Dołącz do nas

Piłka nożna

Podsumowanie 16. kolejki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice pokonał u siebie olsztyński Stomil i nad strefą spadkową ma już 8. punktów przewagi. Tym miłym akcentem rozpoczynamy tradycyjne podsumowanie, 16. już kolejki – 1. ligi. Oznacza to, że w tym roku na zapleczu czeka nas jeszcze tylko jedna seria gier. W ten weekend ciekawie było na wszystkich stadionach, odrodził się – Zawisza, na boisku lidera w Świnoujściu i tym samym zawodnicy – Szatałowa wracają do gry o ekstraklasę. Wciąż zadziwiają beniaminki z Tychów i Legnicy, a Olimpia Grudziądz nadal notuje serię meczów bez porażki. Kolejną kompromitację zaliczyła – Arka oraz Okocimski, poprawiły się humory fanów – ŁKS-u.

GKS Tychy – Cracovia Kraków 2:0

Niespodzianka przy pustych trybunach w Jaworznie. GKS Tychy znów zadziwia i pokonuje faworyzowaną – Cracovię. Goście przeważali w tym spotkaniu, a szczególnie w pierwszej połowie, jednak znów się potwierdziło znane piłkarskie stwierdzenie, że liczy się tylko to, co w sieci. „Pasy” grały, GKS im na to pozwalał, a potem kontrował i punktował, jak wytrawny bokser. Gospodarze wykorzystali dwa stałe fragmenty gry i mogą cieszyć się z 3. punktów. Najpierw w 55. minucie, dośrodkowanie z rzutu rożnego – Piotra Rockiego, na gola zamienił – Marcin Folc, a w 77. minucie dośrodkowanie z rzutu wolnego ponownie – Rockiego, na bramkę zamienił – Mańka. Tychy na 5. pozycji w tabeli, a „Pasy” zaliczają porażkę numer 4. Mecz bez udziału publiczności.

Okocimski KS Brzesko – ŁKS Łódź 0:1

Spotkanie drużyn walczących o życie nie zawiodło. Widowisko mogło się podobać, a bramkarze mieli pełne ręce roboty. Pierwsza odsłona bez goli, ale sytuacji z jednej i drugiej strony bardzo dużo. Druga połowa nie obfitowała już w tak liczne okazje bramkowe, ale była za to, pełna walki i determinacji, jak w meczu o „6. punktów” przystało. Mecz bardzo wyrównany, zakończył się jednak  ważnym zwycięstwem podopiecznych trenera – Chojnackiego. Bramkę na wagę 3. punktów dzięki, którym goście o punkt w tabeli wyprzedzili – Okocimskiego, strzelił w 53. minucie – Jakub Więzik. Na 5. minut przed końcowym gwizdkiem, drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył piłkarz gospodarzy – Tomasz Baliga. W sumie sędzia – Tomasz Garbowski pokazał, aż 11. kartoników. Widzów: 800

Olimpia Grudziądz – LKS Nieciecza 0:0

Można rzec, spotkanie czołowych zespołów zaplecza ekstraklasy. Olimpia notuję serię meczów bez porażki, bo ten remis oznacza 9. taki mecz z rzędu, natomiast goście w ligowej tabeli znajdują się tuż za plecami – Floty. W zapowiedzi przewidzieliśmy trafnie podział punktów w tym spotkaniu, dopiero drugi dla – Niecieczy i to drugi z rzędu. Szkoda tylko, że remis bezbramkowy w dodatku po bardzo słabym meczu. Sytuacji strzeleckich praktycznie nie było z obu stron. Mecz po prostu się odbył i tyle. Szkoda. Widzów: 3500

GKS KATOWICE – Stomil Olsztyn 4:2

Wszystko o meczu w innych miejscach na naszej stronie. Widzów: 3300

Polonia Bytom – Kolejarz Stróże 0:1

Polonia wciąż bez wygranego meczu, a wcale tak być nie musiało. Samo spotkanie porywającym widowiskiem nie było, ale to głównie za sprawą gości. Pierwsza połowa to ładna gra gospodarzy, z której nic jednak nie wynikało. Na domiar złego w 24. minucie ładną akcję – Nitkiewicza wykończył – Krzysztof Markowski, który z 5. metrów posłał futbolówkę, obok bezradnego – Miki. 2. minuty później powinno być 1:1, jednak – Alancewicz przestraszył się, że przed sobą ma tylko bramkarza gości i zamiast strzelać, postanowił dryblować i wymanewrował sam siebie… Druga połowa, to sporo niedokładności i słabej gry. Kolejarz wykorzystał swoje doświadczenie i spokojnie dowiózł wygraną do końca. Polonia zamyka tabelę z 4. punktami i chyba tylko cud może uratować ją przed degradacją. Widzów: 1000

Sandecja Nowy Sącz – Bogdanka Łęczna 1:0

Byli winni swoim kibicom „Sączersi” godne pożegnanie, przed zimową przerwą. Udało się. Bardzo ważne 3. punkty zostały w Nowym Sączu i trzeba przyznać, że jest to niespodzianka. Mecz można podsumować krótko, Bogdanka grała w piłkę, a Sandecja strzeliła gola. Złotą bramkę zdobył – Arkadiusz Aleksander z rzutu karnego w 39. minucie spotkania. Szczególnie w pierwszej odsłonie przeważali goście. Druga połowa stała na bardzo niskim poziomie, Sandecja na jej początku miała dwie dogodne okazje, za sprawą rozgrywającego świetny mecz – Bartosza Szeligi, który w pierwszej połowie wywalczył karnego. W końcówce do remisu mógł doprowadzić – Midzierski, jednak na wysokości zadania stanął – Cabaj. Warto jeszcze odnotować, że przed spotkaniem minutą ciszy uczczono pamięć – Jana Płachty, kibica Sandecji, który kilka dni temu zmarł w wieku 103 lat. Widzów: 1100

Arka Gdynia – Dolcan Ząbki 1:2

Podczas tego spotkania zamknięta dla kibiców, była popularna „Górka”. To kara nałożona przez Komisję Ligi, za efektowną oprawę podczas spotkania z GieKSą. Jak można się spodziewać, ucierpiała na tym frekwencja. Arka u siebie po raz kolejny w tym sezonie zawiodła i to na całej linii. Kolejna porażka, kolejna w ostatnich sekundach meczu. Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem gospodarzy, a gola zdobył w 38. minucie – Piotr Kuklis. Mecz stał na bardzo wysokim poziomie, i odziwo lepsze wrażenie sprawiali goście, którym brakowało skuteczności. W drugiej odsłonie mecz nie stracił na wartości, a wręcz przeciwnie. Szybkie tempo i sporo sytuacji, szczególnie w końcowych 10. minutach. W 49. minucie, sytuacji sam na sam z bramkarzem – Dolcanu nie potrafił wykorzystać – Marcus Da Silva. 10. minut później, znów groźnie strzelał – Da Silva. Nagle przyszła 63. minuta, błąd obrońcy gospodarzy, potężny strzał – Tataja i mamy 1:1. Piękny strzał pod poprzeczkę, bramkarz bez szans. 2. minuty potem, Arkę ratuje poprzeczka po strzale – Piątkowskiego, natomiast dobitkę – Tataja cudownie broni – Szlaga. W 84. minucie – Szwoch marnuje okazję „oko w oko” z Leszczyńskim. 87. minuta, kolejna znakomita okazja – Tataja, minutę później – Leszczyński znów górą w pojedynku jeden na jeden. Wreszcie przyszła 90. minuta, błąd obrońców – Arki, piękny strzał – Piątkowskiego i milkną trybuny w Gdyni. Po świetnym meczu – Dolcan bardzo niespodziewanie, ale chyba zasłużenie, ogrywa – Arkę w Gdyni. Widzów: 2634.

Miedź Legnica – Warta Poznań 5:2

Kolejny bardzo ciekawy i jak się okazało bardzo dobry mecz w 1. lidze. Znakomicie prezentuje się zespół trenera – Bogusława Baniaka, dla którego było, to 4. zwycięstwo z rzędu. W dodatku jakże efektowne. Goście potwierdzili, że są zespołem nie stabilnym, i stać ich tylko na środek tabeli. Pierwsza bramka tego spotkania, padła w 6. minucie gry, a jej autorem – Tomasz Magdziarz. Zamieszanie w polu karnym i niespodziewane prowadzenie gości. Warta cieszyła się z prowadzenia równo 5. minut. Wtedy to z rzutu wolnego piłkę zagrywał – Łuszkiewicz, akcję wykończył – Łobodziński i mieliśmy remis. Minęły kolejne 4. minuty i tym razem – Łobodziński wciela się w rolę asystenta, a bramkę strzela kolejny piłkarz z ekstraklasowym doświadczeniem – Zbigniew Zakrzewski. Goście jednak starali się otrząsnąć, po tym zimnym prysznicu i kilka razy groźnie strzelali w kierunku bramki – „Miedzianki”. Groźnie lecz niecelnie. W 35. minucie ładna akcja gospodarzy, strzał – Nowackiego i gol na 3:1. Miedź rządzi i dzieli na boisku, czego efektem gol na 4:1 – Wojciecha Łobodzińskiego w 3. minucie doliczonego czasu gry. Druga połowa rozpoczęła się od ataków gości, którzy chcieli za wszelką cenę powstać z kolan. W 58. minucie gościom udało się wywalczyć jedenastkę, którą na gola zamienił – Grzegorz Bartczak. Kolejne minuty to dominacja piłkarzy trenera – Czesława Owczarka, którzy zamknęli – Miedź na ich połowie. Niestety wszelkie próby gości były nieskuteczne, a w 79. minucie gry, zamieszanie w polu karnym – Warty i samobójczy gol – Bartkowiaka. Warta nadal próbowała, nieskutecznie strzelał jednak aktywny – Trochim. Piękny mecz w Legnicy, skuteczny zespół gospodarzy i co warto podkreślić, bardzo ambitna – Warta. Miedź w tabeli jest na 6. miejscu z 4. punktami straty do wicelidera i ma przed sobą zaległy mecz z Dolcanem u siebie. Widzów: 2000

Flota Świnoujście – Zawisza Bydgoszcz 0:3

W idealnym momencie i z idealnym przeciwnikiem przyszło przełamanie dla piłkarzy –Zawiszy Bydgoszcz. Flota przegrała dopiero drugi raz w tym sezonie i znów u siebie. Dla podopiecznych trenera – Jurija Szatałowa, może to być przełomowy moment sezonu. Po głębokim załamaniu formy, „niebiesko-czarni” wysoko i pewnie pokonali lidera na ich terenie i wrócili do walki o awans. Mecz znakomicie zaczął się dla gości, gdyż już w 1. minucie – Rafał Leśniewski wykorzystał błąd defensywy gospodarzy i mocno huknął pod poprzeczkę. Kasprzik ani drgnął. Jednak już w 13. minucie, ocknęli się z letargu gospodarze i strzał – Zalepy zatrzymał się na poprzeczce. W 30. minucie, potężny strzał – Adriana Błąda z 30. metrów, kapitalnie wybronił – Kasprzik, jednak w 42. minucie był już bezradny, przy uderzenie – Błąda z narożnika pola karnego. Do przerwy 2:0 dla gości. Druga połowa zaczęła się spokojnie, goście starali się kontrolować przebieg boiskowych wydarzeń i szybko rozbijali próby ataków pobudzonych gospodarzy. Wszelkie wątpliwości, co do losów niedzielnej potyczki rozwiał w 55. minucie – Tomasz Ostalczyk, który ustalił wynik meczu na 3:0, trafiając z 9. metrów do pustej bramki. Do końca meczu mieliśmy jeszcze 3 bardzo dogodne sytuacje strzeleckie. Jedną z nich zmarnował – Adrian Błąd, jednak dwie okazje mieli liderzy ze Świnoujścia. Najpierw  – Olszar z 5. metrów nie trafił nawet w światło bramki, a następnie – Śpiączka mając przed sobą pustą bramkę, wypadł z piłką poza końcową linię boiska.. Kolejny bardzo dobry mecz i efektowne zwycięstwo – Zawiszy. Do Floty, bydgoszczanie tracą, aż 11. punktów, natomiast do – Cracovii i Niecieczy, już tylko 3. Widzów: 2500.

4. spotkania, 16. kolejki – 1. ligi, zakończyły się zwycięstwem gospodarzy, 4. razy wygrywali goście, a jeden mecz pozostał nierozstrzygnięty. W 9 spotkaniach padły 24 gole, co daje średnią 2,6 gola na mecz. Warto zwrócić uwagę, że aż 13. bramek padło na stadionach w Katowicach i Legnicy. Jeśli chodzi o frekwencję, tym razem nie będziemy brali pod uwagę spotkania – GKS-u Tychy z Cracovią, ponieważ decyzją Komisji Ligi, mecz odbył się bez udziału publiczności. Pozostałe 8. spotkań z wysokości trybun obejrzało 16 834. widzów, co daje średnią 2104. widzów na spotkanie.

 


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:30 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga