Dołącz do nas

Kibice Piłka nożna

Ranking kibiców gości na Bukowej od 2000 roku – miejsca 20-11

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Dołączając do akcji #zostanwdomu i przeglądając stare zdjęcia dla zabicia czasu, zacząłem ponownie odświeżać fotki kibiców gości, którzy dawniej gościli w Katowicach na naszej legendarnej Trybunie Północnej (i nie tylko). Przez ostatnie 20 lat, sporo topowych ekip na Bukową zawitało, przez co widowisko do dziś wspominamy jako klasyk. Były również i ekipy, które liczbą nie „wbiły” się w ranking, ale ich wizyta jest do dziś pamiętna, jak np. Widzew Łódź, który wytargał kawałek naszej flagi „GKS Katowice” z buldogiem.

Postanowiłem stworzyć ranking, który obejmuje czas od wiosny 2000 roku i został uszeregowany według liczby kibiców gości. Oczywiście proszę potraktować to jako zabawę i z przymrużeniem oka, ze względu na oczywisty fakt, że Trybuna Północna została w 2011 roku zburzona, przez co później dużo topowych ekip nie miało możliwość pokazania się w konkretnej liczbie. W ostatnich latach daje się też we znaki policja i wojewoda. Warto pamiętać także, że przez rok nie było trybuny dla gości. Od 2008 roku, również pomimo istnienia legendarnego sektora gości, bilety na nasz stadion dla „odwiedzających” zostały ograniczone do 1000 osób, a stało się tak po awanturze z GKS-em Jastrzębie, gdy spotkanie zostało przerwane. W kilku przypadkach liczbę do rankingu danej ekipy zrobiły zgody, ale oczywiste jest, że sztamę się ma po to, aby ją wspierać. Liczby podaję na podstawie tego, jak oceniły się poszczególne ekipy gości. Sami ocenicie w komentarzach, kto przyjechał konkretnie, a kto ewentualnie „przekręcił licznik”. Nie zajmując już Waszego czasu, zapraszam do wspominania.

Wyróżnienie: Lech Poznań, wiosna 2003

Nim zacznę od dwudziestej pozycji, muszę wyróżnić fanów Lecha, którzy z przyczyn zwykłego liczbowego plebiscytu w formie zabawy nie są w TOP 20.

Kolejorz na tamte czasy, przyjeżdżając w 620 osób, pokazał wszystkim, jak zaczyna odjeżdżać polskiej scenie kibicowskiej pod każdym względem. Ich liczby wyjazdowe, oprawy i młyn u siebie robił takie wrażenie, że każda ekipa, która miała z nimi możliwość rozegrania spotkania na trybunach, ogromnie się mobilizowała i z nami nie było inaczej. Na samym meczu ich ogólna prezentacja, była jednym z najlepszych, jakie osobiście widziałem. Podział na barwy w formie pelerynek i kapitalne racowisko w tym konkretny doping, było czymś, czego „na raz” jeszcze nie widziałem. Warto wspomnieć, że Pyry na tym meczu, jechali Piotrowi Dziurowiczowi przez zablokowanie transferu naszego piłkarza do ich klubu oraz „pozdrawiali” naszego nowego pseudo sponsora Dospel, za co zdobyli nasz szacunek. Dla fanów Lecha jest to rekord w Katowicach, którego długo nie będą mieli okazji pobić. Jeszcze rok później, zagraliśmy z Lechem w naszym ostatnim sezonie Ekstraklasy, jednak wtedy KKS przyjechał w 180 osób i zasiadł na trybunie głównej.

..

20. Wisła Płock, jesień 2007

Na wstępie trzeba jasno zaznaczyć. Pomimo rekordu Nafciarzy, którzy przyjechali do nas w 200 osób, nie mieliby najmniejszej szansy być w rankingu. Jednak swoją robotę zrobiła ich ówczesna zgoda Torcida, która wsparła ZKS w 450 osób, przez co łącznie dopingowali swoich kopaczy w 650 głów. Ogólna liczba była sporym pozytywnym zaskoczeniem. Wcześniej fani z Płocka pojawiali się w Katowicach w bardzo skromnych liczbach lub wcale. Jak życie pokazało, zgoda Wisły z Górnikiem niedługo później przeszła do historii.

...

18. Cracovia, jesień 2004

Pasy, podobnie jak Nafciarze, wykręcili rekord w Katowicach. Pierwszy raz od 1983 roku była okazja rozegrania meczu ligowego GKS – Cracovia. Craxa na najbliższym wyjeździe w ekstraklasie zawitała w 700 osób w tym 100 fanów tyskiego GKS-u. Dla naszych ultrasów był to bardzo prestiżowy mecz, czego efektem była foliowa oprawa „Pierońskie Hanysy”.

.

18. Legia Warszawa, wiosna 2004

Na zakończenie sezonu 2003/2004 Legia, pogodzona z mistrzem Polski dla Wisły Kraków, udała się na ostatni wyjazd do Katowic. Nie przeszkodziło to Legii pokazać się w 700 osób, z czego 200 stanowiło Zagłębie Sosnowiec.

..

17. GKS Jastrzębie, wiosna 2008

W tamtym okresie ciśnienie z dwóch stron było ogromne. Nawarstwiło się one również faktem, że była okazja zagrać w 2006 roku jeszcze w 2. lidze. Kibice z Jastrzębia chcieli się pokazać w bardzo dobrej liczbie, ale konflikt naszych działaczy z Jastrzębiem wyszedł najgorzej jak mógł – kibice gości nie mogli się pojawić. Następna okazja nastąpiła właśnie w 2008 roku. Goście po ogromnej mobilizacji zorganizowali pociąg specjalny i przyjechali w 750 osób w tym ich dawne zgody Chemik Kędzierzyn-Koźle oraz Hutnik Kraków.

.,

14. Górnik Zabrze, jesień 2008

Mecz w ramach Pucharu Polski. Już wtedy relacje z Torcidą były bardzo dobre, czego efektem było przybicie zgody rok później. Górnik na wtorkowym wyjeździe obecny w 800 osób.

.,

14. Górnik Zabrze, jesień 2002

Były to derby przyćmione fatalną wieścią o przejęciu naszego klubu przez Dospel, a co najgorsze zmianą nazwy klubu. Kibice Górnika pojawili się w 800 osób, ale pomimo złych relacji w tamtym okresie, uszanowali nasz problem, z którym mógłby zmagać się każdy klub w Polsce i nie było „okolicznościowych” pocisków. Górnik pod względem ultras zaprezentował się bardzo solidnie. Jako pierwsza ekipa w Polsce, utworzyli na wyjeździe dwustronną kartoniadę w postaci napisu „KSG” i krzyża w barwach.

,.

14. Legia Warszawa, wiosna 2002

Mecz, który każdy GieKSiarz weźmie ze sobą do grobu. Fantastyczne widowisko na boisko zapewnili piłkarze, przez co lubimy wspominać to spotkanie. Legioniści pojawili się łącznie w 800 osób i tradycyjnie, mogli liczyć na konkretne wsparcie Zagłębia.

..

13. Wisła Kraków, wiosna 2003

Kolejny piłkarski pojedynek, wspominany jako jeden z najlepszych w ostatnich dwudziestu latach. Wtedy po pokonaniu Wisły, marzenia o mistrzostwie Polski nie jednemu wróciły do głowy. Ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce i po ośmiu latach wróciliśmy do europejskich pucharów (niestety z wiadomym skutkiem). Fani Białej Gwiazdy do Katowic przyjechali w 900 osób, tworząc kartoniadę w asyście pirotechniki. Ogólnie bardzo dobra prezentacja.

..

12. ŁKS Łódź, jesień 2009

Po 10 latach ŁKS znów przyjechał do Katowic, przez co ogromna była mobilizacja po obu stronach. Rodowici Łodzianie, pomimo środowego terminu, pokazali się konkretnie. Zawitali w 937 osób w tym 375 GKS Tychy. Doping po obu stronach był rewelacyjny, jednak po każdej straconej bramce przez łodzian, Blaszok jeszcze bardziej podkręcał decybele. Była to najlepsza liczba w historii ŁKS-u na naszym stadionie.

..

11. Śląsk Wrocław, wiosna 2000

Gdyby mnie ktoś zapytał o najbardziej kompletny kibicowski mecz ostatnich 20 lat, w którym było wszystko, co kibic kocha, bez wahania wskazałbym na ten pojedynek. W mojej osobistej ocenie Blaszok wystawił w tym dniu najkonkretniejszy w historii młyn, jeśli chodzi o doping. O szalikach nawet nie wspomnę, trzeba obejrzeć zdjęcia, które każdy zna, a było już lato. W tym sezonie wraz ze Śląskiem mieliśmy ogromny maraton do pokonania, którego prawie żadna polska ekipa nigdy nie miała na rozkładzie – 23 wyjazdy. Podczas tego spotkania obydwie ekipy były o krok od awansu do elity, więc ciśnienie było zarówno na boisku, jak i trybunach. WKS przyjechał w 950 osób, co na tamte czasy było liczbą mega konkretną. Po rozłożeniu jednej z największych sektorówek w Polsce „Cała Polska w cieniu Śląska”, trybuna gości wyglądała rewelacyjnie, a Śląsk potwierdził to dopingiem.

.

.

Eric Cantona



1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Kejta

    28 marca 2020 at 03:01

    Mialem tylko 13 lat ale pamietam mecz ze Slaskiem jak dzis i akcje naszych na flage Slaska hehe

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga