Siatkówka
Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci? – po porażce w Spodku
Kibice zgromadzeni w Spodku oglądali kolejny rollercoaster w wykonaniu siatkarzy GKS-u. Po dwóch bezdyskusyjnie przegranych setach, w kolejnych dwóch (wygranych) zagraliśmy na swoim, dobrym poziomie, by w tie-breaku… „nie wyjść” w ogóle na parkiet. Żadnej drużynie PlusLigowej nie przystoi tak się zaprezentować jak GieKSa w piątym secie… wstyd…
katowickisport.pl – Zwycięstwo bez satysfakcji
Walczący o awans do play offu Jastrzębski Węgiel stracił punk w Katowicach z GKS-em. Kibice zgromadzeni w „Spodku” nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczali, że siatkarze GKS-u Katowice zdołają się pozbierać po dwóch przegranych setach w derbowej potyczce z Jastrzębskim Węglem. Jednak 10-minutowa przerwa i wizyta w szatni podziałała na nich mobilizująco. Doprowadzili do remisu i dopiero w tie-breaku siatkarze z Jastrzębia w imponującym stylu przechylili szalę zwycięstwa. Goście zdobyli cenne punkty, bo ciągle mają ambicję wystąpić w play offie. W trzech ostatnich meczach podopieczni Ferdinando De Giorgiego mają teoretycznie słabszych rywali – zespoły z Będzina, Szczecina oraz Kielc. Jednak punktów nikt im za darmo nie podaruje. Ospały początek – Oba zespoły zaczęły spotkanie niezwykle ospale i mieliśmy wrażenie, że akcje toczą się w zwolnionym tempie. Goście od początku mieli inicjatywę, bo katowiczanie fatalnie przyjmowali zagrywkę. Poirytowany trener Piotr Gruszka szybko zmienił Serhija Kapelusa. Jego miejsce zajął Rafał Sobański, ale sytuacja się nie poprawiła. Jastrzębianie w tym elemencie byli zdecydowanie lepsi i Lukas Kampa miał więcej możliwości wyboru. Przy stanie 8:9 jastrzębianie serią zdobyli 5 pkt. i tę przewagę skrzętnie utrzymywali do końca partii. Druga odsłona była bliźniaczo podobna, bo gospodarze wciąż prezentowali się marnie. Mieli tylko kilka błyskotliwych akcji. Gdyby goście nie psuli zagrywek, pewnie wynik byłby zdecydowanie wyższy. Gruszka wciąż rotował składem, ale nie przyniosło to efektu. Jastrzębianie utrzymywali 3-4 pkt. przewagi. W końcowych fragmentach gra gospodarzy zupełnie się posypała i na 10-minutową przerwę schodzili w minorowych nastrojach. Wyjście z dołka – Krótka wizyta w szatni przyniosła jednak skutki. Katowiczanie wzmocnili siłę zagrywki, wyeliminowali błędy w tym elemencie, ale również zaczęli lepiej przyjmować. Po raz pierwszy w meczu wyszli na prowadzenie (9:8) i, co najważniejsze, potrafili je utrzymać do samego końca. W końcowych fragmentach była nawet chwila emocji, ale ostatecznie partia została zapisana po stronie katowiczan. W kolejnej odsłonie już uspokojeni gospodarze szybko zyskali kilku punktową przewagę, po udanych akcjach zarówno środkowych, jak i skrzydłowych. I doprowadzili do tie breaka, ale w nim pokpili sprawę, bo przegrywali 0:4 i 1:9, a takie straty są nie do odrobienia. – Dobrze, że po przerwie zdołaliśmy się podnieść i pokazaliśmy z niezłej strony. Szkoda tylko, że w tie-breaku wszystko się rozkleiło. Niemniej punkt z tak renomowanym zespołem nas cieszy. A zanosiło się przecież na klęskę – stwierdził trener GKS-u Piotr Gruszka.
siatka.org – PL: Podział punktów w Katowicach
Chociaż siatkarze Jastrzębskiego Węgla prowadzili już 2:0 z GKS-em Katowice, nie zdołali dopisać do swojego konta trzech punktów. Podopieczni Piotra Gruszki po dziesięciominutowej przerwie zaprezentowali się znacznie lepiej, doprowadzając do tie-breaka. Piątą partię zdominowali jednak zawodnicy Ferdinando de Giorgiego, deklasując rywali. Jastrzębianie świetnie otworzyli spotkanie, rywale mieli kłopoty z przyjęciem kąśliwych zagrywek podopiecznych Ferdinando de Giorgiego, co przekładało się na problemy ze skończeniem ataku. As serwisowy Salvadora Hidalgo Olivy zmusił Piotra Gruszkę do wzięcia przerwy na żądanie (6:2). Wyraźnie pomogła ona katowiczanom, którzy poprawili swoją grę w ofensywie oraz w polu serwisowym, co pozwoliło im złapać kontakt z rywalami (8:9). Jastrzębianie szybko powrócili do dobrej gry zagrywką z początku spotkania, za sprawą punktu zdobytego w tym elemencie przez Wojciecha Sobalę odbudowali czteropunktową zaliczkę (12:8), którą powiększyli dzięki kontrze wykorzystanej przez Kubańczyka z niemieckim paszportem (13:8). Dalsza część seta przebiegała pod dyktando podopiecznych Ferdinando de Giorgiego, którzy prezentowali się pewnie w ataku oraz w zagrywce. Zwycięstwo gości w pierwszej odsłonie spotkania przypieczętował skutecznym atakiem ze środka Wojciech Sobala (25:20). (…)
polsatsport.pl – PlusLiga: Jastrzębski Węgiel górą w derbach Śląska
(…) Dziesięciominutowa przerwa ożywiła gospodarzy, zupełnie odmiennie wpłynęła natomiast na podopiecznych trenera Ferdinando De Giorgiego. Pierwsze akcje należały co prawda do jastrzębian (3:6), szybko jednak to siatkarze GKS zaczęli nadawać ton grze. Przy stanie 9:8 po raz pierwszy w tym meczu uzyskali prowadzenie. Trafili na słabszy moment rywala i kuli żelazo, póki gorące. Dobrze prezentowali się w ofensywie, a Pietraszko (14:10) oraz Maciej Fijałek (19:15) zaskoczyli rywali zagrywką. Jastrzębianie popełniali błędy, ale jeszcze zerwali się do walki, złapali kontakt (19:18). Końcówka należała jednak do katowiczan. Gonzalo Quiroga zakończył tę partię skutecznym atakiem (25:22). Set numer cztery rozpoczął się od festiwalu błędów (w całym secie jastrzębianie popełnili ich aż dziesięć!) i wyraźnej przewagi gospodarzy (8:3). Goście znów gonili wynik (15:13), ale seria czterech wygranych piłek, zwieńczona asem serwisowym Emanuela Kohuta, właściwie przesądziła sprawę zwycięstwa w tej partii (19:13). Skuteczny atak Kohuta zakończył seta (25:20), a obie ekipy mogły już przygotowywać się do tie-breaka. Rozstrzygającą partię z ogromnym animuszem zaczęli jastrzębianie (0:4, 1:8), którzy bezlitośnie wykorzystywali problemy rywali na przyjęciu. Tak wysoka przewaga wypracowana w pierwszej części tie-breaka pozwoliła im kontrolować sytuację w końcówce. Kiwka Lukasa Kampy dała piłkę meczową (6:14), a skuteczny atak Muzaja oznaczał koniec gry (7:15). (…)
sportowefakty.wp.pl – GKS – Jastrzębski: zwycięstwo jastrzębian po zaciętej walce w derbach Śląska
(…) W trzecim secie zespół pod wodzą Piotra Gruszki wzmocnił zagrywkę, a jego cierpliwa gra w defensywie zaczęła przynosić efekty. W dodatku znacznie poprawił grę Karol Butryn, który w pierwszych dwóch partiach nie zachwycał, a pod koniec drugiej został nawet zmieniony przez Dominika Witczaka. Wyraźnie zmotywowani gospodarze wyszli na prowadzenie i powiększali je tak, że teraz to Salvador Hidalgo Oliva i spółka musieli gonić wynik (19:16). Zaczął też funkcjonować katowicki blok. Dzięki temu GKS przedłużył swoje szanse na zwycięstwo w tym meczu. Czwarty set rozpoczął się od długich wymian, zażartej walki i wyrównanej gry. Bardzo szybko okazało się jednak, że więcej animuszu jest po stronie katowiczan. W każdym niemal elemencie prezentowali się w tej fazie gry lepiej od przeciwników, którzy z kolei popełniali coraz więcej błędów. W obliczu takiego obrotu sprawy Ferdinando De Giorgi sięgnął po rezerwowych: Rodrigo Quirogę i Patryka Strzeżka. Zmiany przyniosły efekt (15:13), ale tylko chwilowi. Po kilku wskazówkach trenera Piotra Gruszki gospodarze odbudowali sporą przecież przewagę (19:13). Trudne zagrywki Pawła Pietraszko tylko przyspieszyły tie-breaka. (…)
czassiatkowki.pl – PlusLiga: jastrzębianie zdobyli katowicki Spodek i zdominowali rywali w tie-breaku
Siatkarze GKS-u Katowice w Spodku podejmowali jastrzębian. Mecz ten od samego początku układał się po myśli gości, którzy pewnie wygrali dwa pierwsze sety. Trzecia i czwarta odsłona należały do podopiecznych trenera Piotra Gruszki, którzy zdołali doprowadzić do tie-breaka. Ostatecznie jednak starcie zakończyło się wygraną jastrzębian. (…) W czwartego seta lepiej weszli gospodarze, którzy dzięki swojej skutecznej grze osiągnęli trzy punkty przewagi (6:3). Podbudowani zwycięstwem w poprzedniej odsłonie katowiczanie w tej radzili sobie bardzo dobrze (9:4, 11:5). Szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla rotował składem. Na boisku pojawili się Rodrigo Quiroga i Patryk Strzeżek, ale również to nie przyniosło zamierzonego efektu. W środkowej części seta siatkarze GKS-u Katowice prowadzili 14:8 i wyraźnie dominowali nad przeciwnikami. Brązowi medaliści z poprzedniego sezonu zdołali odrobić część strat (13:15), ale ich rywale szybko powrócili do wysokiego prowadzenia (19:13). Jastrzębianie nie poddawali się i walczyli do końca, ale ostatecznie musieli uznać wyższość przeciwników, którzy wygrali tę partię 25:20 i doprowadzili do tie-breaka. Pierwsze cztery punkty w decydującej odsłonie powędrowały na konto siatkarzy Jastrzębskiego Węgla (4:0), a to wszystko za sprawą zagrywki Jasona DeRocco. Podopieczni trenera Ferdinando de Giorgiego dominowali nad przeciwnikami w każdym elemencie i przy zmianie stron mieli siedem „oczek” zaliczki (8:1). Gra katowiczan wyraźnie się posypała i w tym secie byli oni bezradni. W końcówce partii przyjezdni mieli osiem punktów przewagi, której nie roztrwonili i wygrali tę odsłonę 15:7, a cały mecz 3:2. (…)
jastrzebskiwegiel.pl – Siatkarskie Derby Śląska dla pomarańczowych. Dwa punkty w meczu z GKS-em Katowice
(…) Po 10-minutowej przerwie nasz zespół wprowadził się na plac gry w niezłym stylu. Efektywne akcje naszych skrzydłowych (Muzaj oraz De Rocco) w połączeniu z asem serwisowym Kosoka złożyły się na wynik 6:3 dla Jastrzębskiego Węgla. Nie mający nic do stracenia katowiczanie rzucili wszystko na jedną szalę. Kiedy zaczęła działać im zagrywka (Rafała Sobański), straty z początku seta zostały przez nich zniwelowane (6:6). Chwilę później byli już na czele, bo Gonzalo Quiroga pewnie skończył atak z piłki przechodzącej (9:8). Wkrótce potem zrobiło się jeszcze groźniej, bo nasi przeciwnicy zbudowali sobie czteropunktową przewagę (14:10). Ich największym atutem w grze było to, z czego słyną w lidze, a co na nasze szczęście we wcześniejszych częściach meczu nie funkcjonowało, czyli serwis (19:15). W ważnym momencie tego seta z serwisu użytek zrobili też Pomarańczowi, a konkretnie zmiennik Ernastowicz i JW zmniejszył stratę do rywali do jednego „oczka” (19:18). Niestety, nie zdołaliśmy pójść za ciosem. GKS pozostał w grze za sprawą Gonzalo Quirogi, który w ostatniej akcji seta wybił piłkę po rękach blokujących (22:25). (…)
jastrzebskiwegiel.pl –Komentarze po meczu w Spodku: GKS Katowice – Jastrzębski Węgiel 2:3
Oto co powiedzieli po spotkaniu 27. kolejki PlusLigi gracze obydwu zespołów.
Salvador Hidalgo Oliva, przyjmujący Jastrzębskiego Węgla:
„Z punktu widzenia kibiców, widowiska czy telewizji wynik 3:2 jest na pewno dobry. Dla nas nie do końca, ale mimo wszystko najważniejsze jest zwycięstwo. Bardziej potrzebowaliśmy kompletu punktów, ale trzeba szanować i te dwa „oczka”. W pierwszych dwóch setach graliśmy bardzo równo, ale w trzecim i czwartym secie katowiczanie znaleźli na nas sposób. Zaczęli znakomicie wykonywać zagrywki. Tie-break należał już wyraźnie do nas. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko nadal ciężko pracować i zrobić wszystko, by znaleźć się w fazie play off. Tam wszystko zacznie się od nowa”.
Gonzalo Quiroga, przyjmujący GKS Katowice:
„Ten mecz można podzielić na pierwsze dwa sety i trzy pozostałe. W dwóch pierwszych partiach Jastrzębski Węgiel grał niemal perfekcyjnie, a my nie mogliśmy w żaden sposób „odpalić”. Nie potrafiliśmy zatrzymać Macieja Muzaja, ale tak właściwie nie mieliśmy sposobu na żadnego z graczy jastrzębskiej drużyny. Po dziesięciominutowej przerwie wreszcie zaczęła wychodzić nam zagrywka, lepiej też przyjmowaliśmy serwy i dostosowaliśmy się do poziomu przeciwnika. Nie udało się wygrać meczu, ale ten punkt, który dziś wywalczyliśmy, również jest dla nas bardzo ważny”.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze