Dołącz do nas

Piłka nożna

Rozpędzona Lokomotywa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po dwóch tygodniach przerwy reprezentacyjnej GieKSa wróciła na ligowe boiska. Wyzwanie przed piłkarzami Rafała Góraka było nie byle jakie. Przy Bułgarskiej mieliśmy bowiem mierzyć się z liderem ekstraklasy i głównym kandydatem do zdobycia Mistrzostwa Polski – Lechem Poznań.

Gospodarze co prawda dwie kolejki temu zaskakująco przegrali w Krakowie z Puszczą Niepołomice, ale w ostatniej serii gier rozbili Legię Warszawa aż 5:2. Piłkarze Nilsa Frederiksena dali pokaz siły i udowodnili, że o tytule myślą bardzo poważnie. A polot, z jakim przeprowadzali akcje bramkowe, był rzeczywiście godny lidera ekstraklasy.

Katowiczanie w ostatniej kolejce przełamali złą passę i po dramatycznej końcówce wygrali na wyjeździe z Cracovią 4:3. Zespół pokazał się z bardzo dobrej strony w ofensywie i słabszej, jeśli chodzi o obronę, ale najważniejszy był dorobek punktowy w starciu z rozpędzonym rywalem.

W porównaniu z meczem w Krakowie trener Rafał Górak dokonał jednej zmiany. Kontuzjowanego Adama Zrelaka zastąpił w wyjściowej jedenastce Sebastian Bergier. Na ławce natomiast mieliśmy rekonwalescentów – Martena Kuuska, Aleksandra Komora i Jakuba Araka. W Lechu trener Nils Frederiksen również dokonał jednej roszady – Alexa Douglasa zastąpił Bartosz Salamon. Przed meczem nagrodę Piłkarza Miesiąca otrzymał nasz stary znajomi Antoni Kozubal i mogliśmy rozpocząć granie przy Bułgarskiej.

Już w 1. minucie indywidualną akcję przeprowadził Adrian Błąd, ale jego strzał zza pola karnego przeleciał daleko obok słupka. W 3. minucie gospodarze objęli prowadzenie. Walemark wykorzystał zawahanie Marcina Wasielewskiego i dośrodkował w pole karne, a tam kompletnie niepilnowany Mikael Ishak pokonał naszego bramkarza. W 7. minucie gospodarze przeprowadzili szybką kontrę Sousa podał do Pereiry, ten wstrzeliwał mocno w pole karne, ale Kudła wyłapał piłkę. Kilka minut później sędzia nie odgwizdał faulu na Galanie i po akcji Kolejorza Ishak strzelał z 16 metrów – bronił Kudła. Chwilę później GieKSa miała szybką kontrę, jednak po złym rozegraniu Błąda poszłą rekontra i z dystansu uderzał Sousa – znów piąstkował nasz golkiper. GKS nie pozostawał dłużny. W 17. minucie doszło do kuriozalnej sytuacji – po dośrodkowaniu Walemarka głową niemal do pustej bramki uderzał Gholizadeh – kibice wybuchli radością, a ze stadionowych głośników rozległy się fanfary. Problem był w tym, że Irańczyk nie trafił do bramki. Katowiczanie nie odpuszczali kroku i wkrótce osiągnęli przewagę, choć ich strzały z reguły były blokowane – próbowali Repka i Błąd. W 31. minucie kapitalną okazję miał Sousa, ale znów górą był Kudła. W 36. minucie zza pola karnego uderzał Galan, ale trafił w boczną siatkę. Dwie minuty później Sousa znów odpalił turbo i podał do Walemarka, który z ostrego kąta trafił w słupek. W 2. minucie z dystansu nad bramką uderzał Kozubal. W 43. minucie po dośrodkowaniu Wasyla i wypiąstkowaniu Mrozka uderzał Kowalczyk, ale piłka po nodze rywala wyleciała na rzut rożny. Po kornerze do dobrej piłki doszedł ponownie Kowalczyk, ale uderzył nieczysto – ponad bramką. Chwilę później sędzia zakończył pierwszą połowę – niezłą w wykonaniu katowiczan, choć gdy Lech miał piłkę na naszej połowie – było naprawdę groźnie.

W przerwie trener Górak dokonał jednej zmiany – Mateusza Kowalczyka zastąpił Sebastian Milewski. Niedługo po pierwszym gwizdku dośrodkowywał Galan, ale Bergier nieprecyzyjnie strącał piłkę głową. W 50. minucie szybką kontrę wyprowadzili gospodarze, Ishak podał do Sousy, a tego w polu karnym sfaulował Adrian Błąd. Do jedenastki podszedł Ishak i trafił w słupek. Już minutę później zawodnik mógł się zrehabilitować, ale jego strzał głową z bliskiej odległości fenomenalnie wybronił Kudła. W 57. minucie bardzo dobre podanie i odbitą piłkę wykorzystał Gholizadeh, który precyzyjnym strzałem pokonał bramkarza gości. W 61. minucie technicznym strzałem próbował Kudłę zaskoczyć Walemark, ale uderzył obok słupka. Siedem minut później sam na sam z Kudłą był Ishak, ale z ostrego kąta nie zdołał pokonać naszego bramkarza. 70. minucie po dośrodkowaniu Czerwińskiego i zgraniu Bergiera bardzo blisko strzelenia był Milewski, ale Bartosz Salamon zgarnął mu piłkę sprzed nosa. Po chwili kibice Lecha odpalili fajerwerki i mecz został przerwany na kilka minut. Gdy już się przejaśniło od dymu… odpalili race i jeszcze bardziej zadymili boisko. Po chwili racowisko zrobili katowiczanie, ale już można było grać. Po drugim golu dla Lecha opadł animusz naszemu zespołowi. W 87. minucie kąśliwie udrzał zza pola karnego wprowadzony Dino Hotić, ale czujny Kudła sparował piłkę. W końcówce meczu coraz więcej niedokładności było z naszej strony, co skrzętnie próbował wykorzystać Lech, nasz golkiper jednak bronił nawet podwójnie. Trener GKS dokonał potrójnej zmiany, na boisku pojawili się Mateusz Marzec, Marten Kuusk i Jakub Arak. W końcówce meczu jeszcze miał sytuację Filip Szymczak, ale znów świetnie bronił bramkarz.

GKS Katowice dzielnie stawiał czoła Kolejorzowi w pierwszej połowie, nawet mimo szybko straconej bramki. Zawodnicy Rafała Góraka nie pękali, mimo że co jakiś czas gospodarze włączali piąty bieg. Od początku drugiej połowy piłkarze Frederiksena przypuścili szturm, mieli karnego i strzelili bramkę. GKS próbował się jeszcze odgryzać, ale z czasem wychodziło to naszemu zespołowi coraz słabiej, pojawiała się masa niedokładności, a gospodarze raz po raz nękali Kudłę. Wygrała drużyna lepsza, ale GieKSa wstydu nie przyniosła. W końcówce próbował jeszcze uderzać Wasielewski, ale jego strzał został zablokowany.

23.11.2024, Poznań
Lech Poznań – GKS Katowice 2:0
Bramki: Ishak (3), Gholizadeh (57).
Lech: Mrozek – Pereira (90. Hoffmann), Salamon, Milić, Gurgul, Murawski, Kozubal, Sousa (60. Jagiełło), Gholizadeh (60. Fiabema), Ishak (80. Szymczak), Walemark (80. Hotić).
GKS: Kudła – Wasielewski, Czerwiński, Jędrych, Klemenz, Galan (89. Kuusk) – Błąd (88. Marzec), Repka, Kowalczyk (46. Milewski), Mak (65. Bród) – Bergier (89. Arak).
Żółte kartki: Galan, Wasielewski.
Sędzia: Łukasz Kuźma (Białystok)
Widzów: 28254 (w tym 1705 kibiców GKS Katowice).
W 51. minucie Ishak nie wykorzystał rzutu karnego (strzelił w słupek).



1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Gerard

    23 listopada 2024 at 23:25

    Mamy słabą obronę, nie ma co się czarować. W tym meczu nic nie mieliśmy do powiedzenia ale w meczach z Lubinem, Koroną, Rakowem, Widzewem czy Cracovią traciliśmy w głupi sposób bramki a z Legią czy z Górnikiem napastnicy robili z nszymi co chcieli. Nawet blisko 40-to letni Podolski grał jak z juniorami w obronie. Drużynie nie można odmówić waleczności i odwagi ale wzmocnień potrzebujemy.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga