Dołącz do nas

Siatkówka

Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci? – po porażce w Spodku

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Kibice zgromadzeni w Spodku oglądali kolejny rollercoaster w wykonaniu siatkarzy GKS-u. Po dwóch bezdyskusyjnie przegranych setach, w kolejnych dwóch (wygranych) zagraliśmy na swoim, dobrym poziomie, by w tie-breaku… „nie wyjść” w ogóle na parkiet. Żadnej drużynie PlusLigowej nie przystoi tak się zaprezentować jak GieKSa w piątym secie… wstyd…

katowickisport.pl – Zwycięstwo bez satysfakcji

Walczący o awans do play offu Jastrzębski Węgiel stracił punk w Katowicach z GKS-em. Kibice zgromadzeni w „Spodku” nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczali, że siatkarze GKS-u Katowice zdołają się pozbierać po dwóch przegranych setach w derbowej potyczce z Jastrzębskim Węglem. Jednak 10-minutowa przerwa i wizyta w szatni podziałała na nich mobilizująco. Doprowadzili do remisu i dopiero w tie-breaku siatkarze z Jastrzębia w imponującym stylu przechylili szalę zwycięstwa. Goście zdobyli cenne punkty, bo ciągle mają ambicję wystąpić w play offie. W trzech ostatnich meczach podopieczni Ferdinando De Giorgiego mają teoretycznie słabszych rywali – zespoły z Będzina, Szczecina oraz Kielc. Jednak punktów nikt im za darmo nie podaruje. Ospały początek –  Oba zespoły zaczęły spotkanie niezwykle ospale i mieliśmy wrażenie, że akcje toczą się w zwolnionym tempie. Goście od początku mieli inicjatywę, bo katowiczanie fatalnie przyjmowali zagrywkę. Poirytowany trener Piotr Gruszka szybko zmienił Serhija Kapelusa. Jego miejsce zajął Rafał Sobański, ale sytuacja się nie poprawiła. Jastrzębianie w tym elemencie byli zdecydowanie lepsi i Lukas Kampa miał więcej możliwości wyboru. Przy stanie 8:9 jastrzębianie serią zdobyli 5 pkt. i tę przewagę skrzętnie utrzymywali do końca partii. Druga odsłona była bliźniaczo podobna, bo gospodarze wciąż prezentowali się marnie. Mieli tylko kilka błyskotliwych akcji. Gdyby goście nie psuli zagrywek, pewnie wynik byłby zdecydowanie wyższy. Gruszka wciąż rotował składem, ale nie przyniosło to efektu. Jastrzębianie utrzymywali 3-4 pkt. przewagi. W końcowych fragmentach gra gospodarzy zupełnie się posypała i na 10-minutową przerwę schodzili w minorowych nastrojach. Wyjście z dołka –  Krótka wizyta w szatni przyniosła jednak skutki. Katowiczanie wzmocnili siłę zagrywki, wyeliminowali błędy w tym elemencie, ale również zaczęli lepiej przyjmować. Po raz pierwszy w meczu wyszli na prowadzenie (9:8) i, co najważniejsze, potrafili je utrzymać do samego końca. W końcowych fragmentach była nawet chwila emocji, ale ostatecznie partia została zapisana po stronie katowiczan. W kolejnej odsłonie już uspokojeni gospodarze szybko zyskali kilku punktową przewagę, po udanych akcjach zarówno środkowych, jak i skrzydłowych. I doprowadzili do tie breaka, ale w nim pokpili sprawę, bo przegrywali 0:4 i 1:9, a takie straty są nie do odrobienia. – Dobrze, że po przerwie zdołaliśmy się podnieść i pokazaliśmy z niezłej strony. Szkoda tylko, że w tie-breaku wszystko się rozkleiło. Niemniej punkt z tak renomowanym zespołem nas cieszy. A zanosiło się przecież na klęskę – stwierdził trener GKS-u Piotr Gruszka.

 

siatka.org – PL: Podział punktów w Katowicach

Chociaż siatkarze Jastrzębskiego Węgla prowadzili już 2:0 z GKS-em Katowice, nie zdołali dopisać do swojego konta trzech punktów. Podopieczni Piotra Gruszki po dziesięciominutowej przerwie zaprezentowali się znacznie lepiej, doprowadzając do tie-breaka. Piątą partię zdominowali jednak zawodnicy Ferdinando de Giorgiego, deklasując rywali. Jastrzębianie świetnie otworzyli spotkanie, rywale mieli kłopoty z przyjęciem kąśliwych zagrywek podopiecznych Ferdinando de Giorgiego, co przekładało się na problemy ze skończeniem ataku. As serwisowy Salvadora Hidalgo Olivy zmusił Piotra Gruszkę do wzięcia przerwy na żądanie (6:2). Wyraźnie pomogła ona katowiczanom, którzy poprawili swoją grę w ofensywie oraz w polu serwisowym, co pozwoliło im złapać kontakt z rywalami (8:9). Jastrzębianie szybko powrócili do dobrej gry zagrywką z początku spotkania, za sprawą punktu zdobytego w tym elemencie przez Wojciecha Sobalę odbudowali czteropunktową zaliczkę (12:8), którą powiększyli dzięki kontrze wykorzystanej przez Kubańczyka z niemieckim paszportem (13:8). Dalsza część seta przebiegała pod dyktando podopiecznych Ferdinando de Giorgiego, którzy prezentowali się pewnie w ataku oraz w zagrywce. Zwycięstwo gości w pierwszej odsłonie spotkania przypieczętował skutecznym atakiem ze środka Wojciech Sobala (25:20).  (…)

polsatsport.pl – PlusLiga: Jastrzębski Węgiel górą w derbach Śląska

(…) Dziesięciominutowa przerwa ożywiła gospodarzy, zupełnie odmiennie wpłynęła natomiast na podopiecznych trenera Ferdinando De Giorgiego. Pierwsze akcje należały co prawda do jastrzębian (3:6), szybko jednak to siatkarze GKS zaczęli nadawać ton grze. Przy stanie 9:8 po raz pierwszy w tym meczu uzyskali prowadzenie. Trafili na słabszy moment rywala i kuli żelazo, póki gorące. Dobrze prezentowali się w ofensywie, a Pietraszko (14:10) oraz Maciej Fijałek (19:15) zaskoczyli rywali zagrywką. Jastrzębianie popełniali błędy, ale jeszcze zerwali się do walki, złapali kontakt (19:18). Końcówka należała jednak do katowiczan. Gonzalo Quiroga zakończył tę partię skutecznym atakiem (25:22). Set numer cztery rozpoczął się od festiwalu błędów (w całym secie jastrzębianie popełnili ich aż dziesięć!) i wyraźnej przewagi gospodarzy (8:3). Goście znów gonili wynik (15:13), ale seria czterech wygranych piłek, zwieńczona asem serwisowym Emanuela Kohuta, właściwie przesądziła sprawę zwycięstwa w tej partii (19:13). Skuteczny atak Kohuta zakończył seta (25:20), a obie ekipy mogły już przygotowywać się do tie-breaka. Rozstrzygającą partię z ogromnym animuszem zaczęli jastrzębianie (0:4, 1:8), którzy bezlitośnie wykorzystywali problemy rywali na przyjęciu. Tak wysoka przewaga wypracowana w pierwszej części tie-breaka pozwoliła im kontrolować sytuację w końcówce. Kiwka Lukasa Kampy dała piłkę meczową (6:14), a skuteczny atak Muzaja oznaczał koniec gry (7:15).  (…)

 

sportowefakty.wp.pl – GKS – Jastrzębski: zwycięstwo jastrzębian po zaciętej walce w derbach Śląska

(…) W trzecim secie zespół pod wodzą Piotra Gruszki wzmocnił zagrywkę, a jego cierpliwa gra w defensywie zaczęła przynosić efekty. W dodatku znacznie poprawił grę Karol Butryn, który w pierwszych dwóch partiach nie zachwycał, a pod koniec drugiej został nawet zmieniony przez Dominika Witczaka. Wyraźnie zmotywowani gospodarze wyszli na prowadzenie i powiększali je tak, że teraz to Salvador Hidalgo Oliva i spółka musieli gonić wynik (19:16). Zaczął też funkcjonować katowicki blok. Dzięki temu GKS przedłużył swoje szanse na zwycięstwo w tym meczu. Czwarty set rozpoczął się od długich wymian, zażartej walki i wyrównanej gry. Bardzo szybko okazało się jednak, że więcej animuszu jest po stronie katowiczan. W każdym niemal elemencie prezentowali się w tej fazie gry lepiej od przeciwników, którzy z kolei popełniali coraz więcej błędów. W obliczu takiego obrotu sprawy Ferdinando De Giorgi sięgnął po rezerwowych: Rodrigo Quirogę i Patryka Strzeżka. Zmiany przyniosły efekt (15:13), ale tylko chwilowi. Po kilku wskazówkach trenera Piotra Gruszki gospodarze odbudowali sporą przecież przewagę (19:13). Trudne zagrywki Pawła Pietraszko tylko przyspieszyły tie-breaka.  (…)

czassiatkowki.pl – PlusLiga: jastrzębianie zdobyli katowicki Spodek i zdominowali rywali w tie-breaku

Siatkarze GKS-u Katowice w Spodku podejmowali jastrzębian. Mecz ten od samego początku układał się po myśli gości, którzy pewnie wygrali dwa pierwsze sety. Trzecia i czwarta odsłona należały do podopiecznych trenera Piotra Gruszki, którzy zdołali doprowadzić do tie-breaka. Ostatecznie jednak starcie zakończyło się wygraną jastrzębian.  (…) W czwartego seta lepiej weszli gospodarze, którzy dzięki swojej skutecznej grze osiągnęli trzy punkty przewagi (6:3). Podbudowani zwycięstwem w poprzedniej odsłonie katowiczanie w tej radzili sobie bardzo dobrze (9:4, 11:5). Szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla rotował składem. Na boisku pojawili się Rodrigo Quiroga i Patryk Strzeżek, ale również to nie przyniosło zamierzonego efektu. W środkowej części seta siatkarze GKS-u Katowice prowadzili 14:8 i wyraźnie dominowali nad przeciwnikami. Brązowi medaliści z poprzedniego sezonu zdołali odrobić część strat (13:15), ale ich rywale szybko powrócili do wysokiego prowadzenia (19:13). Jastrzębianie nie poddawali się i walczyli do końca, ale ostatecznie musieli uznać wyższość przeciwników, którzy wygrali tę partię 25:20 i doprowadzili do tie-breaka. Pierwsze cztery punkty w decydującej odsłonie powędrowały na konto siatkarzy Jastrzębskiego Węgla (4:0), a to wszystko za sprawą zagrywki Jasona DeRocco. Podopieczni trenera Ferdinando de Giorgiego dominowali nad przeciwnikami w każdym elemencie i przy zmianie stron mieli siedem „oczek” zaliczki (8:1). Gra katowiczan wyraźnie się posypała i w tym secie byli oni bezradni. W końcówce partii przyjezdni mieli osiem punktów przewagi, której nie roztrwonili i wygrali tę odsłonę 15:7, a cały mecz 3:2.  (…)

 

jastrzebskiwegiel.pl – Siatkarskie Derby Śląska dla pomarańczowych. Dwa punkty w meczu z GKS-em Katowice

(…)  Po 10-minutowej przerwie nasz zespół wprowadził się na plac gry w niezłym stylu. Efektywne akcje naszych skrzydłowych (Muzaj oraz De Rocco) w połączeniu z asem serwisowym Kosoka złożyły się na wynik 6:3 dla Jastrzębskiego Węgla. Nie mający nic do stracenia katowiczanie rzucili wszystko na jedną szalę. Kiedy zaczęła działać im zagrywka (Rafała Sobański), straty z początku seta zostały przez nich zniwelowane (6:6). Chwilę później byli już na czele, bo Gonzalo Quiroga pewnie skończył atak z piłki przechodzącej (9:8). Wkrótce potem zrobiło się jeszcze groźniej, bo nasi przeciwnicy zbudowali sobie czteropunktową przewagę (14:10). Ich największym atutem w grze było to, z czego słyną w lidze, a co na nasze szczęście we wcześniejszych częściach meczu nie funkcjonowało, czyli serwis (19:15). W ważnym momencie tego seta z serwisu użytek zrobili też Pomarańczowi, a konkretnie zmiennik Ernastowicz i JW zmniejszył stratę do rywali do jednego „oczka” (19:18). Niestety, nie zdołaliśmy pójść za ciosem. GKS pozostał w grze za sprawą Gonzalo Quirogi, który w ostatniej akcji seta wybił piłkę po rękach blokujących (22:25).  (…)

jastrzebskiwegiel.pl –Komentarze po meczu w Spodku: GKS Katowice – Jastrzębski Węgiel 2:3

Oto co powiedzieli po spotkaniu 27. kolejki PlusLigi gracze obydwu zespołów.

Salvador Hidalgo Oliva, przyjmujący Jastrzębskiego Węgla:

„Z punktu widzenia kibiców, widowiska czy telewizji wynik 3:2 jest na pewno dobry. Dla nas nie do końca, ale mimo wszystko najważniejsze jest zwycięstwo. Bardziej potrzebowaliśmy kompletu punktów, ale trzeba szanować i te dwa „oczka”. W pierwszych dwóch setach graliśmy bardzo równo, ale w trzecim i czwartym secie katowiczanie znaleźli na nas sposób. Zaczęli znakomicie wykonywać zagrywki. Tie-break należał już wyraźnie do nas. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko nadal ciężko pracować i zrobić wszystko, by znaleźć się w fazie play off. Tam wszystko zacznie się od nowa”.

Gonzalo Quiroga, przyjmujący GKS Katowice:

„Ten mecz można podzielić na pierwsze dwa sety i trzy pozostałe. W dwóch pierwszych partiach Jastrzębski Węgiel grał niemal perfekcyjnie, a my nie mogliśmy w żaden sposób „odpalić”. Nie potrafiliśmy zatrzymać Macieja Muzaja, ale tak właściwie nie mieliśmy sposobu na żadnego z graczy jastrzębskiej drużyny. Po dziesięciominutowej przerwie wreszcie zaczęła wychodzić nam zagrywka, lepiej też przyjmowaliśmy serwy i dostosowaliśmy się do poziomu przeciwnika. Nie udało się wygrać meczu, ale ten punkt, który dziś wywalczyliśmy, również jest dla nas bardzo ważny”.

 



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga