Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: nie mamy kim strzelać

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Aż trudno uwierzyć, że poniedziałkowy pojedynek GieKSy z Koroną będzie naszym pierwszym spotkaniem w Ekstraklasie. Dotychczas nasze drogi przecinały się tylko na poziomie pierwszej ligi oraz Pucharu Polski. O wrażenia z tamtych meczów, sytuację w klubie z Kielc i przewidywania przed najbliższym spotkaniem zapytaliśmy Michała Janusa, redaktora zina kibiców Korony „Złocisto Krwiści”.

Zanim porozmawiamy o obecnych rozgrywkach, chciałbym wrócić do finału poprzedniego sezonu, kiedy miał miejsce „cud nad Wartą” i w Poznaniu uratowaliście Ekstraklasę dla Kielc. Godziliście się powoli ze spadkiem do pierwszej Ligi?
Osobiście traktowałem ten wyjazd jak każdy inny. Nie podchodziłem do kwestii gry o utrzymanie zbyt emocjonalnie. Dla mnie spadek to nie byłby koniec świata, dostrzegałem nawet pewne plusy z gry w pierwszej lidze. Gra tam przecież kilka uznanych firm i rywalizacja też jest ciekawa. Jak się jednak okazało, udało się odnieść zwycięstwo, mimo że do przerwy przegrywaliśmy. Właśnie z powodu dramaturgii tego meczu będę go dobrze wspominał, gdyż jak dotąd rzadko udawało nam się odwrócić niekorzystny wynik, szczególnie na wyjazdach.

Głośnym echem odbiła się postawa kibiców Lecha w tym meczu, którzy zamiast dopingu zorganizowali w „Kotle” wakacyjny performance. Jaki twoim zdaniem miało to wpływ na przebieg meczu?
Z perspektywy kibiców gości takie zachowanie wręcz przeszkadzało w prowadzeniu dopingu. Głośna muzyka, którą gospodarze puszczali ze swojego sektora, zagłuszała nasz doping. Sam pomysł uważam jednak za oryginalny i, jak się dzisiaj okazuje, dość skuteczny. W obecnym sezonie Lech jest jak dotąd zupełnie inną drużyną, bardzo dobrze rozpoczął rozgrywki ligowe. Na dzisiaj są głównym kandydatem do Mistrzostwa Polski, ale moim zdaniem to zmiana trenera w głównej mierze spowodowała, że drużyna zaczęła grać o wiele lepiej.

Trener zmienił się też w Koronie i to już po dwóch kolejkach. Mimo to w Kielcach podobnej metamorfozy nie ma.
Moim zdaniem pod względem sportowym niewiele się zmieniło. Dostrzegam, że styl gry zmienił się na bardziej ofensywny, atrakcyjny dla oka, z wykorzystaniem szybkich wahadłowych. Jednak wyniki wciąż nie są takie, jakich byśmy oczekiwali. Zasadniczo nie jesteśmy faworytem w meczach ligowych i te 12 punktów, jakie do tej pory zdobyliśmy, odzwierciedla poziom naszej drużyny. Udało się sprawić jedną niespodziankę, jaką było zwycięstwo w Łodzi z Widzewem.

Trzeba przyznać, że pora na zmianę trenera była dość nietypowa. Dlaczego doszło do niej na tak wczesnym etapie sezonu?
Zmiana trenera to ostatni etap powolnego rozkładu całej ekipy, która odpowiadała za Koronę w poprzednim sezonie. Wcześniej odeszli prezes Łukasz Jabłoński i dyrektor sportowy Paweł Golański. Podejrzewam, że już w czasie przygotowań do sezonu nie kleiła się współpraca pomiędzy trenerem a nowym zarządem i sam Kamil Kuzera zdawał sobie sprawę, że są to jego ostatnie chwile w Kielcach. Mogły go uratować dobre wyniki, tymczasem po dwóch kolejkach mieliśmy zero punktów. Jednak to nie wynik sportowy był tu decydujący. Zmieniła się władza w mieście, na czele z prezydentem, co przełożyło się na zmiany w klubie, który jest miejski. Dlatego, jeśli miałbym szukać powodów do optymizmu, to uważam, że w perspektywie tak wielu zmian w dość krótkim czasie zdobyte przez nas 12 punktów wcale nie jest złym wynikiem, bo mogło być znacznie gorzej.

Wygląda na to, że obecny sezon w Kielcach nie będzie się wiele różnił od poprzednich – walka o utrzymanie do ostatniej kolejki. Takie jest dziś miejsce Korony na piłkarskiej mapie Polski?
Patrząc z perspektywy ostatnich 20 lat, czyli od momentu, kiedy GKS spadł z Ekstraklasy, to mniej więcej 90% tego czasu Korona spędziła w najwyższej lidze. Dlatego uważam, że zasługujemy na to miejsce. Za czasów Kolportera ambicje były duże, walczyliśmy o awans do europejskich pucharów, w 2007 graliśmy w finale Pucharu Polski. Teraz cele są zupełnie inne: klub jest finansowany z budżetu Miasta i można powiedzieć, że idziemy po linii najmniejszego oporu – utrzymać Ekstraklasę wydając przy tym jak najmniej. Poza tym trzeba pamiętać, że Korona wciąż spłaca długi zaciągnięte przez niemiecką firmę, która przez 2 lata zarządzała klubem. Mam jednocześnie nadzieję, że jeśli drużyna dobrze przepracuje zimowy okres przygotowawczy, to uda się zadomowić w środku tabeli. Celem nadrzędnym jest jednak utrzymanie.

Ciekawostką jest fakt, że GKS i Korona nigdy nie spotkały się w rozgrywkach najwyższego szczebla. W najnowszej historii potykaliśmy się jednak na poziomie pierwszej ligi.
Byłem na meczu w Kielcach w 2008 roku. My zaprezentowaliśmy wtedy ciekawą oprawę, ale niestety Wasza grupa nie dojechała z powodu tragicznego wypadku, w którym zginął jeden z Waszych kibiców. Natomiast wiem, że na meczu rewanżowym rozgrywanym w Jaworznie na sektorach gospodarzy było trzech naszych kibiców. Oba mecze w tamtym sezonie udało się nam wygrać. Z kolei w sezonie 2021/2022 GKS Katowice był jedyną drużyną, która wygrała oba mecze z Koroną. Jako kibice pokazaliśmy się wtedy w Katowicach z dobrej strony, szczelnie wypełniając sektor gości, co w I lidze nie było u Was codziennością, a wiosną w Kielcach było Was ponad 800. Spodziewam się, że wiosną stawicie się w Kielcach w co najmniej takiej liczbie. Mam nadzieję, że uda się odczarować wyniki meczów z Wami. Dlatego mówiąc z przymrużeniem oka, teraz jest dobry moment, by oddać punkty zabrane w sezonie 2021/22.

Masz jakieś szczególne wspomnienia z wizyt w Katowicach?
GKS Katowice kojarzy mi się przede wszystkim ze starym stadionem i legendarną wręcz trybuną gości, która niestety została zburzona, a swego czasu mogła pomieścić ponad 1000 kibiców. Jednocześnie cieszę się, że będę mógł po raz drugi odwiedzić sektor gości na starym stadionie w Katowicach. Zapisy u nas jeszcze trwają, ale już niewiele brakuje do kompletu. Ponadto liczę na to, że w przyszłym sezonie spotkamy się już na Waszym nowym stadionie.

Jakie masz przewidywania przed naszym meczem?
Realnie rzecz biorąc uważam, że remis w poniedziałek byłby dobrym wynikiem, bo patrząc na ostatnie mecze GieKSy w Katowicach to niejeden faworyt już się tam potknął. Wyrównany mecz na 0:0 biorę w ciemno, tym bardziej, że nasz podstawowy napastnik jest kontuzjowany i nie wiadomo czy zagra. Nie mamy kim strzelać bramek.

Korona jest dziś najsłabszą ofensywnie drużyną w lidze. Mimo to którego waszego zawodnika powinniśmy się najbardziej obawiać?
Na dziś mamy dwóch typowych napastników: reprezentant Białorusi Jewgienij Szykawka i Dalmau, który raczej nie zagra w poniedziałek z powodu kontuzji. W dobrej dyspozycji jest za to Mariusz Fornalczyk. Ponadto spodziewam się, że ważną rolę mogą odegrać stałe fragmenty gry. W naszej drużynie specjalistą od takich zagrań jest Marcel Pięczek.

Bohaterem letniej transferowej sagi był Japończyk Shuma Nagamatsu. Wielu witało go już w Katowicach, tymczasem ostatecznie wylądował on w Kielcach. Jesteście zadowoleni z tego transferu?
Moim zdaniem Nagamatsu jeszcze nie do końca przystosował się do gry w Ekstraklasie, nie tyle pod kątem poziomu, co ogólnej charakterystyki ligi. Wykręcał świetne statystyki w I lidze, co na razie nie przekłada się na występy w Ekstraklasie. Musi lepiej wkomponować się w zespół, natomiast trzeba go pochwalić za ambicję i przede wszystkim za gola w Łodzi, bo dzięki niemu wygraliśmy z Widzewem.

Po stronie ubytków warto z kolei odnotować transfer Jakuba Łukowskiego z Korony właśnie do Widzewa. Sam zawodnik dał się nam we znaki, wyrównując stan meczu w Katowicach. Czy jest to wasza największa strata kadrowa?
Bezpośrednio nie, bo w końcówce ubiegłego sezonu Łukowski dopiero wracał po ciężkiej kontuzji i nie prezentował formy, z której znaliśmy go wcześniej. Do momentu kontuzji był chyba najlepszym zawodnikiem Korony, miał stabilną, dobrą formę. Stracił jednak pół roku, a gdy wrócił do gry, wiedzieliśmy już, że nie przedłuży kontraktu w Kielcach i odejdzie do Widzewa. Podczas naszego meczu w Łodzi został dość ostro potraktowany przez naszych kibiców i na pewno nie było mu miło.

W tym tygodniu rozgrywaliśmy rundę Pucharu Polski. Choć los przydzielił nam przeciwników podobnego kalibru, to wy zrobiliście swoje w meczu z rezerwami Lecha, my natomiast zaliczyliśmy spektakularną wywrotkę w Skierniewicach.
W poprzednim sezonie los dwukrotnie stawiał na naszej drodze rezerwy ekstraklasowiczów: najpierw Jagiellonii, a potem Legii. Co ciekawe, w kolejnych rundach trafiliśmy na pierwszą drużynę i Legii (wygrana 2:1 po dogrywce), i Jagiellonii (porażka 1:2). Mamy więc doświadczenie gry z rezerwami. W tym roku graliśmy z rezerwami Lecha. Byłem pewny, że nic złego w tym meczu nie może się nam przydarzyć, bo zawodnicy Akademii Lecha nie są zbyt doświadczeni. Niespodzianki nie było i już do przerwy prowadziliśmy 3:0. Natomiast patrząc z boku na Wasz mecz to trzeba docenić siłę Unii Skierniewice, która jest liderem w swojej lidze.

Jak ocenisz waszą formę kibicowską? Jesteście zadowoleni ze swojej postawy w tym sezonie?
Ostatnie lata, w których do końca, z sukcesem walczyliśmy o utrzymanie, pozwoliły nam nabrać wiary w tę drużynę. Ponadto sezon zawsze jest ciekawszy, gdy do końca gra się o stawkę. Przez ostatnie 3 lata ani razu nie zajmowaliśmy miejsca wyższego niż dziesiąte przez dłużej niż dwie kolejki. Mimo to frekwencja na trybunach notuje tendencję wzrostową. Poprzedni sezon był najlepszy w historii pod kątem liczby kibiców, a w obecnym jeszcze poprawiamy te statystyki. Mimo gry o utrzymanie średnia frekwencja utrzymuje się na poziomie 11 tysięcy.

A jak z formą w klubowych gabinetach? Ostatnie zmiany przyniosły więcej spokoju?
Nie nazwał bym tego spokojem. Nowy prezes jest człowiekiem z zewnątrz, wcześniej pracował w Zagłębiu Lubin. Na razie jako kibice nie wiemy o nim zbyt wiele, jednak sugerując się opiniami sympatyków Zagłębia nie będzie to łatwa współpraca. Zwłaszcza w porównaniu z prezesem Jabłońskim, który był dla nas jak brat, zawsze stawał po naszej stronie. Paradoksalnie nie spodziewam się wielu zmian organizacyjnych, jednak mam obawy o poziom zaangażowania Miasta w klub. Jako kibice stoimy na stanowisku, że na tym etapie finansowanie Korony powinno być miejskie, dopóki nie znajdzie się wiarygodny inwestor.

Swego czasu stery w Kielcach dzierżył Krzysztof Zając, w przeszłości piłkarz GieKSy. Jak oceniasz jego rządy?
Miałem „przyjemność” osobiście spotykać się z prezesem Zającem w jego gabinecie i nie wspominam miło tych rozmów. Prezes nie przyjmował naszych argumentów, z jego strony nie było woli współpracy z kibicami. Dodatkowo, przez swoje zarządzanie zadłużył klub, podpisując kontrakty z zawodnikami, którzy nic nie dali Koronie, a zarabiali niemałe pieniądze. Za jego rządów wiele straciliśmy i cofnęliśmy się w rozwoju jako klub.

Jakie rozstrzygnięcie przewidujesz w poniedziałkowym meczu?
Na początku chciałem dodać, że zawodnikiem łączącym oba nasze kluby jest Lukas Klemenz, który przez pół roku grał w Kielcach. Często się nam zdarza, że byli piłkarze strzelają nam bramki, więc typuję, że jeśli GieKSa wygra, to po golu Klemenza. „Na zimno” obstawiam jednak bezbramkowy remis. Ponadto spodziewam się, że Oskar Repka, który dostał czerwoną kartkę w Pucharze Polski, będzie chciał odkupić winy, więc trzeba na niego szczególnie uważać.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga