Dołącz do nas

Felietony

Post scriptum do ROW

Avatar photo

Opublikowany

dnia

dsc_6586Kilka zdań podsumowujących mecz z ROW Rybnik i jedziemy z Arką. To już pojutrze!

1. Przed meczem na Bukowej odbył się festyn dla dzieci. Było malowanie twarzy i inne atrakcje, to było preludium do piłkarskiego święta, jakie mieliśmy okazję zobaczyć na naszym estadio.

2. Tak, nie wahajmy się użyć takiego stwierdzenia. Bywały mecze nijakie, słabe pod względem otoczki, z mizerną frekwencją. Tym razem było 5200 kibiców, wspaniały doping i dobry mecz, przez dużą część czasu przy jupiterach.

3. Blaszok nabity strasznie. Tego też dawno nie widzieliśmy. Od sektorów A do C było po prostu pełno ludzi w żółtych koszulkach. Doping przez cały mecz i jechaliśmy z tym koksem.

4. Swoje dołożyli kibice ROW Rybnik i Górnika Zabrze. Cały stadion wspólnie bawił się przez pełne 90 minut. A wspólne śpiewanie „Kto nie skacze…” czy innych sztandarowych pieśni robiło naprawdę duże wrażenie.

5. Kibice ROW zaprezentowali się lepiej niż ci z Nowego Sącza (Tychów) i Legnicy. O tamtych pisaliśmy, że w siedziskach są magnesy, a w portkach fanów jakieś metalowe przedmioty, tak duże było przyciąganie czterech liter do siedzeń. Fani ROW odwrotnie, fajny doping, wszyscy na zielono oraz oprawa. To najlepsza ekipa na naszym stadionie w tym sezonie.

6. Na sektorze rodzinnym doping prowadziły fanatyczki z Female Elite ’64. Dzieciaki bawiły się przy tym przednio, choć gdyby były starsze, to nie wiadomo czy bardziej patrzyłyby się na boisko czy na prowadzące 😉

7. Na obiekcie przywitani zostali Rafał Górak (na zdjęciu) i Robert Góralczyk. Gdy spiker ogłosił ich obecność znajdowali się na balkonie i dostali brawa. Tak jak pisaliśmy wcześniej, nikt szkoleniowców z Bukowej gonił nie będzie, bo zostawili tutaj kawał zdrowia i zawsze są mile widziani.

8. Niezły kociokwik musiał mieć również obecny na tym spotkaniu Jarosław Tkocz. Ten wychowanek ROW Rybnik, były piłkarz GKS Katowice, a obecnie trener bramkarzy Górnika Zabrze miał na jednym obiekcie kibiców wszystkich trzech drużyn. Ciekawe czyj doping podobał mu się najbardziej 😉

9. W barwach ROW mogliśmy oglądać dwóch byłych zawodników GieKSy. Mariusz Muszalik poruszał się po boisku dostojnie i rozgrywał piłki bardziej w tyłach. Kibice GKS nie zapomnieli naszego byłego zawodnika i po meczu również podziękowali mu za dawne lata.

10. Daniel Feruga również wspominany jest na Bukowej miło, ale niestety – bardziej ironicznie. Szkoda, że gdy schodził z boiska nie dostał zasłużonej owacji. Natomiast po meczu pod szatnią gości FanClub DF zgotował mu owację.

11. To był debiut trenerski Kazimierza Moskala przy Bukowej. Poprzednie debiuty trenerów na tym obiekcie wypadały różnie. Poczynając od Adama Nawałki – porażka, Robert Moskal – remis, Dariusz Fornalak – remis, Wojciech Stawowy – zwycięstwo, Rafał Górak – porażka. Debiut więc na duży plus.

12. Obaj szkoleniowcy – Kazimierz Moskal i Ryszard Wieczorek – kiedyś strzelali gole przy Bukowej jako piłkarze innych drużyn. Moskal – o czym pisaliśmy – w meczu Pucharu Ligi, w którym jego Wisła Kraków wygrała 5:2, Wieczorek natomiast w barwach Odry Wodzisław, ale jego team przegrał wówczas 1:5.

13. Katowiczanie – mimo, że powszechnie krytykowani za swoją grę – na swoim boisku od początku roku są po prostu rewelacyjni, jeśli chodzi o zdobycze. Obecny sezon jak na razie to 3 wygrane ligowe i 1 w Pucharze Polski. Gdy dołożymy do tego 4 wiosenne zwycięstwa, 1 remis i tylko 1 porażkę, bilans robi się imponujący. Jeśli uda się wygrać dwa najbliższe spotkania, naprawdę będzie można mówić o nowej twierdzy…

14. Tylko trzy punkty z Arką!



4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    fan club dortmund

    16 września 2013 at 22:36

    pomijajac chaos organizacyjny spowodowany sprzedaza biletow to na ciekawe podsumowanie niestety trzeba dodac tez troche niepozytywnych wydarzen a wiec….gra druzyny jest fatalna i spojrzmy prawdzie w oczy zeby nie Pitry to skonczyloby sie to pewnie zle…trener mial 2 tyg na pozanie druzyny i wprowadzenie swojej koncepcji…a pomyslu czyli koncepcji jak nie bylo tak nie ma…panowie..czy wy wiecie co to jest zaangazowanie????TO COS TAKIEGO ZE WALCZE O PILKE BIEGAM ZA NIA I STARAM SIE LECIEC ZA PRZECIWNIKIEM DO KONCA:::u naszych pilkarzy cos takiego nie istnieje a to co bylo w 84 min czyli Row zamyka na s na polowie a my wybijamy pilki jak hokeisci na uwolnienie to potwarz dla druzyny grajacej na swoim swoim swoim boisku…tak panowie doping to jedno wystepy dla dzieci rodem z jarmarku nastepne ale druzyny jak nie bylo tak nie ma i nie chcialbym nikogo obrazic ale pan Moskal nie zrobi z tego nic..pozdrawiam

  2. Avatar photo

    Mysłowice

    16 września 2013 at 22:47

    Sektor „D” dla kibiców . Stadion dla kibiców .

    http://www.slask.sport.pl
    artykuł ” Kibice GieKSy ściśnięci jak sardynki …”

    Mysłowice – Katowice

  3. Avatar photo

    żorska gieksa

    16 września 2013 at 22:52

    W środę wszyscy głośno – SEKTOR „D” DLA KIBICÓW .

  4. Avatar photo

    Gerard

    17 września 2013 at 18:15

    Mówiłem i powtarzam z tego g… drużyny nie będzie. Kto oglądał mecz ten wie o czym pisze.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga