Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Piotr Mandrysz – postać dramatyczna teatru Bukowa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Gdy trener Piotr Mandrysz przychodził do GKS Katowice, wydawało się, że na tamten moment nic lepszego nie mogło tego klubu spotkać, jeśli chodzi o stanowisko szkoleniowca. Trener doświadczony, z charyzmą i charakterem, a przede wszystkim z sukcesami w postaci awansów do ekstraklasy. Po Jerzym Brzęczku, który tej charyzmy nie posiadał i bronił ile wlezie sabotujących awans zawodników, przyszedł do nas człowiek słynący z twardej ręki i tego, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Co udowodnił w Sosnowcu, odstawiając tych, którzy według niego działali na szkodę zespołu. „Na głowę nikt mi nie wejdzie” z zapowiadał szkoleniowiec.

Już gdy robiliśmy przedsezonowy wywiad z trenerem (ale już po pucharowym meczu z Siarką), dość mocno akcentowaliśmy i dawaliśmy Mandryszowi do zrozumienia, jakie nastroje panują w Katowicach po zawalonym awansie, a spotkanie z Siarką właśnie było przedłużeniem tych klęsk. Niestety trener już wtedy zaczął mówić, że nie może odmówić zawodnikom walki. Powtórzył to po kompromitująco przegranym spotkaniu z z Pogonią, kiedy to na tle naszych ślimaków, ambitne chłopaki z Siedlec wprost zaorały murawę.

Trener zapewniał, że wie, do jakiego miejsca przyszedł. Mówił, że wiedział o presji i przypominał wizytę kibiców pod szatnią GKS, gdy był trenerem Niecieczy. Po raz kolejny jednak okazało się, że wiedzieć teoretycznie, a zrozumieć i doświadczyć to dwie różne sprawy. Dlatego też gdy na spotkaniu z kibicami po pierwszej kolejce zaczął wypowiadać się tak, jakby był na konferencji prasowej – szybko dostał prosto z mostu komunikat, że kibice głodnych i oficjalnych kawałków łykać nie będą i oczekują merytorycznej i szczerej dyskusji. Widać wówczas było, że szkoleniowiec jest kompletnie zszokowany. Brak wiedzy na temat specyfiki klubu trener przejawił również wspominając mecz w Grudziądzu ze słynnym tańcem – nie rozumiał, że przywoływanie tego spotkania działa jak płachta na byka.

Gdy po spotkaniu z Miedzią na konferencji personalnie skrytykował jednego czy dwóch zawodników, obudziła się nadzieja, że jednak w końcu nie będzie cackania się z gwiazdorami.

Po dwóch wygranych z Rakowem i Chojnicami, przyszedł ordynarnie przechodzony mecz z Odrą. Wtedy trener na konferencji po raz pierwszy odleciał. Skrytykował pogodę, twierdząc że on sam na ławce się spocił, więc co dopiero zawodnicy. Zrzucił winę na trzy mecze w ciągu ośmiu dni, choć była dopiero szósta kolejka. W końcu zaczął wyliczać, ile to GKS nie stworzył zagrożenia pod bramką Odry, podczas gdy w rzeczywistości „okazje” te nie były nawet dwudziestoprocentowe. Można było się zacząć niepokoić, bo tak naprawdę mecz z Odrą był jednym z kilku skandalicznych w rundzie jesiennej. Jednym z tych meczów, które jak na tacy pokazały, że wielu naszym zawodnikom po prostu się nie chce rzetelnie wykonywać swoich obowiązków.

Potem mieliśmy serię katastrofalnych występów. Z Wigrami GKS przegrał po kuriozalnej bramce samobójczej Damiana Garbacika. Obrońca został kozłem ofiarnym i przesunięto go do juniorów. „Decyzją zarządu” – jak było napisane w komunikacie. Potwierdził to szkoleniowiec zapytany przez nas na konferencji po meczu z Zagłębiem Sosnowiec, mówiąc że sam był przeciwny temu odsunięciu. To również była informacja, że dzieje się w związku z trenerem coś niedobrego – tym razem, że zarząd nie respektuje decyzji kadrowych szkoleniowca. Sprawa nie miała oficjalnie swojego ciągu dalszego, a dzisiaj nie ma już w klubie ani Garbacika, ani Mandrysza, ani Wojciecha Cygana, który po tamtym spotkaniu zrezygnował ze stanowiska prezesa.

Na tej samej konferencji po przegranym w fatalnym stylu 0:3 meczu, trener potrafił znów stwierdzić, że walka była, a na domiar złego zrzucił winę za brak wyników na absencję…Tomasza Foszmanczyka, „najbardziej kreatywnego zawodnika w poprzednim sezonie”. Potem była kolejna klęska w meczu, którego druga połowa tylko zaciemniła obraz, mowa o Mielcu. Przegrywać 0:3 do przerwy znów świadczyło jak najgorzej o tej drużynie.

Coś drgnęło później. Chociaż dość frajersko zespół zremisował z Chrobrym, to w końcu było widać cień zaangażowania. Trzy wygrane z rzędu później dały nam nadzieję. Aż przyszedł mecz z Ruchem, najgorszą drużyną w lidze. Abstrahując już od tego, że wolicjonalnie i taktycznie rywal był górą, to szkoleniowiec przy okazji meczu 14-lecia popełnił całą masę gaf świadczących tylko o jednym – on nawet w połowie października nadal nie zdawał sobie sprawy, w jakim miejscu pracuje. Mieliśmy więc przed meczem chwytającą za serce historię, jak to „niestety” kiedyś sędzia ograbił jego Ruch z punktów na Bukowej i „przegraliśmy”. Mieliśmy wystawienie na najważniejszy mecz Grzegorza Goncerza, zawodnika kompletnie bez formy, który wcześniej od wielu kolejek nie powąchał murawy. Gonzo był na tyle bezproduktywny, że został zdjęty w przerwie, czym trener przyznał, że graliśmy w osłabieniu. Werbalnie jednak stwierdził, że „był to dobry, a w drugiej połowie bardzo dobry mecz GKS”. Dla kibiców załamanych po porażce takie słowa były nie do przyjęcia.

Trener wyglądał coraz gorzej. Na konferencjach smutny, przygaszony, nawet nie silący się na jakąś złość – czy to na zespół czy choćby cały świat. W Tychach trener przyznał, że przed przerwą wyglądało to tak, jakby zawodnikom się nie chciało. Mimo wszystko trochę miotał się i mieszał w swojej wypowiedzi. Wyglądał ja siedem nieszczęść, a gdy po meczu z Olimpią nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy, bo „źle się czuje”, naprawdę można było się martwić, czy szkoleniowca nie łapie depresja…

Rundę udało się przyzwoicie dograć, co było dość zaskakujące. Kilka ostatnich nieprzegranych meczów spowodowało pewien rodzaj zadowolenia, który bardzo dobrze w Katowicach znamy. Czyli konkretnie spieprzona runda zakończona kilkoma przyzwoitymi spotkaniami została przekuta na to, że w „drugiej połowie rundy zdobyliśmy zdecydowanie więcej punktów i jest to optymistyczne”. I o ile z liczbami dyskutować nie należy, to tak naprawdę obraz tych wygranych meczów pozostawiał wiele do życzenia, a przekuwanie właśnie zwycięstw z outsiderami (oprócz Miedzi) czy remisu w Siedlcach w sukces, to typowe klasyczne robienie wody z mózgu.

Wydawało się jednakowoż, że Mandrysz dzięki końcówce roku utrzyma się na posadzie i tak się stało. Tym większe było zaskoczenie, gdy kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że zarząd postanowił pożegnać się ze szkoleniowcem. Jeśli uznać to za merytoryczną decyzję i ocenę na podstawie bardzo kiepskiej rundy – to była to uzasadniona decyzja. Nie będziemy się silić na inne motywy, choć wróbelki ćwierkają, że dyrektorowi i trenerowi mocno było nie po drodze już od początku, więc mogło też chodzi o inne kwestie. Ale to już zostawiamy.

Trener Piotr Mandrysz stał się ofiarą własnego trudnego charakteru, ale w bardzo szerokim pojęciu. Zawsze słynął z twardej ręki, z tego że był nerwowy, wybuchowy, podpalający się. W Sosnowcu popadł w konflikt z piłkarzami i to on wyleciał z klubu. Trudno nie odnieść wrażenia, że w Katowicach postanowił objąć inną taktykę i po prostu stać się bardziej ugodowy. Niestety przegiął w drugą stronę – stał się mało wyrazisty, miękki, gubiący się nawet w swoich wypowiedziach. Nie był przekonujący, nie widać było w nim tej charyzmy, którą znaliśmy. Z czasem autentycznie wyglądał na coraz bardziej smutnego i przegranego. Tylko pojawia się pytanie, czy z powodu własnej bezsilności wobec tego, co widział w drużynie?

Trudno czasem było uwierzyć, że trener wierzy w to, co mówi o zaangażowaniu. Każdy mający dobry wzrok obserwator meczów GKS widział, że co najmniej kilka meczów było oddanych kompletnie bez walki i choćby odrobiny zaangażowania. Nie można chyba być tak zaślepionym, żeby – mowa o trenerze – wmawiać sobie, że zawodnicy gryzą trawę, w momencie, gdy grają de facto przeciw trenerowi i to nawet niekoniecznie celowo, ale po prostu nie angażując się w grę. Czy trener Mandrysz dobrze wiedział co jest grane, ale bał się lub nie chciał tego ugłośnić na konferencjach prasowych? Tego nie wiemy. Wiemy natomiast – widząc go po prostu na tychże konferencjach – że bardzo mocno to przeżywał i go to gryzło. Wolał jednak wszystko, co trudne zachować dla siebie. I to też go chyba zgubiło.

Trener Mandrysz nie zdał tego ważnego egzaminu w swojej karierze i nie podołał oczekiwaniom kibiców. Są tacy trenerzy, którzy gdy obejmują stanowisko – kibice się cieszą i uważają, ze to był trafny wybór. Tak było, gdy Franciszek Smuda objął reprezentację Polski. Też mówiło się, że twarda ręka i to będzie dobre. Skończyło się na ultradefensywnym ustawieniu w trzecim meczu grupowym z Czechami, w meczu, którzy trzeba było wygrać. Smuda nie wytrzymał ciśnienia i po prostu z autentycznego ludzkiego strachu zagrał bardzo asekuracyjnie. W Katowicach postawę ultra-asekuracyjną od początku przyjął trener Piotr Mandrysz, a to niezgodne z jego charakterem. Można powiedzieć, że z każdą wypowiedzą o walce i zaangażowaniu, zjadał się od środka. Nie dał temu ujrzeć światła dziennego.

Osobiście, szkoda mi szkoleniowca, bo to bardzo sympatyczny człowiek. Nie, wcale nie jest słabym trenerem, jak sugerują niektórzy. Ma warsztat i sukcesy. Jednak w Katowicach po pierwsze kompletnie nie przyjął specyfiki tego miejsca i zaakceptował pewnych warunków, jakie tu są. Po drugie totalnie się zawodowo pogubił i na bazie tego, co zostało napisane wcześniej, zaczął podejmować coraz to bardziej dziwne i irracjonalne decyzje (wspomniany Goncerz czy brak Plizgi w Siedlcach). W tym konkretnym przypadku zadanie go przerosło.

I jeszcze jedna rzecz. Gdyby trener miał do dyspozycji poważny zespół i poważnych piłkarzy, to wszystko by się nie wydarzyło. Te same wyniki, okraszone zwycięstwem z Ruchem i np. remisami w Tychach i Sosnowcu spowodowałyby zupełnie inny pogląd na sprawę. Niestety wszystko zostało przegrane bez walki. I trzeba sobie to jasno powiedzieć, że po raz kolejny w Katowicach piłkarze zwolnili trenera. Swoją postawą to piłkarze w pewnym sensie „zniszczyli” tego szkoleniowca. Mamy nadzieję, że tylko na chwilę, a trener się odbuduje i będzie dalej pracował – już z poważniejszymi ludźmi. Jednak to co zrobili piłkarze to jedno, a to czego w związku z tym nie zrobił trener – to jego odpowiedzialność. Widząc, co się dzieje nie zareagował i właśnie na tym polu przegrał i swoje zadanie zakończył niepowodzeniem.

Trener Mandrysz w GKS Katowice to już przeszłość. Wierzymy, że kolejni szkoleniowcy – tym razem Jacek Paszulewicz – wyciągną wnioski z tego, co się działo, będą wiedzieć, do jakiego klubu przyszli i szybko poznają – nie tylko teoretycznie – jego specyfikę. To jest GKS Katowice i to trzeba przyjąć z całym „dobrodziejstwem inwentarza”. Bez tej wiedzy żaden trener nie osiągnie tu sukcesów. Wiedzieć, czym jest GKS Katowice i „czym to się je” – to pierwszy i najbardziej konieczny warunek, żeby móc osiągnąć sukces. Dopiero na drugim miejscu jest włączenie swojego warsztatu i rzetelna merytoryczna praca na rzecz sukcesu sportowego.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    Irishman

    12 stycznia 2018 at 20:29

    W PUNKT!!!
    Nie potrafię pojąć, jak taki trener, który dodatkowo przecież był wcześniej częstym gościem na Bukowej, mógł tak bardzo zaufać niektórym z tych piłkarzy, którzy tak bardzo zawiedli na wiosnę?!?!?!
    Chyba, się faktycznie pogubił! Ale taki trener?!!! Jak to możliwe?????

  2. Avatar photo

    Irishman

    12 stycznia 2018 at 20:33

    Oby Paszulewicz, nie popełni tego samego błędu!!!!!

  3. Avatar photo

    tomassi

    12 stycznia 2018 at 20:36

    Nic dodać nic ująć.
    Czekamy…..!!!?
    Ktoś musi w końcu przełamać tą niemoc
    Ktoś musi kopnąć ich porządnie w dupę
    I mam nadzieję że będzie to teraz,już a nie kiedyś…..

  4. Avatar photo

    Solski

    12 stycznia 2018 at 21:04

    Tak czysto po ludzku, trenera mi szkoda.
    Czy zmiana była dobrym krokiem? Zobaczy się po rundzie wiosennej.
    Wg mnie można było dać spokojnie przepracować Mandryszowi wiosnę. Po długim zimowym okresie przygotowawczym można by wtedy rozliczyć go za wyniki i decyzje. 6 pkt straty to nie dużo i jednak wiele do odrobienia. Prawda jest taka, że kto by nie przyszedł to z tymi wkładami wyniku nie osiągnie.
    Wkłady zwolniły już Cygana i wielu trenerów. O poparciu dla Mandrysza tez wiele się wypowiadaliście, że należy trzymać Jego stronę bo to wina kopaczy. Tak samo teraz piszecie w momencie zatrudnienia Paszulewicza. Ciekaw jestem po ilu kolejkach będziecie się domagali zwolnienia trenera, bo jak sądzę kopacze wiele więcej z siebie nie dadzą.

  5. Avatar photo

    zippo50

    12 stycznia 2018 at 22:03

    Jeżeli dalej tak będzie że trener rządzi na boisku a w szatni kto inny to dalej będzie padaczka, z naszymi kopaczami jedyna metoda to „zamordyzm” a jak będą wyniki trochę odpuścić a nie odwrotnie.Nie opuściłem ani jednego meczu i szlag mnie trafiał jak Piotr ustawiał składy kogo trzymał na ławie a komu dał grać.Błędna była koncepcja mocnej obrony bo strzelać nie było komu a teoria stara jak świat to NAJLEPSZA OBRONA TO ATAK.Do momentu kiedy nie nauczymy się strzelać [często dwa strzały celne na bramkę przez cały mecz]to nie będziemy wygrywać amen.

  6. Avatar photo

    kris

    13 stycznia 2018 at 01:57

    Ciąg dalszy robienia nas w ciula,teraz będzie wytlumaczenie jak nie awansują; że nowy trener nie zgrali się i nie zatrybiło jeszcze wszystko i nie rozumieją strategii Paszulewicza…to wszystko trwa wy myslicie że przyjdzie nowy trener i zrobi SZYBKI AWANS w pół roku.hehe pozdro dla kumatych.Wywalą go znowu po to kontrakt na rok,granie na czas tak jak kiedyś pisałem że awans będzie jak stadion powstanie…Droga do awansu chyba wtedy powstaje jak są transfery,wyniki? zachęta dla kibiców i ich sciągnięcie na trybuny żeby było ich jak najwięcej, a u nas wszystko na odwrót.W takich warunkach i atmosferze AWANS..Nie jescze tym razem.

  7. Avatar photo

    Irishman

    13 stycznia 2018 at 09:19

    @Kris, nie chciało mi się w to wierzyć ale ostatnie miesiące pokazują, że to może być prawda. Z tym, ze mam także coraz większe wątpliwości czy ten stadion w ogóle powstanie.
    Chyba jedyną dla nas szansa jest przejęcie nas przez prywatnego sponsora ale… to jest praktycznie niemożliwe bez stadionu i kółko się zamyka.
    Źle to wygląda, bardzo źle.

    Co nie zmienia faktu, że trzeba trzymać kciuki za nowego trenera!

  8. Avatar photo

    Pewny

    13 stycznia 2018 at 14:38

    Shellu typ z góry uprzedzony do nie niektórych piłkarzy….obiektywizm….zero…zwykła…menda

  9. Avatar photo

    scifo

    14 stycznia 2018 at 12:21

    Ja obstawiam, że Pewny to Gonzo, a Wy?

    Zwieracze puszczają, może to dobrze, może w końcu znaleźliśmy trenera, który pożegna paru „gwiazdorów”.
    Shellu tak trzymej chopie!!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Bardziej smutno było mi niż moim piłkarzom

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po szalonym meczu GieKSy z Cracovią podczas konferencji wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Dawid Kroczek.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Było to bardzo emocjonujące spotkanie, porywające wszystkich do bardzo dużych emocji. Zakończyło się niesamowitym happy endem dla nas, bo w momencie, w którym straciliśmy bramkę na 3:3, zrobiło się smutno na duszy, ale jak się okazuje, bardziej mi niż moim piłkarzom. Fenomenalnie wykorzystali ostatnią okazję, by zaatakować i zdobyli bramkę na 4:3. Graliśmy z szalenie mocną ofensywną Cracovią, wiedzieliśmy, że te trzydzieści strzelonych bramek to jest naprawdę ogromny potencjał. Radziliśmy sobie momentami bardzo dobrze, ale jednak Cracovia te trzy bramki strzeliła. Natomiast to, że my strzeliliśmy cztery, to znaczy, że bardzo dobrze się tutaj czujemy, bo z Puszczą strzeliliśmy jeszcze więcej – to tak humorystycznie i z przekąsem. Bardzo się cieszę, jestem szczęśliwy, zasłużone zwycięstwo GKS Katowice.

Po czwartej bramce z racji nagromadzonych emocji, zawodnicy do siebie ruszyli. Nie chciałem, żeby działo się tam coś niedobrego, więc postanowiłem wkroczyć do akcji. Chciałem odciągnąć moich zawodników od tego zamieszania, widząc, że sędzia techniczny zachowuje się biernie. Trzeba było wkroczyć i powiedzieć moim zawodnikom, żeby po prostu zakończyli taką niepotrzebną burzę. Z mojego punktu widzenia nic się nie wydarzyło i jestem zdumiony karą, która została na mnie nałożona przez sędziego technicznego. Dodatkowo na boisku widziałem trenera gospodarzy, więc tym bardziej jestem zdziwiony.

Wiem, że kierownik będzie sprawę rozpatrywał z sędzią techniczną, by opowiedział zdarzenie swoimi oczami. Moje zdanie jest bezwarunkowe – nie używałem wulgarnych słów, nie byłem agresywny, działałem w dobrej wierze. Nie popełniłem żadnego przewinienia.

Jaki był plan na mecz?

Zdecydowanie postanowiliśmy atakować bardzo wysoko. Wiedzieliśmy, że w niskiej obronie możemy mieć problemy. Chcieliśmy uważać na fazy przejściowe Cracovii, trójka zawodników atakująca jest bardzo mocna. Plan polegał na tym, by wykorzystać słabsze rzeczy Cracovii, ale to już zostawiamy dla siebie. Szukaliśmy tych miejsc, by te bramki strzelać. Nie chodziło o to, by szukać okazji z kontrataku, tylko by grać swoją piłkę.

W tym momencie, kiedy prowadzimy 3:1, powinniśmy podwyższyć wynik i tyle w temacie. Cracovia potem atakowała bardzo mocno, chciała odrobić wynik, grając u siebie. To jest taki moment, kiedy trudności jest więcej. Dziś troszeczkę młodzieży na ławce, pięciu zawodników, których zostawiłem w Katowicach, wyszliby w tym spotkaniu. Nie ma co mówić, bo zmiennicy spisywali się bardzo dobrze. Cracovia nas trochę zepchnęła, ale należy wytłumaczyć zawodników siłą ofensywną Cracovii.

GKS inteligentnie zarządzał przerwami w grze.

Ja nie miałem takiego odczucia, że ten czas jest zabierany. Taki moment, kiedy zawodnik chce uspokoić zachowania, nie należy się zbytnio spieszyć, pośpiech jest niekiedy niedobry. Sędzia nikogo nie ukarał za grę na czas, wydaje mi się, że kibice domagali się, by grać szybciej, ale to nie było naszą ideą.

O urazach.

Martwi każdy uraz, teraz chodzi o rozmiar urazu Zrelaka. Mogą być zerwane więzadła, w tym momencie pojechał do szpitala i jest badany, bardziej martwi mnie zdrowie, a nie, która to kontuzja. Sport ma to do siebie, że zawodnicy ulegają kontuzją. Staramy się jak najlepiej, by zawodnicy byli przygotowani. Wydaje mi się, że Grzesiek Rogala wróci w następnym spotkaniu. 

O Maku.

Nawet kiedy kontraktowaliśmy Bartka Nowaka, wiedziałem, że potrzebny mi jest zawodnik z podobnymi rzeczami. W razie awarii, żeby był, byłem pewny, że Mateusz ma takie inklinacje, gra podobnie. Jest nieszablonowy, o elegancji i wysokiej intensywności. Jest szalenie pożyteczny. Na razie po powrocie do Ekstraklasy nie układa mu się tak, jakby sobie tego życzył. Dzisiaj wykorzystał swoją szansę, jestem niezmiernie szczęśliwy. Mateusz to profesjonalista.

Drugi mecz Galana na lewym wahadle, choć to nie jest jego nominalna pozycja. Jest pan z niego zadowolony?

Borja nie spędza na tej pozycji dużo czasu. Z Koroną grał bardzo dobrze, dzisiaj miał po swojej stronie kapitalnego piłkarza. Radził sobie, ale parę pojedynków przegrał. Globalnie jestem zadowolony, bo wiedziałem, jaka dla niego będzie skala trudności. Szacunek, bo radził sobie bardzo dobrze.

Która bramka się panu bardziej podobała w wykonaniu Adriana Błąda – w Gdyni czy dzisiejsza?

Ja czekam na następne (śmiech). Adrian jest zawodnikiem doświadczonym, o olbrzymich perypetiach, nasza droga jest piękną historią. Każdy moment, w którym się tak cieszy i strzela taką bramką, jest dla mnie niesamowity.

O przerwach na reprezentacje.

Wiemy, jakie są terminy przerwy reprezentacyjnej. Nie szukałem w ostatnich wynikach kryzysu, graliśmy bardzo dobrze w Warszawie i z Koroną. Sknociliśmy puchar, chcieliśmy w nim być, bardzo nam z tym źle. Ja kryzysu nie widziałem. My bardzo szybko potrafimy mówić o kryzysie, a niekiedy to po prostu nieprawda. Trzeba być cierpliwym.


Dawid Kroczek (trener Cracovii):
Nikt z nas nie jest usatysfakcjonowany wynikiem. Jeżeli strzelamy trzy bramki i przegrywamy mecz, to musimy się zastanowić nad wieloma rzeczami. Pozytywne jest to, że przegrywając, po raz kolejny doprowadzamy do wyrównania w ostatniej minucie meczu i to jest plus, ale ilość błędów, które popełniliśmy – indywidualnych i formacyjnych, doprowadziły do tego, że przegraliśmy mecz. Nie możemy mówić, że wszystko jest bardzo dobrze, bo straciliśmy jeden lub trzy punkty Jesteśmy w stanie grać na takim poziomie, żeby czegoś takiego uniknąć. To lekcja dla nas, co należy poprawić, aby w czołówce tabeli się utrzymać. Musimy być zespołem bardziej kompleksowym, czyli nie tylko dobrze atakować, ale też bronić.

Kontynuuj czytanie

Stadion

Trzy lata wielkich zmian

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do kolejnego tekstu o Nowej Bukowej, który przygotował dla Was Matma85. Nie zabraknie ciekawych informacji, a całość została okraszona wieloma zdjęciami. Przeczytajcie (i zobaczcie), jak wiele zmieniło się przez ostatnie trzy lata. Oddajemy głos autorowi.

W połowie października 2024 roku minęły dokładnie trzy lata od bardzo ważnego momentu w historii GKS Katowice – wbicia pierwszej łopaty pod budowę nowego domu. W uroczystości uczestniczyli: Prezydent Miasta Katowice Marcin Krupa, Prezes zarządu Grupy NDI Małgorzata Winiarek-Gajewsk oraz Prezes Zarządu Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964” Piotr Koszecki. Po 36 miesiącach w miejscu, które klasyfikowane było jako grunty pod wodami stojącymi, nieużytkami rolnymi, a w mniejszym stopniu pastwiskami oraz gruntami zadrzewionymi, została rozłożona pierwsza rolka murawy, co pokazuje, jak diametralnie zmieniło się to miejsce.

Ostatnie miesiące prac przy obiekcie to przede wszystkim gigantyczny wzrost zainteresowania kibiców, ciekawych jak prezentuje się nasz nowy obiekt, którego budowa już się zakończyła i który już niedługo, będzie gościł ponad 15 tysięcy fanów.

Dosyć istotne i co można podkreślić to samo miejsce, w którym powstał stadion. Lokalizacja bardzo wyraźnie nawiązuje do górniczej historii i charakteru klubu. Dlaczego? Może warto przytoczyć kilka faktów na temat tego terenu, na którym GieKSa już za moment będzie gospodarzem.

Nowy stadion znajduje się na terenie Załęskiej Hałdy, tuż przy autostradzie A4, która niewątpliwie dodaje atrakcyjności tej lokalizacji. Lokalizacji, która ma bardzo bogatą historię przemysłową. Na przełomie XIX i XX wieku w tym miejscu zlokalizowana była huta o nazwie Joanna, która eksploatowała glin ceramiczny metodą odkrywkową. Znajdowały się tu budynki huty oraz składowisko odpadów pohutniczych. W późniejszym czasie rozpoczęto w tym miejscu wieloletnią eksploatację, w pokładach na różnych głębokościach, złoża węgla kamiennego. Płytka eksploatacja prowadzona była w latach… 1865-1867 przez dawne kopalnie Charlotte i Wiktor, czyli poprzedniczki KWK „Wujek”.

Przykładowa mapa pokładu KWK Wujek z naniesionym obrysem inwestycji. GIG

Co wynika z wielu dostępnych map, część północna naszego nowego obiektu znajduje się na terenie dawnej huty, pod którym nie prowadzono eksploatacji węgla. Natomiast część południowa stadionu, w tym trybuna dopingowa Blaszok, znajduje się na terenie eksploatacji węgla w kilku pokładach. Były tutaj zarówno dukle jak i szyby wydobywcze – naliczono 16 wyrobisk o głębokości od kilku do dwudziestu kilku metrów. Można śmiało przypuszczać, że Skarbnik, który kiedyś ostrzegał górników, a teraz jest na emeryturze, będzie miał na mecze GieKSy jakieś tajemne, ukryte wejście.

Załęska Hałda, dzięki okolicznym lasom, od zawsze charakteryzowała się znacznym zazielenieniem. Pomimo tak dużej inwestycji, teren nadal pozostanie w zdecydowanej większości „zielony”. Podczas ostatnich trzech lat otoczenie diametralnie się zmieniło, co najlepiej pokażą poniższe fotografie.

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Pierwszy rok od uroczystego wbicia pierwszej łopaty to były głównie roboty ziemne, wycinka drzew, budowa zbiorników retencyjnych, odwierty, wykonanie sieci kanalizacyjnej, części fundamentów. Pod koniec 2022 roku, spod leżącego wszędzie śniegu, pojawiły się pierwsze elementy kubatury stadionu miejskiego. Konkretnie 3-kondygnacyjne klatki schodowe hali sportowej. W pierwszych cieplejszych dniach 2023 roku obiekt prezentował się następująco.

Źródło: K.Kalkowski

Od tego momentu prace nabrały prędkości, a dzięki bardzo dobremu zarządzaniu przez wykonawcę dostawami elementów żelbetowych – montaż przebiegał bardzo sprawnie. W maju pojawiły się pierwsze konstrukcje stalowych kratownic dachu nad trybunami stadionu piłkarskiego, a dokładnie 29 czerwca 2023 roku uroczyście została zawieszona wiecha na jej konstrukcji.

Jak wiele zmieniło się w krótkim czasie, pokazują kompilacje fotografii:

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

31 października 2024 roku oficjalnie wykonawca (firma NDI_ zakończył prace budowlane na obiekcie i od 1 listopada trwają odbiory. Obiekt w ostatnim dniu października posiadał już bramki, siatki, a nawet namalowane linie na murawie.

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Mamy teraz głęboką nadzieję, że odbiory odbędą się beż żadnych przeszkód i z początkiem rundy wiosennej spotkamy się przy sztucznym świetle na meczu otwarcia stadionu, na który czekaliśmy tak długo. Stadionu, który da nam wielkie perspektywy.

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Matma85

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

zMAKomity mecz!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W sobotnie popołudnie zmierzyliśmy się z Cracovią. Z okazji Święta Niepodległości w okolicach stadionu żołnierze Wojska Polskiego prezentowali swój sprzęt oraz częstowali grochówką. Przed wejściem zawodników na murawę żołnierze wnieśli 80-metrową flagę Polski oraz został odśpiewany hymn.

Mecz rozpoczęła Cracovia i od razu zepchnęła GieKSę do defensywy. W drugiej minucie wyszliśmy z defensywy i zapowiadała się dobra kontra, niestety Galan stracił piłkę i świetnym rajdem popisał się zawodnik Cracovii, ale podawał niecelnie i bezpańska piłka przecięła pole karne. Chwilę po wznowieniu gry znowu straciliśmy piłkę, co skutkowało dośrodkowaniem Kallmana, które zamieniło się po rykoszecie w strzał i Kudła z problemami złapał piłkę zmierzającą do bramki. W 7. minucie przeprowadziliśmy akcję, która skończyła się dośrodkowaniem, niestety całość była zbyt wolna i można było ją lepiej rozegrać. W 9. minucie Repka wypuścił Zrelaka, który chciał przejść na lewą nogę, ale obrońca zdążył wrócić i wygarnął mu piłkę. W 13. minucie gracz przeciwników zagrał ręką na 35. metrze i wykonaliśmy rzut wolny. Po dośrodkowaniu Cracovia ponownie faulowała tuż polem karnym. Do piłki podszedł Mak, który najpierw uderzył w mur, ale jego dobitka z woleja wpadła do siatki. Po bramce mieliśmy dużo gry w środku pola, w której to GieKSa częściej utrzymywała się przy piłce. W 20. minucie Kallman wykonał centrostrzał po ziemi na krótki słupek Kudły, z którym ten sobie bez problemu poradził. W 23. minucie Zrelak dostał prezent od bramkarza i od razu uderzył na praktycznie odsłoniętą bramkę, niestety źle trafił w piłkę i przy okazji nabawił się kontuzji. Został zniesiony na noszach, a zastąpił go Bergier. Cracovia po chwilowej przerwie w grze ruszyła do ataku. W jednym z nich Sokołowski, walcząc o piłkę, upadł w polu karnym, ale jedyne, co otrzymał, to żółtą kartkę za symulowanie. W 32. minucie Hasić posłał z rzutu wolnego wysoką piłkę na długi słupek i kolejny raz Kudła pewnie ją złapał, a przy okazji był faulowany. W 33. minucie Mak wykonał rajd lewą stroną i dośrodkowywał do Błąda, ale obrońca go ubiegł. W 39. minucie Błąd zagrał do Maka, a ten w sytuacji sam na sam obiegł bramkarza i strzelił do pustej bramki. W 44. minucie błąd w przyjęciu piłki przez Jędrycha, który mógł skończyć się stratą piłki na rzecz Kalmana. Nasz obrońca ratował się podaniem czubkiem buta do Klemenza, przy okazji trafiając w nogę Kallmana. Stadion domagał się faulu, ale sędzia puścił grę dalej. Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się dwubramkowym prowadzeniem, piłka po dośrodkowaniu odbiła się od pleców naszego zawodnika i trafiła pod nogi Maigaarda, który strzelił sprzed pola karnego. Po drodze futbolówka odbiła się od Repki i kompletnie zmyliła Kudłę. Na przerwę zeszliśmy z wynikiem 2:1 dla GieKSy.

Zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy straciliśmy piłkę. W 49. minucie Bergier strzelił wysoki nad bramką. Chwilę później dostaliśmy dwie żółte kartki: Klemenz (za faul taktyczny) i Bergier (za przeszkadzanie i opóźnienie gry). Cracovia wyszła na drugą połowę bardzo zmotywowana. Około 54. minuty GieKSa zaczęła dłużej utrzymywać się przy piłce, aczkolwiek nie wynikały z tego żadne konkrety w postaci okazji bramkowych. W 59. minucie Kowalczyk przeciął dośrodkowanie tak niefortunnie, że piłka spadła pod nogi Hasicia, a ten niecelnie strzelił z półwoleja nad bramką. W 62. minucie Adrian Błąd popisał się przepięknym strzałem z około 25 metrów, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do bramki. Po golu GieKSa miała kolejną okazję. Mak, po świetnym zwodzie, trafił w słupek, a Bergier dobijając z kilku metrów, trafił wprost w Ravasa. Po tej akcji Cracovia zaczęła dochodzić do głosu i Kudła z trudem obronił strzał po ziemi Hasicia. W 70. minucie padła kolejna piękna bramka, niestety tym razem dla rywali – z dystansu trafił Maigaard. Sędzia sprawdzał jeszcze sytuację z wozem VAR, bo domagaliśmy się odgwizdania faulu na Bergierze, ale ostatecznie bramka została uznana. Od drugiej bramki mecz przyspieszył. Cracovia atakowała, a GieKSa próbowała sił w kontrach. W 81. minucie Mak dostał żółtą kartkę za przeszkadzaniu w rozpoczęciu gry. W 83. minucie Mak zszedł z boiska, a w jego miejsce pojawił się Milewski. Po zmianie Galan próbował rozegrać piłkę i posłał ją prosto pod nogi piłkarza z Cracovii, ten chciał wypuścić Hasicia, ale za mocno podał i piłka znalazła się na aucie bramkowym. Chwilę później Cracovia miała kolejne dośrodkowanie, ale piłkę złapał nasz bramkarz. W 88. minucie znowu Kudła piękną paradą uratował GieKSę przed utratą bramki. Niestety w doliczonym czasie gry Kallman strzelił z główki i wyrównał stan rywalizacji. Cracovia próbowała jeszcze zaatakować, nasi piłkarze szanowali piłkę, ale ostatnie słowo należało do GieKSy. Wasielewski zatańczył z piłką na boku pola karnego, wrzucił ją na głowę Kowalczyka, a ten przedłużył do Milewskiego, który z bliskiej odległości nie dał szans bramkarzowi gospodarzy. Po bramce doszło do zamieszania, zawodnicy obu drużyn zaczęli się przepychać, a na boisko wbiegł trener Rafał Górak. Po tej sytuacji sędzia dał cztery żółte kartki, a czerwoną obejrzał… nasz szkoleniowiec. Chwilę później arbiter zakończył spotkanie – po szalonym meczu GieKSa wygrała 4:3 w Krakowie!

9.11.2024, Kraków
Cracovia – GKS Katowice 3:4 (1:2)
Bramki: Maigaard (45, 70), Kallman (90) – Mak (15, 39), Błąd (62), Milewski (90).
Cracovia Kraków: Ravas – Jugas (71. Al-Ammari), Hoskonen, Skovgaard, Kakabadze, Sokołowski (81. Bochnak), Maigaard, Olafson (71. Biedrzycki), Hasić, Kallman, Rózga (60. Van Buren).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jędrych, Klemenz, Czerwiński, Galan (90. Marzec)  – Błąd, Kowalczyk, Repka, Mak (83. Milewski) – Zrelak (27. Bergier).
Żółte kartki: Sokołowski, Ravas, Hoskonen, Al-Ammari – Klemenz, Bergier, Mak, Błąd.
Sędzia: Damian Sylwestrzak.
Widzów: 10679 (0 kibiców GieKSy – zamknięty sektor gości).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga