Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: skrzydła będą siały spustoszenie
W nowym sezonie Ekstraklasy los rzucił GieKSę od razu na głęboką wodę, stawiając na naszej drodze wicemistrza z Częstochowy, Miedziowych (tu woda głęboka była głównie w boiskowych kałużach) i nie kryjącego ambicji Widzewa, a tuż za rogiem czeka zdobywca krajowego pucharu. Punkty zdobywać trzeba, najlepiej już przy najbliższej okazji, choć zadanie nie będzie łatwe. Na jakim etapie przebudowy jest Widzew? Gdzie tkwi jego największa siła? W co mierzy w tym sezonie? Przed sobotnim meczem o nastrojach w Sercu Łodzi opowiedział nam Bartłomiej Stańdo – Widzewiak Roku 2023, autor książki „Widzew. Reaktywacja” i redaktor serwisu sektorwidzew.pl.
W Internecie krąży zdjęcie pewnego włoskiego muru z napisem Sei bella come un gol al 90º!, to znaczy Jesteś piękna jak gol zdobyty w 90. minucie. Punkt widzenia zależy tu chyba od punktu siedzenia…
Zdecydowanie piękniejsze były trzy bramki zdobyte przez Widzew na Łazienkowskiej, w samej końcówce pamiętnego meczu z Legią, decydującego o mistrzostwie Polski sezonu 1996/97. W takich pojedynkach wykuwał się widzewski charakter, który niejednokrotnie pozwalał nam odwracać losy meczów i wygrywać. Dlatego dziś, gdy sami w ten sposób wypuszczamy zwycięstwo z rąk, jest to podwójnie bolesne. Taki jest jednak sport – raz na wozie, raz pod wozem.
Wasza porażka w Białymstoku mogła być postrzegana jako niespodzianka, skoro kilka tygodni wcześniej w sparingu odprawiliście Jagę z bagażem siedmiu goli?
Zanim odpowiem na to pytanie, jeszcze raz sięgnę do historii. W 2013 roku podczas zimowego zgrupowania w Hiszpanii Widzew brał udział w turnieju „Copa del Sol”, gdzie wygrał m. in. z norweskim Molde FK (3:1) i duńskim FC Kopenhaga (1:1, karne 8:7), a w finale jak równy z równym walczył z Szachtarem Donieck, napakowanym takimi gwiazdami jak Dario Srna, Henrich Mchitarjan czy Douglas Costa, przegrywając minimalnie 1:2. Tymczasem wiosną w Ekstraklasie prezentował się tak słabo, że ledwo się utrzymał. Dlatego sparingi, a zwłaszcza ich wyniki, nie są żadnym wyznacznikiem formy drużyny. Widzew nie wszedł najlepiej w mecz z Jagiellonią i równie kiepsko rozegrał końcówkę, co zaciemnia nieco ogólny obraz gry, moim zdaniem nawet niezłej w naszym wykonaniu. Od 25 do 90 minuty widziałem progres w porównaniu do zwycięskiego meczu z Zagłębiem, ale zabił nas brak koncentracji i błędy indywidualne.
Kibice dość jednogłośnie wskazali winnego tej porażki.
Od niedzieli trwa swego rodzaju polowanie na czarownice, którego ofiarą padł Rafał Gikiewicz, wskazywany przez kibiców jako główny winowajca porażki w Białymstoku. Jest to dość absurdalne, bo mimo że przy pierwszej bramce Giki za lekko wybił piłkę, to było jeszcze co najmniej sześciu zawodników Widzewa, którzy mogli powstrzymać atak rywala. Przy drugim golu bramkarz nie miał nic do powiedzenia, natomiast trzeci moim zdaniem w 99 procentach obciąża konto Mateusza Żyry, który miał dużo miejsca i czasu na właściwe zagranie. Podanie Gikiewicza było przecież dokładne. Myślę, że obecna sytuacja to efekt kumulacji błędów Rafała z poprzedniego sezonu, dlatego przy byle okazji na tapet wyciągana jest postawa bramkarza. Tymczasem powinno się dyskutować o innych zawodnikach, którzy powinni dawać więcej drużynie.
Wiele zmian kadrowych zaszło w poszczególnych formacjach Widzewa, sprowadzono również konkurenta dla Gikiewicza. Czy Maciej Kikolski jest w stanie go „wygryźć”?
Nie wiem, jak w tej sytuacji zachowa się Željko Sopić. Dał się poznać jako trener, który nie patrzy na nazwiska i dotychczasowe dokonania piłkarzy, a wyłącznie na aktualną dyspozycję. Przed meczem z Jagiellonią powiedział mi, że latem Gikiewicz był dużo lepszy od Kikolskiego i wygrał rywalizację o miejsce w bramce. Rafał nie miał jeszcze zbyt wielu okazji, aby się wykazać, a sytuacje z ostatniego meczu na nowo wywołały negatywne nastroje wokół niego, do tego stopnia, że 90% kibiców w ankiecie na stronie Widzewtomy.net domaga się posadzenia go na ławce. Tymczasem Gikiewicz przoduje w większości statystyk bramkarzy po dwóch pierwszych meczach.
Zmiany organizacyjne, jakie na przestrzeni ostatnich miesięcy zaszły w Łodzi, rozbudziły w was marzenia o powrocie potęgi Widzewa? To już ten moment, by wyjąć z zakamarków szaf koszulki z logo Bakomy, nazwiskiem Citki czy innych gwiazd tamtych czasów i śmielej spojrzeć w górę tabeli?
Mam wrażenie, że w całej Polsce błędnie odbierano naszą ekscytację wynikającą ze zmian na lepsze, odczytując ją jako absurdalne oczekiwania, że w ciągu kilku tygodni, na pstryknięcie palcami Widzew znów stanie się wielki. Tymczasem wydaje mi się, że ostatnie lata na tyle zahartowały kibiców Widzewa, że oderwanych od rzeczywistości oczekiwań nie ma. Dominuje radość z zachodzących zmian i nawet jeśli w tym sezonie nie uda się nic wygrać, to będziemy próbować dalej, bo mamy ambitnego właściciela, który chce nawiązać do czasów wielkiego Widzewa i nie są to tylko słowa – idą za tym czyny, a przede wszystkim pieniądze. Wymagania dla coraz droższych piłkarzy będą rosnąć, bo nie wyobrażam sobie, że staniemy się przytulnym miejscem, gdzie można dobrze zarobić bez większych oczekiwań. Budowa silnego klubu to proces, który dopiero się rozpoczyna.
Historyczne osiągnięcie naszych pucharowiczów, dające nam dodatkowe miejsce w europejskich rozgrywkach, przyszło w samą porę dla Widzewa?
Przed sezonem przewidywałbym, że możemy zająć to miejsce. Teraz mam więcej wątpliwości, bo jest jeszcze sporo niedociągnięć. O obsadzie tego miejsca zadecyduje rynek transferowy – jeśli uda nam się sprowadzić klasowego napastnika i stopera, gotowych od razu grać o najwyższe cele, to piąte miejsce będzie całkiem realne. Bez trafionych transferów na tych pozycjach o pierwszą piątkę może być ciężko.
W ostatnich latach Raków jako pierwszy przełamał ligowy duopol Legii i Lecha. Wkrótce potem dołączyła Jagiellonia, podobnie może być w przypadku Pogoni czy Cracovii. Widzew może się włączyć do tej rywalizacji?
To chyba ostatni moment, aby podpiąć się do tego pociągu. Pięć drużyn w pucharach to ogromny kapitał, który przekłada się na wzrost jakości drużyn środka tabeli, takich jak Górnik, Motor czy Widzew, które chcą wykorzystać nadarzającą się okazję. To z kolei napędza do rozwoju tych najlepszych, którzy z powodzeniem mogą nas reprezentować w Europie. Łatwiej podnosić poziom ligi, jeśli nie skupia się wokół dwóch liderów, którzy, jak na przykład w Szkocji, co tydzień grają właściwie sparingi. Możemy tylko skorzystać, jeśli liga będzie mocna swoim środkiem, do pewnego stopnia nieprzewidywalna, w przeciwieństwie do krajów, gdzie skład pucharowiczów znany jest przed sezonem.
Mając w pamięci mecz w Białymstoku, Widzew ma już napastnika numer jeden?
Raczej jeszcze szuka. Kiedy ogłaszano transfer Sebastiana Bergiera, wydawało nam się, że do zespołu szybko dołączy kolejna dziewiątka, bo ta pozycja była najsłabiej obsadzona. W tej chwili drugim napastnikiem jest Antoni Klukowski, którego jednak trudno zdefiniować jako typową dziewiątkę. Jest to piłkarz ofensywny, który może też grać tuż za napastnikiem lub na skrzydle. Dobrze prezentował się w okresie przygotowawczym i moim zdaniem zasłużył na minuty w lidze, jednak w Białymstoku Željko Sopić nie trafił ze zmianami. Z kolei Sebastian Bergier na pewno zaliczy mecz z Jagą do udanych, bo zdobył dwa gole, natomiast w samej grze jest jeszcze trochę do poprawy – kilka razy mógł zachować się lepiej w kontrataku. Mówi się, że głównym celem transferowym jest napastnik, na którego Widzew planuje wydać spore pieniądze. Dopóki go nie ma, na szpicy gra Bergier i cieszę się, że pokazał się z dobrej strony.
Przychodząc do Łodzi Bergier nie ukrywał ambicji, by powalczyć o rolę podstawowego napastnika. Czy twoim zdaniem ma na to szansę?
Od początku czy nie, Bergier swoje minuty dostanie, jeśli będzie w formie. Nie wykluczam, że w pewnych sytuacjach możemy grać dwójką napastników, dlatego nowa „dziewiątka” nie pozbawi go szans na grę. Czy jest w stanie wywalczyć miejsce w podstawowym składzie? Trudno wyrokować, skoro wciąż nie wiemy, z kim przyjdzie mu rywalizować.
Co się stało z Jakubem Łukowskim, który wyróżniał się w Koronie, natomiast nie odnalazł się w Widzewie?
Nie zgodzę się z tezą, że nie odnalazł się w Łodzi. Tuż po transferze był moim zdaniem najlepszym piłkarzem Widzewa, choć trwało to tylko około miesiąca. Łukowski nie był typem skrzydłowego, jakiego oczekiwał trener Myśliwiec – dynamicznym i przebojowym, dlatego częściej grał na pozycji numer 10. W meczu ze Stalą Mielec wchodząc z ławki zdobył wyrównującą bramkę i gdyby nie minimalny spalony, zaliczyłby asystę przy zwycięskim golu. Trafił też do siatki w Katowicach. Z kolei w ostatniej minucie meczu w Gdańsku stanął oko w oko z bramkarzem Lechii i mógł dać Widzewowi zwycięstwo, przegrał jednak ten pojedynek. Od tego momentu coś się w nim zacięło i zaczęła się obniżka formy. Szkoda, bo w rundzie jesiennej prezentował się bardzo dobrze, a wiosną był cieniem samego siebie.
Czy twoim zdaniem Rafał Górak będzie w stanie go „naprawić”?
Łukowski lubi brać na siebie ciężar gry, nie będzie się ścigał z obrońcami, ale dobrze rozgrywa, dośrodkowuje i strzela. W Widzewie oczekiwano od niego innej gry, natomiast moim zdaniem lepiej odnajdzie się na pozycji bocznego pomocnika niż typowego skrzydłowego. Więcej pożytku będzie z niego w roli „dziesiątki” w systemie gry z wahadłowymi.
Jakub Łukowski przegrał rywalizację, która z pewnością będzie u was bardzo zacięta. Który z dotychczasowych transferów wskazałbyś jako największy hit?
Z każdego ze sprowadzonych skrzydłowych kibice będą zadowoleni. W porównaniu do poprzedniego sezonu skok jakościowy na tej pozycji jest ogromny, dlatego myślę, że gra skrzydłami będzie jednym z naszych największych atutów. Niezwykłą lekkość prowadzenia piłki ma Samuel Akere, Angel Baena w zasadzie nie traci piłek, Fornalczyk jest znany ze swojej szybkości, ponadto ma w sobie dużo energii i sportowej ambicji, którą trzeba odpowiednio ukierunkować z pożytkiem dla drużyny. Mimo że w Białymstoku zagrał źle, to choćby w akcji bramkowej miał przebłyski, które pozwalają wierzyć, że może być jednym z najlepszych piłkarzy Widzewa, a kibice będą kupować koszulki z siódemką.
Masz szczególne wspomnienia z rywalizacji Widzewa z GieKSą?
Najlepiej pamiętam stosunkowo najświeższe potyczki, na przykład wygrany w Katowicach mecz w sezonie 2021/22, podczas którego doszło do ostrzelania fajerwerkami kibiców w sektorze gości. W końcówce spotkania bramkę na 2:0 zdobył pięknym strzałem Przemysław Kita. Jednak najbardziej zostanie mi w pamięci mecz z 22 listopada 2014, nie ze względu na piękne gole czy znakomitych piłkarzy, ale na fakt, że pojedynek z GKS-em był ostatnim na starym stadionie. Mimo, że czasy były wtedy parszywe – Widzew ostatecznie spadł z 1. ligi, wkrótce potem ogłosił upadłość i rozpoczęła się reaktywacja, to ten mecz do dziś przywołuje wśród wielu kibiców masę wspomnień związanych ze starym stadionem. Na boisku padł remis 1:1, ale w tamtej chwili nie miało to większego znaczenia. Kilka lat wcześniej również graliśmy razem w pierwszej lidze. Z tamtych sezonów najbardziej pamiętam naszą wygraną w Łodzi 2:1, a gola dla was pięknym szczupakiem zdobył Grzegorz Górski.
Wracając do poprzedniego sezonu, wiosną Widzew podejmował GKS w trudnym momencie, po zwolnieniu trenera Myśliwca, w środku chaosu związanego ze zmianami właścicielskimi. Porażka w tamtym spotkaniu mogła was zepchnąć niebezpiecznie blisko strefy spadkowej.
Co ciekawe, tydzień wcześniej także graliśmy z Jagiellonią i też pechowo przegraliśmy, bo byliśmy drużyną lepszą, choć to Jaga zdobyła jedyną bramkę. Mecz z GKS-em, wygrany 1:0 był małym powiewem świeżości, a z dobrej strony pokazali się zawodnicy, który wcześniej grali mniej. Dzięki temu zwycięstwu, a potem kolejnym z Piastem i Lechią, zapewniliśmy sobie spokój na finiszu rozgrywek, bo początek tego roku wyglądał fatalnie w naszym wykonaniu. Trener Czubak poukładał nasz zespół w obronie, ale nie wieszałbym psów na Danielu Myśliwcu, który ze słabszą niż obecnie kadrą robił niezłe wyniki, bo w tabeli za cały 2024 rok Widzew był siódmy. Jako przykład można podać nasz jesienny mecz, który do momentu straty bramek w końcówce pierwszej połowy był naszym najlepszym występem w całej rundzie.
Widzew wydaje się być murowanym faworytem pojedynku z GieKSą. Z jakimi oczekiwaniami zasiądziesz w sobotę na trybunach?
Jestem ciekawy, jak zaprezentujemy się na tle dobrze zorganizowanej drużyny, jaką jest GKS. Mam nadzieję, że zobaczę co najmniej jedną taką akcję jak w naszym meczu w Łodzi z 2021 roku – był to szczyt świetności Widzewa pod okiem trenera Janusza Niedźwiedzia. Tamten mecz wygraliśmy 3:1, a trzeci gol padł po najładniejszej akcji sezonu, składającej się z kilkudziesięciu podań, które wykończył Mateusz Michalski doskonałym strzałem zza pola karnego. Honorowego gola dla GieKSy zdobył wtedy Oskar Repka, który przed obecnym sezonem był blisko przeprowadzki do Widzewa. Oferta była na stole, jednak ostatecznie klub zdecydował się na pozyskanie na tę pozycję Lindona Selahiego. Wracając do sobotniego meczu, mam nadzieję, że na miarę swojego potencjału zagra Mariusz Fornalczyk, bo w meczu z Jagiellonią na pewno go nie pokazał. Spodziewam się, że nasze skrzydła będą siały spustoszenie, a Sebastian Bergier będzie wykańczać akcje kolegów. Czas działa na korzyść Widzewa – drużyna coraz lepiej się zgrywa i rozumie. Potknięcia będą się zdarzać, ale z każdym meczem powinniśmy wyglądać coraz lepiej.
Jakim wynikiem zakończy się nasz mecz?
Obstawiam 3:0 dla Widzewa jako właściwa reakcja na to, co stało się w końcówce meczu w Białymstoku.
Na koniec opowiedz, czym trzeba sobie zasłużyć na tytuł Widzewiaka Roku.
Kibice Widzewa wyróżniają w ten sposób osobę, która ich zdaniem najbardziej przyczyniła się do rozwoju widzewskiej społeczności. Jestem zaszczycony i do dziś wzruszam się na samo wspomnienie, że miałem zaszczyt odebrać to wyróżnienie. Otrzymałem statuetkę w uznaniu za książkę „Widzew. Reaktywacja”, która ukazała się w 2023 roku. Opisuje ona okres odrodzenia klubu po upadku w 2015 roku i została bardzo dobrze przyjęta przez sympatyków Widzewa. Półtora roku pracy i ponad setka rozmów z ludźmi biorącymi udział w tym procesie, pozwoliły pokazać, że Widzew jest klubem niezłomnym, niezniszczalnym. O jego sile świadczą nie tylko lata chwały, ale także zdolność do odbicia się od najgłębszego dna. Czuję, że udało mi się pokazać pozytywną stronę tej trudnej historii i to zostało docenione. Jeszcze raz dziękuję za to wyróżnienie.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.



Najnowsze komentarze