Piłka nożna
Pierwszoligowe ruchy kadrowe cz.III
Przedstawiamy kolejny odcinek ruchów kadrowych w 1. lidze. Flota poważnie myśli o awansie, czego dowodem są kolejne wzmocnienia drużyny z Wyspy. Zespół wzmocnili doświadczony obrońca Michał Stasiak oraz Konrad Gilewicz syn byłego reprezentanta Polski Radosława. Wzmacnia się również Sandecja, która za wszelką cenę pragnie zachować pierwszoligowy status. Wciąż na potęgę testują w Gdyni, Katowicach i Bydgoszczy. Paweł Sasin, który odszedł z ŁKS-u i był już dogadany z trenerem Cecherzem w Kolejarzu, zmienił ostatecznie zdanie i podpisał w Ząbkach, czym oczywiście doprowadził do wściekłości trenera Stróżan. A na koniec mała ciekawostka. Otóż Ben Starosta opuścił Miedź i przeniósł się do ligi filipińskiej… Kolejne transferowe doniesienia za tydzień.
Arka Gdynia
Przybyli: Łukasz Zwoliński (Pogoń Szczecin)
Odeszli: Charles Nwaogu (Flota), Michał Szromik (Radomiak), Julien Tadrowski (Pogoń Szczecin), Paweł Czoska, Maciej Górski, Patryk Jędrzejowski, Wallace (szukają klubu).
Cracovia Kraków
Przybyli: Władisław Romanow (Botew Vratsa), Michał Zieliński (Korona)
Odeszli: Milos Budakovic, Dawid Dynarek, Szymon Gąsiński, Dawid Rupa, Aleksandru Suworow (szukają klubu).
Dolcan Ząbki
Przybyli: Mateusz Cichocki (Legia Warszawa), Kacper Piekarz (rezerwy), Bartosz Wiśniewski (Sandecja), Paweł Sasin (ŁKS Łódź).
Odeszli: Marcin Stańczyk (GKP Targówek), Robert Chwastek (Ruch Chorzów), Damian Jaroń, , Emil Wrażeń (szukają klubu).
Flota Świnoujście
Przybyli: Arkadiusz Aleksander (Sandecja), Łukasz Kupczanko (Energetyk Gryfino), Maciej Mysiak (Warta Poznań), Nwaogu (Arka), Mateusz Szałek (Pogoń Szczecin), Michał Stasiak (Skoda Xanthi), Konrad Gilewicz (FC STK 194 Samorin)
Odeszli: Paweł Bielecki (Drawa Drawsko Pomorskie), , Michał Protasiewicz (Etar Veliko Tarnovo), Koba Szalamberidze (Dinamo Batumi), Paweł Wąsków, Daniel Chyła (szukają klubu).
Bogdanka Łęczna
Brak ruchów kadrowych.
GKS KATOWICE
Przybyli: Łukasz Budziłek (GKS Bełchatów).
Odeszli: Damian Kaciczak, Dominik Kruczek, Marcin Pietroń (szukają klubu).
GKS Tychy
Przybyli: Damian Szczęsny (Podbeskidzie)
Odeszli: Kamil Łączek (Ruch Zdzieszowice), Łukasz Tumicz (szuka klubu).
Kolejarz Stróże
Odeszli: Krzysztof Gajtkowski (Bytovia)
ŁKS Łódź
Odeszli: Daniel Brud (Wisła Kraków), Jakub Więzik (Śląsk Wrocław), Nikołaj Borsukow, Daniel Cyzio, Paweł Kaczmarek, Patryk Kubicki, Mateusz Stąporski, Michał Żółtkowski, Paweł Sasin (szukają klubu).
Miedź Legnica
Przybyli: Grzegorz Bartczak, Artur Marciniak (Warta Poznań), Dawid Retlewski (Chojniczanka), Kamil Zieliński (Calisia Kalisz).
Odeszli: Kamil Hempel (Stomil Olsztyn),Ben Starosta(Global FC-Filipiny), Daniel Szczepankiewicz (szukają klubu).
Okocimski Brzesko
Odeszli: Mateusz Pawłowicz (Stal Rzeszów), Łukasz Zaniewski (Resovia), Marcin Szałęga, Robert Trzandel (szukają klubu).
Olimpia Grudziądz
Przybyli: Jan Pawłowski (Nieciecza), Bartosz Fafiński (rezerwy), Adam Banasiak (Widzew Łódź)
Odeszli: Dawid Abramowicz (Śląsk Wrocław), Jakub Cieciura (Radomiak), Paul Grischok (szukają klubu).
Polonia Bytom
Odeszli: Paweł Gamla (Ruch Zdzieszowice), James Sinclair (Ljungskile SK), Paweł Alancewicz, Juraj Balaż, Martin Baran(Polonia Warszawa), Tomasz Górkiewicz (Podbeskidzie), Tomasz Kaczor (Dalin Myślenice), Piotr Kulpaka, Krzysztof Michalak (szukają klubu).
Sandecja Nowy Sącz
Przybyli: Maciej Bębenek (Górnik Zabrze), Paweł Nowak (Lechia Gdańsk), Patryk Tuszyński (Lechia Gdańsk), Jozef Certik (MSK Rimavska Sobota), Daniel Bomba (Poprad Muszyna), Piotr Giel i Adam Wójta (Warta Poznań)
Odeszli: Arkadiusz Aleksander (Flota Świnoujście), Filip Burkhard (Wisła Plock), Bartosz Wiśniewski (Dolcan), Bartosz Szeliga (Piast Gliwice), Sebastian Kosiorowski, Wojciech Wilczyński (szukają klubu).
Stomil Olsztyn
Przybyli: Grzegorz Lech (Korona Kielce), Kamil Hempel (Miedź Legnica), Paweł Piceluk (Motor Lublin).
Odeszli: Krzysztof Filipek i Daniel Michałowski, Piotr Wypniewski (rezerwy), Tomasz Ptak (Motor Lublin), Mindaukas Kalonas, , Radosław Stefanowicz, Michał Świderski, Robert Tunkiewicz (szukają klubu).
LKS Nieciecza
Przybyli: Jakub Wróbel (Unia Tarnów)
Odeszli: J. Pawłowski (Olimpia Grudziądz)
Warta Poznań
Odeszli: Grzegorz Bartczak i Artur Marciniak (Miedź Legnica), Michał Jakóbowski (Lech Poznań), Maciej Mysiak (Flota), Bartłomiej Pawłowski i Michał Płotka (Widzew Łódź), Wojciech Trochim (Zagłębie Lubin), Paweł Beser (Polonia Środa Wielkopolska) Daniel Ciach, Piotr Giel i Adam Mójta (Sandecja), Łukasz Grzeszczyk i Rafał Kosznik, (GKS Bełchatów).
Zawisza Bydgoszcz
Przybyli: Łukasz Nawotczyński (ostatnio Cracovia), Tomasz Stachewicz (rezerwy)
Odeszli: Adrian Błąd (Zagłębie Lubin), Tomasz Chałas (Pogoń Szczecin), Błażej Jankowski (Chojniczanka), Bartosz Kopacz (Górnik Zabrze), Paweł Zawistowski (Korona Kielce), Krzysztof Hrymowicz (Etar Veliko Tarnovo), Mateusz Skowroński (Wda Świecie), Cezary Stefańczyk (szuka klubu).
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Roni
8 lutego 2013 at 14:08
Nie wiem dlaczego nie ściągniemy jakiegoś pewnego wzmocnienia. Przykładowo nie wiadomo co stanie się z Denisem Rakelsem, bo moim zdaniem wróci po wypożyczeniu do miedziowych. A taki Kamil Biliński, świetnie sprawdza się w Žalgirisie Wilno a nie wierze, żeby nie był zainteresowany powrotem do kraju a i jego wymagania finansowe nie były by jakoś bardzo wygórowane.
WNC1964
8 lutego 2013 at 18:27
Ehhh znowu będziemy średniakiem ligowym, albo pretendentem do spadku :/
Ależ ta nasza kochana GieKSa wystawia fanatyków na ciągłe próby…
Roni
8 lutego 2013 at 19:05
W tym sezonie inna rola nie jest nam pisana, ale też pamiętajmy, że na wszystko potrzeba czasu. Potrzebuje go i trener i cały klub po tej całej destabilizacji. Wierze, ze przyszły sezon to będzie zupełnie inna bajka, ale potrzeba stabilności finansowej, ciężkiej pracy i trafionych transferów (co do tego niech skauting naprawdę dobrze pracuje)