Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: skrzydła będą siały spustoszenie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W nowym sezonie Ekstraklasy los rzucił GieKSę od razu na głęboką wodę, stawiając na naszej drodze wicemistrza z Częstochowy, Miedziowych (tu woda głęboka była głównie w boiskowych kałużach) i nie kryjącego ambicji Widzewa, a tuż za rogiem czeka zdobywca krajowego pucharu. Punkty zdobywać trzeba, najlepiej już przy najbliższej okazji, choć zadanie nie będzie łatwe. Na jakim etapie przebudowy jest Widzew? Gdzie tkwi jego największa siła? W co mierzy w tym sezonie? Przed sobotnim meczem o nastrojach w Sercu Łodzi opowiedział nam Bartłomiej Stańdo – Widzewiak Roku 2023, autor książki „Widzew. Reaktywacja” i redaktor serwisu sektorwidzew.pl.

W Internecie krąży zdjęcie pewnego włoskiego muru z napisem Sei bella come un gol al 90º!, to znaczy Jesteś piękna jak gol zdobyty w 90. minucie. Punkt widzenia zależy tu chyba od punktu siedzenia…
Zdecydowanie piękniejsze były trzy bramki zdobyte przez Widzew na Łazienkowskiej, w samej końcówce pamiętnego meczu z Legią, decydującego o mistrzostwie Polski sezonu 1996/97. W takich pojedynkach wykuwał się widzewski charakter, który niejednokrotnie pozwalał nam odwracać losy meczów i wygrywać. Dlatego dziś, gdy sami w ten sposób wypuszczamy zwycięstwo z rąk, jest to podwójnie bolesne. Taki jest jednak sport – raz na wozie, raz pod wozem.

Wasza porażka w Białymstoku mogła być postrzegana jako niespodzianka, skoro kilka tygodni wcześniej w sparingu odprawiliście Jagę z bagażem siedmiu goli?
Zanim odpowiem na to pytanie, jeszcze raz sięgnę do historii. W 2013 roku podczas zimowego zgrupowania w Hiszpanii Widzew brał udział w turnieju „Copa del Sol”, gdzie wygrał m. in. z norweskim Molde FK (3:1) i duńskim FC Kopenhaga (1:1, karne 8:7), a w finale jak równy z równym walczył z Szachtarem Donieck, napakowanym takimi gwiazdami jak Dario Srna, Henrich Mchitarjan czy Douglas Costa, przegrywając minimalnie 1:2. Tymczasem wiosną w Ekstraklasie prezentował się tak słabo, że ledwo się utrzymał. Dlatego sparingi, a zwłaszcza ich wyniki, nie są żadnym wyznacznikiem formy drużyny. Widzew nie wszedł najlepiej w mecz z Jagiellonią i równie kiepsko rozegrał końcówkę, co zaciemnia nieco ogólny obraz gry, moim zdaniem nawet niezłej w naszym wykonaniu. Od 25 do 90 minuty widziałem progres w porównaniu do zwycięskiego meczu z Zagłębiem, ale zabił nas brak koncentracji i błędy indywidualne.

Kibice dość jednogłośnie wskazali winnego tej porażki.
Od niedzieli trwa swego rodzaju polowanie na czarownice, którego ofiarą padł Rafał Gikiewicz, wskazywany przez kibiców jako główny winowajca porażki w Białymstoku. Jest to dość absurdalne, bo mimo że przy pierwszej bramce Giki za lekko wybił piłkę, to było jeszcze co najmniej sześciu zawodników Widzewa, którzy mogli powstrzymać atak rywala. Przy drugim golu bramkarz nie miał nic do powiedzenia, natomiast trzeci moim zdaniem w 99 procentach obciąża konto Mateusza Żyry, który miał dużo miejsca i czasu na właściwe zagranie. Podanie Gikiewicza było przecież dokładne. Myślę, że obecna sytuacja to efekt kumulacji błędów Rafała z poprzedniego sezonu, dlatego przy byle okazji na tapet wyciągana jest postawa bramkarza. Tymczasem powinno się dyskutować o innych zawodnikach, którzy powinni dawać więcej drużynie.

Wiele zmian kadrowych zaszło w poszczególnych formacjach Widzewa, sprowadzono również konkurenta dla Gikiewicza. Czy Maciej Kikolski jest w stanie go „wygryźć”?
Nie wiem, jak w tej sytuacji zachowa się Željko Sopić. Dał się poznać jako trener, który nie patrzy na nazwiska i dotychczasowe dokonania piłkarzy, a wyłącznie na aktualną dyspozycję. Przed meczem z Jagiellonią powiedział mi, że latem Gikiewicz był dużo lepszy od Kikolskiego i wygrał rywalizację o miejsce w bramce. Rafał nie miał jeszcze zbyt wielu okazji, aby się wykazać, a sytuacje z ostatniego meczu na nowo wywołały negatywne nastroje wokół niego, do tego stopnia, że 90% kibiców w ankiecie na stronie Widzewtomy.net domaga się posadzenia go na ławce. Tymczasem Gikiewicz przoduje w większości statystyk bramkarzy po dwóch pierwszych meczach.

Zmiany organizacyjne, jakie na przestrzeni ostatnich miesięcy zaszły w Łodzi, rozbudziły w was marzenia o powrocie potęgi Widzewa? To już ten moment, by wyjąć z zakamarków szaf koszulki z logo Bakomy, nazwiskiem Citki czy innych gwiazd tamtych czasów i śmielej spojrzeć w górę tabeli?
Mam wrażenie, że w całej Polsce błędnie odbierano naszą ekscytację wynikającą ze zmian na lepsze, odczytując ją jako absurdalne oczekiwania, że w ciągu kilku tygodni, na pstryknięcie palcami Widzew znów stanie się wielki. Tymczasem wydaje mi się, że ostatnie lata na tyle zahartowały kibiców Widzewa, że oderwanych od rzeczywistości oczekiwań nie ma. Dominuje radość z zachodzących zmian i nawet jeśli w tym sezonie nie uda się nic wygrać, to będziemy próbować dalej, bo mamy ambitnego właściciela, który chce nawiązać do czasów wielkiego Widzewa i nie są to tylko słowa – idą za tym czyny, a przede wszystkim pieniądze. Wymagania dla coraz droższych piłkarzy będą rosnąć, bo nie wyobrażam sobie, że staniemy się przytulnym miejscem, gdzie można dobrze zarobić bez większych oczekiwań. Budowa silnego klubu to proces, który dopiero się rozpoczyna.

Historyczne osiągnięcie naszych pucharowiczów, dające nam dodatkowe miejsce w europejskich rozgrywkach, przyszło w samą porę dla Widzewa?
Przed sezonem przewidywałbym, że możemy zająć to miejsce. Teraz mam więcej wątpliwości, bo jest jeszcze sporo niedociągnięć. O obsadzie tego miejsca zadecyduje rynek transferowy – jeśli uda nam się sprowadzić klasowego napastnika i stopera, gotowych od razu grać o najwyższe cele, to piąte miejsce będzie całkiem realne. Bez trafionych transferów na tych pozycjach o pierwszą piątkę może być ciężko.

W ostatnich latach Raków jako pierwszy przełamał ligowy duopol Legii i Lecha. Wkrótce potem dołączyła Jagiellonia, podobnie może być w przypadku Pogoni czy Cracovii. Widzew może się włączyć do tej rywalizacji?
To chyba ostatni moment, aby podpiąć się do tego pociągu. Pięć drużyn w pucharach to ogromny kapitał, który przekłada się na wzrost jakości drużyn środka tabeli, takich jak Górnik, Motor czy Widzew, które chcą wykorzystać nadarzającą się okazję. To z kolei napędza do rozwoju tych najlepszych, którzy z powodzeniem mogą nas reprezentować w Europie. Łatwiej podnosić poziom ligi, jeśli nie skupia się wokół dwóch liderów, którzy, jak na przykład w Szkocji, co tydzień grają właściwie sparingi. Możemy tylko skorzystać, jeśli liga będzie mocna swoim środkiem, do pewnego stopnia nieprzewidywalna, w przeciwieństwie do krajów, gdzie skład pucharowiczów znany jest przed sezonem.

