Piłka nożna
Podolski Klasyk
Derby z Górnikiem Zabrze zapowiadane były jako mecz kolejki w piłkarskiej ekstraklasie. Nic dziwnego – jest to klasyk polskiego piłkarstwa – klasyk, którego na poziomie ekstraklasy nie mieliśmy okazji obserwować od 19 lat. Na mecz przy Roosevelta udało się ponad cztery tysiące kibiców GieKSy, a całe spotkanie miało wyjątkową oprawę.
Dla obu ekip mecz był też ważny ze względu na aspekt czysto punktowy i deficyty w tym temacie w ostatnich tygodniach. Górnik zaliczył trzy porażki z rzędu, z czego dwie ostatnie z beniaminkami i meczem z GKS chciał sobie poprawić humory, tym bardziej, że za tydzień zabrzan czeka arcytrudne spotkanie w Warszawie z Legią. Katowiczanie mieli duży niedosyt po spotkaniach z Zagłębiem i Widzewem, w których to wyniki były gorsze niż gra – teraz więc chcieli, aby za dobrą postawą na boisku poszedł również końcowy rezultat.
W porównaniu z meczem z Widzewem trener Rafał Górak dokonał jednej zmiany. Niepewnego Lukasa Klemenza zastąpił w obronie Aleksander Komor. W ataku nadal w wyjściowej jedenastce mieliśmy Sebastiana Bergiera, na ławce niestety nadal nie było Adama Zrelaka.
W Górniku nastąpiły po meczu z Motorem Lublin dwie zmiany – Dominika Szalę i Norbert Wojtuszka zastąpili Manu Sanchez i Kamil Lukoszek.
Katowiczan wspierała ponad czterotysięczna Żółta armia, a spotkanie nadawane było w stacji Canal Plus w najlepszym czasie antenowym, czyli sobotę o godz. 20.15.
Spotkanie rozpoczęło się koszmarnie dla naszego zespołu. W 4. minucie Lukas Podolski rozpoczął indywidualną akcję spod linii autowej, zagrał ją w pole karne, jednak piłka wróciła pod jego nogi, a Mistrz Świata wbiegł dynamicznie w pole karne niczym rajdowiec i pewnym strzałem pokonał Dawida Kudłę. Dwie minuty później tylko cud uratował GKS przed utratą drugiej bramki. Po precyzyjnym dośrodkowaniu z rzutu wolnego Erika Janży, w sobie tylko znany sposób, zamiast do bramki nad poprzeczkę uderzył Luka Zahović. Po objęciu prowadzenia Gónik wycofał się i pozwolił GieKSie na rozgrywanie akcji. W 22. minucie szybką, dynamiczną akcję skrzydłem przeprowadził Adrian Błąd, piłkę po jego dośrodkowaniu uderzał Grzegorz Rogala, poprawiał przewrotką Sebastian Bergier, ale bezskutecznie. To wszystko działo się chwilę po istnym pokazie pirotechnicznym sztucznych ogni przez kibiców gospodarzy. W 24. minucie zza pola karnego uderzał Lukas Podolski, jednak czujny Dawid Kudła wyłapał to uderzenie w krótki róg. Trzy minuty później fenomenalną, indywidualną akcję przeprowadził Oskar Repka, ale jego atomowy strzał z ponad 20 metrów trafił w słupek bramki Michała Szromnika. Po kolejnych dwóch minutach wydawało się, że Górnik właśnie… strzelił drugą bramkę. Kapitalna akcja Taofeeka Ismahela i Podolskiego zakończyła się strzałem Kamila Lukoszka, który Kudła zamortyzował na tyle, że zdążył się jeszcze cofnąć i zatrzymać piłkę na linii bramkowej. W tej fazie meczu gra była bardzo otwarta i obie drużyny grały cios za cios. Krawaty wiązał Lukas Podolski, który mając i 50 lat zapewne byłby najlepszym piłkarzem na boisku. W 38. minucie po akcji Ismaheela i odegraniu Zahovića strzelał Damian Rasak, ale piłka po jego strzale przeleciała nad poprzeczką. W 41. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Błąd, jednak nie sprawił tym uderzeniem problemów golkiperowi zabrzan. W końcówce niefrasobliwość piłkarzy GKS mogła zostać ukarana, gdy Górnik po kontrach na szczęście uderzał bardzo niecelnie, a w jednej sytuacji po rykoszecie interweniował Kudła. Do przerwy GKS przegrywał w derbach 0:1.
Tuż po przerwie Górnik sprytnie rozegrał rzut rożny. Zagraną piłkę wstrzelił w pole karne Ismaheel, niefortunnie interweniował Repka, który „zgasił” piłkę, a do bezpańskiej futbolówki dopadł Josema i pewnym strzałem nie dał szans bramkarzowi GKS. W 56. minucie Ismaheel po indywidualnej akcji strzelił efektownie zza pola karnego w poprzeczkę. Górnik przejmował całkowitą kontrolę nad meczem. Po kwadransie drugiej połowy trener GKS zdecydował się na dwie zmiany – Repkę i Bergiera zastąpili Sebastian Milewski i Borja Galan. W 64. minucie gospodarze przeprowadzili kolejną szybką kontrę. Z piłką pociągnął Lukoszek, a będąc w polu karnym wycofał do nadbiegającego Podolskiego, który technicznym strzałem zdobył swoją drugą bramkę. Trzy minuty później uderzał już sam Lukoszek, obok bramki. Niedługo potem w GieKSie nastąpiły dwie kolejne zmiany – zeszli Wasielewski i Błąd, pojawili się się na murawie Alan Czerwiński i po raz pierwszy w tym sezonie Mateusz Mak. Swoje zmiany przeprowadzał też Górnik, w 69. minucie zszedł m.in. bohater spotkania Lukas Podolski. W tej fazie meczu katowiczanie wydawali się już kompletnie bezradni. W 78. minucie z półobrotu, a w 79. z szesnanstu metrów uderzał Aleksander Buska, w obu przypadkach bez powodzenia. W 83. minucie wprowadzony chwilę wcześniej Yosuke Furukawa uderzał z dystansu, a piłkę po rykoszecie odbił Kudła. W samej końcówce szanse na gola miał Alan Czerwiński, ale jego strzał po nodze rywala poszybował nad poprzeczką.
O ile w pierwszej połowie GKS próbował dorównać Górnikowi, to po gongu na początku drugiej połowy i po trzeciej bramce animusz całkowicie opadł. W derbowym pojedynku katowiczanie mocno i boleśnie zderzyli się z ekstraklasą. Sytuacja w tabeli zaczyna się robić nieciekawa, nasz zespół w trzech meczach zdobył zaledwie jeden punkt, a grupa pościgowa z dołu zbliża się wielkimi krokami. O ile w poprzednich meczach piłkarze Rafała Góraka nie odstawali od rywali, tym razem trzeba powiedzieć, że właśnie tak było i Górnik wygrał absolutnie zasłużenie – z wisienką na torcie, czyli fenomenalnym Lukasem Podolskim.
W środku tygodnia czeka nas spotkanie Pucharu Polski z Termaliką, która pewnie lideruje na zapleczu ekstraklasy, a w piątek mecz z Pogonią Szczecin opromienioną wygraną z Legią Warszawa. Trzeba mocno się zmobilizować, by zaprezentować się dobrze w tych spotkaniach.
21.09.2024, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0
Bramki: Podolski (4, 64), Josema (48).
Górnik Zabrze: Szromnik – Sanchez (82. Szala), Szcześniak, Josema, Janża, Lukoszek (72. Ambros), Rasak, Hellebrand, Ismaheel (82. Olkowski), Podolski (71. Furukawa), Zahović (68. Buksa).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski (69. Czerwiński), Kuusk, Jędrych, Komor, Rogala – Błąd (69. Mak), Repka (61. Milewski), Kowalczyk, Nowak (82. Bród) – Bergier (61. Galan).
Żółte kartki: Lukoszek – Komor.
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Widzów: 22371 (4211 kibiców GKS Katowice).
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła
Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami
Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.

Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska
GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.




Najnowsze komentarze