Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: musicie strzelić więcej niż jedną bramkę, żeby wygrać
fot.: Joanna Ciupak, TerazPasy.pl
Po raz drugi w tym sezonie pojedziemy do Krakowa, by na stadionie przy ulicy Kałuży rozegrać mecz w Ekstraklasie. Tym razem podejmie nas rzeczywisty gospodarz tego obiektu, czyli Cracovia. Czy okaże się tak samo gościnny jak Puszcza? Biorąc pod uwagę obecną formę Pasów trudno na to liczyć. Przed sobotnim meczem porozmawialiśmy z Rafałem Nowakiem, redaktorem serwisu TerazPasy.pl.
Kiedy w maju wygrywaliśmy z Arką mecz na wagę awansu do Ekstraklasy, niezadowoleni byli kibice nie tylko w Gdyni, ale pewnie też w pasiastej części Krakowa.
Oczywiście, że sympatie kibicowskie mają tu znaczenie. Kibicujemy Cracovii i naszym zgodom, jest to sprawa naturalna. Dlatego liczyłem, że to Arka wejdzie do Ekstraklasy, ale niestety stało się inaczej. Wielu naszych kibiców od lat przyjaźni się z sympatykami Arki oraz Lecha. Mecz z Kolejorzem jest zawsze wielkim świętem w Krakowie, przyjeżdżają wtedy także kibice Arki. Dlatego śledzimy ich losy, wspieramy i mam nadzieję, że w przyszłym roku ziści się to, co nie udało się w poprzednim sezonie, a Arka wreszcie zagra w Ekstraklasie.
Cracovia to obecnie czołówka ligi. Czujecie się kandydatem do mistrzostwa?
Naszej rozmowie przysłuchuje się mój syn i on odpowiedział za mnie: tak. Chcielibyśmy wreszcie wstawić coś do gabloty, ale celujemy przynajmniej w medal Mistrzostw Polski, bo Cracovia nie była na ligowym podium od lat 50. Poza pięknym epizodem za kadencji Michała Probierza, zakończonym zdobyciem Pucharu Polski, a także Superpucharem, wygranym po karnych na Legii, większość kibiców nie ma realnych wspomnień trofeów w Cracovii. Pewnie, że chcielibyśmy wygrać mistrzostwo, ale droga do tego jest bardzo trudna. Z całym szacunkiem dla Jagiellonii, ale tak słabego mistrza w tym sezonie nie będzie. Obudziły się silne ligowe marki: mocno punktuje Lech, Jaga też radzi sobie całkiem dobrze, Raków odżył pod okiem Marka Papszuna, a nie skreślałbym też Legii.
Na jednym z waszych kanałów SM widziałem film, w którym piłkarze pół żartem, pół serio deklarują, że będzie to dla Pasów sezon mistrzowski.
W ramach kulisów naszego ostatniego meczu z Lechią rozmawiali o tym chyba Ghiță, Atanasov i Ólafsson. Dobrze, że o tym mówią, ale najważniejsze, żeby zaczęli w to naprawdę wierzyć. Faktem jest, że jesteśmy rekordzistami pod względem zwycięstw w spotkaniach, w których musieliśmy odrabiać straty. To zawsze buduje mental. Jednocześnie w oficjalnych wypowiedziach zarówno trener, jak i piłkarze trochę uciekają od takich jednoznacznych deklaracji. Ja to rozumiem, bo przed nami jeszcze dużo meczów. O mistrza gra się wiosną.
Poprzedni sezon zakończyliście w dole tabeli. Obecna postawa drużyny jest dla was zaskoczeniem?
Z pewnością, ja też szczerze mówiąc trochę nie dowierzam, bo tak dobrze na tym etapie sezonu nie było u nas od kilkudziesięciu lat. Dotychczas byliśmy przyzwyczajeni, że nawet jak graliśmy dobrze, to na nas przełamywały się drużyny w kryzysie. Tymczasem w tym sezonie zazwyczaj wygrywamy zarówno jako faworyt, jak i z silniejszymi przeciwnikami. Dla nas to sytuacja niecodzienna, do której sceptyczny z natury kibic Cracovii nie przywykł.
Co jest dzisiaj najmocniejszą stroną Pasów?
Stosując narrację trenera Kroczka, Cracovia gra bardzo intensywnie w fazach przejściowych. Jeśli zaatakujecie nas wysoko, musicie liczyć się z szybkimi kontrami. Nie radziłbym też rozgrywać piłki od tyłu, bo nasze skoki pressingowe są efektywne i może się to dla was źle skończyć. Ponadto, mamy mocne stałe fragmenty gry. Statystyki pokazują jednoznacznie, że strzelamy w ten sposób znacznie więcej goli niż rywale. Należy jednak pamiętać, że kontuzjowani są Glik i Ghiță, którzy decydowali o naszej sile w tym aspekcie. Dużą zmianą jest też fakt, że gdy prowadzimy jedną bramką, to nie ma mowy o defensywie, ale szukamy kolejnych goli.
Terminarz ułożył się dla was w ten sposób, że mierzycie się kolejno z każdym z beniaminków. Którego cenisz najwyżej?
Wygraliśmy z Lechią i Motorem, ale to GKS jest powszechnie postrzegany wśród kibiców Cracovii jako najmocniejszy z beniaminków. Sobotni mecz będzie więc dla nas trudnym egzaminem, tym bardziej, że jak wspominałem, z powodu urazów posypała się nasza obrona. Nie mam pewności, w jakim zestawieniu zagramy w tej formacji.
Jakiego meczu spodziewasz się w sobotę?
Nie sądzę, żeby GKS przyjechał nastawiony defensywnie, przesadnie obawiając się Cracovii. Będziecie grać swoje, co może się przełożyć na ciekawe widowisko. W przypadku trenerów „nowej fali” mówi się o powtarzalnym stylu ich drużyn, określonym DNA. Zarówno wy, jak i Motor, staracie się grać tak samo, niezależnie od przeciwnika. Jeśli w sobotę też tak będzie, to pewnie co najmniej jednego gola nam strzelicie. Natomiast, poza meczem z Lechem, stracona bramka nigdy dotąd nie podcięła nam skutecznie skrzydeł. Dlatego moim zdaniem raczej nie zagramy na zero z tyłu, natomiast wierzę, że nawet jeśli mecz ułoży się dla nas źle, to będziemy w stanie odwrócić jego losy. Jeśli chcecie wygrać, musicie strzelić więcej niż jedną bramkę.
W świadomości kibica Ekstraklasy utrwalił się obraz Cracovii jako najbardziej międzynarodowej mieszanki piłkarzy. Zagraniczny scouting to dziś recepta na sukces w tej lidze?
Trudno porównywać się do Lecha, który wprowadza do składu wielu Polaków wychowanych w swojej akademii, w którą inwestuje ogromne pieniądze. Widziałem szacunki, że roczny koszt jej utrzymania to ok. 17 mln zł. Tymczasem my wydajemy na szkolenie ok. 2-3 mln. Z kolei Legia obraca takim budżetem transferowym, że jest w stanie sięgnąć po zawodnika na wewnętrznym rynku transferowym, który jest bardzo drogi. Cracovia nie może sobie pozwolić na takie wydatki, więc pozostaje szukanie okazji za granicą. Widziałem statystyki występów Polaków w Ekstraklasie, gdzie na pierwszym miejscu jest GKS, a Cracovia przedostatnia. Niżej jest tylko Raków. Spodziewam się, że prędzej czy później ten zarzut wobec nas zostanie podniesiony, bo pamiętam, jak często wypominano to trenerowi Probierzowi. Na razie jest cicho, bo dopóki są wyniki, to nikt nie będzie miał pretensji do Kallmana o to, że jest Finem.
Dobra postawa Pasów w tym sezonie to zasługa letnich transferów?
Wielu trenerów i obserwatorów ligi podkreśla, że Cracovia wzmocniła się personalnie przed tym sezonem, transfery były jakościowe, a drużyna jest mocniejsza. Dodatkowo trener Kroczek zwracał uwagę, że gra o utrzymanie do pewnego stopnia „pęta nogi” zawodnikom, dlatego bardzo trudno grało się nam wiosną. W tym sezonie od początku gramy dobrze i widać rosnącą pewność siebie wśród zawodników. Kiedy raz czy drugi uda ci się zrobić salto, to potem robisz je coraz śmielej. Zmiany personalne na pewno podniosły jakość zespołu, ale spodziewam się dalszych ruchów transferowych w przerwie zimowej, szczególnie na pozycjach obrońców, bo tracimy za dużo bramek.
Zarówno Cracovia, jak i GKS muszą zapisać po stronie wpadek występ w Pucharze Polski.
Nie ulega wątpliwości, że wszyscy u nas są rozczarowani porażką w Nowym Sączu. Zapytam jednak przewrotnie: lepiej odpaść w pierwszej rundzie czy przegrać finał w stylu Pogoni? Efekt jest ten sam, bo nie zdobywasz pucharu, a w Szczecinie mają pewnie kaca do dzisiaj. Warto walczyć w pucharze, ale przegraliśmy i trzeba o tym zapomnieć. Dla was odpadnięcie też może być korzystne, bo dla kondycji i przyszłości klubu znacznie ważniejsze od Pucharu Polski są występy w Ekstraklasie. Przykładów nie trzeba szukać daleko.
Jakie masz wspomnienia z meczów z GieKSą?
Pamiętam, że w sezonie 2004/2005 przegraliśmy na Bukowej 0:1. Byłem wtedy nieoficjalnie na waszej trybunie. Po takim meczu zawsze ciężko wraca się do domu. Natomiast porażka w 2005 roku w Krakowie ostatecznie zamknęła wam drogę do utrzymania (matematyczne szanse na utrzymanie GKS faktycznie stracił kilka dni później w meczu z Odrą Wodzisław – przyp. red.). Wtedy mieliśmy frajdę, że to Cracovia spuściła was do II ligi, dziś patrzę już na to inaczej. Swoją drogą był to ten słynny mecz, po którym aresztowano sędziego Antoniego F. w związku z zarzutami korupcyjnymi. Wówczas było bardzo głośno o policyjnej prowokacji, w ramach której współpracujący już z organami ścigania prezes GKS Piotr Dziurowicz wręczył pieniądze sędziemu, który schował je w kole zapasowym. Gdy ten chciał odjechać, został zatrzymany przez funkcjonariuszy. Od tego zaczęło się rozliczanie afery korupcyjnej w polskiej piłce. Z kolei z czasów, kiedy graliśmy razem w I lidze, nasze mecze niespecjalnie zapadły mi w pamięć.
Jak dziś prezentują się Pasy pod względem kibicowskim?
Pod tym względem wiele się u nas poprawiło i jest to w dużej mierze zasługa profrekwencyjnych działań klubu. Prezes Dróżdż wdrożył wiele inicjatyw okołomeczowych, które przyciągają kibiców. Trzeba docenić jego zaangażowanie na tym polu, bo jest nastawiony na współpracę ze środowiskami kibicowskimi i słucha naszego głosu. Organizowane są ciekawe akcje pozyskiwania młodych fanów, a starzy, uśpieni kibice prędzej czy później wrócą na stadion, bo przyciągną ich dobre wyniki sportowe. Można powiedzieć, że jesteśmy w tej chwili na krzywej wznoszącej, jeśli chodzi o frekwencję. Niestety od meczu z Widzewem na nasz stadion nie są wpuszczani kibice gości i szkoda, że w sobotę was zabraknie. Mimo animozji kibice Cracovii uważają GKS za mocną ekipę.
Niedawno pożegnaliście waszego wieloletniego prezesa, Janusza Filipiaka. Czy jego śmierć przełożyła się na funkcjonowanie klubu?
Proces zmian właścicielskich w klubie rozpoczął jeszcze prezes Filipiak, ale dokończono go już po jego śmierci. W tej chwili Cracovia jest właściwie w 100% własnością Comarchu, po przejęciu udziałów od Miasta. Z nazwy klubu zniknął więc skrót MKS i wróciliśmy do starego zapisu KS Cracovia. Kluczowe natomiast będą zmiany, jakie zachodzą w samym Comarchu. Nieoficjalnie mówi się, że zakupem Cracovii zainteresowany jest Red Bull. A skoro zgłasza się kupiec, to jest też pewnie chęć sprzedaży. Generalnie niewiele dziś wiadomo, natomiast w przyszłości nie można wykluczyć zmian właścicielskich w Cracovii. Jednak moim zdaniem nie przełoży się to negatywnie na funkcjonowanie klubu i nie traktuję tego jako zagrożenia.
Rywalizacja GieKSy z Cracovią toczy się nie tylko na murawie, ale także na lodowej tafli. Jak dziś wygląda sytuacja krakowskiego hokeja pod względem sportowym i kibicowskim?
Sam jestem miłośnikiem hokeja i jest cała grupa ludzi, których znam z widzenia zarówno ze stadionu, jak i z lodowiska. U was chyba jest podobnie, że baza kibiców piłki jest zdecydowanie większa, ale zainteresowanie hokejem też jest duże. Sportowo trochę się minęliśmy, bo w czasie, gdy Cracovia była najmocniejsza, to was nie było w czołówce, a kiedy wróciliście, to my zaczęliśmy słabiej grać. Teraz nasze mecze są wyrównane i zacięte, z tym że zwykle to wy wygrywacie. Dla nas pierwszy sezon bez trenera Rohacka to wielka niewiadoma. Osobiście nie rozumiem tej zmiany i nie znajduję dla niej uzasadnienia, bo niewiele się zmieniło w funkcjonowaniu drużyny. Oficjalnie mówi się, że strategia rozwoju klubu została rozpisana na 3 lata, co można odczytywać w ten sposób, że w tym sezonie nie gramy o nic. Pogrzebaliśmy swoje szanse na Puchar Polski, bo choć mamy dobrego bramkarza, to z powodu urazów pauzował on w trzech meczach, które przegraliśmy i spadliśmy na 5. miejsce w lidze. Nadzieje na przyszłość dają szwedzkie transfery, brakuje jednak odpowiedniej jakości całego zespołu. Do lutego jest czas na budowę drużyny do walki o medale. Dobrze, że wrócił Damian Kapica, z Katowic przyszli Kruczek i Wanacki, a mówiło się, że na stole leży gotowy kontrakt dla Patryka Wronki. Ostatecznie trafił do was, więc albo przebiliście nasze warunki, albo prezes Dróżdż ocenił, że nie ma budżetu na kolejny transfer.
Jaki wynik typujesz w sobotę?
Liczę na ciekawy mecz i dużo goli. Chciałbym, żebyśmy wygrali 4:2, bez nerwówki i nie wierzę, że skończymy z czystym kontem.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




Najnowsze komentarze