Mając w pamięci mecz w Białymstoku, Widzew ma już napastnika numer jeden?
Raczej jeszcze szuka. Kiedy ogłaszano transfer Sebastiana Bergiera, wydawało nam się, że do zespołu szybko dołączy kolejna dziewiątka, bo ta pozycja była najsłabiej obsadzona. W tej chwili drugim napastnikiem jest Antoni Klukowski, którego jednak trudno zdefiniować jako typową dziewiątkę. Jest to piłkarz ofensywny, który może też grać tuż za napastnikiem lub na skrzydle. Dobrze prezentował się w okresie przygotowawczym i moim zdaniem zasłużył na minuty w lidze, jednak w Białymstoku Željko Sopić nie trafił ze zmianami. Z kolei Sebastian Bergier na pewno zaliczy mecz z Jagą do udanych, bo zdobył dwa gole, natomiast w samej grze jest jeszcze trochę do poprawy – kilka razy mógł zachować się lepiej w kontrataku. Mówi się, że głównym celem transferowym jest napastnik, na którego Widzew planuje wydać spore pieniądze. Dopóki go nie ma, na szpicy gra Bergier i cieszę się, że pokazał się z dobrej strony.

Przychodząc do Łodzi Bergier nie ukrywał ambicji, by powalczyć o rolę podstawowego napastnika. Czy twoim zdaniem ma na to szansę?
Od początku czy nie, Bergier swoje minuty dostanie, jeśli będzie w formie. Nie wykluczam, że w pewnych sytuacjach możemy grać dwójką napastników, dlatego nowa „dziewiątka” nie pozbawi go szans na grę. Czy jest w stanie wywalczyć miejsce w podstawowym składzie? Trudno wyrokować, skoro wciąż nie wiemy, z kim przyjdzie mu rywalizować.

Co się stało z Jakubem Łukowskim, który wyróżniał się w Koronie, natomiast nie odnalazł się w Widzewie?
Nie zgodzę się z tezą, że nie odnalazł się w Łodzi. Tuż po transferze był moim zdaniem najlepszym piłkarzem Widzewa, choć trwało to tylko około miesiąca. Łukowski nie był typem skrzydłowego, jakiego oczekiwał trener Myśliwiec – dynamicznym i przebojowym, dlatego częściej grał na pozycji numer 10. W meczu ze Stalą Mielec wchodząc z ławki zdobył wyrównującą bramkę i gdyby nie minimalny spalony, zaliczyłby asystę przy zwycięskim golu. Trafił też do siatki w Katowicach. Z kolei w ostatniej minucie meczu w Gdańsku stanął oko w oko z bramkarzem Lechii i mógł dać Widzewowi zwycięstwo, przegrał jednak ten pojedynek. Od tego momentu coś się w nim zacięło i zaczęła się obniżka formy. Szkoda, bo w rundzie jesiennej prezentował się bardzo dobrze, a wiosną był cieniem samego siebie.

Czy twoim zdaniem Rafał Górak będzie w stanie go „naprawić”?
Łukowski lubi brać na siebie ciężar gry, nie będzie się ścigał z obrońcami, ale dobrze rozgrywa, dośrodkowuje i strzela. W Widzewie oczekiwano od niego innej gry, natomiast moim zdaniem lepiej odnajdzie się na pozycji bocznego pomocnika niż typowego skrzydłowego. Więcej pożytku będzie z niego w roli „dziesiątki” w systemie gry z wahadłowymi.

Jakub Łukowski przegrał rywalizację, która z pewnością będzie u was bardzo zacięta. Który z dotychczasowych transferów wskazałbyś jako największy hit?
Z każdego ze sprowadzonych skrzydłowych kibice będą zadowoleni. W porównaniu do poprzedniego sezonu skok jakościowy na tej pozycji jest ogromny, dlatego myślę, że gra skrzydłami będzie jednym z naszych największych atutów. Niezwykłą lekkość prowadzenia piłki ma Samuel Akere, Angel Baena w zasadzie nie traci piłek, Fornalczyk jest znany ze swojej szybkości, ponadto ma w sobie dużo energii i sportowej ambicji, którą trzeba odpowiednio ukierunkować z pożytkiem dla drużyny. Mimo że w Białymstoku zagrał źle, to choćby w akcji bramkowej miał przebłyski, które pozwalają wierzyć, że może być jednym z najlepszych piłkarzy Widzewa, a kibice będą kupować koszulki z siódemką.

Masz szczególne wspomnienia z rywalizacji Widzewa z GieKSą?
Najlepiej pamiętam stosunkowo najświeższe potyczki, na przykład wygrany w Katowicach mecz w sezonie 2021/22, podczas którego doszło do ostrzelania fajerwerkami kibiców w sektorze gości. W końcówce spotkania bramkę na 2:0 zdobył pięknym strzałem Przemysław Kita. Jednak najbardziej zostanie mi w pamięci mecz z 22 listopada 2014, nie ze względu na piękne gole czy znakomitych piłkarzy, ale na fakt, że pojedynek z GKS-em był ostatnim na starym stadionie. Mimo, że czasy były wtedy parszywe – Widzew ostatecznie spadł z 1. ligi, wkrótce potem ogłosił upadłość i rozpoczęła się reaktywacja, to ten mecz do dziś przywołuje wśród wielu kibiców masę wspomnień związanych ze starym stadionem. Na boisku padł remis 1:1, ale w tamtej chwili nie miało to większego znaczenia. Kilka lat wcześniej również graliśmy razem w pierwszej lidze. Z tamtych sezonów najbardziej pamiętam naszą wygraną w Łodzi 2:1, a gola dla was pięknym szczupakiem zdobył Grzegorz Górski.

Wracając do poprzedniego sezonu, wiosną Widzew podejmował GKS w trudnym momencie, po zwolnieniu trenera Myśliwca, w środku chaosu związanego ze zmianami właścicielskimi. Porażka w tamtym spotkaniu mogła was zepchnąć niebezpiecznie blisko strefy spadkowej.
Co ciekawe, tydzień wcześniej także graliśmy z Jagiellonią i też pechowo przegraliśmy, bo byliśmy drużyną lepszą, choć to Jaga zdobyła jedyną bramkę. Mecz z GKS-em, wygrany 1:0 był małym powiewem świeżości, a z dobrej strony pokazali się zawodnicy, który wcześniej grali mniej. Dzięki temu zwycięstwu, a potem kolejnym z Piastem i Lechią, zapewniliśmy sobie spokój na finiszu rozgrywek, bo początek tego roku wyglądał fatalnie w naszym wykonaniu. Trener Czubak poukładał nasz zespół w obronie, ale nie wieszałbym psów na Danielu Myśliwcu, który ze słabszą niż obecnie kadrą robił niezłe wyniki, bo w tabeli za cały 2024 rok Widzew był siódmy. Jako przykład można podać nasz jesienny mecz, który do momentu straty bramek w końcówce pierwszej połowy był naszym najlepszym występem w całej rundzie.

Widzew wydaje się być murowanym faworytem pojedynku z GieKSą. Z jakimi oczekiwaniami zasiądziesz w sobotę na trybunach?
Jestem ciekawy, jak zaprezentujemy się na tle dobrze zorganizowanej drużyny, jaką jest GKS. Mam nadzieję, że zobaczę co najmniej jedną taką akcję jak w naszym meczu w Łodzi z 2021 roku – był to szczyt świetności Widzewa pod okiem trenera Janusza Niedźwiedzia. Tamten mecz wygraliśmy 3:1, a trzeci gol padł po najładniejszej akcji sezonu, składającej się z kilkudziesięciu podań, które wykończył Mateusz Michalski doskonałym strzałem zza pola karnego. Honorowego gola dla GieKSy zdobył wtedy Oskar Repka, który przed obecnym sezonem był blisko przeprowadzki do Widzewa. Oferta była na stole, jednak ostatecznie klub zdecydował się na pozyskanie na tę pozycję Lindona Selahiego. Wracając do sobotniego meczu, mam nadzieję, że na miarę swojego potencjału zagra Mariusz Fornalczyk, bo w meczu z Jagiellonią na pewno go nie pokazał. Spodziewam się, że nasze skrzydła będą siały spustoszenie, a Sebastian Bergier będzie wykańczać akcje kolegów. Czas działa na korzyść Widzewa – drużyna coraz lepiej się zgrywa i rozumie. Potknięcia będą się zdarzać, ale z każdym meczem powinniśmy wyglądać coraz lepiej.

Jakim wynikiem zakończy się nasz mecz?
Obstawiam 3:0 dla Widzewa jako właściwa reakcja na to, co stało się w końcówce meczu w Białymstoku.

Na koniec opowiedz, czym trzeba sobie zasłużyć na tytuł Widzewiaka Roku.
Kibice Widzewa wyróżniają w ten sposób osobę, która ich zdaniem najbardziej przyczyniła się do rozwoju widzewskiej społeczności. Jestem zaszczycony i do dziś wzruszam się na samo wspomnienie, że miałem zaszczyt odebrać to wyróżnienie. Otrzymałem statuetkę w uznaniu za książkę „Widzew. Reaktywacja”, która ukazała się w 2023 roku. Opisuje ona okres odrodzenia klubu po upadku w 2015 roku i została bardzo dobrze przyjęta przez sympatyków Widzewa. Półtora roku pracy i ponad setka rozmów z ludźmi biorącymi udział w tym procesie, pozwoliły pokazać, że Widzew jest klubem niezłomnym, niezniszczalnym. O jego sile świadczą nie tylko lata chwały, ale także zdolność do odbicia się od najgłębszego dna. Czuję, że udało mi się pokazać pozytywną stronę tej trudnej historii i to zostało docenione. Jeszcze raz dziękuję za to wyróżnienie.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna kobiet

Post scriptum ze Słowenii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Turniej kwalifikacyjny do Ligi Mistrzyń był spełnieniem marzeń – GieKSa wygrała dwa mecze i awansowała do ostatniej rundy eliminacji. Drużyna prezentowała się doskonale i zapewniła sobie przynajmniej cztery kolejne mecze w Europie. Zapraszamy Was do zapoznania się z naszym podsumowaniem wyjazdu do Słowenii, w którym uchylimy trochę „redakcyjnej kuchni”!

  1. Na mecz wyjechaliśmy we wtorkowy poranek w trzy osoby. Do granicy między Austrią i Słowenią czekały nas same autostrady, jednak samo przejście graniczne (widoczne w grafice do tego wpisu) było „doskonale” zabezpieczone – wąska droga, przejazd niemalże przez podwórka okolicznych domów i niespotykane na głównych drogach ostre zakręty.
  2. Przez całą drogę na miejsce towarzyszyły nam pola, głównie kukurydzy. Zgadzało się to z naszymi oczekiwaniami wobec terenów byłej Jugosławii.
  3. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy wybrać się na oba obiekty – w Radenci i Murskiej Sobocie, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Obiekt w Radenci jest skrzętnie schowany pośród pól kukurydzy i niemal przeoczyliśmy prowadzącą do niego trasę.

    Stadion w Radenci

  4. W drugi dzień udaliśmy się na kawę do popularnej sieci fast foodów i tam szybko okazało się, że niesłusznie oceniliśmy stan postępu technologicznego kraju. Jedzenie dostarczane do stolików było za pomocą robotów, a trawniki kosiły urządzenia bez udziału człowieka.

    Robo-kelner

  5. Następnego dnia odpowiednio wcześniej zameldowaliśmy się na terenie stadionu, dostrzegając przy tym minusy – murawa była bardzo nierówna i zupełnie zniszczona w polach bramkowych. Same zawodniczki przyznawały, że dało się to odczuć, ale nikt na to przesadnie nie narzekał.
  6. Odbiór akredytacji był pierwszym sygnałem, że z językami obcymi wcale nie jest w Słowenii tak kolorowo. Jak się później okazało, pani ochroniarz chciała dopytać czy jesteśmy z klubowych mediów. Koniec końców wspólnymi wysiłkami udało się wszystko wytłumaczyć i odebrać kolorowe plakietki.
  7. Niezastąpiony ojciec Katarzyny Nowak zjawił się z przygotowaną flagą-banerem. Los chciał, że idealnie wpasowała się swoimi wymiarami w wielkość sektora, przez co prezentowała się jeszcze lepiej. Wraz z dopingiem kilkunastu gardeł pozwoliło to stworzyć namiastkę atmosfery godnej meczu Mistrzyń Polski.

    Flaga rozwieszana przez kibiców podczas turnieju w Słowenii

  8. Mecz półfinałowy wygraliśmy bardzo pewnie, co potwierdziła Karolina Koch, choć upał i narastająca bezradność Kazachstanek znacząco wpłynęły na intensywność starcia w drugiej połowie. Piłkarki w doskonałych humorach podeszły pod trójkolorowy sektor, a ich nastrój znalazł także odzwierciedlenie w pomeczowych wywiadach.
  9. W trakcie podróży na drugi półfinał (w Murskiej Sobocie) padło zasadne pytanie dotyczące wyboru jadłodajni. Z pomocą przyszedł jednak szyld na stadionie, bowiem sponsorem głównym i tytularnym kobiecej drużyny jest pizzeria „Nona”, co po polsku oznacza dosłownie pizzerię „Babcia”.
  10. Przejście spod stadionu Mury do restauracji jest spacerem przez niemal całe miasto, czyli… nieco ponad 2 kilometry. Już z daleka można było zauważyć, że dla właściciela jest to coś więcej, niż tylko sponsoring. Obok restauracji znaleźć można wielką piłkę z herbem ZNK Mury, przy wejściu stoi Puchar Kraju, a w samym menu jest kilka fotografii drużyny.

    Gostilna-Pizzeria Nona, sponsor tytularny ZNK Mury

  11. Jedzenie było, jak na Babcię przystało, wyśmienite i mogliśmy w doskonałych nastrojach powrócić do piłkarskich emocji. Na stadion większość kibiców przemieszczała się pieszo, co w połączeniu z ich czarno-białym ubiorem tworzyło ładny dla oka efekt.
  12. Sklep Mury zlokalizowany jest w zewnętrznej części trybuny. Choć produktów nie jest zbyt wiele, są dobrej jakości i ładnie zaprojektowane. Niemałą część stanowiły produkty skierowane do młodszych kibiców, którzy w licznej grupie pojawili się na meczu swojej drużyny.
  13. Doping po stronie ZNK Mury prowadził samotny ultras, który przez pełne 90 minut wołał „tri, štiri, Mura!” doprowadzając wszystkich do śmiechu, ale i granic cierpliwości. Zadbał także o oprawę pirotechniczną, odpalając świecę dymną. Na stadionie pojawiło się około 1000 osób, jednak to niewielka grupa ze Słowacji okazała się głośniejsza, wnosząc bęben i wuwuzelę.

    Stadion ZNK Mura, trybuna za bramką

  14. Sam stadion jest zgrabny, choć przejścia są niewielkie i przy otwarciu jedynego punktu gastronomicznego powodowało to zatory.
  15. Po emocjonującym starciu porozmawialiśmy z jedną ze zwyciężczyń, czyli Joanną Olszewską, która niedawno dołączyła do lokalnej drużyny i z marszu stała się kluczową zawodniczką. Ucieszyła się z faktu, że w Katowicach nadal jest ciepło wspominana, jednak nie zamierzała przez to ułatwiać zadania swoim byłym koleżankom.
  16. Między meczami odwiedziliśmy Soboski Grad, czyli pałac w samym centrum miasta, który jednak lata świetności ma już za sobą. Obok niego znajdował się zadbany park i pomnik upamiętniający wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. Ewidentnie Słoweńcy mają jeszcze przed sobą problem związany z dekomunizacją (dopisek – kosa).

    Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy

  17. Kwestie spacerów po okolicznych terenach są mocno dyskusyjne, bowiem każdy chodnik jest też drogą rowerową, po której mogą (a w zasadzie muszą) poruszać się także motorowery i skutery.
  18. W jeden dzień zwiedziliśmy całą główną ulicę, jednak mimo niewielkich rozmiarów miasto posiada kilka miejsc wartych odwiedzenia.
  19. Ciekawym punktem na gastronomicznej mapie Murskiej Soboty jest „Bunker”, czyli postapokaliptyczny bar. W Polsce rzadko można spotkać tak klimatyczny wystrój, dodatkowo połączony z doskonałą kuchnią.
  20. W tak zwanym międzyczasie udaliśmy się także do hotelu, w którym zamieszkały przyjezdne drużyny. Zawodniczki miały bardzo komfortowe warunki i niezbędne zaplecze, a wokół były liczne parki i inne miejsca do zabicia nudy. Celem naszych odwiedzin było przeprowadzenie wywiadu z Klaudią Słowińską, czego efekty już niedługo ukażą się na naszej stronie.
  21. Przed weekendem nasi sąsiedzi na szczęście już się wymeldowali, bowiem emocje w meczu z Radomiakiem nam się udzieliły i po strzelonych bramkach zdarzyło się nam zakłócić ciszę nocną. Brawo drużyna!
  22. W sobotę nadszedł czas na mecz o 3. miejsce i kosztował on nas naprawdę wiele w kwestii emocjonalnej – przez godzinę gry zdążyliśmy się porządnie wynudzić.

    Autokar Spartaka Myjava

  23. Największą atrakcję postanowiła zapewnić sędzia, w dość kontrowersyjny sposób prowadząca spotkanie. Po jednym z incydentów odesłała na trybuny fizjoterapeutę Spartaka Myjava, który do końca meczu wygłaszał swoje komentarze dotyczące sędziowania.
  24. W ostatniej akcji meczu BIIK Shymkent zdobył bramkę i doprowadził Słowaczki do rozpaczy, długo nie mogły się po tym pozbierać. Jeden z kibiców z frustracji rzucił swoim bębnem na murawę, na szczęście nie wyrządzając nikomu krzywdy. Ostatecznie dość szybko go odzyskał od ochrony.
  25. Chcieliśmy przed wyjazdem odwiedzić festiwal balonów, który miał budzić zainteresowanie na całym świecie. Problemem okazała się pogoda, która zmusiła organizatorów do odwołania wydarzenia, więc nic z naszych planów nie wyszło.

    Jezioro Sobosko, na drugim brzegu teren festiwalowy

  26. Skończyło się na rzucie oka na sztuczne jezioro pozostałe po żwirowni, w którym woda była bardzo przejrzysta. Wszystko znajdowało się niedaleko autostrady.
  27. Deszcze nie zamierzały ustąpić, więc pojawiliśmy się na stadionie Fazanerija (po polsku: Bażantarnia) na dwie godziny przed finałem. Kilka minut po naszym wejściu rozpętała się prawdziwa ulewa i byliśmy sobie wdzięczni za ten pomysł.

    Zawodniczki wychodzą na finał turnieju

  28. Na sektorze wywieszono trójkolorową flagę z podpisami piłkarek oraz pokazaną wyżej „Fans on tour”, co wzbudziło niemałe zainteresowanie na trybunach. Kibice gospodyń byli jednak bardzo sympatyczni, dołączając nawet do wspólnych zdjęć.
  29. GieKSa zupełnie kontrolowała to spotkanie, a gdyby nie Joanna Olszewska i niezliczone spalone, spokojnie moglibyśmy zamknąć mecz już w pierwszej połowie. Z każdą sekundą byliśmy bliżej triumfu, ale też i zatopienia obiektu, bowiem deszcz jedynie się nasilał.
  30. Na całe szczęście nie było potrzeby przerwania meczu, a GieKSa uzyskała upragniony awans. Tytuł na relację podrzucił kilka dni temu redaktor Shellu – GieKSa Pa(n)ny!
  31. Historyczny sukces piłkarki świętowały wraz z kibicami, całkowicie zagłuszając pustoszejący stadion. Europa da się lubić!
  32. Na meczu zameldował się prezes Sławomir Witek, który był pod wrażeniem determinacji fanów podążających za drużyną oraz wyników obu sekcji piłkarskich w tym tygodniu.
  33. Oprócz kibiców gospodyń, sukcesu pogratulował nam także sam właściciel pizzerii Nona – naprawdę sympatyczny gest i ciepło będziemy wspominać nasz pobyt w tym regionie.

    Świętowanie zwycięstwa w finale

  34. Na bocznym boisku zebrało się już pół centymetra deszczu, gdy jeszcze przeprowadzaliśmy krótkie (ze względu na warunki atmosferyczne) wywiady z zawodniczkami oraz trener Karoliną Koch.
  35. Opuszczenie zalewającego się stadionu nie należało do najłatwiejszych, jednak piłkarki (w szczególności rozśpiewana Kinga Seweryn) były zbyt uradowane, by im to przeszkadzało.
  36. Zespół udał się do hotelu na imprezę zasłużony odpoczynek, a my wyruszyliśmy w drogę powrotną do Katowic. Ta zdawała się przebiegać znacznie szybciej, w końcu wracaliśmy po zobaczeniu dwóch doskonałych występów GieKSy.
  37. W niedzielę odbyło się losowanie trzeciej rundy eliminacyjnej, a w niej przyjdzie nam zmierzyć się 11 i 18 września z holenderskim FC Twente. Pierwszy mecz zagramy u siebie na Arenie Katowice. Bądźcie tam razem z uKochanymi, bo zasłużyły na wsparcie! Zadanie będzie niezwykle trudne, ale gramy do końca!

Do zobaczenia na meczach GKS Katowice w europejskich pucharach!

Za wszystkie teksty, wywiady, zdjęcia, wideo, relacje i inne medialne materiały na naszej stronie z turnieju na Słowenii odpowiadał redaktor Fonfara, który był wspierany przez redaktora Flifena. Pozostałe dwie osoby pojechały typowo turystycznie-kibicowsko, a za całą pracę i relacjonowanie przygody uKochanych w Europie podziękowania należą się wyżej wymienionym. – dopisek od kosy.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga