Dołącz do nas

Felietony

Post scriptum do meczu z Puszczą

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Minęło już ponad 48 godzin od meczu z Puszczą, czas więc na nasze tradycyjne Post Scriptum, które dziś dodatkowo będzie okraszone zdjęciami. Stadion Puszczy jest urokliwy i drugiego takiego w Polsce po prostu nie ma.

1. W Niepołomicach gościliśmy po raz drugi. Poprzednio w Pucharze Polski 2,5 roku temu, kiedy to GieKSa odpadła z Puszczą. Od tamtego czasu niewiele się na tym obiekcie zmieniło (w sumie to nic), ale nasze oko wraz z przybywającymi latami staje się coraz bardziej wytrawne.

2. Przede wszystkim należy pochwalić bezproblemowego rzecznika prasowego, który jeszcze na etapie kontaktu mailowego poinformował nas, że musimy ograniczyć liczbę wysłanników z pięciu do trzech z powodu ograniczonego miejsca. Umówiliśmy się jednak, że jakby brakło miejsca, to ktoś z nas po prostu zejdzie na siedzisko dla kibiców. Ostatecznie miejsca starczyło dla wszystkich chętnych… no, prawie wszystkich, o czym za chwilę.

3. Na tym pozytywy się kończą. Obiekt Puszczy Niepołomice nijak nie przystaje do warunków pierwszoligowych. Rozpocznijmy od wspomnianego sektora prasowego. Jest to jeden rząd z kamiennymi stołami, z drewnianymi blatami. Siedzeń zamontowanych tam nie ma, jest natomiast luzem jedna czy dwie ławki i kilka krzesełek – uwierzcie – rodem wyjętych z jakiejś podstawówki.

4. Na spory minus olbrzymi kurz na tych blatach. Widać, że stoły nie były czyszczone od dawna, bo strasznie było ciężko ten kurz zetrzeć – tym bardziej ze względu na specyfikę drewnianego blatu – i nie gładziutkiego niczym lakierowany parkiet czy panele, tylko po prostu takiego nieociosanego drewna, przy którym trzeba uwarzać na drzazgi.

5. Przejdźmy do innych osobliwości stadionu Puszczy. Niemal dokładnie pod nami znajdowało się siedzenie numer 007, przed którym nie było ani centymetra miejsca na nogi, gdyż stał tam… filar podtrzymuący trybunę. Śmiałek, który zdecydowałby się zająć to miejsce typu „restricted view”, musiałby rozłożyć nogi, aby usiąść, ale i tak wtedy całowałby się ze słupek, zamiast oglądać mecz.

DSC03140

DSC03141
6. Sama kamienno-drewniana trybuna jest bardzo klimatyczna, przypomina te stuletnie na Goodison Park czy Craven Cottage. Właśnie podczas meczu zwróciliśmy uwagę, że niebezpieczne są wykopy piłek przez zawodników w trybuny, bo jest bardzo mało czasu na reakcję. Na co miły pan w przerwie nazwał nas „lożą szyderców”, pytając, czy widzieliśmy stadiony w Anglii. Co mieliśmy nie widzieć? Jegomość był chyba lekko oburzony 😉

7. Względy bezpieczeństwa są zachowane w innych miejscach stadionu. Na wysokości szestanstki kilka drzew jest oklejonych materacami, aby amortyzować ewentualnych zderzających się z owym drzewem zawodników. Materace – wyjęte zapewne z tej samej podstawówki co krzesła na prasówce – owinięte są wokół drzewa folią. Cel uświęta środki, a efekt zapewne jest osiągnięty, czyli bliskie spotkanie z drzewem nie musi być takie nieprzyjemne.

DSC03191
8. Wracając do sektora prasowego. Spiker jak gdyby nigdy nic spytał nas przed meczem, czy jesteśmy przygotowani. Mową niewerbalną dał znać, o co chodzi. Otóż aby mieć prąd, warto do Niepołomic wybrać się ze własnym przedłużaczem czy tam rozgałęziaczem. My nie mieliśmy, ale baterii nam starczyło bez problemu.

9. Miejsca siedzącego nie starczyło dla jednej osoby, którą był… obserwator PZPN. Dzielnie stał przez cały mecz i robił notatki. No, w końcu to był sektor prasowy, a nie dla obserwatora czy delegata, to niech stoi!

10. Specyficzna jest toaleta stadionowa przy wejściu na obiekt. Wchodząc do niej można zobaczyć wejście bez drzwi do stanowiska z pisuarami, zaraz toaleta męska, a obok niej… depozyt. Wydawało się, że kobiety nie mają gdzie się załatwić, ale uff – obok, ale na zewnątrz zupełnie, była toaleta damska.

DSC03151

DSC03153
11. Teraz trochę o ławkach. Najpierw rezerwowych. Nigdzie w Polsce nie ma na tym szczeblu tak uroczo zlokalizowanych ławek. Otaczają je piękne i dorodne choinki. Zastanawialiśmy się z Błażejem podczas komentarza, czy zimą prezes Puszczy nie zostawia pod tymi choinkami prezentów dla piłkarzy – nowych butów, getrów czy ochraniaczy. No i oczywiście czy choinki owe są w okresie świąt przystrojone bombkami i lampkami. Na pewno byłoby to urocze, a tym bardziej, gdyby odbywali trening noworoczny, jak na Cracovii.

DSC03145
12. Przed meczem przed ławkami i choinkami przechadzał się kot. Być może to był delegat w postaci Rademenesa? Czarny co prawda nie był, widocznie wyszedł z założenia, że tę barwę należy pozostawić sędziom (którzy akurat w tym meczu spisali się bez zarzutu).

DSC03149
13. Drugie ławki dotyczą loży VIP. Jest to loża nieco na bok od trybuny podstawowej (wspomnianej drewniano-kamiennej). Jest tam po prostu kilka zwykłych ławek i na tym polega cała VIPowskość tego miejsca.

14. Dodajmy, że na stadion można spokojnie wjechać rowerem – jest specjalny, wydzielony „parking” na tenże środek lokomocji. Wielu mieszkańców Niepołomic skorzystało z tego i na koniec majówki wybrali się na kole na stadion.

15. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. Okazało się, że była ona w tym samym pokoju, co stanowisko centralne monitoringu (dumnie nazwane „Centrum dowodzenia” na stadionie. Pomieszczenie iście wielofunkcyjne, choć policjanci grzecznie na czas konferencji opuścili stanowisko. A swoją drogą niezły kontrast miała wspomniana trybuna z zamontowanymi kamerami do monitoringu.

DSC03199

DSC03155
16. Przykuł naszą uwagę jeszcze jeden widok. Z zewnątrz było widać, jak zaraz po meczu pracują klubowe pralki, które zapewne czyściły ubrania zawodników Puszczy. Dość specyficzny obraz, wszystko jak na dłoni, a specyficzny tym bardziej, że w oknie po lewej stronie grzecznie stała sobie butelczyna „Tyskiego”.DSC03206
17. Trener Wójtowicz, z efektownym zaczesem, po konferencji tłumaczył trenerowi Moskalowi zawiłości rozbudowy stadionu „Kaziu, tu będzie to, a tu będzie tamto, taka trybuna, vipy, skyboxy, rozsuwany dach…” itd. Widać, że ten człowiek jest dumny i żyje tym, co ma.

18. Nie będąc złośliwymi, to Łukasz Budziłek czerpie wzorce od swojego trenera Janusza Jojki. Co prawda najbardziej kuriozalne bramki w ich karierach różnią się znacząco, ale wymach był bardzo podobny. Teraz życzymy Łukaszowi, aby przejął wszelkie pozytywne cechy naszego najlepszego bramkarza w historii.

19. Ciekawe, czy Puszcza się utrzyma i zawitamy tam za rok?…



4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    johann

    6 maja 2014 at 22:57

    I takie buszmeny wpakowaly nam dwie kisty i o malo nie wygraly. W następnym odcinku pokazcie stanowiska dla manicure, pedicure i zelowania tych lal na bukowej

  2. Avatar photo

    danielos64

    7 maja 2014 at 21:28

    Ja tak z innej beczki. Czy jest możliwość wyrobienia karty kibica w kasach w dzień meczu?? Czy można wejść na starą bo dwa lata nie byłem w Polsce i teraz chce się udać na mecz i nie wiem czy będzie taka możliwość z ta kartą

  3. Avatar photo

    P.

    8 maja 2014 at 15:00

    Jesteście powaleni. Mały klub, który i tak jak na rozmiary jest dobrze zarządzany, a wy węglojady szukacie dziury w całym. Jak już tu wspomniał jeden z przedmówców – prawie żeście tam przegrali, więc morda w kubeł i na szychtę.

  4. Avatar photo

    Devin

    16 marca 2015 at 05:00

    Stunning story there. What happened after? Take care!

    my homepage youtube views (Amado)

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Wytrawne cwaniaki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po maratonie meczowym z ostatniego czasu, teraz zrobiło się jakoś… pusto. Wyobraźcie sobie, że gdybyśmy grali w takim systemie czasowym  jak Korona – ŁKS – Nieciecza, to teraz po Niecieczy mielibyśmy już dwa kolejne spotkania za sobą. A tak – mecz w Niecieczy tydzień temu jest ostatnim, jaki się odbył.

Ale dobrze, że tego oddechu trochę mieliśmy my, a przede wszystkim drużyna. Trenerzy i zawodnicy spisali się na medal (dodajmy: złoty) i udźwignęli tamten czas zarówno fizycznie, jak i czysto sportowo. W ciągu siedmiu dni zmienili diametralnie sytuację w lidze. Jeszcze niedawno GKS był w strefie spadkowej, po Motorze znajdował się tuż nad kreską, a po ostatniej kolejce katowiczanie są w środku stawki z przewagą 7 punktów nad Lechią i Termaliką. Jako że punkty tracone przez rywali są tak samo ważne, jak te zdobywane przez nas – korzystna konfiguracja tych dwóch zdarzeń doprowadziła do tego, że nagle i szybko pojawił się komfort psychiczny, jakiego niedawno jeszcze nie mogliśmy sobie wymarzyć.

Jednak to nie wszystko. Sytuację bowiem można przekuć na jeszcze bardziej komfortową. Okazja do tego wydaje się być idealna, bo na Nową Bukową przyjedzie pogrążony w kryzysie i znajdujący się w piekielnie trudnej sytuacji Piast. Oczywiście można głosić tezy mówiące o tym, że gliwiczanie mają nóż na gardle plus nowego trenera, a dodatkowo, że to są derby. Tyle tylko, że te tezy mogą się sprawdzić lub nie – mogą się potwierdzić lub wręcz przeciwnie – to argument o pogrążeniu drużyny w kryzysie może mieć swoją dalszą realizację. Tak było z Termaliką – tam też były głosy, że w końcu piłkarze Brosza muszą zagrać lepiej i zapunktować. Wydawało się wręcz, że po wysokich wtopach z Koroną i Widzewem u siebie, remis niecieczan z Zagłębiem był dobrym prognostykiem. Nie wypaliło. Termalika próbowała się postawić i przejąć dominację, ale to GKS okazał się piłkarsko lepszy.

Wrócę jeszcze do tych kwestii cofnięcia się przez GKS w Niecieczy. O ile z ŁKS rzeczywiście wyglądało to jak mocna utrata kontroli, to z Termaliką miałem wrażenie, że jest spokojniej. I przypomniał mi się mecz z Cracovią. Wtedy to GieKSa cisnęła Pasy mocno (mocniej niż Termalika nas), ale krakowianie wytrzymali ten napór i zadali trzy ciosy. Trener Rafał Górak po meczu mówił, że rywale byli jak wytrawny bokser. Więc wygląda na to, że w Niecieczy odwróciliśmy sytuację i tym razem to my wypunktowaliśmy żwawego, ale jednak słabszego w tym meczu przeciwnika.

Trzeba przyznać, że GKS umie w starcia ze słabszymi (w przekroju całego sezonu) rywalami. Przytaczałem statystykę spadkowiczów z poprzedniego sezonu, na których GieKSa zarobiła aż 16 punktów, czyli jedną trzecią swojego dorobku z całych rozgrywek! I to jest taka sytuacja, jak kiedyś ze sparingu GieKSy z chyba Przyszłością Rogów, kiedy Sebastian Gielza z dwóch metrów trafił głową w poprzeczkę, a trener Henryk Górnik skomentował to słowami: „To trzeba umieć!”. Kwintesencja. Także tego, że ze spadkowiczami i outsiderami też trzeba umieć wygrywać. Katowiczanie to potrafią.

Nie zawsze tak było. W przeszłości mierzyliśmy się z totalnymi outsiderami – nie zespołami typu Piast, który czasem przegrywa i czasem remisuje, tylko takimi, którzy przegrywali prawie wszystko. W lepszych przypadkach wygrywaliśmy minimalnie. Na przykład z Pogonią Szczecin, która dostała w czapkę od Górnika 0:9 (z obecnym trenerem Wisły Płock Mariuszem Misiurą w składzie), GKS wygrał po mękach tylko 2:0. A z Szombierkami, które przegrywały u siebie dopiero co 0:8 z Sarmacją Będzin, GKS wygrał – niemal równo 20 lat temu – zaledwie 2:1. Bywało jednak gorzej. Pogrążony w kryzysie był Widzew, który żegnał się ze swoim starym stadionem i przegrywał mecz za meczem, w tym wysoko u siebie. GKS tam zaledwie zremisował. Pamiętam (i trener Górak także) mecz w Bytomiu z Polonią, kiedy rywal seryjnie przegrywał, a GieKSa straciła prowadzenie w samej końcówce po golu… Bartosza Nowaka.

Nie twierdzę, że GKS Katowice z Piastem na pewno wygra, bo to by było jednak dość szalone. Ciągle jesteśmy drużyną „tylko” ze środka tabeli, a jeszcze niedawno według wielu – jednym z głównych kandydatów do spadku. A Piast nie jest przecież drużyną do bicia. Choć wygrali zaledwie raz – potrafili remisować w tym sezonie z Cracovią, Jagiellonią czy Koroną. Na wyjazdach przydarzył im się remis w Lubinie i Lublinie. Więc przypisywanie sobie trzech punktów przed meczem to duży logiczny błąd. Jednak mówienie, że GKS nie jest lekkim faworytem w tym spotkaniu, też by było mydleniem oczu. To, co GKS w tym spotkaniu może zrobić, to wykorzystać fakt, że przyjeżdża do Katowic ostatnia drużyna w tabeli. Kropka. Zagrać swoje, a to powinno w dużej mierze zwiększyć prawdopodobieństwo wygranej. Za GieKSą przemawia mental z ostatnich meczów. Nie tylko związany z wygranymi samymi w sobie. Tylko z tym, że te wygrane przyszły w tak trudnym momencie. Po raz kolejny nasz zespół wygrzebał się z trudnej psychologicznie sytuacji. To może budować czasem nawet bardziej niż seryjne wygrywanie z rękami w kieszeni, bo rywale słabi.

Daniel Myśliwiec wygłosił w poprzednim sezonie słynne zdanie o „zakapiorach”. Choć GKS jednego z nich – Oskara Repkę – stracił i w niektórych meczach tego sezonu tego „zakapiorstwa” nie było aż tak dużo, to jednak rdzeń pozostał, ma się dobrze, a i zawodnicy, którzy przyszli, weszli w ten schemat. Jak na przykład Marcel Wędrychowski, taki pozytywny boiskowy cwaniak, który co prawda jeszcze czasem idzie na hurra i zapomina głowy, ale jestem przekonany, że z jego gry i zaangażowania będziemy mieli sporo pociechy. Warto by było trenerowi Myśliwcowi pokazać, że w jednym ze swoich początkowych meczów trafił znowu na drużynę, która w kaszę nie da sobie dmuchać, ma dużą siłę i nie zawaha się jej użyć. GieKSa ostatnio łączy cwaniactwo z wyrachowaniem. I to jest dopiero mieszanka.

Nie ma co gadać, liczymy na kolejne dobre widowisko w wykonaniu GieKSy i zwycięstwo. Choć nawet jak się powinie noga, to nic się nie stanie, bo poprzednimi meczami katowiczanie zapewnili sobie taki komfort, że jedna czy druga strata punktów nie będzie dramatem. Grunt to utrzymywać pewien trend i po prostu co jakiś czas wygrywać i remisować. Nie przegrywać większości meczów. Wtedy środek tabeli będziemy mieli pewny. O „więcej” na razie nie mówię, choć tabela jest tak spłaszczona, że przecież matematyka nie kłamie. Zostawmy to na razie jednak.

Terminarz poukładał się tak, że z niektórymi zespołami z dołu gramy w końcówce rundy i to też zdeterminowało naszą pozycję w tabeli. Po przerwie reprezentacyjnej czekać nas będą wiele trudniejsze wyzwania, bo wyjazdowe Jagiellonia i Raków, przedzielone meczem u siebie z Pogonią. Piekielnie trudne zadania, ale przecież nie niemożliwe do dobrej realizacji. Z każdym z tych trzech przeciwników GKS potrafił w poprzednim sezonie wygrać. Każdy z nich ma też swoje problemy. Warto by było więc mieć ultrakomfortową sytuację wyjściową do pojedynków z ekipami z Białegostoku, Szczecina i Częstochowy.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga