Dołącz do nas

Piłka nożna

Podsumowanie 7. kolejki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Za nami 7. kolejka na zapleczu ekstraklasy. Wiemy już na pewno, że Flota nie jest liderem z przypadku i potrafi wygrywać też z solidnymi zespołami. Wiemy też, że spora liczba drużyn robi postępy, ale nie ma wśród nich GKS-u Katowice. Liga póki, co została zdominowała przez dwie drużyny – wspomnianą już Flotę, oraz Zawiszę Bydgoszcz. Słaba dyspozycja GieKSy, Okocimskiego, Arki i ŁKS-u. Wyborną formę strzelecką prezentuje natomiast doświadczony napastnik Kolejarza Stróże – Maciej Kowalczyk, który dzięki zaliczonemu w tej kolejce hat-trckowi, ma na swoim koncie już 9. goli. Zapraszamy na krótką relację, ze wszystkich spotkań 7. Kolejki- 1. ligi.

Warta Poznań – Cracovia Kraków 2:2

Mecz bardzo szybko ułożył się po myśli gospodarzy, już w 6. minucie – Wartę na prowadzenie wyprowadził Wojciech Trochim. Do końca pierwszej połowy akcji strzeleckich jak na lekarstwo, mimo to obie drużyny mogły pokusić się o gola. Najpierw w 28. minucie mocny strzał Szeligi wybronił – Radliński, a 3. minuty później na 2: 0 mógł podwyższyć – Trochim. Druga połowa toczyła się pod dyktando gości, jednak próby ataków Cracovii, nie przynosiły efektów. Nie przynosiły, aż do 72. minuty, kiedy to głową Bartłomiej Dudzic, nie dał szans – Radlińskiemu. Od momentu wyrównania, „Pasy” całkowicie zdominowały „Warciarzy” i na boisku grała praktycznie tylko jedna drużyna. Zespoły prowadzone przez trenera Stawowego charakteryzuje efektowna, lecz mało efektywna gra. Potwierdziło się to i w tym spotkaniu, gdyż w 86. minucie ni stąd ni z owąd, Ngamayama wyprowadził – Wartę na prowadzenie. Goście po stracie gola rzucili się do desperackich ataków i udało się. W 90. minucie – Łukasz Zejdler zapewnił krakowianom jeden punkt. Widzów: 2500

GKS KATOWICE – LKS Nieciecza 1:2

Szerzej o spotkaniu w innych miejscach na naszej stronie. Widzów: 2000

Dolcan Ząbki – Kolejarz Stróże 1:4

Królowie remisów tej ligi, tym razem nie podzielili się punktami. Dość niespodziewanie podopieczni trenera Podolińskiego, dostali srogie lanie na własnym terenie. Długo nie zanosiło się, na taki obrót wydarzeń. Wprawdzie dobrze zaczęli goście, gdyż już w 7. minucie – Maciej Kowalczyk stworzył sobie dobra okazję, jednak na posterunku był – Leszczyński. W 13. i 14. minucie dwie znakomite sytuacje strzeleckie zmarnowali gospodarze. Im dalej w pierwszą odsłonę tego meczu, tym rosła przewaga Dolcanu, w 28. minucie groźnie strzelał – Tataj, lecz zabrakło szczęścia. Co się odwlecze to nie uciecze i oto znów – Tataj, ale tym razem skutecznie z najbliższej odległości po dośrodkowaniu – Chwastka i mamy 1: 0, po 35. minutach gry. Ostatnie 10. minut pierwszej połowy, to nudna gra w środku pola. Pierwsze trzy kwadranse  w żaden sposób nie zapowiadały, tego co wydarzyło się w drugiej odsłonie. Już w 50. minucie – Maciej Kowalczyk doprowadził do wyrównania, pewnie egzekwując rzut karny. W 53. minucie zamieszanie w polu karnym gospodarzy i po rykoszecie – Nitkiewicz strzela na 1: 2, mijają 2. minuty – Kowalczyk zdecydował się na strzał zza pola karnego i mamy 3: 1 dla gości! Kolejne 2. minuty, znakomity strzał – Piesia na rzut rożny sparował bramkarz Kolejarza. 60. minuta, akcja lewą strona gości, strzał – Kowalczyka i gol na 4:1. W ostatnich 30. minutach, gra miała już spokojniejszy przebieg i nie zanotowano, żadnych 100% sytuacji. Dzięki zabójczej skuteczności – Macieja Kowalczyka, Kolejarz wywozi z trudnego terenu, bardzo cenne 3 punkty. Prawdziwy nokaut dla gospodarzy. Widzów: 500

GKS Tychy – Olimpia Grudziądz 2:1

Co by nie mówić, spora niespodzianka na boisku w Jaworznie, gdzie swoje mecze w roli gospodarze rozgrywają tyszanie. GKS wygrał dzięki bramkom – Bukowca w 27. minucie i Rockiego w 52. Honorowe trafienie dla przyjezdnych, zaliczył – Marcin Woźniak dwie minuty przed końcem meczu. Pierwsza odsłona trwała 9. minut dłużej niż powinna, to pokłosie sytuacji z 8. minuty, kiedy to ciężkiej kontuzji doznał gracz GKS-u – Mateusz Mączyński. Piłkarza jeszcze z murawy zabrała karetka pogotowia. Zawodnik odzyskał przytomność dopiero w szpitalu, gdzie pozostanie na obserwacji. Do przerwy zasłużone prowadzenie gospodarzy, którzy mogli prowadzić wyżej, jednak znakomitej okazji nie wykorzystał bardzo aktywny – Piotr Rocki. Druga połowa dosyć wyrównana i na pewno nieporywająca, znakomite zawody nadal rozgrywa – Rocki. GKS zasłużenie pokonał faworyzowaną – Olimpię. Widzów: 400

Okocimski KS Brzesko – Polonia Bytom 1:1

Podział punktów w meczu dwóch najniżej sklasyfikowanych w tabeli zespołów. Polonia po raz drugi w tym sezonie, szansę na korzystny rezultat traci w ostatnich fragmentach spotkania. Pierwsza połowa to dobra gra piłką gości i co najmniej 4. znakomite okazje bramkowe dla gospodarzy… W 65 .minucie, drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał piłkarz Okocimskiego – Mateusz Urbański, z rzutu wolnego przymierzył – Górkiewicz i zrobiło się 1: 0 dla gości. Do końca meczu – Poloniści „pilnowali” już korzystnego rezultatu i mogli, a nawet powinni prowadzić wyżej. W 80. minucie, goście w sile 4. graczy ruszyli na bramkę gospodarzy, jednak z głupi sposób dali złapać się na spalonym. W ostatniej akcji meczu, niefrasobliwość bytomskiej defensywy wykorzystali gospodarze i Łukasz Zaniewski doprowadził do wyrównania. Szkoda młodych i ambitnych zawodników Polonii, którzy byli już o krok od wymarzonego zwycięstwa, ale znów się nie udało. Widzów: 500

ŁKS Łódź – Bogdanka Łęczna 1:1

Gospodarze przystąpili do spotkania z myślą o przełamaniu, natomiast goście chcieli kontynuować dobrą passę meczów, bez porażki. Podopieczni trenera- Chojnackiego zrealizowali swój plan tylko połowicznie, natomiast goście w 100%. Pierwsza połowa wyraźnie pokazała, że bardziej solidnym zespołem jest Bogdanka, mecz w tej odsłonie trzeba przyznać bardzo wyrównany. 5. minut po wznowieniu gry wymarzona sytuacja gospodarzy, Daniel Brud wykorzystał dobre dośrodkowaniu i zdobył bramkę dla łodzian. Przewagę mieli jednak cały czas zawodnicy z Łęcznej i udokumentowali ją golem w 72. minucie – Pesira. 5.minut po tym zdarzeniu, faul – Gieragi na Szałachowskim w polu karnym i sędzia wskazuje na wapno. Do piłki podchodzi sam poszkodowany i przenosi ją nad poprzeczką. W 1. lidze w tym sezonie skuteczność rzutów karnych woła o pomstę do nieba, gdyż wynosi mniej niż 50%!  Mimo przewagi Łęcznej, już do końca spotkania, to ŁKS w ostatnich jego fragmentach mógł zadać decydujący cios. Mecz zakończył się jednak i tak szczęśliwym dla łodzian remisem. Gospodarze pozostają w strefie spadkowej, z jedną tylko wygraną – z GKS w Katowicach… Widzów: 1324

Arka Gdynia – Flota Świnoujście 0:1

Pierwsza odsłona tego meczu, który wielu nazywało hitem kolejki, bardzo rozczarowała. Warto zwrócić uwagę, jedynie na 4. minutę, kiedy to błąd golkipera gospodarzy mógł kosztować – Arkę utratę gola. Maciej Szeliga sam naprawił swój błąd, świetnie broniąc strzał – Września. Następna godna uwagi sytuacja miała miejsce dopiero w 54. minucie, kiedy to słupek uratował gospodarzy po strzale – Udarevicia. 11. minut później, cudownym strzałem w okienko, gola dla „Wyspiarzy” zdobył – Krzysztof Bodziony. Znów zanosi się na niespodziewaną porażkę – Arki, przed własną publicznością. Na 4 .minuty przed końcem, tradycji stało się za dość i Piotr Kuklis dostaje czerwona kartkę, osłabiając w ten sposób – Arkę. Flota dowozi zasłużenie zwycięstwo do końca. 7 z rzędu wygranych w tym sezonie i 0 po stronie straconych bramek, prawdziwe odrodzenia w bramce Floty – Grzegorza Kasprzika, który co trzeba podkreślić w każdym meczu spisuje się znakomicie. A Arka? Cóż, spory ból głowy mają decydenci w tym klubie, zobaczymy, jakie będą decyzje, względem choćby trenera – Nemeca. Widzów: 4572

Miedź Legnica – Sandecja Nowy Sącz 3:1

Pierwsza połowa to całkowita dominacja na boisku piłkarzy gospodarzy. Gracze trenera – Bogusława Baniaka dominowali w każdym aspekcie gry, a efektem tego były dwa gole doświadczonego – Zbigniewa Zakrzewskiego w 31. i 40. minucie meczu. W drugiej połowie tempo zdecydowanie spadło, na czym straciło całe widowisko. Zaczęło się bardzo dobrze dla „Sączersów”, gdyż w 51. minucie – Filip Burkhradt z rzutu karnego strzelił kontaktową bramkę dla przyjezdnych. Karnego znakomitym indywidualnym rajdem wywalczył –Wojciech Mróz. Miedź, która zdawało się przysypia na boisku i tak zadała decydujący cios. W 66. minucie, kolejne skuteczne dośrodkowanie wykorzystał – Wojciech Łobodziński. „Miedzianka” spokojnie dowiozła korzystny rezultat do końca i może cieszyć się z kompletu punktów. Widzów: 3000

Stomil Olsztyn – Zawisza Bydgoszcz 0:5

Podopieczni trenera – Szatałowa od pierwszej minuty gry, całkowicie zdominowali beniaminka z Olsztyna. Zawisza do przerwy zaaplikował gospodarzom 3 bramki. Adrian Błąd w 13. minucie wyprowadził „niebisko-czarnych” na prowadzenie dobijający własny strzał. W 23. minucie – Mąka wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i było 2: 0, a w 26. minucie – Tomasz Chałas wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem. Po zmianie stron sytuacja nie uległa zmianie i kolejne bramki strzelali goście. W 60. minucie po raz drugi – Chałas, tym razem precyzyjnie uderzył zza pola karnego. 8. minut później do akcji wkraczają fani obu zespołów. Kibice Zawiszy wyrywają i rzucają krzesełkami, natomiast kibice gospodarzy opuszczają swoje sektory, ruszając na Zawiszę. Do akcji wkraczają mundurowi i po około 6. minutach arbiter wznawia, przerwany wcześniej mecz. W 86. minucie kropkę nad „i” postawił – Leszczyński, a w 93 minucie – Jegliński (Stomil) dostał czerwoną kartkę. Sędzia przedłużył mecz o 10. minut. Zawisza rozbił w pył gospodarzy i niepokonany zajmuje w tabeli miejsce tuż za Flotą. Widzów: 3800

W 9. spotkaniach, 7. kolejki kibice zobaczyli 29. bramek, co daje średnią 3,2 gola na mecz. 2 zwycięstwa gospodarzy, 3 remisy i 4 wygrane gości z wysokości trybun obserwowało 18 596 widzów, co daje średnią zaledwie 2066 widzów na jedno spotkanie.

 



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga