Piłka nożna
Rywal pod Lupą: Przemysław Bargiel
Debiut w Ekstraklasie w wieku 16 lat, transfer do Milanu i występy pod okiem Gennaro Gattuso. Tym wszystkim może się pochwalić 20-letni pomocnik rezerw Śląska Wrocław – Przemysław Bargiel. Aktualnie jeden z kluczowych zawodników w zespole prowadzonym przez Piotra Jawnego.
Przemysław Bargiel swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Ruchu Chorzów. O młodym pomocniku pierwszy raz zrobiło się głośniej zimą 2016 roku, kiedy Waldemar Fornalik postanowił dołączyć go do kadry pierwszego zespołu i zabrać na zgrupowanie na Cypr. Niespełna miesiąc po ukończeniu szesnastego roku życia, otrzymał szansę występu od pierwszych minut w trzecioligowych rezerwach Ruchu w meczu z Szombierkami Bytom. Utalentowany zawodnik 6 dni później dość niespodziewanie został rzucony na jeszcze głębszą wodę. Bargiel znalazł się w osiemnastce meczowej Ruchu na mecz 34. kolejki z Cracovią. Waldemar Fornalik nie zawahał się i wpuścił młodego pomocnika na boisko w końcówce spotkania przeciwko „Pasom”. Bargiel w 79 minucie zastąpił na murawie 15 lat starszego Tomasza Podgórskiego i przeszedł do historii jako najmłodszy debiutant w Ekstraklasie w XXI wieku. Na tle ligowych wyjadaczy zaprezentował się zupełnie bez kompleksów i swój debiut w elicie mógł zaliczyć do bardzo udanych.
Swojego zadowolenia z debiutu Bargiela nie ukrywał również Waldemar Fornalik:
„-Potwierdził to, o czym się mówi od dawna. Jest bardzo utalentowanym zawodnikiem, zagrał te kilkanaście minut bez kompleksów. Do tego debiutu przygotowywany był od stycznia wykonując wiele indywidualnych zajęć”.
Otrzymał od trenera Fornalika również szansę w ostatnich trzech kolejkach w sezonie, w których Ruch mierzył się z Lechią Gdańsk, Piastem Gliwice i Lechem Poznań. W sumie Bargiel uzbierał 87 minut w czterech występach w kampanii 2015/16.
Utalentowany pomocnik był także regularnie powoływany do drużyn młodzieżowych U15 i U16, gdzie pełnił nawet funkcję kapitana. Zdecydowanie wyróżniał się umiejętnościami na tle swoich rówieśników z kadry, dla której zdobywał tak piękne bramki jak, chociażby ta z dwumeczu z Walią (od 3:55):
Przemysław Bargiel zaczął wzbudzać coraz większe zainteresowanie i być bacznie obserwowany przez liczną rzeszę skautów z dużych europejskich klubów. Zaledwie pół roku od debiutu w Ekstraklasie został zaproszony na kilkudniowe testy w Interze Mediolan. Jego pobyt w stolicy Lombardii składał się z testów medycznych, a także 4 sesji treningowych. Polak zaprezentował się z dobrej strony i „Nerazzurri” poważnie rozważali jego sprowadzenie. Wówczas do gry o angaż Bargiela wszedł odwieczny rywal Interu, czyli AC Milan. Stało się to przede wszystkim dzięki osobie Massimo Mirabellego nowego dyrektora sportowego Milanu. Co ciekawe, Mirabelli kilka miesięcy wcześniej pełnił rolę szefa skautów Interu Mediolan.
Po zakończeniu sezonu 2016/17, w którym Bargiel wystąpił tylko raz w rozgrywkach Ekstraklasy, do Chorzowa wpłynęła oficjalna oferta transferowa opiewająca na 350 tysięcy Euro plus 150 tysięcy Euro w potencjalnych bonusach. Ruch Chorzów popadający w coraz to większe tarapaty finansowe ofertę oczywiście przyjął i 17-latek podpisał umowę z Milanem.
Bargiel został zawodnikiem najstarszej drużyny młodzieżowej „Rossonerich”, czyli Primavery. W tym samym momencie trenerem młodych piłkarzy Milanu został Gennaro Gattuso. Polak u legendarnego pomocnika za wiele jednak nie pograł. Zanotował zaledwie 12 występów, z których tylko kilka rozpoczynał w podstawowej jedenastce.
Bargiel w poszukiwaniu regularnej gry, a co za tym idzie szybszej możliwości rozwoju, zdecydował się na wypożyczenie do Spezii. Głównym czynnikiem tej decyzji była obietnica częstszych występów. Pomocnik od początku pobytu w zespole z Ligurii zadomowił się w podstawowej „jedenastce” i do końca rozgrywek w sezonie 18/19 uzbierał 23 występy, w których zdobył jedną bramkę i zapisał jedną asystę.
Przed startem kolejnego sezonu dość mocno sprowadzenie Bargiela zaczęły sondować Polskie zespoły. W kraju głośno mówiło się o dużym zainteresowaniu tym piłkarzem przez pierwszoligowy GKS Jastrzębie, ale ostatecznie na ostatniej prostej zawodnika przejął Śląsk Wrocław. Przemysław Bargiel związał się z Wrocławskim klubem 4-letnim kontraktem. Włodarze klubu nie ukrywali i w dalszym ciągu nie ukrywają, że wiążą ogromne nadzieje z jego osobą.
” – Chcemy, aby Przemek wkomponował się do zespołu i poznał styl pracy trenera Lavički. To bardzo utalentowany zawodnik, który przez następne dwa sezony będzie mógł pełnić rolę młodzieżowca. Jest pracowity, może zagrać na każdej pozycji w środku pola i liczymy, że będzie robił stałe postępy”
Bargiel swojego pierwszego roku w Śląsku nie zaliczy jednak do udanych. Nie doczekał się debiutu w Ekstraklasie w barwach pierwszego zespołu, a na regularne występy mógł liczyć tylko w trzecioligowych rezerwach, których sezon jak dobrze wszyscy pamiętamy, został przerwany na półmetku rozgrywek przez pandemię koronawirusa.
Sytuacja 20-letniego pomocnika zmieniła się delikatnie na początku aktualnie trwającego sezonu. Trener Lavicka dał mu szansę występów w pierwszej drużynie w pierwszych trzech kolejkach. Były to jednak tylko kilkuminutowe epizody. Od tamtego czasu regularnie występuje w drużynie rezerw prowadzonej przez Piotra Jawnego i czeka na kolejne powołania do kadry pierwszego zespołu.
W tym sezonie w drugiej lidze zanotował w sumie 8 występów, w których zanotował jedną asystę, a także otrzymał dwie żółte kartki.
Środowy mecz dla Przemysława Bargiela będzie pierwszą rywalizacją z GKS-em Katowice w jego dotychczasowej przygodzie z piłką.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.





Afera
17 listopada 2020 at 11:36
Zerkam se poczytać zadowolony ostatnią naszą grą,a tu co wywiad z śmierdzielem i już się wszystkiego odechciewa,oczywiści szacun i wielkie dzięki za poświęcony czas nam Kibicą,ale gdzie wywiad ze śmierdzielem na naszej stronce.Pozdro dla GieKSiarzy,w środę tylko 3 pkt.
Ja
17 listopada 2020 at 11:45
ktos wie czy jutro bedzie transmisja gdzies tego szpilu
kosa
17 listopada 2020 at 12:17
@Ja
Będzie na YouTube Śląska Wrocław. Jutro około 10:00 będzie u nas na stronie news z bezpośrednim linkiem.