Dołącz do nas

Piłka nożna

Plizga: Chciałem zrobić coś dobrego

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Nie tak wyobrażali sobie wszyscy kibice powrót wychowanka do Katowic. Dawid Plizga po roku grania w GieKSie rozstał się z klubem po meczu z Ruchem Chorzów. Pytaliście na forum o jego osobę, zwracaliście uwagę, iż pożegnanie, które otrzymał, nie należało mu się. Poczytajcie więc, jak na to wszystko patrzy sam zainteresowany.

GieKSa.pl: Dawid, rozstanie z GieKSą to już etap zamknięty. Powiedz, jakie emocje są teraz w Tobie?

Plizga: Można na to patrzeć na dwa sposoby: od strony wychowanka i profesjonalnego zawodnika. Podejście tego drugiego jest takie, że nie wyszło i trzeba szukać błędów u siebie, co można było zrobić lepiej w tym okresie, by zagrać lepiej niektóre spotkania. Choć nie wiem, czy nawet lepsza gra zmieniłaby moją sytuację w klubie. Jeśli chodzi o wychowanka, to boli to bardzo, bo przychodziłem z zamiarem zrobienia tego awansu. To ja jako młody zawodnik spadałem z tym klubem i bardzo chciałem wszystko spiąć klamrą na koniec, by ten awans po długich latach dla klubu wywalczyć.

Pojawiły się w Tobie takie myśli po co Ci to było?

Po fakcie – owszem pojawiły się takie myśli. Chciałem zrobić coś dobrego i nie wyszło mi to. Czasem takie jest życie piłkarskie.

Wydawało się, że na początku będzie ci łatwiej, bo spotkałeś trenera Mandrysza w Katowicach, który współpracował z tobą w dobrych latach dla Niecieczy.

Na pewno początek nie był taki, jaki sobie mogłem wyobrazić. Nie było łatwo, bo był krótki okres przygotowawczy dla mnie. Rozegrałem tylko 2×45 minut w sparingach, co dla mnie było niewiele. Moje wejście do zespołu było w trudnym momencie drużyny, bo graliśmy słabo. Nie ma co jednak szukać winy u innych, bo ja wiem, że na początku słabo wyglądałem. Efektem tego była sytuacja, gdzie w ogóle nie wchodziłem do gry albo nawet nie jechałem na mecz. Po tym meczu gdzie nie pojechałem (Bytów), myślę, że wszystko wróciło na normalne tory, jeśli chodzi o moją dyspozycję.

Wróćmy jeszcze do początku. Z czego wynikało, że tak późno dołączyłeś do zespołu? Mówiło się dużo wcześniej o Twoim transferze, a skończyło się na tym, że trafiłeś bardzo późno do zespołu.  

Nie wiem z czego to wynikało. Ja byłem gotowy trenować bez kontraktu z klubem i nie byłoby to dla mnie problemem. Nie znam szczegółów, dlaczego to wszystko tak długo trwało.

Wspomniałeś, że po Bytowie wróciłeś do dyspozycji. Zagrałeś dobry mecz ze Stomilem potem przyszły nieszczęsne porażki derbowe z Ruchem i Tychami.

Z Ruchem może to jeszcze nie wyglądało źle, po Tychach już usiadłem na ławce rezerwowych i wróciłem na mecz z Łęczną.

Dopytam jeszcze o derby. Mocno je przeżyłeś?

Bardzo mocno. Dla mnie jako wychowanka to był mecz szczególny. Zawsze w młodszych rocznikach były to mecze specjalne. To spotkanie w seniorach było pierwsze dla mnie, jeśli chodzi o takie derbowe spotkanie z Ruchem. Bardzo mocno przeżyłem te porażki.

W Łęcznej zagrałeś bardzo dobry mecz. Trener Mandrysz posadził cię na ławce w następnym spotkaniu. Jak to odbierałeś?

Byłem zaskoczony, że nie wystąpiłem w Siedlcach. Nie jestem osobą, która chodzi do trenerów i dopytuje o jego decyzje. To była decyzja trenera, który potem jest z tego rozliczany. Trener nie rozmawiał ze mną i nie próbował mi tłumaczyć tej decyzji.

Sytuacja powtórzyła się z trenerem Paszulewiczem, gdzie w Turcji wracałeś do formy i nagle pojawiły się informacje, że trener nie widzi cię w składzie. 

Można było mi to zakomunikować 15 stycznia i wtedy byśmy rozwiązali umowę. Nie byłoby wtedy żadnego zamieszania. Rzeczywiście taką wiadomość przekazał mi trener, że nie widzi mnie w pierwszym składzie. Wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany i jeśli wejdę w dwóch – trzech meczach, to jest szansa, że wszystko się zmieni. Niestety nie zmieniło się.

Myślisz, że trener Paszulewicz był do ciebie uprzedzony?

Nie wiem. Myślę jednak, że w profesjonalnej piłce takie sytuacje nie mają miejsca.

My również tak myślimy, jednak gdy drużyna łapała kryzys, to Plizgi jak nie było, tak nie było i pojawiłeś się w Olsztynie.

Pojawiłem się i zagrałem 60 minut. Nie wiem, czy tak słabo grałem, by zejść po takim czasie. Taka była ocena trenera i musiałem ją przyjąć. Potem powiedziałbym, że nie zostałem odstawiony, a bardziej odstrzelony. Cała sytuacja była niepotrzebna, jeśli chodzi o urlopowanie czwórki zawodników. Jeśli chodzi o mnie, to ja mało grałem, więc można to jakoś zrozumieć. Uważam jednak, że potraktowanie w ten sposób Goncerza, który grał wiele lat w klubie, czy Kędziory, który w tamtym momencie strzelał bramki, było złą decyzją. To, jak traktowali Kędziorę kibice to inna sprawa, ale faktem jest, że strzelił najwięcej bramek wtedy. Można było to spokojniej rozegrać.

Prezesi tłumaczyli, że chcieli wstrząsnąć drużyną, nie kupujesz takich tłumaczeń?

Mają do tego prawo, tylko zobaczmy, jak się to skończyło. Takie wstrząśnięcia nie powinny mieć miejsca. Można było inaczej załatwić tę sprawę i pobudzić zespół.

Co dalej z tobą Dawid?

Trenuje indywidualnie i czekam na oferty klubów ze Śląska. Nie chcę się ruszać poza region.

Spędziłeś wiele czasu poza Katowicami. Byłeś teraz rok w klubie. Twoim zdaniem klub jest gotowy na awans?

Organizacyjnie, jeśli chodzi o kwestie piłkarskie, myślę, że tak, bo boiska treningowe są bardzo dobre, opieka medyczna, odnowa również. Pieniądze były płacone na czas i nie było z tym problemów. Stadion, wiadomo, jaka jest z nim sytuacja. Czegoś jednak brakuje do awansu, bo nie można go uzyskać przez tyle lat, ale nie chciałbym wchodzić w szczegóły przy okazji tej rozmowy. Mam nadzieję, że ten awans uda się szybko zrobić już nie ze mną, ale z innymi zawodnikami.



6 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

6 komentarzy

  1. Avatar photo

    artur

    17 sierpnia 2018 at 16:32

    Dlaczego nie dopytujecie o szczegóły??? To samo było z Trochimem, że nie chciał powiedzieć prawdy. Panowie dziennikarze, obowiązkiem jest dopytywać o co biega w tym klubie. Bo każdy widzi przyczynę ale nikt o niej nie chce głośno powiedzieć, dlaczego???

  2. Avatar photo

    Mecza

    17 sierpnia 2018 at 16:44

    Pomijam już, że GKS nie awansował ale tak po ludzku żałuję, że Dawidowi nie wyszło. Nie zgadzam się za to z opinią odnośnie braku profesjonalizmu ze strony sztabu w styczniu. Sytuacja była wyjątkowa, nowy trener chciał popracować jak najdłużej z każdym który ma kontrakt. W pewnym momencie ogłosił decyzję ale nie mógł zrobić tego 15 stycznia. Kontrakt podpisany, kontrakt zapłacony a nie wszyscy muszą grać, normalka. Wychodzi na to, że Dawid wolałby nic od trenera nie usłyszeć i nie zagrać nic. Jednak szanse miał.

  3. Avatar photo

    kosa

    17 sierpnia 2018 at 17:34

    @artur ale my jesteśmy kibicami, a i nie o wszystkim Dawid chciał rozmawiać. Wielu wy łapie między wierszami o czym nie chciał mówić albo co myśli.

  4. Avatar photo

    Snake

    18 sierpnia 2018 at 12:43

    Do póki GKS nie bydzie miała normalnego sponsora to miasto nie pozwala żeby GKS awansował prosta sprawa tak samo jak nie będzie stadionu teraz opowiadają pare bajek bi idą wybory i na tym się skończy niestety taka prawda.

    • Avatar photo

      Mecza

      18 sierpnia 2018 at 13:03

      Miasto nie pozwala…ale mnie to rozwala. Jeszcze tak ni z gruchy ni z pietruchy, całkowicie na temat… mogłeś jeszcze coś o Legii napisać.

  5. Avatar photo

    Scifo

    18 sierpnia 2018 at 15:55

    Nie mam pojęcia jaka była rola Plizgi w zespole. Mnie swoimi występami nie przekonał, a w Olsztynie drużyna się podłożyła słabemu Stomilowi.
    Nadzieję to z nim wiązałem, jak miał przyjść do nas a wybrał Niecieczę i Górnika, wtedy nie zadrżało jego „serce GieKSiarza”.
    Dawid bez emocji powodzenia.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga