnie do Tychów mamy co prawda cztery punkty straty, ale do kolejnego bezpiecznego miejsca – już sześć.

Nie trzeba nikomu mówić, że im więcej drużyn walczących o utrzymanie, tym większa szansa, że… któraś z nich potraci punkty i będzie łatwiej kogoś dogonić. W obecnej sytuacji musimy mocno skupić się na Tychach, a wydaje się, że ta ekipa nie będzie się przecież przez cały czas prezentować tak słabo.

Problem w tym, że wspomniane nadchodzące cztery mecz zapowiadają się mega trudno – zarówno każdy z osobna, jak i wszystkie razem. Podbeskidzie chce się włączyć do walki o awans i pewnie już dawno byłoby w czołówce, gdyby nie fatalny początek u siebie. Ale patrząc na rezultaty Górali z tego sezonu: wygrana w Mielcu, 4:1 z Wartą, 5:0 w Suwałkach, wygrana z Chojniczanką, w Opolu czy ostatnio 3:0 z Chrobrym – pokazuje, że rywal spod Klimczoka potrafi zagrać bardzo efektownie i skutecznie. ŁKS Łódź to wicelider tabeli, który w rundzie jesiennej przegrał tylko 4 mecze. GKS Tychy na wyjeździe – sami wiemy, jak fatalne mecze tam rozgrywał ostatnio nasz zespół. W końcu Sandecja, która nie ukrywa aspiracji powrotu do ekstraklasy.

Na zdrowy rozum mecze, w których obowiązkiem były punkty i poprawa sytuacji w tabeli – klasycznie przerżnęliśmy. W słabym stylu, bez ikry, bez walki, dodatkowo darując punkty bezpośrednim rywalom. Dodatkowo na własnym boisku. A skoro nie umieliśmy punktować ze słabiakami, to teraz stajemy pod ścianą i MUSIMY punktować ZA TRZY z ekipami z czołówki i w meczu derbowym. Skoro nie potrafiliśmy dać ciosu zataczającemu się pijaczkowi chcącemu ukraść nam portfel, musimy stawić czoła w ciemnej ulicy wyższemu i tęższemu jegomościowi i uważać, żeby ten nokautujący cios nie powalił nas, zanim tylko zdążymy pomyśleć…

Pytanie zasadnicze, czy cokolwiek przemawia za naszą drużyną. Kibice GieKSy obecni w Bytowie – tradycyjnie i od tysiąca lat, próbują wyciągać desperacko choćby najmniejszy pozytyw i opakowywać go jako wielka nadzieja na przyszłość. Tym razem był to fakt dwukrotnego odrobienia strat, dwukrotnie po bardzo dobrym stałym fragmencie gry. Tym była, walka i ambicja i to, że „gdyby nie błędy indywidualne”, to wynik byłby inny. Trochę upodabniamy się w tłumaczeniach do trenerów i piłkarzy. Nic to, że Bytów jest słabiutki i obowiązkiem było wygrać. Musimy się jakoś ratować przed popadnięciem w totalną niewiarę.

Oczywiście będąc sprawiedliwym, te same osoby mówią również, że mecz był po prostu słaby. Ale żeby przeważyć szalę na tę z optymizmem, bagatelizują tę słabą grę i skupiają się na pozytywach.

Sam meczu z Bytowie nie widziałem, natomiast wierzę, że gra była słaba, a bramki widziałem na skrócie i rzeczywiście były takie… nie w naszym stylu. Bardzo mi się podobały. Chciałbym wierzyć, że jest to jakiś ogólny trend w stałych fragmentach, ale dla mnie to zdecydowanie za wcześnie. Zinedine Zidane też kiedyś strzelił dwa gole głową po rogu (w takim jednym meczu), a poza tym nie zdarzało mu się to prawie nigdy, więc był to wyjątek. Za wcześnie więc, żeby stwierdzić, że już jesteśmy maszyną do stałych fragmentów.

Przerażające jest to, że w dwunastu ostatnich meczach ligowych (a czternastu w sumie) GKS Katowice wygrał tylko raz. To nie są przelewki, to jest kompletny dramat i upadek, a mecze z ostatnich kolejek pokazują, że zdecydowanej poprawy nie ma. Wyjąwszy te rzuty rożne, to jednak trzeba powiedzieć, że w Bytowie sami sobie zapakowaliśmy dwa gole. Tak jak to było z Garbarnią, Stalą czy Wartą. Stały fragment raz wyjdzie, częściej nie – a prokurowanie sytuacji bramkowych dla rywali to u nas reguła powtarzana w każdej kolejce. Środkowych obrońców niestety mamy tragicznych i jeśli przede wszystkim to się nie zmieni – to przy indolencji w grze ofensywnej, będziemy coraz dalej od zwycięstw lub choćby remisów.

Można zadać pytanie – jeśli w rundzie jesiennej nie potrafiliśmy osiągnąć średniej jednego punktu na mecz, to dlaczego grając beznadziejnie mamy myśleć, że nagle będziemy w jednym meczu zdobywać trzy? Nie ma ku temu przesłanek, jedynie magiczne myślenie zdesperowanego dziecka.

Trener Dariusz Dudek musi się wziąć ciężko do pracy, bo jeśli tego nie zrobi teraz i już, to powoli będziemy musieli się witać z drugą ligą już w grudniu, a wiosną to będzie dogorywanie. Tu nie ma co już pieprzyć pod publiczkę słów o wsparciu i tak modnych deklaracjach (z jednej i drugiej strony). Tu k… trzeba po prostu zacząć grać!

I jak w jakimś stopniu jeszcze jestem w stanie zrozumieć kibiców, że chcą wspierać piłkarzy w Bielsku, bo może i ci „chcą, ale nie potrafią”, to nadal dziwi mnie powściągliwość w wyrażaniu – czy raczej niewyrażaniu swojego niezadowolenia w stosunku do dyrektora sportowego i prezesa. Janickiego i Bartnika nie powinno tu być ani chwili dłużej, bo każdy dzień z nimi na pokładzie przybliża ten klub do spadku i upadku. Swoim ciągiem decyzji w ostatnich kilkunastu miesiącach doprowadzili do tego, że jesteśmy sportowym pośmiewiskiem w całym kraju i nie zanosi się na to, żeby było lepiej. Kolejne osoby z pięknymi słowami, robiące kibicom wodę z mózgu. Powtarza się schemat wielu trenerów i piłkarzy z poprzednich sezonów, którzy nie mieli sobie nic do zarzucenia, mieli za to wielkie pretensje i zdziwienie, że ktoś ich krytykuje, dyskutowali, bronili się eksperckim tonem typu „a grał pan kiedyś w piłkę”, a potem wychodziło, że swoim nieprofesjonalizmem zostawili drużynę i klub w zgliszczach.

Jesteśmy w dupie, proszę państwa. I te cztery mecze pokażą, czy się w niej przypadkiem nie zaczynamy urządzać. Obyśmy tylko nie musieli tego stwierdzić już nawet i po dwóch meczach…



9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    Mecza

    9 listopada 2018 at 09:03

    Zerknąłem na tabelę poprzedniego sezonu po 17 kolejkach. Chciałbym mieć tyle punktów co Grudziądz (18) i Łęczna (17) wtedy a oni polecieli.

  2. Avatar photo

    Irishman

    9 listopada 2018 at 11:46

    To jest tak Shellu, ze to się wielu z nas nie mieści w głowie, ze możemy spaść – mnie tez. Ale to nie tylko nam, kibicom. Ostatnio w „Magazynie Fortuna 1. Ligi” też mówiono tam coś takiego, ze przecież my mamy bardzo dobrych piłkarzy…..

    No tylko, że nikt inny, a właśnie ci piłkarze przegrywając mecz z niby słabszymi rywalami spowodowali, ze jestesmy tu, gdzie jestesmy. Dlatego jeśli jeszcze tej jesieni nie zapunktują, to wiosną może być już za późno, nawet gdybyśmy prezentowali się jak za czasów Nawałki. Poza tym wcale nie jest powiedziane, ze trener Dudek okaże się choć w połowie dobry jak nasz były selekcjoner.

    Z tym, że czy teraz zmiana dyrektora albo prezesa coś mogłaby pomóc? Wątpię!

  3. Avatar photo

    PanGoroli

    9 listopada 2018 at 17:18

    @Irish, ależ jak najbardziej. Trzeba usunąć szkodników, by nie czynili dalszych szkód. Choćby takich, jak ta ostatnia – dla mnie to wygląda, że znów gramy bez rezerw. Serio chcesz, by Bartnik robił kolejny, zimowy zaciąg? By od niego zależało, kto będzie ratować GieKSę przed spadkiem?

  4. Avatar photo

    PanGoroli

    9 listopada 2018 at 17:49

    Dzięki Mecza.
    „GKS II Katowice będzie rywalizował w A-klasie bez prawa awansu. To był wniosek i prośba samego GKS-u.” To są dla mnie po prostu jakieś niepojęte wyżyny managementu. Ciekawe, kto w GKS mógł o to wnioskować…

  5. Avatar photo

    KaTe

    9 listopada 2018 at 18:52

    Cóż, OZPN chciał by rezerwy GKS-u zaczęły od B-klasy. Z trudem dogadano się, że zagrają ten sezon w A-klasie bez prawa awansu. Dzięki temu, nie muszą grać na kompletnych klepiskach w szczerym polu, a tylko na bardzo dalekich od ideału boiskach (prawie) trawiastych.
    Możemy podziękować panu Cyganowi za jego fachowość i dalekowzroczność, życząc (przy okazji) aby podobne decyzje podejmował w Częstochowie

    • Avatar photo

      Mecza

      9 listopada 2018 at 20:28

      Dokładnie, decyzja potwierdzająca fachowość Cygana.

  6. Avatar photo

    Irishman

    9 listopada 2018 at 21:57

    @PanGoroli, nie dla mnie to co zrobił dyrektor Bartnik jest absolutnie dyskwalifikujące, go na tym stanowisku, a skoro postawił na niego prezes Janicki, to nasza sytuacja jest także jego winą. chodzi mi tylko o to, że czy zmiany kadrowe nastąpią teraz, czy zaraz po ostatnim meczu w bieżącym roku niczego to już nie zmieni.
    Natomiast co do tego fragmentu, który zacytowałeś, a który też mnie rozwalił to wg dyskusji z Kosą na forum, przedstawiciel Związku….. nie mówi prawdy.

  7. Avatar photo

    Krzysztof

    19 listopada 2018 at 06:45

    A co tam u naszych wypożyczonych zawodników?

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga