Każdy z wyjazdów do Łęcznej w ostatnim czasie ma jakąś swoją historię. Pierwsze odbyły się jeszcze w ekstraklasie. GieKSa przegrała 1:4, a po meczu piłkarze zostali rozliczeni z wyniku (trener Lorens salwował się ucieczką z autokaru już na rondzie).
Dwa lata później przegraliśmy 2:4, a na wyjazd wybrało się 60 osób (autokar + dwa auta). Od tego czasu kilka lat nie odwiedzaliśmy Łęcznej, aż do środowego popołudnia w maju 2008 – wtedy to w czasie heroicznej walki o utrzymanie 1. ligi dla Katowic podopieczni trenera Nawałki zremisowali 1:1. Euforia po bramce wyrównującej pomimo skromnej, 33-osobowej grupy kibiców z Katowic była ogromna.
Kolejny wyjazd do Łęcznej to marzec 2010 roku, wyjazdowa inauguracja rundy wiosennej. Był to chyba najbardziej klimatyczny wyjazd ze wszystkich wypraw do Łęcznej. Na sektorze zameldowało się 303 kibiców GieKSy, a przez kilka dobrych minut bez koszulek ciągnęliśmy na pełnym pierdolnięciu „GKS klubem mym”. W drodze odbyło się kilka wojen na śnieżki, a w autokarach prawie do Katowic panowała pełna integracja wyjazdowiczów.
Na następną wizytę w Łęcznej nie musieliśmy długo czekać, gdyż wypadła ona na początku sezonu 2010/2011, kiedy to mieliśmy być pewnym kandydatem do awansu po wejściu w klub szkodników z Centrozapu. Niestety jak zwykle w Łęcznej nie udało się osiągnąć korzystnego wyniku, ale my osiągnęliśmy kolejny mały sukces – na sektorze zameldowaliśmy się w 304 osoby, wszyscy w żółtych koszulkach.
W zeszłym sezonie byliśmy w Łęcznej znów na samym początku sezonu i znów ponieśliśmy porażkę. Na sektorze zameldowaliśmy się w 126 osób, w tym 6 kibiców Banika. Po meczu byliśmy bardzo blisko dna tabeli. Czy sytuacja powtórzy się w sobotnie popołudnie? Miejmy nadzieję, że w końcu wrócimy z kompletem punktów.
Najnowsze komentarze