Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Przegląd doniesień mediów: Szybko, twardo i efektownie! Mistrzowie odpowiadają Unii

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatnich dziewięciu dni, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Drużyna kobieca w ¼ finału Pucharu Polski rozegrała spotkanie z Górnikiem Łęczna, w którym wygrała 2:1 (1:0). W półfinale zespół zmierzy się na wyjeździe z SMS-em Łódź. Spotkanie zostanie rozegrane 24 kwietnia. Ze względu na występy reprezentacji, następne spotkanie ligowe Ukochane rozegrają 13 kwietnia z Medykiem w Koninie.

Drużyna męska w 25. kolejce Fortuna I Ligi pokonała na wyjeździe Zagłębie Sosnowiec 4:0 (1:0). Następne spotkanie ligowe GieKSa rozegra w niedzielę 7 kwietnia z liderem rozgrywek Lechią Gdańsk. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 15:00 na Bukowej. Dobra gra Antoniego Kozubala i Sebastiana Bergiera zostały dostrzeżone przez media, które spekulują na temat ewentualnych zmian w klubie.

Siatkarze rozegrali dwa spotkania. W pierwszym z nich pokonali VC Barkom Każany Lwów 3:2, w drugim przegrali z Cuprum Lubin 0:3. W ostatnim ligowym spotkaniu zespół zmierzy się z LUKiem Lublin. Mecz zostanie rozegrany w poniedziałek 8 kwietnia w Szopienicach o godzinie 17:30.

W dwóch pierwszych meczach finałowych THL hokeiści najpierw przegrali 2:3 z Unią, aby w środę pokonać rywali 3:0. Kolejne dwa spotkania zaplanowano na najbliższą sobotę i niedzielę (6 i 7 kwietnia). Mecze zostaną rozegrane w Oświęcimiu, rozpoczną się odpowiednio o godzinie 17:30 i 20:30.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Piękne bramki, wielkie emocje – tak było w Katowicach!
Spośród wszystkich par ćwierćfinałowych Orlen Pucharu Polski, starcie pomiędzy aktualnymi mistrzyniami Polski, GKS-em Katowice a GKS-em Górnikiem Łęczna zapowiadało się najbardziej interesująco. Hitowy pojedynek wyłonił pucharowe półfinalistki – GKS Katowice.
Pierwsze trzydzieści minut spotkania pokazało, że zawodniczki z Łęcznej przyjechały do Katowic z jednym zamiarem – przyjechały po zwycięstwo i były bardzo zdeterminowane, aby sprawić niespodziankę. Karolina Koch miała twardy orzech do zgryzienia, gra nie układała się katowiczankom tak, jakby sobie tego życzyła. Kiedy wydawało się, że to GKS Górnik Łęczna bliżej jest wyjścia na prowadzenie, w 32. minucie bramkę w swoim trzecim kolejnym występie zanotowała Aleksandra Nieciąg! Zawodniczka z Katowic potwierdziła swoją świetną dyspozycję, najlepiej odnalazła się w podbramkowym zamieszaniu i z najbliższej odległości wpakowała piłkę do siatki. Do przerwy wynik nie uległ już zmianie.
Na drugą część spotkania obie drużyny wybiegły w swoich wyjściowych zestawieniach. Po upływie dwudziestu minut gry drugiej połowy do wyrównania doprowadziły zawodniczki Górnika Łęczna i trzeba przyznać, że w przekroju całego spotkania była to bramka w pełni zasłużona. Na bardzo odważną próbę zdecydowała się Katja Skupień, po tym jak podciągnęła z piłką kilka metrów w strefie środkowej boiska, oddała bardzo silne uderzenie na bramkę Kingi Seweryn. Piłka otarła się po drodze o plecy jednej z zawodniczek GieKSy i zmieściła się w bramce tuż pod poprzeczką. Przepiękne trafienie Katji Skupień!
Siedem minut później aktualne mistrzynie Polski przeprowadziły rewelacyjną, zespołową akcję, bardzo efektowną, a co najważniejsze dla sympatyków katowiczanek – efektywną. Asystę zaliczyła Klaudia Słowińska, a z dużym spokojem akcję skutecznym strzałem zakończyła Julia Włodarczyk. Karolina Koch miała świetną intuicję, wprowadzając tę zawodniczkę przed dziesięcioma minutami na plac gry. Chciałbym wyróżnić niesamowitą wolę walki, ambicję i przygotowanie fizyczne Klaudii Słowińskiej, która w doliczonym czasie gry, będąc kilkanaście metrów za plecami Oliwii Rapackiej, wykonała niebywały sprint, doganiając swoją rywalkę i zatrzymując jej atak. Fenomenalne! Podopieczne Karoliny Koch do końca spotkania utrzymały korzystny rezultat i zameldowały się w półfinale Orlen Pucharu Polski.
Piłkarki GKS-u Katowice zmierzą się 24 kwietnia w półfinale Orlen Pucharu Polski z zawodniczkami UKS SMS Łódź.

 

transfery.info – Szykuje się ciekawy powrót do Lecha Poznań?! Cztery gole, sześć asyst
Lech Poznań po sezonie sprowadzi Antoniego Kozubala? Wypożyczony pomocnik błyszczy na zapleczu Ekstraklasy, co potwierdził również w minionej kolejce w starciu GKS-u Katowice z Zagłębiem Sosnowiec.
Kiedy po rundzie jesiennej doszło do zmiany na ławce trenerskiej i Johna van den Broma zastąpił Mariusz Rumak, pojawiły się informacje, że szkoleniowiec będzie chciał przyjrzeć się młodym piłkarzom, przebywającym na wypożyczeniu. Mowa tu między innymi o Antonim Kozubalu.
Ten 19-latek już w rundzie jesiennej pokazywał się na zapleczu Ekstraklasy z dobrej strony, dlatego brano go pod uwagę w kwestii ewentualnego powrotu na Bułgarską.
Ostatecznie pomysł porzucono i chyba dobrze, ponieważ na wiosnę defensywny pomocnik błyszczy.
Już wcześniej Kozubal popisywał się znakomitymi zagraniami i punktami do klasyfikacji kanadyjskiej. Również i w poniedziałek jego występ udokumentowano w protokole meczowym.
Wychowanek Lecha Poznań nie tylko zanotował asystę, ale strzelił też dla GKS-u Katowice bramkę. Dzięki temu jego zespół wygrał 4-0 i awansował na trzecie miejsce w tabeli pierwszej ligi.
Znakomita postawa młokosa pozwala twierdzić, że w lecie nowy trener „Kolejorza” na pewno zechce się mu przyjrzeć. Niemalże na pewno z posadą pożegna się Mariusz Rumak.
Od początku sezonu Kozubal rozegrał łącznie 25 spotkań, a w nich strzelił cztery gole i dorzucił do nich sześć asyst.
Umowa zawarta pomiędzy Lechem Poznań a GKS-em Katowice wygasa 30 czerwca 2024 roku.

 

slasknet.com – Wychowanek Śląska Wrocław błyszczy na zapleczu Ekstraklasy
Sebastian Bergier to idealny przykład piłkarza Śląska Wrocław, który, będąc za dobrym na rezerwy, nie przebił się do pierwszej drużyny. Doprowadziło to do tego, że wychowanek Śląska był częścią transakcji pomiędzy wrocławskim klubem a GKS-em Katowice, w której oba zespoły wymieniły się napastnikami. Do Wrocławia zawitał Patryk Szwedzik, a do Katowic przybył właśnie Bergier, dla którego ten ruch był strzałem w dziesiątkę.
Kariera Sebastiana Bergiera w Śląsku Wrocław nie potoczyła się, jak oczekiwano. W 24-latku pokładano duże nadzieje po jego osiągnięciach w piłce juniorskiej, których ostatecznie we Wrocławiu nie spełnił. W stolicy Dolnego Śląska wielkiej kariery nie zrobił, ale obecnie przeżywa renesans swojej formy w GKS-ie Katowice i niewykluczone, że to właśnie w barwach tego klubu za rok zmierzy się z WKS-em w rozgrywkach Ekstraklasy.
[…] Obecny zawodnik GKS-u Katowice nie od razu występował jako napastnik. Na tę pozycję przesunął go dopiero Dariusz Sztylka. Wcześniej występował jako środkowy obrońca, defensywny pomocnik, ofensywny pomocnik, skrzydłowy i dopiero jako ten najbardziej wysunięty. Można powiedzieć, że z upływem lat piął się coraz wyżej na placu gry. Również o tym opowiadał piłkarz Banasikowi.
Decyzja o przebranżowieniu go na napastnika okazała się świetnym pomysłem, ponieważ ten strzelał jak na zawołanie. W Śląsku dwukrotnie został królem strzelców grupy zachodniej Centralnej Ligi Juniorów. W sezonach 2016/17 i 2017/18 zdobył odpowiednio 18 i 21 bramek. Łącznie w rozgrywkach CLJ rozegrał 63 spotkania, w których strzelił 43 gole i zaliczył dwie asysty. Tak owocny bilans sprawił, że ówczesny trener Wojskowych Jan Urban dał szansę atakującemu w pierwszej drużynie pod koniec 2017 roku.
[…] Po nieudanych wypożyczeniach wrócił do Wrocławia, gdzie głównie występował w rezerwach, okazjonalnie pojawiając się w pierwszym zespole. To właśnie na trzecioligowych i drugoligowych boiskach prezentował się najlepiej. Łącznie w drugim zespole WKS-u zagrał w 86 spotkaniach, w których 46-krotnie wpisał się na listę strzelców, dokładając 10 asyst. Liczby robią wrażenie, ale tej regularności nie potrafił przenieść do „jedynki”. W rozmowie z Banasikiem mówił, że główną tego przyczyną była znikoma liczba szans, które otrzymywał od szkoleniowców pierwszej ekipy Wojskowych. I faktycznie, coś może w tym być, ponieważ 24-latek w trakcie swojej kariery w Śląsku we wszystkich rozgrywkach meldował się na boisku 35-krotnie, ale po przeliczeniu na minuty, wychodzi, że łącznie na murawie spędził niecałe dziewięć godzin. To zaledwie sześć niepełnych spotkań. W tym czasie strzelił jednego gola w pucharowym meczu przeciwko Ruchowi Wysokie Mazowieckie i zaliczył jedną asystę na Łazienkowskiej przeciwko Legii. Dysproporcja pomiędzy dorobkiem w pierwszym a drugim zespole jest ogromna.
Początek rundy wiosennej poprzedniego sezonu był przełomowy i kluczowy w karierze bohatera tekstu. Bergier w poprzedniej kampanii znów występował głównie w II lidze, otrzymując „ogony” w Ekstraklasie. W lutym 2023 roku władze Śląska postanowiły dokonać transakcji z GKS-em Katowice, w której wymienią się napastnikami. Do Wrocławia przyszedł Patryk Szwedzik, a do stolicy województwa śląskiego odszedł Sebastian Bergier.
[…] Dla wychowanka Śląska ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę. W samej rundzie wiosennej w barwach katowickiego klubu spędził na murawie więcej czasu niż w ekstraklasowej drużynie WKS-u. W trakcie 15 spotkań dołożył sporo liczb, ponieważ sześć razy wpisał się na listę strzelców i czterokrotnie obsłużył swoich partnerów ostatnim podaniem.
[…] Trwające rozgrywki 2023/24 są jeszcze bardziej owocne dla GieKSiarzy i samego Bergiera. Klub ze stolicy województwa śląskiego zajmuje trzecią lokatę w I lidze, a piłkarz urodzony we Wrocławiu ma na swoim koncie 24 mecze na 25 możliwych (pauzował tylko za żółte kartki) i 11 trafień oraz cztery asysty. Tym samym do lidera klasyfikacji strzelców, napastnika Wisły Płock Łukasza Sekulskiego, traci tylko cztery bramki. Snajper katowiczan może powalczyć o kolejną już w swojej karierze koronę króla strzelców.
[…] Trwające rozgrywki 2023/24 są jeszcze bardziej owocne dla GieKSiarzy i samego Bergiera. Klub ze stolicy województwa śląskiego zajmuje trzecią lokatę w I lidze, a piłkarz urodzony we Wrocławiu ma na swoim koncie 24 mecze na 25 możliwych (pauzował tylko za żółte kartki) i 11 trafień oraz cztery asysty. Tym samym do lidera klasyfikacji strzelców, napastnika Wisły Płock Łukasza Sekulskiego, traci tylko cztery bramki. Snajper katowiczan może powalczyć o kolejną już w swojej karierze koronę króla strzelców.
[…] W przypadku powrotu GieKSy do Ekstraklasy, Bergiera czekają bardzo sentymentalne pojedynki przeciwko macierzystemu klubowi. Wychowanek Śląska Wrocław spędził w tym klubie blisko 20 lat, co jest większością jego życia. Dalej utrzymuje kontakt ze swoimi byłymi kolegami z Wrocławia i nie zapomina o zespole, w którym się wychował.
[…] Wszystkie znaki na niebie wskazują, że w przypadku awansu GieKSiarzy do najwyżej klasy rozgrywkowej w Polsce Bergier będzie miał szansę udowodnić Śląskowi, że ten źle postąpił, dając mu tak znikomą liczbę szans zaistnienia w pierwszym zespole.
[…] Patrząc na aktualną formę byłego już piłkarza Śląska, widać, że odnalazł swoje miejsce na Ziemi i jest to GKS Katowice, z którym przeżywa najlepszy okres w swojej karierze. Pamiętajmy, że były gracz WKS-u to wciąż młody zawodnik i być może zrobi karierę na miarę swojego dużego potencjału, ale już nie we Wrocławiu, tylko w innym klubie.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Arcyważne punkty Katowiczan
GKS Katowice pokonał 3:2 Barkom Każany Lwów. Zwycięstwo i dwa punkty praktycznie oznaczają utrzymanie katowiczan w PlusLidze. Co prawda matematycznie jeszcze GKS nie jest bezpieczny, ale musiałaby się wydarzyć katastrofa, żeby siatkarze ze Śląska znaleźli się na ostatnim miejscu w tabeli.
Początkowo goście zdobywali punkty głównie po błędach w polu zagrywki GKS-u. Blok na Szczurowie i sprytne zagranie Lukasa Vasiny dało prowadzenie katowiczanom (10:7). Celne zagrywki Luciano Palonsky’ego sprawiły, że goście szybko odrobili straty. Z czasem goście zaczęli przejmować inicjatywę na siatce i po kontrataku Ilji Kowalowa odskoczyli na 21:18. Serię rywali przerwał dopiero atakiem po bloku Vasina. Końcówka toczyła się pod dyktando gości. Ostatnie punkty padły po zepsutych zagrywkach.
Początek drugiego seta ponownie był wyrównany. Skutecznymi atakami wymieniali się Palonsky i Vasina. Po kontrataku Jakuba Jarosza gospodarze odskoczyli na 9:6. W kolejnych akcjach katowiczanie utrzymywali skuteczność a gdy asa dołożył Waliński było już 15:12. Następną serię gospodarze zaliczyli przy zagrywkach Vasiny. Przy stanie 19:15 interweniował trener Barkomu. W kolejnych akcjach to goście punktowali, szybko o czas poprosił katowicki szkoleniowiec (19:17). Ze zmiennym szczęściem punktował Kowalow. Wciąż jednak sytuację na boisku kontrolowali katowiczanie. Zagrywka w siatkę Kowalowa zakończyła seta.
Z wysokiego c w trzecią odsłonę weszli goście, po kolejnym punktowym bloku Barkomu interweniował trener Słaby (3:6). Po przerwie za sprawą celnych zagrań Jarosza i Vasiny oraz asa Marcina Walińskiego gospodarze wyrównali (8:8). Z akcji na akcję coraz pewniej punktowali katowiczanie. Gospodarze wywierali presję zagrywką i po asie Jarosza odskoczyli na 14:10. Gra obu zespołów nie była pozbawiona błędów. W dalszej fazie seta skutecznie punktował Wasyl Tupczij. Po bloku na Jaroszu dystans stopniał do trzech oczek. Następnie Barkom zaliczył serię przy zagrywkach Tupczija (22:19, 22:22). Chociaż po ataku Jarosza GKS miał piłkę setową, nie wykorzystał jej. Po grze na przewagi lepsi okazali się przyjezdni.
Czwarty set początkowo grany był punkt za punkt. Ofensywa gości opierała się na Palonskym (6:7). W kolejnych akcjach coraz pewniej punktowali gospodarze, po kontrataku Jarosza interweniował trener Krastins (10:7). Barkom nie odpuszczał, ale to katowiczanie byli skuteczniejsi na siatce. Dobrze funkcjonował blok GKS-u. Po ataku z przechodzącej piłki Sebastiana Adamczyka kolejną przerwę wykorzystał szkoleniowiec Ukraińców (15:11). W dalszej fazie seta wysoką skuteczność utrzymywał Jarosz. Po asie Damiana Domagały było już 22:15. Kontratak Jarosza dał serię piłek setowych. Pierwszą z nich obronił Kowalow, ale szybko kropkę nad i postawił Vasina.
Po wyrównanym początku do głosu doszli goście. Gdy w aut zaatakował Waliński, czas wykorzystał trener Słaby (5:7). Po zmianie stron mylić zaczęli się goście. Niemoc Barkomu przerwał dopiero atakiem Tupczij (10:10). Końcówka grana była punkt za punkt. Dwa mocne ataki Walińskiego rozstrzygnęły seta.
MVP: Lukas Vasina
GKS Katowice – Barkom Każany Lwów 3:2 (20:25, 25:19, 26:25, 25:18, 15:13)

 

Komplet punktów i utrzymanie Cuprum

KGHM Cuprum Lubin bardzo dobrze zaprezentował się w poniedziałkowym spotkaniu 29. kolejki PlusLigi. Lubinianie mierzyli się z GKS-em Katowice. Chociaż dłuższymi fragmentami mecz był zacięty, to w każdym z trzech setów lepsi okazywali się podopieczni trenera Ruska. Trzy punkty zdobyte w tym pojedynku sprawiły, że drużyna z Lubina zapewniła sobie utrzymanie w PlusLidze.
Po dwóch wykorzystanych kontrach przez Jakuba Jarosza na trzypunktowe prowadzenie wyszli katowiczanie. Dodatkowo dobrze spisywał się Lukas Vasina i to po jego kontrze oraz asie serwisowym na tablicy wyników zrobiło się 8:4. Jednak przestrzelone zagranie Łukasza Usowicza oraz punktowa zagrywka Kamila Kwasowskiego sprawiły, że lubinianie zbliżyli się na punkt. Mieli szansę doprowadzenia do remisu, ale Jake Hanes przestrzelił w kontrataku. Wprawdzie ponownie katowiczanie odskoczyli na trzy ,,oczka”, ale dość niespodziewanie w jednym ustawieniu całą przewagę stracili. Po asie serwisowym Pawła Pietraszki było po 15 i rozpoczęło się naprzemienne zdobywanie punktów. Przerwał ją dopiero Wojciech Ferens. To jego trzy ataki sprawiły, że zrobiło się 22:18, a podopieczni Grzegorza Słabego utknęli w jednym ustawieniu. Sygnał do ataku dał Vasina, dzięki którego zagraniom pozostał siatkarzom GKS-u do odrobienia tylko punkt (21:22). Ostatecznie jednak powstrzymany został Jarosz i to ekipa Pawła Ruska mogła się cieszyć z wygrania premierowej odsłony spotkania.
Na początku drugiej partii Miedziowi szybko wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Zwiększyli je po błędzie rozegrania Davide Saitty oraz pomyłce Marcina Walińskiego. Katowiczanie oddawali sporo punktów rywalom za darmo, gdyż popełniali dużo błędów. Po kolejnym z nich różnica wynosiła już pięć ,,oczek”. Zawodnicy KGHM Cuprum prezentowali się znacznie lepiej i zasłużenie prowadzili. Po efektownej kontrze w wykonaniu Jake Hanesa oraz bloku Wojciecha Ferensa na tablicy wyników było 17:10 i losy tej partii należało uznać za rozstrzygnięte. Siatkarze GKS-u grali słabe zawody. Końcówka seta miała zaskakujący przebieg. Po zagraniu Kamila Kwasowskiego było 23:17, ale od tego momentu gospodarze utknęli. U przyjezdnych nastąpił zryw i zaczęli punktować, dlatego powoli się zbliżali. W jednym ustawieniu zdobyli sześć punktów i końcówka seta była emocjonująca, gdyż doprowadzili do wyrównania. Jednak w najważniejszym momencie asa serwisowego posłał Kajetan Kubicki i Miedziowi w całym spotkaniu prowadzili już 2:0.
Początek trzeciej partii obfitował w wiele błędów własnych popełnianych przez obie drużyny. Zwłaszcza po stronie lubinian wdarło się sporo rozprężenia. Wynik oscylował wokół remisu, a prowadzący zmieniał się. Po skończeniu kontry ze skrzydła przez Jake Hanesa było 6:5, a kiedy Lukas Vasina trafił było 11:10. Losy tej partii rozstrzygnęły się w środkowym fragmencie seta. Duża w tym zasługa Pawła Pietraszki, który posłał trzy asy serwisowe (16:12) i dopiero po uderzeniu Vasiny seria ta została przerwana. Jednak siatkarze GKS-u nie potrafili się zbliżyć i czteropunktowa przewaga cały czas utrzymywała się. W końcówce seta nic się nie zmieniło. Wprawdzie przyjezdni zmniejszyli straty do dwóch ,,oczek”, ale tylko na chwilę. Siatkarze KGHM Cuprum nie pozwolili im na nic więcej i zaczęli dominować powiększając prowadzenie. W efekcie czego mieli aż pięć meczboli. Wykorzystali już pierwszego i mogli się cieszyć ze zwycięstwa 3:0, a przede wszystkim z utrzymania w PlusLidze.
KGHM Cuprum Lubin – GKS Katowice 3:0 (25:22, 25:23, 25:19)

 

HOKEJ

hokej.net – Pierwsza bitwa dla Unii! Przesądził gol litewskiego snajpera
Od zwycięstwa zmagania w finale play-off rozpoczęli hokeiści Re-Plast Unii Oświęcim. Biało-niebiescy po twardym i zaciętym spotkaniu pokonali na wyjeździe GKS Katowice 3:2. Gola na wagę pierwszego zwycięstwa w serii strzelił Mark Kaleinikovas, który z siedmioma golami jest najskuteczniejszym graczem najważniejszej części sezonu. Warto dodać, że dla oświęcimian było to pierwsze zwycięstwo w finale play-off od dwudziestu lat.
Spotkanie było wyrównane i bardzo ciasne. Ba, to był klasyczny mecz walki, pełen emocji i obfitujący w twarde starcia. Słowem – klasyka play-offowego gatunku. Możemy jedynie żałować, że do rangi spotkania nie dopasowali się arbitrzy, którzy nie potrafili zapanować nad krewkimi zawodnikami.
Katowiczanie przystąpili do spotkania w najmocniejszym składzie. Do gry wrócił Santeri Koponen, który w pierwszym meczu ćwierćfinału play-off z Zagłębiem Sosnowiec doznał złamania żuchwy. Fiński defensor wystąpił dziś w formacji ze swoimi rodakami, a do jego kasku przymocowana została pleksa zakrywająca całą twarz. Z kolei w zespole z Oświęcimia zabrakło Dariusza Wanata, który zmaga się z przeziębieniem. Jego miejsce zajął więc Jan Sołtys.
Mecz jeszcze dobrze się nie rozpoczął, a oświęcimianie już prowadzili 1:0. Na listę strzelców jako pierwszy wpisał się Elliot Lorraine, który już w 49. sekundzie spotkania pokonał Johna Murraya precyzyjnym uderzeniem z lewego bulika. Była to sprawnie wykonana dobitka po uderzeniu Daniela Olssona Trkulji.
Ten gol wyraźnie uskrzydlił biało-niebieskich, którzy w pierwszej odsłonie zaprezentowali więcej hokejowej jakości i wykreowali sobie więcej dogodnych okazji. Te najlepsze zmarnowali Ville Heikkinen i Henry Karjalainen. Pierwszy z nich, w 13. minucie, urwał się katowickim defensorom, ale w sytuacji sam na sam posłał gumę nad poprzeczką. Z kolei chwilę później uderzenie Karjalainena zatrzymało się na słupku.
Swoje szanse mieli też katowiczanie. Najbliżej pokonania oświęcimskiego golkipera był Joona Monto, który po dograniu zza bramki Olliego Iisakki minimalnie przestrzelił.
Po zmianie stron spotkanie nabrało rumieńców. Katowiczanie zagrali odważniej w ofensywie i w 24. minucie doprowadzili do wyrównania. Był to efekt sprawnie rozegranej gry w przewadze, którą celnym strzałem zwieńczył Sam Marklund. Szwedzki napastnik wykorzystał dobre podanie Noaha Delmasa i złapał na przemieszczeniu Linusa Lundina, posyłając gumę w krótki róg. Gola w power playu w drugiej odsłonie zdobyli też goście, a prowadzenie przywrócił im Daniel Olsson Trkulja. Najlepszy strzelec sezonu zasadniczego pokazał, że potrafi dobrze ustawić się przed bramką i najszybciej dopadł do krążka, który po uderzeniu Marka Kaleinikovasa odbił się od słupka. Umieszczenie gumy w siatce było formalnością.
Podopieczni Jacka Płachty mieli kilka dogodnych okazji, by wyrównać. Nie udało im się wykorzystać dwóch okresów gry w przewadze, w tym 31 sekundowej gry w piątkę przeciwko trójce oświęcimian. Gumy w bramce nie zdołali umieścić ani Santeri Koponen, ani Noah Delmas. Tuż przed przerwą odrobiny szczęścia i precyzji zabrakło też Grzegorzowi Pasiutowi.
Kapitan GieKSy na początku trzeciej odsłony poprawił celownik i doprowadził do wyrównania, wykorzystując błąd Linusa Lundina. Mecz rozpoczął się na nowo.
Jednak wtorkowego wieczoru zespół z zachodniej Małopolski potrafił wykorzystywać błędy rywali i żądlić. W 47. minucie biało-niebiescy przechwycili krążek i wyprowadzili szybką kontrę. Krystian Dziubiński uruchomił Kamila Sadłochę, który pomknął prawym skrzydłem, a następnie zagrał do pozostawionego bez opieki Marka Kalainikovasa. 25-letni Litwin w sytuacji sam na sam zachował się jak profesor i bez większych problemów wymanewrował Johna Murraya. Był to jego siódmy gol w tegorocznej odsłonie fazy play-off.
Katowiczanie ruszyli w pogoń za wynikiem, ale nie zdołali znaleźć sposobu na ofiarnie grających gości. Powodzenia nie przyniósł im też manewr z wycofaniem bramkarza.

 

Koniec sezonu dla Sokaya
Pierwszego meczu finału play-off nie będzie miło wspominał Ben Sokay. Kanadyjczyk polskiego pochodzenia doznał poważnej kontuzji, która wyeliminowała go z gry w tym sezonie.
27-letni środkowy w fazie play-off prezentował się z bardzo dobrej strony. Potrafił wykorzystać swoją technikę użytkową, sprawnie rozegrać krążek oraz oddać celny strzał. W 12 meczach zdobył 5 bramek i zanotował 4 asysty. W klasyfikacji plus/minus wypadł na +4, a na ławce kar spędził 2 minuty.
W pierwszym meczu finału z Unią zaliczył asystę przy golu Sama Marklunda na 1:1. Podczas gry w przewadze Kanadyjczyk zagrał do Noaha Delmasa, a ten wystawił gumę szwedzkiemu napastnikowi, który dopełnił formalności i uderzył w krótki róg, łapiąc na przemieszczeniu Linusa Lundina. Zegar wskazywał wówczas25. minutę gry.
Chwilę później Ben Sokay nabawił się poważnej kontuzji. Nie zdążył w odpowiednim momencie wyhamować i uderzył łyżwami w bandę. Po tym zdarzeniu od razu został przewieziony do szpitala, w którym usłyszał diagnozę – złamana kostka.
Jedno jest pewne, w tym sezonie już nie zagra.

 

Szybko, twardo i efektownie! Mistrzowie odpowiadają Unii
GKS Katowice wyrównał stan finałowej rywalizacji pokonując Re-Plast Unię Oświęcim 3:0. Zawodnicy obu ekip zaprezentowali kibicom świetne widowisko, nie szczędząc sobie kolejny raz fizycznych pojedynków. Jednym z głównych architektów zwycięstwa GieKSy był John Murray, który zachowując czyste konto imponował swoją dyspozycją pomiędzy słupkami.
Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą. Szkoleniowcy obu ekip zestawiając swoje formacje zmuszeni byli zmierzyć się ze skutkami intensywności wczorajszej rywalizacji. Trener Płachta nie mógł rzecz jasna skorzystać z usług Bena Sokaya, którego złamana kostka wykluczyła z gry do końca sezonu. Zabrakło również Igora Smala, który odczuwa następstwa twardej interwencji rywala z drugiej tercji. Oświęcimianie z kolei musieli radzić sobie bez Daniela Olssona-Trkulji, który został wyeliminowany przez uraz kolana. Jak wczoraj goście, tak dzisiaj gospodarze popisali się świetną efektywnością w ofensywie. W 2. minucie prawym skrzydłem ruszył Mateusz Michalski. Jego uderzenie parkanami zdołał zbić Linus Lundin, jednak krążek trafił wprost na kij Hampusa Olssona, który umieszczając krążek w bramce, doprowadził do wybuchu radości w „Satelicie”. To właśnie ataki wyprowadzane prawym skrzydłem były największym zagrożeniem ze strony GieKSy, co w 4. minucie potwierdził Miro Lehtimäki. W 6. minucie nadeszła odpowiedź biało-niebieskich. Strzał Marka Kaleinikovasa przeciął Kamil Sadłocha, a krążek pomiędzy parkanami Johna Murraya wpadł do bramki. Arbitrzy zasygnalizowali jednak analizę video, po której podjęli decyzję o nieuznaniu bramki dla gości. Na moment przed zdobyciem bramki, Kamil Sadłocha próbując przeciąć zagranie z lewego skrzydła Krystiania Dziubińskiego wprost przed interweniującym Murrayem dopuścił się gry wysokim kijem.
W walce o najwyższe cele, nie może zabraknąć twardych pojedynków, a tych kolejny raz nie oszczędzali sobie zawodnicy obu ekip. Pierwsi sposobność do gry w przewadze mieli zawodnicy GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty w liczebnej przewadze w pełni korzystali ze swojego ofensywnego potencjału błyskawicznie operując krążkiem. Akcję strzałem wykończył Sam Marklund. Odpowiedź na pytanie, gdzie po strzale Szweda zatrzymał się krążek przyniosła dopiero analiza video, po której sędziowie podjęli decyzję, że ten nie przekroczył linii bramkowej.
Pod znakiem twardej walki rozpoczęły się wydarzenia drugiej odsłony gry. W 26. minucie w boksie kar zameldował się Henry Karjalainen, a ledwie po 36 sekundach dołączył do niego Roman Diukow, który dopuścił się bezpardonowego ataku kijem trzymanym oburącz na Shigekim Hitosato. Mający przed sobą perspektywę gry aż 84 sekund pięciu na trzech katowiczanie przeszli do spokojnego rozgrywania akcji. Ciężar nadania akcji tempa na swoje barki wziął Grzegorz Pasiut, który po przytrzymaniu krążka dostrzegł Bartosza Fraszkę, a ten świetnym podaniem wzdłuż bramki obsłużył Hitosato, który pozostawiony bez opieki, nie miał najmniejszych problemów aby zaadresować krążek do bramki. W okresie gry pięciu na czterech bliski podwyższenia wyniku był Santeri Koponen, jednak na drodze do szczęścia fińskiemu defensorowi stanął słupek.
W kolejnych minutach najwięcej emocji kibicom dostarczały spięcia pomiędzy zawodnikami, oraz podejmowane w ich następstwie decyzje przez arbitrów. W 35. minucie Ville Heikkinen za przewinienie popełnione na Murrayu został wysłany na ławkę kar. Fiński napastnik reklamował jeszcze fakt, że do samego końca jego łyżwa była przytrzymywana przez kij Noaha Delmasa, jednak arbitrzy nie mieli żadnych obiekcji, co do podjętej decyzji. Tym razem gospodarzom nie było dane zbyt długo nacieszyć się grą w przewadze, gdyż 19 sekund później za grę wysokim kijem został wykluczony Olli Iisakka. W 36. minucie w świetnej sytuacji znalazł się Mark Kaleinikovas, jednak przegrał pojedynek „sam na sam” z Johnem Murrayem.
W trzeciej tercji oświęcimianie kolejny raz musieli radzić sobie z grą w osłabieniu, tym razem zdołali jednak wyjść obronną ręką po wykluczeniach nałożonych na Joonasa Uimonena oraz Łukasza Krzemienia. Zwycięstwo GieKSy przypieczętował świetnie pracujący dzisiaj ze sobą duet Michalski-Olsson. Reprezenant Polski po dwójkowym rozegraniu krążka, posłał doskonałe uderzenie z lewego bulika nie dając Lundinowi najmniejszych szans na interwencję.

 

dziennikzachodni.pl – Wielka radość fanów katowiczan. Mistrz Polski odrobił straty
W rozegranym 3 kwietnia drugim meczu finałowym Tauron Hokej Ligi GKS Katowice pokonał Re-Plast Unię Oświęcim 3:0. Fantastyczny doping katowickich fanów pomógł mistrzowi Polski w odrobieniu strat i wyrównaniu stanu rywalizacji o złoto.
Hokeiści GKS Katowice wygrali drugi mecz finałowy i odrobili straty w play off wyrównując stan rywalizacji. Katowiczanie przerwali serię Unii, która wygrała cztery ostatnie bezpośrednie starcia. Po spotkaniach w Satelicie jest remis 1:1, a w weekend rywalizacja o złoto przeniesie się do Oświęcimia.
Do środowej potyczki obydwa zespoły przystąpiły osłabione, bo w pierwszym spotkaniu w szeregach katowiczan kontuzji doznał Kanadyjczyk Ben Sokay, a w ekipie oświęcimian Szwed Daniel Olsson Trkulja.
Tym razem to podopieczni trenera Jacka Płachty lepiej zaczęli spotkanie i szybko objęli prowadzenie. W 100 sekundzie gry na listę strzelców pisał się Szwed Hampus Olsson dobijając odbity przez bramkarza Unii krążek po strzale Mateusza Michalskiego.
Waga meczu sprawiła, że ciężko było hokeistom utrzymać nerwy na wodzy i na tafli raz po raz dochodziło do ostrych starć. Sędziowie kilka razy siłą musieli rozdzielać zawodników obu drużyn i karać ich obustronnymi wykluczeniami.
Oświęcimianie jeszcze w I tercji pokonali Johna Murraya, gdy po strzale Marka Kaleinikovasa krążek odbił się od Kamila Sadłochy i wtoczył do bramki, ale sędziowie po analizie wideo uznali, że wcześniej napastnik gości zagrał przed bramką GKS wysokim kijem,
Po raz drugi arbitrzy oglądali powtórki akcji po strzale Sama Marklunda w przewadze. Szwed uniósł ręce do góry, ale okazało się, że „guma” trafiła w poprzeczkę, a później wyszła w pole nie przekraczając linii bramkowej.
W II tercji katowiczanie grali w podwójnej przewadze i tym razem, w przeciwieństwie do pierwszego spotkania, ją wykorzystali. Bartosz Fraszko zagrał idealnie wzdłuż bramki do Shigekiego Hitosato, a Japończyk z najbliższej odległości wepchnął krążek do siatki.
Zasłużone zwycięstwo gospodarzy w ostatniej tercji przypieczętował Michalski swoim pierwszym golem w plat off podkreślając swoją dobrą grę tym spotkaniu.
Mecz w Katowicach oglądał komplet widzów, a atmosfera na trybunach Satelity była fantastyczna. Ubrani na żółto kibice GieKSy przez całe spotkanie głośno dopingowali swój zespół.
Teraz rywalizacja o złoto przenosi się do Oświęcimia, gdzie odbędą się dwa kolejne finałowe pojedynki. W sobotę 6 kwietnia mecz rozpocznie się o godz. 17.30, a w niedzielę 7 kwietnia o godz. 20.30. Obie drużyny na pewno wrócą jeszcze do Katowic 10 kwietnia.

 

gazetakrakowska.pl – Goście w odwrocie, gra zaczyna się od nowa
GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim 3:0 w drugim finałowym meczu Tauron Hokej Ligi. Finałowa rywalizacja o mistrzostwo Polski zaczyna się od nowa, katowiczanie odrobili straty i w serii do 4 zwycięstw jest 1:1.
Olsson Trkulja nie mógł zagrać z uwagi na kontuzję nogi. W formacji ataku zastąpił go Krzemień. Z kolei w zespole Katowic nie mógł wystąpić Sokay, wykluczony przez kontuzję już do końca sezonu.
Już po 100 sekundach gospodarze zdobyli gola – Lundin odbił krążek po strzale Michalskiego, ale nadjeżdżający Olsson nie miał żadnych kłopotów, by umieścić go w siatce. To napędziło gospodarzy, którzy bardzo szybko chcieli zdobyć drugą bramkę. Ale krążek trafił do katowickiej bramki – Kaleinikovas strzelił między parkanami bramkarza, ale wcześniej Sadłocha zbił krążek zbyt wysoko uniesionym kijem i sędziowie po analizie wideo gola nie uznali. GKS grał potem w przewadze, było blisko gola, Marklund uderzył w poprzeczkę, krążek odbił się od linii bramkowej. Sędziowie sprawdzali tę sytuację i bramki nie uznali. Gospodarze dominowali, wychodzili z groźnymi kontratakami, ale goście się obronili.
II tercja też zaczęła się od ataków katowiczan – mocno uderzał Koponen i Lundin miał kłopoty, by odbić krążek. Oświęcimianie musieli zagrać w podwójnym osłabieniu i Lundin musiał wtedy skapitulować. Fraszko wypatrzył Hitosato i ten z bliska pokonał szwedzkiego bramkarza. Unia przeżywała trudne chwile, bo grała 4 na 5, ale więcej strat nie poniosła.
Niebawem Dziubiński chciał zdobyć kontaktowego gola, ale Murray był na posterunku. W rewanżu Pasiut fatalnie przestrzelił. Sporo było przerw w grze, mnożyły się wykluczenia. Szczególnie zawodnicy Unii tracili nerwy, bo ten mecz wymykał im się z rąk. Gdy grano 4 na 4 przed szansą stanął Kaleinikovas, ale tylko obił parkan Murraya.
W ostatniej tercji GKS kontrolował już grę. Miał kilka okresów gry w przewadze, ale ich nie wykorzystał. Potem jednak postawił kropkę nad „i”.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga