Piłka nożna Prasówka
Rozwój zasłużenie wyrwał punkt GieKSie. Media po meczu GKS-Rozwój
Zapraszamy do przeczytania fragmentów opinii mediów na temat meczu GKS Katowice – Rozwój Katowice. W którym padł remis 2:2 ( 2:1 ). Bramki strzelili: dla GieKSy – Bartosz Iwan, Oliver Práznovský, dla Rozwoju – Łukasz Kopczyk i Tomasz Wróbel.
katowickisport.pl – W derbach Katowic beniaminek wywozi punkt z Bukowej!
„Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska” – usłyszeli GieKSiarze z „Blaszoka”. Remis to wielkie rozczarowanie gospodarzy. Potrzebujemy punktów i bramek, więc zakładamy nasze bardziej ofensywne ustawienie i nastawienie w tym spotkaniu – mówił na naszych łamach Ireneusz Kościelniak, który zastąpił w tym meczu na trenerskiej ławce Piotra Piekarczyka. Rzeczywiście; w środku pola – miast Povilasa Leimonasa – pojawił się bardziej ofensywnie usposobiony Wojciech Trochim.
Nie to jednak zapewne wpłynęło na obraz I połowy – toczonej pod dyktando gopodarzy, ale taktyka schowanych za podwójną gardą gości. Dość powiedzieć, że w tej odsłonie Rozwój de facto nie wyprowadził żadnej składnej akcji ofensywnej. Jak więc zdobył gola? Oczywiście po rzucie rożnym; „GieKSiarze” nie upilnowali Łukasza Kopczyka i było 1:1.
[…]Druga część gry pokazała, że Rozwój jednak ma ciut większy potencjał, niż chciał to pokazać przed przerwą. W każdym razie umiejętności i „amunicji” starczyło beniaminkowi na tyle, by po raz drugi wyrównać; Tomasz Wróbel, biegnąc 40 m z piłką, okazał się i tak szybszy od obrońców, by w końcu wpakować piłkę w krótki róg bramki Mateusza Kuchty. […] Od tej pory mecz się wyrównał, a szansę na przechylenie szali miały obie strony. Strzał Grzegorza Goncerza z 14 metrów obronił Bartosz Soliński, z kolei Sebastian Gielza zza „szesnastki” przymierzył w słupek.
W samej końcówce GKS miał parę rzutów rożnych, ale nie stworzył z nich wielkiego zagrożenia.
ekstraklasa.net – Cios za cios w derbach Katowic. Rozwój zasłużenie wyrwał punkt GieKSie
Rozwój Katowice był o krok od ośmieszenia bardziej utytułowanego rywala zza miedzy i wywiezienia kompletu punktów z Bukowej. Co prawda GKS dwa razy prowadził, ale w drugiej połowie zagrał poniżej krytyki.
Tymczasowy trener GKS-u Katowice, Ireneusz Kościelniak zapowiadał przed spotkaniem ofensywną grę swoich podopiecznych. Gospodarze przeszli od słów do czynów i od początku przejęli kontrolę nad spotkaniem. Już w 10. minucie po znakomitym dośrodkowaniu z lewej strony Adriana Frańczaka piłkę głową do bramki skierował Bartosz Iwan. Podopieczni w Mirosława Smyły w pierwszym minutach spotkania pod żadnym względem nie przypominali zespołu, który w dwóch ostatnich spotkaniach pokazał się z dobrej strony.
[…] W 26. minucie do remisu doprowadził Łukasz Kopczyk, który wykorzystał idealne dośrodkowanie z rzutu rożnego Tomasza Wróbla. To kolejna bramka stracona przez GKS w tym sezonie po stałym fragmencie gry.
Gospodarze po utracie bramki znów ruszyli do ataku. Kilka minut przed przerwą, ponownie udało im się wyjść na prowadzenie. Premierowe trafienie w barwach GKS-u zaliczył Oliver Praznovsky. Asystę przy bramce Słowaka zaliczył Rafał Pietrzak.
[…] Początek drugiej części spotkania był chaotyczny w wykonaniu jednych i drugich. Kontrolę w tym fragmencie spotkania przejęli jednak gospodarze. W 50. minucie po raz kolejny na bramkę Solińskiego strzelał Iwan. Uderzenie pomocnika trójkolorowych z łatwością wyłapał jednak bramkarz Rozwoju. Pomimo optycznej przewagi GieKSy, gościom ponownie udało się wyrównać. W 56. minucie po fantastycznym, indywidualnym rajdzie prawą stroną boiska, akcję skutecznie zakończył Tomasz Wróbel.
Podrażnieni gospodarze po raz kolejny ruszyli do ataku. W ich atakach brakowało jednak dobrego, ostatniego podania przez co nie potrafili oni poważnie zagrozić bramce Solińskiego. Przewaga trójkolorowych rosła jednak z każdą minutą, a podopieczni trenera Smyły skoncentrowali się na obronie dostępu do własnej bramki, ograniczając się do sporadycznych kontrataków.
[…] Przy Bukowej zatem podział punktów, który zadowala tylko gości dzisiejszego spotkania. Verner Licka, Jerzy Brzęczek, a może ktoś inny? Niezależnie od tego, kto zostanie nowym szkoleniowcem GKS-u, przed nim mnóstwo pracy, bo w obecnej dyspozycji trójkolorowych czeka… walka o utrzymanie.
sportowefakty.wp.pl – Historyczne derby na remis
[…] Faworytem derbów Katowic był GKS, klub bogatszy, bardziej utytułowany i mogący liczyć na wsparcie włodarzy miasta. Gracze Rozwoju na prezentację wyszli w specjalnym koszulkach i zaprezentowali transparent odnoszący się do tej sytuacji. Na bannerze widniało hasło: „Prezydencie Krupa, dlaczego nie chce nam pan pomóc?”. Goście nie zamierzali się poddawać i postawili GieKSie zacięty opór.
[…] Z biegiem czasu z trybun stadionu przy Bukowej coraz częściej było słychać gwizdy i okrzyki dające upust frustracji kibiców. Gospodarze częściej byli przy piłce i byli stroną przeważającą, ale Rozwój skutecznie się bronił. W 72. minucie GieKSa miała świetną sytuację do tego, by po raz trzeci objąć prowadzenie, lecz uderzenie Goncerza świetnie obronił Bartosz Soliński, a następnie w ogromnym zamieszaniu piłkę na róg wybili obrońcy Rozwoju.
[…] W 81. minucie Rozwój mógł zdobyć trzecią bramkę, ale po zaskakującym uderzeniu Sebastiana Gielzy piłka trafiła w poprzeczkę. Chwilę później gospodarze mieli dużo szczęścia. Po płaskim dograniu z rzutu wolnego futbolówka przeleciała przez pole karne i mało brakło, by strącił ją mający przed sobą już tylko pustą bramkę Bartosz Jaroszek. W końcówce gospodarze rzucili się do ataków, lecz nie znaleźli sposobu na defensywę Rozwoju.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Kibol
27 września 2015 at 22:08
Pięknie wyglądają piękne koszulki z dużym sercem mają lecz cóż z tego jak klub i kibiców głęboko w d….e mają