Dołącz do nas

Felietony Hokej

Post scriptum z wyjazdu do Danii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Za nami intensywny weekend w duńskim Aalborgu i zmagania w Pucharze Kontynentalnym naszych hokeistów, więc czas na tradycyjne „Post scriptum”.

  1. Gdy dowiedziałem się, że Puchar Kontynentalny zostanie rozegrany w duńskim Aalborgu padłem z wrażenia i zacząłem planowanie wyjazdu, ale zaraz opowiem Wam z jakiego powodu.
  2. Byłem na meczu Piratów na koniec stycznia tego roku, gdy przylecieliśmy na ferie do szwagierki. Wtedy gospodarze wygrali 5:1 z Esbjergiem, w którym występował dobrze znany w Katowicach Brandon Magee.
  3. Między tercjami zajrzałem, do sklepiku klubowego i zostawiłem tam naszą smyczkę. Chrześniak po duńsku opowiedział co to za smycz, z jakiego klubu itd. Po chwili dziecko od sprzedawcy latało z naszą smyczą na szyi po całym lodowisku. Kto by się wtedy spodziewał, że za niedługo poznają nas z jeszcze lepszej strony?
  4. Wracając do wyjazdu. Nietrudno się domyślić, że nocleg mieliśmy u szwagierki (ok. 60 km od Aalborgu). Niestety tym razem loty szybko podrożały, więc postawiliśmy na transport kołowy.
  5. Postanowiliśmy wynająć busa, żeby mogła się z nami zabrać moja ciocia z całą rodziną (która mega wkręciła się w hokej) i Madziara, ale tym razem prywatnie.
  6. Złożyłem wniosek o akredytację, który początkowo nie został nawet przeczytany, ale po wysłaniu e-maila z konta redakcji szybko dostałem odpowiedź pozytywną.
  7. Samochód odebraliśmy już w środę wieczorem dzięki uprzejmości autoDMC. Oczywiście wyjechać mogliśmy dopiero w czwartek rano tak, jak było na umowie, ale przynajmniej mieliśmy czas, aby się na spokojnie spakować. Dostaliśmy nowego VW Caravelle w bardzo przystępnej cenie bez limitu kilometrów – jakby ktoś szukał busa serdecznie polecam😊
  8. Z Bukowej ruszyliśmy w czwartek po godzinie 7:00 i w Danii zameldowaliśmy się około godziny 22:00.
  9. Z racji, że dwa pierwsze mecze rozgrywane były w godzinach popołudniowych, nie było wiele czasu na zwiedzanie, ale w piątek przed meczem wybraliśmy się na klify do Ertebölle, a następnie na lodowisko.
  10. Bez problemu odebrałem akredytację, ponieważ miałem osobistego duńskiego tłumacza w postaci chrześniaka. Następnie udałem się na halę, aby zainstalować kamerę na doping kibiców.
  11. Pierwsze spotkanie graliśmy z rumuńskim Corona Bresov, których wspierała około 30-osobowa grupa kibiców. Naszych kibiców było 10 razy tyle, co robiło ogromne wrażenie na organizatorach turnieju.
  12. Hokeiści pewnie wygrali to spotkanie 9:2 i po meczu mogliśmy wspólnie odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego.
  13. Po meczu dołączyli do nas Grzesiu i Ola z redakcji i wspólnie ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Poszliśmy na jarmark świąteczny, który już się zamykał, ale zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie pod oświetlonym napisem Aalborg.
  14. Poprosiliśmy pewnego pana o wykonanie zdjęcia. Okazało się, że to dziennikarz z lokalnej gazety i zrobił nam również zdjęcie swoim aparatem. Po krótkiej rozmowie wziął od nas namiary i w przyszłym tygodniu podeśle nam gazetę, w której będziemy umieszczeni.
  15. Następnie wróciliśmy do domu, abym mógł wrzucić dla Was pierwszą galerię z meczu.
  16. Nastroje przed drugim meczem, były bardzo optymistyczne, tym bardziej że Grenoble dzień wcześniej przegrało swoje spotkanie z Piratami i zwycięstwo z Francuzami zapewniłoby nam szybko awans do Wielkiego Finału.
  17. Niestety tak też się nie stało. Spotkanie przegraliśmy 2:4 (tak Kosa wiem „Nie można przegrać 4:2”) i bardzo skomplikowaliśmy sobie sytuację. Tym bardziej że Aalborg wygrało w ostatniej minucie z Rumunami 3:2 i miało na swoim koncie komplet punktów.
  18. W niedzielę rano razem z Grzesiem i Olą wybraliśmy się do Skagen, a dokładnie do Grenen, czyli na najbardziej wysunięty punkt w Danii, gdzie łączą się dwa morza – Morze Północne z Morzem Bałtyckim. Był to tak naprawdę jedyny termin na tę wycieczkę i spotkaliśmy tam z 50 osób z GieKSy, a w ciągu dnia pewnie przewinęło się jeszcze więcej.
  19. Grenoble wygrało swój mecz z Brasovem 11:1 i wtedy zaczęły się kalkulacje, co się musi wydarzyć, abyśmy awansowali do finału. Ponieważ samo zwycięstwo z Aalborgiem nie gwałtowało nam gry w dalszej fazie turnieju.
  20. Okazało się, że musimy wygrać co najmniej trzeba bramkami z Piratami i wtedy mamy pewny awans, przy dwubramkowym zwycięstwie zaczęły robić się cuda, których tutaj nie będę przytaczał. Generalnie awans też był możliwy, ale tylko w kilku wariantach.
  21. Przed meczem kibice zorganizowali zbiórkę, na której odpalili trochę pirotechniki, po czym ze śpiewem na ustach weszli na halę sportową.
  22. Hokeiści wyjechali na to spotkanie bardzo zmotywowani i już w 42. sekundzie wyszli na prowadzenie, ale mniej więcej tyle samo Aalborg potrzebował na doprowadzenie do remisu. Pierwsza tercja zakończyła się zwycięstwem GieKSy 2:1.
  23. W drugiej tercji nie padła żadna bramka i zaczęły się obawy o wynik. Natomiast to, co działo się w ostatniej tercji, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Najpierw Patryk Wronka zdobył trzecią bramkę dla GieKSy, a następnie Bartosz Fraszko wpisał się na listę strzelców, dając nam upragnione trzybramkowe prowadzenie.
  24. Do końca spotkania pozostało sześć bardzo, ale to bardzo długich minut. Na trybunach była taka wrzawa, jakiej jeszcze na tym turnieju nie było, a na lodowisku hokeiści robili wszystko, aby do końca meczu nie stracić bramki i to uczynili.
  25. Po ostatnim gwizdku wjechałem na lodowisko razem z hokeistami, aby wrzucać Wam filmiki prosto z tafli. Mam nadzieje, że przypadły Wam do gustu.
  26. Następnie udałem się na wywiad z Grzegorzem Pasiutem podsumowujący cały turniej, który możecie przeczytać TUTAJ.
  27. W oczekiwaniu na naszego kapitana wdałem się w miłą rozmowę z pewnym panem. Po kilku minutach zadał mi pytanie – „Nie wiesz, z kim rozmawiasz”? Odpowiedziałem grzecznie – „Niestety nie”, ale w głowie już miałem milion myśli, bo już wiedziałem, że to ktoś zasłużony dla hokeja.
  28. Okazało się, że to pan Adam Woźniński. Były trener Jacka Płachty w GKS-ie Katowice, ale w latach jak mnie jeszcze na świecie nie było. Opowiedział mi o swoim pobycie w Danii, że mieszka już tam ponad 30 lat. Zdobył z Herning Blue Fox 14 tytułów kraju, o ile dobrze zapamiętałem. Niestety nie jestem w stanie teraz tego zweryfikować. Następnie rozmowa zeszła na piłkarzy i cały klub wielosekcyjny. Byłem bardzo podekscytowany całą tą rozmową i niestety nie wpadłem na pomysł, aby ją nagrać.
  29. Następnie do wywiadu wyszedł Grzegorz Pasiut, który dosadnie podkreślił, że chciałby w końcu takiego turnieju w Katowicach, pod czym podpisuję się obiema rękami.
  30. Część kibiców wracała po meczu prosto do domu, a my zostawaliśmy do poniedziałku. Madziara początkowo też miała zostać, ale nadarzyła się okazja, aby wrócić wcześniej do domu, to z niej skorzystała, tym bardziej że ona szła we wtorek do pracy.
  31. My na spokojnie ruszyliśmy w drogę powrotną w poniedziałek o 17:30 i we wtorek o 7:00 rano byliśmy w domach. Za hokejową GieKSą zrobiliśmy niespełna 3300 kilometrów.
  32. Bardzo dziękuję wszystkim za ten wyjazd. Przede wszystkim Basi i Damianowi za pomoc w dogadaniu się z Duńczykami, a robili to codziennie, na czym skorzystało wielu kibiców. No i oczywiście całej mojej rodzince za wyrozumiałość, że pół wieczora spędzałem przed komputerem, aby wysłać doping i zrobić dla Was galerię.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga