Dołącz do nas

Felietony

Post scriptum do meczu z Rakowem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Mecz z Rakowem już za nami. Katowiczanom udało się zrewanżować za jesienną (letnią) niezasłużoną porażkę i wygrać przy Limanowskiego. Tym post scriptum zamykamy temat spotkania z Medalikami. W niedzielę czeka nas kolejny ważny pojedynek, czyli derbowe starcie z Piastem Gliwice.

1. Runda wiosenna wyjazdowo będzie dość trudna, bo czeka nas sporo wyjazdowych delegacji. W obliczu choćby następnych – do Lublina i Białegostoku w ciągu tygodnia – wycieczka do Częstochowy jawiła się jako błyskawiczna. I taka w istocie też była, zarówno tam i z powrotem przemieściliśmy się w ekspresowym tempie.

2. To pozwoliło nam też na dość późny wyjazd, bo z Katowic ruszyliśmy o 14:30. Dosłownie po niecałej godzinie byliśmy na miejscu. Pogoda była piękna, słoneczna, choć jak wiemy – jeśli zimą jest słońce, to bywa mroźno. I tak też było podczas samego spotkania.

3. Stadion znajduje się w takiej nieekskluzywnej okolicy, raczej przypominał nam te obiekty i okolice, które świetnie znamy z pierwszo- i drugoligowych potyczek. Gdzieś między domkami, niedaleko jakiegoś niewielkiego osiedla wyłania się stadion Mistrza Polski sprzed dwóch lat. Zanim do niego dojechaliśmy, musieliśmy przepuścić tramwaj, który niczym pociąg przecinał drogę.

4. Niektórzy kpią sobie ze stadionu Rakowa, że jest praktycznie położony na pętli tramwajowej. Kpić nie ma co, bo taki Stadion Śląski również jest obok pętli. Natomiast fakt jest faktem i zabawnie wyglądał tramwaj, który przejeżdżał praktycznie tuż za trybuną, niczym ten pociąg – chyba w Czechach – który przejeżdża przez stadion.

5. My zaparkowaliśmy w jakiejś uliczce tuż obok obiektu i udaliśmy się po odbiór akredytacji. Wszystko przebiegło bez problemu. Klub przyznał nam cztery akredytacje, czyli tyle, ile potrzebowaliśmy – byliśmy w składzie Patryk i ja na prasówce, Magda i Werka na foto. Dziękujemy!

6. Mając niemal dwie godziny do meczu, udaliśmy się pod namiot do strefy cateringowej VIP. No cóż, uznaliśmy, że jeśli coś nie jest zabronione, to jest dozwolone. Nie nadużyliśmy tej strefy VIP aż za bardzo, uznajmy, że poczęstowanie się żurkiem (pychotka) i herbatą/kawą na dwie godziny przed meczem jest uzasadnione ze względu na temperaturę i konieczność zarówno ogrzania się, jak i uzupełnienia energii, by móc pracować przy meczu 😉

7. Mimo, że stadion nie posiada wybitnej infrastruktury, to te takie okrągłe niby-namioty, co czasem w nich są normalne knajpy, tutaj dawały radę. W środku jest ciepło (są ogrzewacze), a samo jedzenie, w bemarach, też prezentowało się bardzo dobrze – zarówno na ciepło, jakieś kiełbaski, karczki, wspomniany żurek, można sobie było też złożyć hamburgera, jak i zimna płyta. Bardzo w porządku.

8. Po posileniu udaliśmy się już na sektor prasowy. Bardzo dobre oznaczenia powodowały, że nie było możliwości się zgubić. Szybko byliśmy na miejscu. Nadal mieliśmy ponad godzinę do meczu, byliśmy tak wcześnie, że jeszcze przez rozgrzewką widzieliśmy trenerów prowadzonych przez Cezarego Olbrychta do wywiadu w Canal Plus.

9. Rany, rozstrzał moich obecności na stadionie Rakowa jest znaczny. Byłem tu po raz trzeci – w 2007 w trzeciej (0:0) oraz w 2018 w pierwszej lidze (0:2). Po tym pierwszym spotkaniu przeprowadziłem wywiad z Jakubem Błaszczykowskim, który rozgrywał ostatni sezon w Wiśle Kraków przed swoimi europejskimi wojażami z ośmioletnią przygodą w Borussii Dortmund.

10. W 2017 roku, gdy trenerem Rakowa był Marek Papszun, a GieKSa wygrała w Częstochowie 3:1, nie byłem na meczu, gdyż bawiłem… w Zakopanem na wakacjach.

11. Ogólnie o ile bardzo dobrze pamiętałem tę przestrzeń w pobliżu budynku klubowego, to samych trybun już nie bardzo. Jednak co regularna obecność, to regularna obecność. Musiałem sobie odświeżyć pamięć.

12. Wyszło… tak średnio. Trochę się nie dziwię, że Raków nie mógł grać u siebie w pucharach, więc musiał korzystać ze stadionów w Bielsku i Sosnowcu. Choć w zeszłym sezonie rundy eliminacyjne odbywały się przy Limanowskiego, ale już Kopenhaga, Atalanta czy Sporting musiały zostać przyjęte na innym stadionie.

13. Obiekt, choć estetycznie prezentuje się ładnie, cały czas jest niewielkim stadionem w ultrastarym stylu. Niskie trybuny, zwłaszcza ta gówna, na której siedzieliśmy. Podłoga metalowa, jak na prowizorycznych przenośnych trybunach, z tymi dziurkami. Swoją drogą od tego metalu szło takie zimno, że najbardziej odczuwały to stopy. Na vipach przynajmniej mieli kocyki, a i Kacper Janoszka, dziennikarz jeżdżący za GieKSą wycwanił się i też miał swój kocyk.

14. Przewodniczący Rady Nadzorczej Rakowa, niegdyś m.in. prezes GKS Katowice Wojciech Cygan w wywiadzie w Canal Plus przed meczem mówił, że czeka na ruch prezydenta Częstochowy w sprawie stadionu. Chyba wszyscy zdają sobie sprawę, że lepszy obiekt jest w tym mieście potrzebny, bo obecny w żadnym stopniu nie koreluje z jakością drużyny, która przecież wpisała się spektakularnie do absolutnej czołówki ligi.

15. Sektor prasowy jest ciasny. O ile latem pewnie jeszcze jakoś ujdzie, to zimą zmieścić się na swoim stanowisku w grubej zimowej kurtce, przy tych rozkładanych, studenckich stolikach, jest dość ciężko. Dodatkowo te stoliki, malutkie, że ciężko się rozłożyć i trzeba się gimnastykować. Gdy już osiągnie się pożądaną pozycję, lepiej – dla swojego dobra – pozostać w bezruchu, by przypadkiem nie strącić laptopa na ziemię. Na plus, miękka wkładka na krzesełkach, co powodowało, że choć gdy się usiadło, to w dupsko było zimno, ale gdyby nie to – byłoby jeszcze zimniej.

16. Mając tyle czasu do meczu, puściłem jeszcze Radomiak – Śląsk, który oglądałem w dużej części w drodze do Częstochowy. Radomianie strzelili gola w czasie doliczonym, czym załamali Śląsk, który już półtorej nogi ma w pierwszej lidze. Niesamowity upadek sportowy. A przecież w ostatniej kolejce sezonu zespół nadal walczył o mistrzostwo i w meczu na wodzie wygrał właśnie na tym obiekcie.

17. Przed meczem został uhonorowany Bartosz Nowak, za swój wkład w sukcesy Rakowa. Bardzo miły gest ze strony klubu. Zawodnik chciał się przypomnieć częstochowskiej publiczności, dlatego strzelił gola z rzutu wolnego przepięknym strzałem z połowy boiska. Niestety sędzia tej bramki nie zaliczył. Szkoda, mógł być gol sezonu. Tak samo szkoda, że Sebastian Milewski nie wykorzystał sytuacji sam na sam, bo asysta Bartka byłaby tej samej wysokiej klasy, co w meczu ze Stalą Mielec.

18. Swój honor dostał też Fran Tudor, którego Marek Papszun nazwał „legendą klubu”, a który rozegrał w Rakowie 200 meczów. To prawda, być może Fran to najważniejsza postać piłkarska na przestrzeni tych ostatnich, naznaczonych sukcesami, lat.

19. Różne kluby na początek meczu mają swój odgłos, który leci z głośników z pierwszym gwizdkiem. Pogoń Szczecin ma swój tyfon, Raków dźwięk chyba stukających się medalików. Przynajmniej tak to brzmi.

20. Co to był za mecz! Emocje były naprawdę wielkie. Najpierw Sebastian Bergier strzelił jedną z najbardziej nietypowych bramek, jakie widziałem. Żeby sobie podprowadzić piłkę jeszcze z linii końcowej, wypuścić ją de facto za daleko, bo przecież obrońca Rakowa powinien tysiąc razy do niej dobiec, i posłać takiego szczura w mysią dziurę. Sebastian zrobił to jak rasowy golfista.

21. W przerwie było już tak zimno, że musiałem odstawiać tańce połamańce. Nie dało się inaczej wystać, bo piłkarze nie rozgrzewali między połowami.

22. Jaga miała swojego Halitiego, my w tym meczu mieliśmy Dawida Kudłę, który popełnił błąd przy wyprowadzaniu piłki. To pierwszy tak poważny błąd naszego golkipera, więc nie ma co tutaj robić jakiejś afery. Faktem jest, że taka gra niesie za sobą ryzyko, bo musi być zbliżona do perfekcji. Ivi Lopez wykorzystał sytuację.

23. Ten Ivi to jednak antypatyczny typ. Skakał do Arkadiusza Jędrycha po niestrzelonym karnym, niczym ten Czech do Ruuda van Nistelrooya kiedyś. Szkoda, że Arek po meczu nie podszedł do Iviego w geście triumfu, tak jak słynny Holender, który w tamtym meczu ostatecznie strzelił gola. No ale samym zwycięstwem GKS utarł przeciwnikowi nosa. Sytuację uchwycił Tomek Błaszczyk z oficjalnej strony.

 

24. Arkadiusz Jędrych co jakiś czas nie wykorzystuje rzutu karnego, choć dawno mu się to nie zdarzyło. Ten element mimo wszystko jest do poprawy, bo choć wiele bramek z jedenastek też strzelił, to proporcje mogłyby być bardziej na plus. Ale piłkarz i tak strzela mnóstwo goli, więc może się zdarzyć pudło z jedenastki. Trzeba też przyznać, że strzał nie był najgorszy, ale Trelowski świetnie obronił.

25. Wierzyliśmy, że mimo tej jedenastki, GieKSa będzie dalej parła do przodu, bo przecież grała świetny mecz. I to, że po naporze Rakowa i tym karnym, katowiczanie się nie podłamali, świadczy tylko o jakości tej drużyny. Radość, którą sprawił nam Mateusz Kowalczyk strzelając tego gola była ogromna.

26. Na ostatni kwadrans wszedł na boisko Leonardo Rocha, który po raz trzeci zagrał z GKS w tym sezonie. Jakże dał nam się we znaki na inaugurację na Bukowej, kiedy ustrzelił dublet, gdy pogubiona GieKSa jeszcze nie wiedziała, jak się w tej lidze gra. Ten stan trwał tylko jedną połowę. A Rocha pokarał nas jeszcze w Radomiu. Swoistego hat-tricka nie ustrzelił.

27. Na szczęście na boisku nie pojawił się Michael Ameyaw. Ten też nam strzelił pięknego gola, jeszcze w barwach Piasta. Na szczęście też Piast już go nie ma.

28. Co do Rochy, to miło się zrobiło, jak za mną jacyś lokalni dziennikarze mówili, że „na GieKSa.pl pisali, że Rocha może jako pierwszy w historii strzelić w trzech meczach z jednym rywalem”. Co prawda aż tak nie pisałem, bo nie wiem czy pierwszy, do tego były sezony, w którym kluby grały ze sobą nawet trzy czy cztery razy, ale w systemie dwurundowym – kto wie. Ale i tak było to miłe 🙂

29. Na konferencji padło sporo pytań do Rafała Góraka, podobnie jak tydzień temu to Janusza Niedźwiedzia na Bukowej. Może to trenerom gości zadaje się teraz więcej pytań? Marek Papszun natomiast nieco zasępiony narzekał na rotacje w linii obrony, uniemożliwiające stabilizację tej formacji.

30. Mixed Zona tym razem, w związku z samą infrastrukturą stadiony, była szeroka i umowna. Dostęp do piłkarzy był łatwiejszy niż na dużych obiektach typu Lech i Legia, gdzie jest to bardzo mocno wydzielone. Trochę stary vibe stadionów, po których jeździliśmy w dawnych latach.

31. Po konferencji zebraliśmy się bardzo szybko i znów momentalnie byliśmy w Katowicach. W radosnych nastrojach, bo GieKSa odniosła naprawdę spektakularne zwycięstwo.

32. Katowiczanie tym samym wyprzedzili Motor Lublin i na ten moment jesteśmy najlepszym beniaminkiem. Kiedyś były takie turnieje beniaminków w Mławie i tam awansujące ekipy mogły udowodnić swoją wyższość. Tym razem pojedynek jest korespondencyjny, oczywiście oprócz bezpośredniego starcia, a to czeka nas już za dwie kolejki. Jesteśmy na ósmym miejscu i do czwartej Legii tracimy zaledwie cztery punkty.

33. Czekamy na mecz z Piastem!



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga