Kibice Piłka nożna
Raków Częstochowa kibicowsko
Raków Częstochowa to stara, ale bardzo charakterna ekipa, która ruch kibicowski zapoczątkowała na dobre w połowie lat 80. – wtedy, kiedy już w całej Polsce każde większe miasto zaczęło tworzyć swoje pierwsze kluby kibica.
W ostatnich latach sukcesy klubu sprawiły, że Medaliki stały się popularnym klubem piłkarskim przez nagłe sportowe osiągnięcia, ale dorobili się również fali nowych antykibiców wychowanych w erze internetu, którzy brakiem wiedzy i krótkim stażem na swoich trybunach, próbują umniejszyć RKS-owi dorobku kibicowskiego, tworząc z nich fanów sukcesu, co jest oczywiście błędem.
Pierwsze i dawne zgody Rakowa to: Arka Gdynia, GKS Bełchatów, GKS Tychy, ŁKS Łódź, Odra Wodzisław, Stal Mielec, Stal Stalowa Wola, Zawisza Bydgoszcz czy Zagłębie Lubin. Mieli także chwilowy układ chuligański z Góralem Żywiec, który nie przetrwał próby czasu.
Sam wachlarz powyższych ekip pokazuje, że Racovia nie była byle kim, budując od połowy lat 80. pozycję w mieście, w którym nie mieli łatwo. W samej Częstochowie zwłaszcza w latach 90. kibicowanie jednej drużynie było niezwykle trudne. AZS Częstochowa był solidnym kibicowsko siatkarskim składem, a z kolei Włókniarz Częstochowa, ściągający na mecze żużla po kilkanaście tysięcy widzów, dorobił się także potężnej ekipy, która w latach 90. wyjaśniłby niejedną ekipę piłkarską. Przez chwilę był też układ wszystkich stron, ale obecnie miastem spod Jasnej Góry rządzi Raków.
Sporo w Częstochowie namieszał prężnie działający fan club Widzewa Łódź, który miał niesamowity piłkarski okres, ściągając do Łodzi kibiców w całej Polsce. RKS w północnej części miasta miał także z tym problem, a zgoda z ŁKS-em w latach 90. była wtedy także wspólnym mianownikiem niechęci do RTS-u. Problem powstał później, gdy część ludzi z Częstochowy postanowiła odbić z Limanowskiego i także zostać FC ŁKS-u, co było przyczyną końca zgody wiosną 1995 roku.
W sierpniu 1998 roku doszło do apogeum kosy między Rakowem a Widzewem. RTS grał u nas na Bukowej mecz ligowy, który wygrał 2:0. Na GieKSę dotarło 120 Widzewiaków natomiast 15-osobowa załoga, przez brak pieniędzy, została zawrócona przez policję i wysłana pociągiem, który miał przesiadkę w Częstochowie. Tam godzinne oczekiwanie na pociąg do Łodzi zrodził konflikt kręcących się na dworcu żuli, którzy od słowa do słowa zaczęli się z kibicami Widzewa gonić i wymieniać pięściami. Jeden z nich – ŚP. Łukasz (Widzewiak z Bełchatowa) został dźgnięty nożem w plecy, później w nerkę, a kończący cios został zadany Mu prosto w serce…
Na dworcu zebrali się fani Widzewa z Częstochowy, AZS-u i CKM-u (Włókniarz), którzy składali wieńce oraz znicze. Niestety wszystko później zostało rozkopane, a na murze niedaleko tragedii powstał napis „Raków 1:0 Widzew”. Wiele powstało mitów na temat tego incydentu, mogła być to prowokacja, mógł być to jakiś kibic Rakowa bez kręgosłupa moralnego, ale wtedy było jedno pewne – zabójstwo zostało przypisane fanom Rakowa, którzy jadąc na swój wyjazd do Opoczna, zostali trafieni przez Widzew. Jakiś czas temu w miesięczniku „To My kibice!”, ukazał się wywiad z chuliganami Rakowa i wyparli się tego zabójstwa – nikt z ich ogarniętego otoczenia nie był osobą zamieszaną w zabójstwo Łukasza.
Raków podobnie jak my ma dwie zgody – zagraniczną i z naszego podwórka. Z węgierskim Videoton Székesfehérvár trzymają się od 2012 roku i podczas gry RKS-u w niskich ligach mieli okazję pojeździć po Europie ze swoimi braćmi, jak i oglądać inne europejskie ekipy na stadionie swojej zgody. Druga zgoda, to Chemik Kędierzyn-Koźle, z którym początkowo związali się układem chuligańskim zapoczątkowanym w 2013 roku. W lutym 2016 roku obie ekipy podjęły decyzję, że układ przekują w zgodę i ta zgrabna sztama trwa już 8. rok na kibicowskiej mapie Polski. Także w 2016 roku zapoczątkowali kontakty z Lechią Gdańsk i później ze Stomilem Olsztyn, ale ciężko dobrać właściwe słowo, czy łączy ich układ chuligański czy są to prywatne kontakty. Coraz więcej powstających w Polsce relacji ciężko opisać jednoznacznie.
Nasza kibicowska rywalizacja zaczęłą się w sezonie 1994/1995, w którym Medaliki zrobiły historyczny awans do Ekstraklasy. Nasza pierwsza wizyta na Limanowskiego to sierpień 1994 roku. Na wyjazd pod Jasną Górę wybrało się 500 fanatyków GieKSy.
W marcu 1995 roku fani Rakowa pierwszy raz mieli okazję pokazać się na Bukowej. Zawitali w 220 gardeł, a wspierali ich tego dnia zgodowicze z GKS-u Tychy oraz Stali Stalowa Wola.
W sierpniu 1995 roku RKS ponownie pojawił się na GieKSie. Tym razem przyjechali składem w 250 głów i ponownie oglądali porażkę 0:1 swojej drużyny. Nas tego dnia wspierała Avia Świdnik w 14 osób.
Styczeń 1996 roku to druga edycja turnieju halowego w katowickim Spodku i skład Rakowa po raz pierwszy zawitał w 35 osób. GieKSiarze oczywiście stanowili najliczniejszy skład jako gospodarz, a wspierała nas tego dnia Avia Świdnik w 9 osób. Raków niespodziewanie triumfował w finale pokonując Ruch Chorzów 6:5.
Wiosną 1996 roku (kwiecień) pojechaliśmy ponownie do Częstochowy w 450 głów. GieKSa na piaskowym boisku przegrała 0:3.
W lipcu 1996 roku zaczęliśmy nowy sezon i Racovia pierwszy wyjazd miała do Katowic. Pojawili się na tamte czasy znakomitą liczbą, bo w 312, w tym 7 Zawisza Bydgoszcz, z którymi wciąż trwała zgoda. GieKSa wygrała 2:1.
We wrześniu w ramach rozgrywek Pucharu Polski GieKSiarze wylosowali Raków II Częstochowa, ale oczywistym było, że zagramy na stadionie Rakowa, na który wybrało się 250 głów. W Sosnowcu po przebojach z policją za brak biletów, skład został zawrócony i na Limanowskiego ostatecznie dotarło 70 GieKSiarzy. Piłkarze pewnie pokonali rezerwy częstochowian 4:0.
Listopad 1996 roku to kolejna wizyta GKS-u w Częstochowie tym razem w 350 osób. Równolegle w Opawie pierwszy raz była obecna delegacja GieKSy na derbach SFC – Banik Ostrava. Była to rewizyta za przyjazd Banika na derby z Górnikiem Zabrze (na mecz, w którym powstała nasza międzynarodowa zgoda. Na boisku padł wynik 1:1.
Styczeń 1997 to już wtedy wydawałoby się tradycja, czyli EB Sport Cup w Spodku. Raków zawitał 120 osób i zasiadł z Odrą Wodzisław, która przyjechała składem w 100 osób. Tego dnia postanowili przybić zgodę. Najliczniejszy skład wystawiła GieKSa i Ruch – po 2000 szali.
W sierpniu 1997 roku Medaliki miały ponowną wizytę na Bukowej. Przyjechali w 190 osób, w tym 10 Odra Wodzisław i 2 Zawisza Bydgoszcz. GKS pewnie wygrał 3:0.
Styczeń 1998 to jak media nazwały „Spodek Terror Cup”, gdzie dochodzi do dantejskich scen i tylko Bóg wie, jak tego dnia nie było żadnej ofiary śmiertelnej. GieKSa w tym dniu sama musiała stoczyć dwie potężne bitwy z Ruchem i Górnikiem Zabrzem z którym wtedy relacje nie były zdrowe. Raków zawitał z Odrą licząc wspólnie 150 osób, ale z tego składu 120 głów stanowił sam RKS. Mając nieopodal siebie GKS Tychyi ŁKS Łódź, od nich zaczęli rzucanie krzesełkami, a na samej hali trwał już potężny popłoch.
W marcu 1998 roku miał miejsce wyjazd do Częstochowy, który miał wyjątkowy moment dla naszej sceny kibicowskiej. Był to pierwszy mecz, na którym obowiązywała ustawa o braku sił policyjnych na stadionie. Chuligani GieKSy, którzy pojechali w 400 osób, postanowili to oczywiście „sprawdzić” i ruszyli murawą w stronę gospodarzy, gdzie doszło do bitki i ganianek z ochroną wzdłuż murawy. GKS wygrał 1:0. Na zakończenie ligi Raków pożegnał się z Ekstraklasą, ale GieKSa nie była gorsza i rok później dołączyła do obecnej 1. ligi, która wtedy była „polskim premiership” bo liczyła aż 24 kluby.
W sezonie 1999/2000 pierwsze spotkanie z RKS-em było na Bukowej. Mecz rozegrany był we wrześniu, a Raków pojawił się jedynie w 109 osób, co było ich najsłabszym wyjazdem do Katowic. GieKSa po ekscytującym pojedynku wygrała 4:3.
Rewanż to koniec kwietnia. GieKSa obecna w 450 głów. Piłkarze wygrali ważny mecz 1:0, który zbliżył nas do Ekstraklasy, a Medalików przybliżył do spadku… (co nastąpiło).
Nasza ligowa rozterka trwała 6 lat, aż spotkaliśmy się wspólnie w 2. lidze. Mecz miał dziwne zbiegi okoliczności, aby fani z Częstochowy do Katowic nie zajechali. Najpierw przełożono spotkanie z weekendu na wtorek, później nadzór budowy stwierdził że Trybuna Północna już nie nadaje się do przyjmowania kibiców gości (pod naciskiem policji), aż sama psiarnia stwierdziła, że goście nie wejdą, bo nie mają gdzie ich ulokować. Hasło „Piłka nożna dla kibiców” zwyciężyło i Raków w 173 osoby na zakazie wszedł na sektor 6, będąc wspieranym przez ówczesny układ z Górala Żywiec i delegację Stalówki. Policja, która została nabita w butelkę, nie chciała dać za wygraną i po meczu była próba zatrzymania wszystkich gości w celi wylegitymowania i szukania byle pretekstu do zatrzymań na dołek, ale ponownie GieKSiarze pomogli wyjaśnić sytuację i otwarli bramki na murawę, dzięki czemu goście mogli się ulotnić bez przypału. Na boisku 0:0.
Wiosną 2007 roku było ogromne ciśnie po obu stronach, aby pokazać się jak najlepiej. Raków na tamten czas wystawił najliczniejszy młyn w swojej historii, z kolei GieKSa w ramach szacunku za pomoc w wejściu na zakazie, dostała gwarancję od Rakowa, że dostaniemy tyle biletów ile będziemy potrzebować. Tym sposobem w klatce zasiadło 540 Szaleńców z Bukowej, co zapisało się jako nasz historyczny rekord na Limanowskiego. Na murawie padł bezbramkowy remis.
Minęło 10 lat. GieKSa zaczęła kopać się przez dekadę po czołach na zapleczu Ekstraklasy, a Raków po wieloletniej tułaczce w niższych szczeblach awansował do 1. ligi. Nas na wyjazd jesienią wybrało się 300 osób, z czego 240 znalazało się w sektorze gości (otrzymaliśmy 200 wejściówek). Po awansie Rakowa wiele się zmieniło na stadionie i co gorsze było więcej ograniczeń niż udoskonaleń. Piłkarze wygrali 3:1.
Wiosna 2018 roku to mecz na Bukowej. Raków ponownie na zakazie i w tym samym miejscu (sektor 6) – zawitał w 157 osób. Na Blaszoku zadebiutowała odrestaurowana legendarna flaga „Banditen”. GKS wygrał 2:1.
Jesienią 2018 roku zaliczyliśmy swoją ostatnią wizytę w Częstochowie. Na Limanowskiego zawitało 319 GieKSiarzy, w tym 7 Banik Ostrava i 3 Górnik Zabrze. Mimo otrzymania 200 biletów Racovia ponownie przyszła z pomocną dłonią i prokibicowskim podejściem. Piłkarze przegrali 0:2.
Wiosna 2019 to nasz ostatni wspólny pojedynek, który ma kilka historii. Pierwsza to pierwsze pojawienie się RKS-u na Trybunie Północnej. Tego dnia zawitali oni w 397 osób, w tym 10 Lechia, co sprawiło, że odnotowali swój najliczniejszy w historii wyjazd na Bukową. Ten sezon zakończył się tym, że my spadliśmy do 2. ligi, natomiast Raków wszedł do Ekstraklasy. Nasi piłkarze dla formalności dostali w łeb 0:3.
Do zobaczenia w sobotę na Bukowej. Raków w komplecie zobaczy Blaszok w najlepszym wydaniu!
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.





















Dąbrówka Mała Norma
4 sierpnia 2024 at 02:08
Zawsze wobec nich używało się określenia medolikorze.