Dołącz do nas

Felietony Hokej Kibice

Post scriptum do wyjazdu do Cortiny

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wyjazd do Cortiny na półfinałowy turniej Pucharu Kontynentalnego kończymy tradycyjnym PS-em. Jest on tym razem nieco dłuższy, ale cóż — jaki wyjazd, taki PS 🙂 Mam nadzieję, że dobrniecie do końca bez usypiania 🙂

1. Mimo najszczerszych chęci i namów w październiku stało się jasne, że redakcja GieKSa.pl wybierze się do Cortiny w jednoosobowym składzie w postaci autora niniejszego PS-a. W związku z tym zaszła potrzeba znalezienia wśród osób jadących z kibicami współtowarzyszy podróży i noclegu.

2. Rozważałem dwa środki transportu: auto i samolot, przy czym druga z opcji miała taką wadę, że ostatnie busy z Cortiny do ościennych miejscowości odjeżdżały ok. 19-20, zatem wiązało się to albo z koniecznością droższego noclegu w samej Cortinie, albo wynajęcia auta na lotnisku.

3. Po dłuższych poszukiwaniach zgłosiło się dwóch moich krajanów z Imielina – Hudy i Seba (pisownia ksywy pierwszego oryginalna, ale z racji pisowni mojej przez j – od czeskiego trunku, a nie Dostojewskiego – nie zdziwiło mnie to zbytnio) 🙂

4. Rozmowa z Hudym na szpilu była bardzo konkretna i rzeczowa, w wyniku czego już na następny dzień mieliśmy pochytane noclegi.

5. Początkowo nieco problemów nastręczył kontakt z klubem z Cortiny w kwestii akredytacji, ponieważ strona www nie ma wersji w innym języku niż włoski, który, choć mi się niesamowicie podoba, poza „buon giorno”, „arrivederci”, „bellissima ragazza” i „vaff**culo” nie należy do moich mocnych stron 🙂

6. Na szczęście z pomocą pospieszył Foxu, który podał mi namiar do Tomasso, z którym bez problemu porozumiałem się po angielsku i który zapewnił mnie, że akredytacja będzie na mnie czekała na lodowisku przed pierwszym szpilem.

7. Włosi są przesympatycznym narodem, który cechuje wszechobecny luz, czasami przeradzajacy się w „bordello”. Zawsze bardzo podobało mi się to podczas dzikich wyjazdów, kiedy pozwalało to nam rozbić namiot gdzie bądź, kąpać się na campingu nie będąc zakwaterowanym, czy niegdyś mojemu ojcu – jechać cugiem na hasło „Papa Wojtyła” zamiast biletu. Jednak przy ustaleniach dotyczących akredytacji budziło to moje lekkie obawy.

8. Planujemy wyjechać z Imielina w czwartek o 21, jednak tu daje popalić moja skłonność do odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę, w wyniku czego wyruszamy godzinę później, a następnie wracamy się kilka km po łańcuchy na koła, o których zapomniałem (a które finalnie okazały się niepotrzebne).

9. Czeską winietę kupujemy online, natomiast przy zakupie austriackiej na granicy w Mikulowie ku naszemu zdziwieniu w dwóch miejscach chcą od nas 19 eurasów, podczas gdy normalna cena to około dychy.

10. Okazuje się, że ww. miejsca to punkty czeskie, na szczęście kawałek dalej jest całodobowy austriacki i tam kupujemy winietę po cenie nominalnej. Nie dajcie się nabrać rodakom Szwejka.

11. Dalsza część podróży mija nam bez większych problemów (nie licząc półgodzinnego poślizgu w omijaniu korka) i niewiele przed południem meldujemy się w Carbonin-Schulderbach położonym niecałe 20 km od Cortiny, gdzie mieści się nasza kwatera.

12. Na miejscu zastajemy już sporo GieKSiarzy, którzy rozpoczynają właśnie… grilla (spożywczego, nie mylić z tym spod znaku „h”).

13. Okazuje się natomiast, że w pokoju nie ma dla nas pościeli, co byłoby do przeżycia, gdyby nie zimne kaloryfery i 17 stopni w pokoju. Wywiązała się zatem dłuższa dyskusja z jedynym gościem z recepcji, który władał językiem Szekspira, a nie tylko Dantego. Musiałem pokazać rezerwację, udowadniając, że pościel jest wliczona w cenę, a nie za opłatą, po czym otrzymujemy zapewnienie, że pościel wieczorem będzie na nas czekać.

14. Dodatkowo dowiadujemy się, że nie płacimy opłaty klimatycznej, natomiast wymagana jest kaucja 100 EUR. Dobra, może być, nie zakładamy demolki pokoju.

15. Po krótkim odpoczynku i przygotowaniu sprzętu udajemy się do zdominowanej już przez GieKSiarzy Cortiny. Robimy szybkie zakupy i podjeżdżamy pod halę. Jest ona z zewnątrz naprawdę ładnym obiektem, a nad jej dachem wznoszą się majestatyczne góry.

16. Moje obawy o akredytację okazały się bezpodstawne. Co prawda włoscy ochroniarze nie do końca rozumieli, o co chodzi, jednak jeden z nich ujrzawszy statyw, z uśmiechem powiedział: „a, giornalisto”, zawołał panią władająca angielskim i po chwili akredytację dzierżyłem w ręku.

17. Obiekt w Cortinie od wewnątrz nie wygląda może na najnowszy, ale ma swój klimat i jest… trzypiętrowy, co rzadkie w przypadku hali hokejowej. Sektor prasowy mieści się na drugim piętrze, skąd jest naprawdę superwidoczność na taflę i trybuny. Mankamentem jest to, że balkony są drewniane, co nieco tłumi akustykę.

18. Jednak największą wadą obiektu jest niezwykle słaby Internet. To storpedowało definitywnie i tak z założenia karkołomne plany zrobienia foto, wideo z dopingu i live’a w pojedynkę.

19. Po nerwowej końcówce pierwszy mecz wygrywamy 5:4, po czym zostaje odtworzony Mazurek Dąbrowskiego. Niestety gospodarzom nawaliło przy tym nagłośnienie i nagranie rozpoczęło się od trzeciego wersu hymnu („Co nam obca…”), podczas gdy kibice rozpoczęli normalnie. Tym samym Mazurek (a przynajmniej pierwsza zwrotka) nie wyszedł najlepiej, ponieważ nie zabrzmiał jak hymn, a jak „Płonie ognisko w lesie” śpiewane przez harcerzy na dwa głosy. Natomiast druga zwrotka odśpiewana a capella wyszła już dużo lepiej, choć nieco zaskoczyła organizatorów, którzy puścili w jej trakcie jakąś inną muzę.

20. Po powrocie na kwaterę, na miejscu czeka już na nas pościel i ciepłe kaloryfery. Jednak okazuje się, że Internet na jest niewiele lepszy od tego z hali. O ile przy ładowaniu galerii to jeszcze nie przeszkadza, o tyle wysłanie Jaśce filmików z dopingiem do obróbki po 2 giga każdy staje się nie lada wyzwaniem.

21. Na szczęście winny okazuje się mecz Polska-Czechy oglądany przez GieKSiarzy w hotelu i po jego zakończeniu filmiki zostają załadowane.

22. W kolejny dzień budzimy się przed 9., ponieważ planujemy wyjście w góry na trasę wokół Tre Cime di Lavaredo, stanowiącą jeden z najpiękniejszych trekingów w Dolomitach.

23. Trasa ta rozpoczyna się przy schronisku Rifuggio Auronzo, położonym na ponad 2300 m n.p.m. Jednak na wysokości  ok. 1800 m czeka na nas przykra niespodzianka w postaci szlabanu. Zimą niestety nie da się tam wjechać. Cóż, decydujemy się podejść do schroniska z buta, a co dalej, zobaczymy.

24. Okazuje się, że szlaban miał swoje uzasadnienie, bo na drodze dojazdowej zalegały takie ilości lodu, że auto mogłoby wylądować w dolinie kilkaset metrów niżej.

25. Jak większość schronisk w Dolomitach, poza sezonem letnim jest ono nieczynne, jedynie dostępny jest zimowy schron, w którym można się przespać lub odpocząć. Po sesji fotograficznej z barwami wyruszamy wyżej.

26. Z racji prawie dwugodzinnego nadprogramowego podejścia, naszym celem staje się przełęcz Forcella Lavaredo, położona na wysokości 2452 m n.p.m. Rozpościerają się z niej zapierające dech widoki na okoliczne szczyty, a na miejsce chwilę po nas dociera ekipa z Mysłowic. Wszystko to mogliście obejrzeć w górskiej galerii.

27. Po sesji fotograficznej wspólnie docieramy do parkingu ok. 16 i z dwugodzinnym przystankiem na kwaterze udajemy się do Cortiny na drugi nasz szpil.

28. Cortina wystawia kilkudziesięcioosobowy młyn, który jest jednak przez większość meczu zagłuszany przez żółtą armię fanatyków. Natomiast osobiście zaskoczyła mnie niewielka liczba pikników gospodarzy. W Belfaście hala żyła, tu niekoniecznie. Choć na pewno wynik 0:8 na niekorzyść gospodarzy sprawy nie ułatwiał.

29. Z kolei, widząc i słysząc nasz doping, kolejni Włosi podchodzili, fotografowali, filmowali, jednym słowem kopary im opadały na widok Trójkolorowej Armii. Choć z kolei tu również dużą robotę zrobił wynik i postawa naszych hokeistów.

30. Tym razem Mazurek Dąbrowskiego został odegrany prawidłowo, choć nieco zbyt wolno. Z tego powodu kibice śpiewają nieco szybciej. Natomiast druga zwrotka odśpiewana a capella wyrwała z butów. Naprawdę, ciary przechodziły po plecach.

31. Hudy i Seba dzień wcześniej przytomnie zauważyli, że zaraz obok parkingu wychodzą hokeiści, dzięki czemu udało nam się chwilę porozmawiać z Grzegorzem Pasiutem. Nasz kapitan wykazał się dużą klasą i skromnością, jakby wynik 8:0 był dla niego „zwykłym dniem w biurze”. Jakże miła odmiana w stosunku do innej dyscypliny…

32. Po powrocie na kwaterę okazuje się, że Internet działa w tempie ślimaka-impotenta, choć dziś żaden piłkarski mecz nie leci 🙁 Na domiar złego, w wyniku nieporozumienia wcześniej skasowałem z dysku Google filmiki z piątku, których Jaśka jeszcze nie ściągnął.

33. Dopiero nad ranem, po nieprzespanej i bogatej w przekleństwa nocy, w akcie desperacji schodzę z drugiego piętra na parter ośrodka, gdzie net o dziwo działa o niebo lepiej i udaje mi się ponownie załadować wideo z piątku.

34. Przy wykwaterowaniu dowiadujemy się, że… no właśnie nie wiem co. Chyba, że włamaliśmy się do nieprzygotowanego i nieposprzatanego pokoju. Zdębiałem, ale po wyjaśnieniu, że dostaliśmy klucz, a pokój był już czysty i nie mamy zastrzeżeń, pani z uśmiechem zwraca nam kaucję. Kompletnie dotąd nie wiem, o co biegało.

35. Po spakowaniu auta udajemy się do Cortiny na niedzielną Mszę. Po włosku niewiele rozumiemy, ale posiłkujemy się polskimi czytaniami.

36. Następnie poszukujemy knajpy z jakimkolwiek WiFi, jednak w listopadzie okazuje się to mission impossible.

37. W tej sytuacji planujemy wjechać autem na szczyt Cinque Torri, gdzie znajduje się ciekawe muzeum bunkrów z I WŚ, jednak drogę zagradza nam kolejny zakaz wjazdu. W tej sytuacji wjeżdżamy na przełęcz Passo Giau (2236 m n.p.m.), skąd widoki są przednie, co mogliście obejrzeć w odpowiedniej galerii.

38. Po powrocie do Cortiny zamierzamy zjeść pizzę, jednak docieramy na 20 min przed sjestą i zostajemy poinformowani, że nie można już nic zamówić. Na szczęście jedyna mówiąca po angielsku pani lituje się nad nami i obiecuje 3 pizze na wynos.

39. Oczywiście oprócz niej nikt nie włada innym językiem niż włoski, zatem robi się spore zamieszanie i pozostałe osoby chcą nas wyprosić, nie reagując na tłumaczenia po angielsku, że już zamówiliśmy. Na szczęście poraz raz kolejny sympatyczna Włoszka wybawia nas z opresji.

40. Po posiłku udajemy się do hali na ostatni mecz. Trzeba przyznać, że Duńczycy kibicowsko zaprezentowali się (oprócz GieKSy, oczywiście) chyba najlepiej, wystawiając podobny młyn, co gospodarze dzień wcześniej – ale bądź co bądź na wyjeździe. Niestety mieli oni nieco źle dobrany bęben, który kompletnie zagłuszał ich popisy wokalne.

41. Sam mecz pomimo prowadzenia 2:0 przegrywamy po dogrywce 2:3 i tym samym nasze nadzieje, że do trzech razy sztuka i tym razem cały Mazurek Dąbrowskiego wybrzmi perfekcyjnie, palą na panewce. Zamiast tego słuchamy hymnu duńskiego.

42. Po zakończeniu meczu oczekujemy na hokeistów i trenera. O ile Mateusza Bepierszcza podebrali mi chłopaki z oficjalnej, o tyle w przypadku Jacka Płachty udało mi się ich ubiec. A może schlebiam sobie i po prostu nie chcieli gadać ze szkoleniowcem 🙂

43. Następnie udajemy się na naszą kwaterę w celu załadowania materiałów na stronę. Mimo wcześniejszego wykwaterowania udaje mi się spędzić półtorej godziny w świetlicy, podczas gdy Seba i Hudy kimają w aucie.

44. Droga powrotna mija bez problemów,  (nie licząc wściekłego głodu i długiego oczekiwania na tankstelle w Austrii). Jednak jazda na trzech kierowców jest zdecydowanie bardziej komfortowa niż we dwóch. Tym samym około 10. rano w poniedziałek meldujemy się z powrotem w Imielinie.

45. Na koniec wielkie podziękowania dla osób, które okazały się podczas tego wyjazdu pomocne: Seby i Hudego, którzy jako „zwykli” kibice mieli więcej czasu i ogarniali wszystkie przyziemne rzeczy (zakupy, jedzenie), pomagali za kółkiem, a także musieli znosić moje humory i pomstowanie na różnorakie problemy techniczne; Jaśki, który obrabiał wideo z dopingu, Adiego i Sowina, którzy pisali relacje meczowe, Miśka, który czuwał, gdy wrzuciłem nie tę galerię, co trzeba i wykazał się chęciami pomocy technicznej na odległość i wreszcie Kosy, który korygował newsy i ze skromnej redakcyjnej kasy dołożył się do wyjazdu. Podziękowania również dla wszystkich obecnych GieKSiarzy, dzięki którym ten wyjazd był niezapomnianym przeżyciem i bez których moja praca na miejscu nie miałaby żadnego sensu.

47. Jeżeli Wam nasza praca się podoba i chcecie czytać podobne newsy w przyszłości, zachęcamy do wsparcia naszej redakcji – zarówno własną pracą, jak i materialnego.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Witek

    25 listopada 2023 at 16:00

    Szacun za materiały z Włoch…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Rafał Górak: „Obawiam się o nasz stan kadrowy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Prezentujemy zapis z konferencji po remisie 0:0 z Górnikiem Łęczna.

Pavol Stano: Uważam, że widzieliśmy dobre widowisko, choć bez bramek. Staraliśmy się eliminować te mocne strony GieKSy i grać tak, jak chcieliśmy. Zaangażowanie chłopaków było fajne, jakość adekwatna do meczu, wyglądało na to, że to zrobimy i doprowadzimy ten mecz do końca. Trzeba przyznać, że gospodarze też mieli sytuacje. Remis, każdy chciał więcej, trzeba ten punkt szanować.

***

Rafał Górak: Skończyło się meczem remisowym, wydaje się, że były momenty, gdzie Górnik Łęczna prowadził grę w sposób bardziej spójny. Nie można tu mówić jednak o czystych sytuacjach, a szkoda mi sytuacji Kuuska, najlepszej ze wszystkich. Widać progres w grze drużyny z Łęcznej, nie będę w jakiś sposób narzekał. Obawiam się o nasz stan kadrowy, mamy dwa treningi, a łatwy mecz nas nie czeka. Musimy ciężko pracować, by zawodników doprowadzić do dyspozycji, bo mamy dużo tych kontuzji. Dopadła nas grypa jelitowa. Trzeba szanować ten punkt i doceniam tę walkę z naprawdę dobrze grającym rywalem.

Urazy Rogali i Wasielewskiego?
Górak: Grzesiek to uraz mięśniowy, Marcin zmagał się z urazem od dłuższego czasu. Marcin, jak go znam, będzie robił wszystko, by być gotowym na następne spotkanie. Czasu mamy mało, trzeba myśleć o tym, kim ich zastąpimy.

Wracają demony jesieni?
Górak: Nigdy nie miałem demonów, nic mi się nie przypomina. Mocna liga i wymagający rywale, rzeczywiście dzisiaj ten punkt biorę do kieszeni, myślę o meczu w Warszawie.

Arek Jędrych stracił przytomność czy było to zwykłe zderzenie?
Górak: Nie stracił, natomiast otrzymał poważny cios. Nos jest złamany, ale to nie złamie Jędrycha.

Duża delegacja z GKS-u Tychy na trybunach. Było dziś jakieś ukrycie schematu?
Górak: Żadnego ukrycia schematu dzisiaj nie było.

Mecz z Polonią Warszawa to spotkanie z zespołem z dołu tabeli. Będzie to trudne spotkanie?
Górak: Zespół z Warszawy to zdeterminowany i niezły zespół. Mamy całkowity obraz tej drużyny, spodziewamy się naprawdę trudnego spotkania. Zdajemy sobie sprawę, że jest na co patrzeć i łatwo nie będzie.

Kończąc temat zawieszeń i nieobecnych zawodników. Ile meczów zawieszenia otrzymał Repka i jak powrót Komora?
Górak:
Oskar dwa spotkania, więc nie będzie dostępny w Warszawie, a Komor można powiedzieć już w 80% wyleczony. Nie chcieliśmy dzisiaj ryzykować zawodnika, ale wydaje mi się, że te dwa dni doprowadzą go do 100% dyspozycji.

Kontynuuj czytanie

Hokej

GieKSa hokejowym wicemistrzem Polski

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ostatnie spotkanie finałowe nie zawiodło nikogo. Obie drużyny prezentowały dojrzały hokej, o czym świadczy fakt, że w regulaminowym czasie gry nie obejrzeliśmy bramek i o tym, która drużyna została Mistrzem Polski, rozstrzygnęła dogrywka. W niej złotego gola zdobył Kaleinikovas zapewniając Re-Plast Unii Oświęcim tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

Świadome wagi spotkania obie drużyny od początku starały się narzucić przeciwnikowi swój styl gry, jednak dobrze w obu ekipach spisywały się formacje defensywne. W 5. minucie Kaleinikovas i Dziubiński sprawdzili dyspozycję Murraya. W odpowiedzi Kovalchuk, który rozgrywał bardzo dobre zawody, dograł do Hitosato, lecz uderzenie Japończyka obronił Lundin. Z upływem czasu częściej przy krążku utrzymywali się katowiczanie, a oświęcimianie próbowali wyprowadzać szybkie kontry. Mimo prób Maciasia, Iisakki, Pasiuta po stronie GieKSy oraz Heikkinena, Ackereda, Denyskina i Dyukova po stronie Re-Plast Unii Oświęcim bramek w pierwszej tercji nie obejrzeliśmy. Natomiast równo z syreną za grę wysokim kijem do boksu kar został odesłany Marklund.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od gry w osłabieniu. Pierwszą minutę dobrze się broniliśmy, ale w drugiej minucie tego osłabienia groźne strzały oddali Sadłocha i Ahopelto, które obronił Murray. Po wyrównaniu sił na lodzie mecz się wyrównał, a obie drużyny grały uważnie w defensywie. W 30. minucie na ławkę kar został odesłany Heikkinen. Podczas okresu gry w przewadze Lundina próbowali pokonać Hitosato i Monto. W ostatnich pięciu minutach drugiej tercji mecz nabrał rumieńców. Najpierw w 36. minucie Marklund trafił w słupek, a w odpowiedzi Heikkinen przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GieKSy. Dwie minuty później Murray z kłopotami obronił strzał Ackereda. Druga tercja zakończyła się także wynikiem bezbramkowym.

Początek trzeciej tercji należał do GieKSy, ale krążek po uderzeniach Michalskiego i Isakki minął bramkę Lundina, ale podobnie jak to było w poprzednich tercjach, z biegiem czasu mecz się wyrównał. W 50. minucie Murray obronił uderzenia Karjalajnen, Kowalówki i Sołtysa. Podobnie jak dwie poprzednie tercje, również trzecia zakończyła się wynikiem 0:0, a zatem o tytule Mistrza Polski rozstrzygnęła dogrywka.

Dogrywkę rozpoczęliśmy od dwóch niewykorzystanych sytuacji.  Najpierw bliski pokonania Lundina był Koponen, a chiwlę później po uderzeniu Iisakki krążek minimalnie minął oświęcimską bramkę. W odpowiedzi Ackered trafił w obramowanie naszej bramki. Sytuacja ta była jeszcze sprawdzana na wideo.  W 66. minucie groźnie strzelał Ackered, a chwilę później Murray uprzedził Sadłochę, który znalazłby się w sytuacji sam na sam. O tytule Mistrza Polski zdecydowała sytuacja z68. minucie, kiedy Kaleinikovas strzałem po dalszym słupku pokonał Murraya.

GKS Katowice – Re Plast Unia Oświęcim 0:1 (0:0, 0:0, 0:0 d. 0:1)

0:1 Mark Kaleinikovas  (Elliot Lorraine) 66:21

GKS Katowice: Murray, (Kieler) – Delmas, Kruczek, Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Iisakka, Monto, Lehtimaki – Wanacki, Cook, Smal, Michalski, Marklund – Lebek, Chodor, Hitosato, Maciaś, Kovalchuk.

Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin, (Kowalówka R.) – Dyukov, Jakobsons, Sadłocha, Dziubiński, Kaleinikovas – Valtola, Uimonen, Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Bezuska, Ackered, Kowalówka S., Lorraine, Denyskin – Noworyta, Łukawski, Wanat, Krzemień, Sołtys.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Rafał Górak: „Każdy popełnia jakieś błędy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu konferencji prasowej po remisie 2:2 z Termalicą Bruk-Bet Niecieczą.

Rafał Górak: Dobry wieczór. Niewątpliwie, mecz jakby o dwóch historiach i nad tym ubolewam, bo wydaje mi się, że gdyby nas było po równo, to wyjechalibyśmy stąd z trzema punktami. Wyjeżdżamy z jednym punktem i również, wydaje mi się, należy to w jakiś sposób przyjąć. Wszelkie złości i wszelkie jakieś trudności trzeba wystudzić, schować dzisiaj do kieszeni i zabrać punkt z trudnego terenu. Po prostu przeanalizować spotkanie, w czwartek już kolejne i trzeba, wydaje mi się, pozytywnie nastawiać na to, co przed nami. Niestety, każdy popełnia jakieś błędy, myśmy się ich nie ustrzegli. Ta czerwona kartka, podyktowana oczywiście słusznie, to błąd naszego zawodnika, no i cóż zrobić. Nie jestem od tego, aby go ganić, wprost przeciwnie, zawsze będę zawodników podnosił na duchu i w jakiś sposób rozumiał emocje. Szkoda, bo wydaje mi się, tak jak powiedziałem na początku, że wyjeżdżalibyśmy stąd z trzema punktami. 

Pytanie: Ten mecz pan traktuje jako wygrany jeden punkt, czy jednak mimo wszystko przegrane dwa, biorąc pod uwagę tę pierwszą połowę? 2:0 wynik, praktycznie czerwona kartka już w doliczonym czasie, ale patrząc stricte na statystyki z całego meczu, to GieKSa powinna się cieszyć z tego, że wywozi stąd jeden punkt. Czy tym spotkaniem Dawid Kudła troszeczkę odkupił winy ze spotkania z Odrą Opole?

Górak: Sumarycznie, gdyby zobaczyć, to tak, jak mówię: gdyby mówić tylko o samej grze i o samej historii tego spotkania to wydaje mi się, że grę mieliśmy pod kontrolą, w szczególności, że prowadziliśmy 2:0 do przerwy. Jeżeli utrzymalibyśmy równowagę, osobową wydaje mi się, że nie udałoby się rywalom zdobyć dwóch bramek, a wydaje mi się, ze my byśmy cały czas dążyli do tego, by strzelić kolejną. To jest finał tych dywagacji, po prostu przyjmuję ten punkt, biorę go na klatę, bo zdaję sobie sprawę, że statystyki całego meczu po stracie zawodnika leciały na łeb, na szyję i na pewno tutaj należy podkreślić dominację Termaliki i to, że stwarzała sytuację, że było bardzo, bardzo groźnie. Dawid dzisiaj zagrał bardzo dobre spotkanie, ja nie winiłem go z punktu widzenia zero-jedynkowego za to spotkanie z Odrą, myśmy tam też zawalili w innych aspektach. Tam nie było akurat tej bezpośredniej winy Dawida, a dzisiaj bronił bardzo dobrze i na pewno to był jego dobry występ. Bierzemy ten punkt z pokorą, nie cieszymy się i nie jest to dla nas jakaś wielka sprawa, ale tez nie popadamy w jakiś smutek. Po prostu skończyło się remisem i taki jest stan faktyczny. 

***

Marcin Brosz: Oglądaliśmy naprawdę emocjonujące widowisko i to tak naprawdę od pierwszej do ostatniej minuty, aż szkoda, że się skończyło. Patrząc na przebieg meczu, graliśmy z jednym z zespołów, który aspiruje do tego, by w przyszłym sezonie występować w Ekstraklasie. To, co łączy ten mecz i poprzedni, to mieliśmy dużo sytuacji bramkowych z meczu, i to strzałów groźnych, i to stwarzanych takich groźnych sytuacji. Bardzo dużo. To, co podkreślam, posiadanie piłki, tak chcemy grać. Wiadomo, na końcu jest ta najważniejsza rubryczka: bramki i jedna droga: tu trzeba konsekwentnie pracować nad wykończeniem, bo widać, że jesteśmy w stanie stwarzać sytuacje, natomiast ta finalizacja to jest praca na treningach. Widać progres, natomiast to nie jest tak, że z treningu na trening będzie tak łatwo wykonywany, więc to jest moment, nad którym pracujemy. Podsumowując: ciekawe widowisko, dużo emocji, dużo pojedynków jeden na jeden, to co kibice lubią. Do końca mecz trzymał w napięciu i w emocjach. 

Pytanie: Po pierwszej połowie wydawało się, że trudno wam będzie wrócić do gry. Było 2:0, po przerwie przejęliście inicjatywę. Bramka w 93. minucie, daje dużo radości, czy niedosyt zostaje?

Brosz: Wartość dodana, to to, że po raz któryś do końca gonimy, wierzymy w to, że jesteśmy w stanie odwrócić wynik meczu i tu widać, że jest duży progres. Ta pierwsza połowa, przegrywaliśmy 2:0, te bramki… Też wiemy, jak padały, jakby je wziąć, ten mecz był bardzo dobry, z jednej i drugiej strony. Naprawdę to było dobre widowisko na dobrym poziomie. Były te sytuacje, których musimy zdecydowanie unikać, i pierwsza i druga bramka. Oczywiście, to nas nie usprawiedliwia. Podział punktów, i my i GKS walczyliśmy o trzy, nie rozpatrywałbym w tych kategoriach. Dla nas jest ważne to, że po raz kolejny z zespołem, który walczy o najwyższe cele, byliśmy w stanie i nawiązać na boisku bardzo równą walkę, jak również udało nam się strzelić dwie bramki. Mieliśmy sytuację na zdobycie kolejnych.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga