Dołącz do nas

Piłka nożna

Opinie z social mediów #28 – Stal

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszam do zapoznania się z wybranymi opiniami kibiców po spektakularnym zwycięstwie GieKSy ze Stalą!

X (dawniej Twitter)

Mody Jason @ModyKoza
„Totalna dominacja nad słabiutka Stała Rzeszów, wynik kosmiczny. Ci którzy przyszli dziś na B1 nie żałowali i zapamiętają ten szpil na długo. Ale to już było, teraz mamy trzy finały i jedziemy dalej kurwa!”

Acid @OlegKostoglotow
„Ostatni raz taki festiwal strzelecki na żywo przy Bukowej widziałem jak GieKSa wygrała z ŁKS Łódź 7:2. Miazga.”

Esther @Ester_Now
„Ludzie kochani, nie pamiętam kiedy byłam tak w szoku po pierwszej połowie. Nie pamiętam też takiego ogólnego szoku po całym meczu. Weźcie mi napiszcie, że to się stało naprawdę…”

polo @polo64_
„Długo się wstrzymywałem z tymi słowami, ale jak takimi meczami ostatnio z Polonią i dzisiaj ze Stałą nie robi się awansu to ja już nie mam pojęcia jak to zrobić. Chyba nigdy nie przeżyłem takiego meczu jak dzisiaj. TO JEST SUPER GKS”

Facebook

Paweł Miodek
„Jeszcze Gieksa nie zginęła!!! Gratulacje z Kielc i zapraszamy do extraklasy!”

Piotr Krysiak
„Teraz najważniejsza i najtrudniejsza końcówka sezonu od kilku lat”

Sebastian Cieplok
„Wszystko wam dzisiaj wychodziło, dosłownie wszystko, brawo”

Jacek Pniok
„Nic ino gratulować . Pięknie. Totalna demolka brawo drużyna.”

Piotr Górski
„Będzie awans to będzie się z czego cieszyć, ładnie zwycięstwo ale to nic nie będzie znaczyło jeśli nie wejdą do ekstraklasy”

Forum

kosa
„Najlepszy mecz w historii, nie patrząc na rangę spotkania i ligę, choć mam wrażenie, że „ważność” tego meczu była dość mocno bagatelizowana. Czapki z głów. Baraże tuż za rogiem, teraz walczyć o trzecie miejsce, by mieć dwa mecze u siebie, a jak Arce zacznie się robić ciepło, to… wykorzystać.”

osqarek
„Kapitalny mecz całej ekipy. Mak dzisiaj zagrał świetnie, 3 gole i 2 asysty. Kolejne 2 asysty dokłada Błąd. Kozubal – gol, asysta.
Współczuję trenerowi wyboru na Tychy – czy dać Rogalę po dwumeczowej przerwie, czy jednak dać kolejny mecz Marcowi który spisuje się tam równie dobrze. Ciekawe co z Kuuskiem, dowiemy się zapewne w środę. Wraca Repka do składu i gra pierwsze skrzypce, a Kozubal od razu kilka leveli również lepszy. Wraca Komor i robi kapitalną robotę. Wasielewski widać że wraca, ale wejście Krawczyka też pozytywne. Do tego Arak z kolejną bramką, to też mocno cieszy. Ogólnie jest się z czego cieszyć, ale nie można się teraz zatrzymać. Niech ten pociąg jedzie i się nie zatrzymuje! A teraz czas na kolejny mecz który trzeba traktować jako finał, czyli Tychy. Chyba nikt by z wyniku z poprzedniej wizyty nie narzekał ;)”

Fuhrer
„Kapitalny mecz i magiczny wieczór na Bukowej! Tuż przed spotkaniem miałem jednak małego stracha jak zobaczyłem brak Kuuska. Na szczęście o tyle dobrze, że Górak wyciągnął wnioski i nie wycofał tym razem Repki do obrony. Cudowna reaktywacja Maka – potrzebujemy go w takiej formie w kluczowym dla nas momencie sezonu. Cała drużyna zasługuje na duże brawa! Teraz pytanie co z Kuuskiem. Bartek Jaroszek był spoko, ale mecz załatwiliśmy z przodu i nasza defensywa była nękana dosyć okazjonalnie przez Rzeszowiaków. Z przeciwnikiem który nas mocniej naciśnie może być gorzej. No ale jeśli Kuusk nie będzie mógł grać, to jednak chyba wolę Jaroszka od Grzesia Janiszewskiego. Nie wiem co wyjdzie z tego sezonu, ale po raz pierwszy od wielu lat (nie licząc sezonu z awansem w 2 lidze) na finiszu rozgrywek jesteśmy w gazie. Nawet w tych sezonach, w których niby mieliśmy szanse na awans (Brzękol, Paszul czy Moskal), to na ostatniej prostej (a tak naprawdę, to już znacznie wcześniej) widać było, że hamulce są zaciągnięte i że z drużyną coś jest nie tak. Teraz po raz pierwszy wydaje się, że wszystko może się zdarzyć. Ale żeby się wydarzyło, to potrzebujemy jeszcze dosłownie tylko kilku kroków, a one są najtrudniejsze. Najbliższy krok, to mega ważny dla układu tabeli mecz w Tychach.”

Lars
„Pierwszy raz w życiu na Bukowej trzymałem się za głowę, ale z radości i „co oni odpierdalają?” to było pytanie, którego nigdy nie zadałem w podobnym, optymistycznym tonie. Ten mecz przyniósł mi tyle radości, że jasny chuj. Mecz super ważny, z drużyną, która rozjebała lidera i strzeliła mu 4 bramki, gdzie można było być pełnym obaw, a tu po pierwszej połowie 5:0. My rozegraliśmy tyle chujowych meczów, gdzie powinniśmy wygrać, a dostawaliśmy w pizdę, że naprawdę ta runda to jakieś czary. Nie dość, że potrafimy wygrywać, to jeszcze strzelając w chuj bramek. Oczywiście jestem nadal sceptyczny jeżeli chodzi o awans, ale jak wejdziemy do finału, to przecież finał będzie trzeba oglądać pod kroplówką z ciśnieniomierzem na środkach uspokajających. Nie robiłbym sobie większej nadziei, ale skoro ostatnie mecze i ta runda pokazują, że potrafią wygrać przegrany mecz (Polonia choćby), to kurwa… ”

nouzie
„Udało się. Wreszcie wakacje w Polsce uzupełniły się z terminarzem rozgrywek na Bukowej. Zabraliśmy bratanicę. Mała złapała bakcyla, choc bardzo nieśmiało krzyczała. Ogrom ludzi zrobił na niej wrażenie… a ja z Bratem w przerwach od pilnowania małej trzymaliśmy się za głowy. Dokładnie to co Lars napisał. Co oni odpierdalaja niosło się po dwójce. Takiego meczu nie przeżyłem choć od 1996 do 2011 zwykle bywałem na każdym meczu. Zabrzmię emocjonalnie – ale kiedy żyje się na emigracji, wchodzi się z utęsknieniem na Bukowa, słyszy się hymn, Blaszok… łzy cisną się na oczy… tak bardzo skrywane przez okulary przeciw słoneczne. Piękny wieczór, piękna noc, kiedy z dumą wchodzi się czytać relacji. Dziękuję Wam Bracia GieKSiarze, dziękuję Drużynie. Czas powrotu. Jutro o 6 wylot do Anglii.”



1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Ino

    7 maja 2024 at 09:35

    Pięknie to się wszystko czyta ja byłem z synem on drugi raz na szpilu pierwszy przeżywał z Lechią ja chodzę z przerwami też na emigrację od 1996r. Sen trwa ale wiara jest jak nie teraz to kiedy? 60 lecie i 20 lat poza extraklasą i nowy stadion…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga